Strona główna Wczoraj i dziś

13 marca 1966: tragedia w parku kolejowym

Park kolejowy przy ul. Kolejowej. Stan z lipca 2022. Fot. TK / Twój Sącz

W opublikowanym kilka miesięcy temu tekście Ogród wokół kolei (planty kolejarskie) tylko wspomniałem eksplozji która wydarzyła się w tym miejscu 13 marca 1966 roku o godzinie 13:13. Gazety donosiły wówczas, że była to największa tragedia w powojennym Nowym Sączu. Tym razem nieco więcej o tym wydarzeniu.

13 marca 1966 r. była niedziela. Trochę mroźno, ale świeciło słońce. Grupa 16 – latków umówiła się na zbieranie bazi na Helenie. Byli ton Kazimierz Skorupka, Tadeusz Legutko, Zbigniew Maderak, Andrzej Chudy i Marian Morawski. O 10 rano wyruszyli za Dunajec. Zamiast bazi niestety znaleźli metalowy przedmiot, który „na oko” miał 80 cm długości. Wówczas znajdowano wiele takich „powojennych” niespodzianek, było to normalne. Chłopcy zatem pobawili się, pochodzi i postanowili wracać do domu.

Reklama

Marian Morawski opowiadał po latach w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”: Kupiliśmy w kiosku dwie gazety, zwinęli w nie żelastwo i wsiedliśmy do „emkaesu”. Po wydarzeniach, które się rozegrają za chwilę, ludzie będą opowiadać, że jechali linią „0”, ale ona dochodziła tylko do Rynku. Przytomny Morawski poszedł do ojca zapytać go, co to może być. Walczył na wojnie, znał się na rzeczy. Kiedy wyszedł na podwórko, aż go zamurowało. Powiedział: zjeżdżać mi z tym gówniarze. Synowi kazał wracać do domu.

Skorupka i Legutko zostali z pakunkiem sami. Poszli do parku kolejowego. Było tam sporo ludzi, wszak pamiętajmy, że była to niedziela. Kiedy Morawski podszedł do kolegów, ci już odbezpieczyli ładunek – zdjęli blaszkę. Nagle wewnątrz coś zaczęło tykać i brzęczeć. Morawski poradził kolegom, żeby zostawić ładunek na ławce i uciekać. Zauważył, że jednak w parku siedzą dwie dziewczyny. Postanowił z Chudym do nich podejść, aby je ostrzec.

Zrobili kilka kroków, a za nimi rozległ się potworny huk. W momencie zrobiło się ciemno, a mnie na dobre kilka metrów wyrzuciło w powietrze – wspominał Morawski. Ocknął się po kilku minutach. Jego ojciec stał w bramie domu, na widok tego machnął ręką i wrócił do domu. Za chwilę patrzę, a tutaj idzie do mnie Tadek Legutko. Jedną ręką trzyma się za gardło, drugą za podbrzusze. Przez palce przelewały mu się wnętrzności. Dogonił go jakiś facet w kurtce, spod której wystawał biały fartuch. Okazało się, że był to lekarz Wiecław Mieckowski. Akurat miał dyżur w pogotowiu kolejowym. Dostał telefon ze stacji o wybuchu, nawet się nie zastanawiał nad tym co zabiera ze sobą i co zastanie, w dwie minuty był na miejscu.

Jak Morawski wspomniał, drugi chłopak już nie żył – siedział na ławce, a odłamki na wylot przeszyły jego ciało. Wspomniał, że kolejny z chłopców – być może wspominany Legutko – miał rozpruty cały brzuch. Jego zachowanie było mocno nietypowe, bowiem na widok lekarza uciekł. Opisy jednak wydarzeń są wstrząsające: Po chwili jakoś go dogoniłem, poukładałem jelita, owinąłem w sterylne prześcieradło. Tak opatrzony został odwieziony do szpitala. Niestety zmarł.

Andrzej Chudy siedział obok na ławce i był cały czarny – mimo iż miał wbite w siebie 53 odłamki bomby cały czas był świadomy. Morawski owinął mu głowę szalikiem i poszli do domu. Okazało się, że wybuch był tak duży, że w pokojach nie było okien, nawet wyrywało drzwi z futrynami. Morawski senior był w szoku, leżał nieruchomo na łóżku. Z półki w czasie eksplozji spadł zegar. To brzmi niewiarygodnie, ale przysięgam, że czas zatrzymał się dokładnie na godzinie 13, minut 13. I do tego jeszcze ten 13 marca… – opowiadał Morawski.

Świadkowie wspominali, że mimo straszliwych wydarzeń w parku nie było zbyt wiele krwi. Lekarze tłumaczyli to faktem, że obfite krwawienie ofiar miało miejsce dopiero na łóżkach lekarskich. Jak się okazało, nie dało się go powstrzymać.

Skutki wydarzenia o którym mówiło całe miasto były wstrząsające – na miejscu zginęli nastolatkowe Kazimierz Skorupka i Zbigniew Maderak. W szpitalu nie udało się odratować Tadzia Legutki. Mimo ciężkich ran, Andrzej Chudy wrócił do normalnego życia. Morawski wyszedł bez draśnięcia z całego wypadku, co można uznać za cud. Jak opowiadał, gdyby siła uderzenia była choć trochę skierowana na bok, nie byłoby już jego – świadka tych tragicznych wydarzeń.


15 marca 1966 r. na cmentarzu komunalnym w Nowym Sączu odbył się pogrzeb trzech chłopców. Wzięli w nim udział mieszkańcy miasta, rzekomo tysiące osób. Kolegów na miejsce spoczynku odprowadził obecny także na tym wydarzeniu Morawski.

Tak się kończy jednak z najtragiczniejszych historii powojennego Sącza… W 2013 r. do świadka wydarzeń dotarł śp. red. Daniel Weimer, dzięki któremu możemy dziś uzupełnić historie parku przy kolejowej. Czy może jeszcze ktoś z Czytelników chciałby coś dodać? Świadków coraz mniej, a Nowy Sącz chyba zapomniał o „ostatnich ofiarach II wojny światowej” – jak mądrze ujął to jeden ze starszych Sądeczan.

Łukasz Połomski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj