Strona główna Wczoraj i dziś

1630: Zabójstwo polityczne w Nowym Sączu

faktor (pośrednik) Jakub Teiffer
Rycina z „Z życia domowego szlachty sandeckiej w epoce dynastii Wazów” ks. Jana Sygańskiego, wydanie Lwów 1910. Źródło Sądecka Biblioteka Cyfrowa

Co może mieć wspólnego miedź, król i morderstwo? Okazuje się, że w 1630 r. te trzy pozornie niezwiązane ze sobą słowa połączył Nowy Sącz. Zabójstwo z pogranicza skandalu dyplomatycznego obiło się o ściany królewskich komnat w Warszawie.

W 1630 r. Zygmunt III Waza budował zamek w Warszawie. Jego budowniczy Erhard Kleinpold wysługiwał się wieloma osobami, które kupowały najlepsze materiały budowlane. Jedną z nich był faktor (pośrednik) Jakub Teiffer, który w poszukiwaniu miedzi na zamek udał się aż na Węgry. Jak zanotował skrzętnie Jan Sygański: Faktor ów był to człowiek hulaka i lubiał napijać. Te cechy miały go zgubić.

Reklama

Miedź zakupił w Smolniku koło Koszyc. Po udanej transakcji postanowił zaszaleć. Przyjechał więc do niedalekiego Preszowa, gdzie w tamtejszej gospodzie oddał się swoim ulubionym przyjemnościom – piciu i grze w kręgle. Za kołnierz nie wylewał. Oprócz tamtejszych mieszczan spotkał także Michała Straussa, który zajmował się handlem winem z Polską. Pomiędzy panami doszło do nieporozumienia i zaczęły się wzajemne groźby. Teiffer miał powiedzieć Straussowi, że jeżeli przyjedzie do Polski to zostanie za swoje słowa aresztowany, bowiem faktor posiadał takie prawo. Strauss również groził wysłannikowi królewskiemu.

Faktor znalazł się w Nowym Sączu: po drodze zatrzymał się dłuższy czas w Nowym Sączu w gospodzie Jana Zięby, rzeźnika, gdzie żył sobie wesoło za królewskie pieniądze, mimo, że rękę ranną nosił na jedwabnej taśmie. W ówczesnych standardach jak najbardziej mieściło się balowanie za państwowe pieniądze. Pech chciał, że do miasta w tych samych dniach przyjechał węgierski kupiec Strauss. Jan Sygański zanotował, że kupiec będąc zaczepiony od Teiffera, zadał mu swą potężną szablą śmiertelny cios w obecności trzech pachołków starosty czchowskiego. Faktor bardzo krwawił, sprowadzono więc cyrulika Pawła Witopolskiego, który jednak nie uratował jego życia. Na trzeci dzień wyzionął ducha w gospodzie Stanisława Durałkowicza, cechmistrza krawieckiego.

Wybuchł skandal. Z jednej strony miał oblicze polityczne, bowiem Teiffer był wysłannikiem królewskim, a z drugiej strony dyplomatyczne – zabójca Strauss był Węgrem. Prawo zabraniało mieszczanom wymierzenie sprawiedliwości w tego typu sprawach. Atmosfera w mieście musiała pachnieć linczem. Sądeczanie postanowili działać.

Po wystosowaniu próśb zezwolono mieszczanom na zaaresztowanie Węgra. Strauss chciał zmykać, ale Jakób Miński, starszy pisarz miejski, spostrzegłszy to, wysłał w pomoc czeladź swoją, ażeby mu zastąpiła drogę – notował Jan Sygański. Kupiec nie był idiotą i wiedział, gdzie uciekać – udał się do klasztoru ojców norbertanów (dziś jezuitów). Zatrzymał się na miejscu Bogu poświęconem, wedle ówczesnych obyczajów, znalazł schronienie i bezpieczeństwo, a niebawem znikł bez śladu.

Wiadomość o sprawie dotarła do Zygmunta III Wazy w Tykocinie. Zabójstwo Teiffera bardzo go rozgniewało. W wigilię 1630 r. wystosował pismo, gdzie odnotował: Mord ten, iż nie tylko niewinnie, ale też na posłudze naszej będącego tego faktora potkał, słuszna, aby surowie karany był [morderca – red.]. Monarcha słusznie stwierdził, że w Nowym Sączu pozostały towary i cały majątek Straussa, który należy mu skonfiskować. W tym celu król wysłał do Sącza specjalnego posłańca, który miał przejąć dobytek. Nie minęły święta, a Zygmunt III Waza 28 grudnia wydał kolejne, podobne pismo.

Nadszedł rok 1631. W styczniu do miasta przybył sam Erhard Kleinpold (budowniczy królewski) oraz brat zamordowanego, Stanisław Teiffer. Sądeczanie chcieli pokazać się z jak najlepszej strony toteż przyjęli gościną przybyszów – podjęli ich obiadem i postawili wina dwa garnce.

Kilka dni potem okazało się, że Kleinpold, brat zabitego oraz jego sługa (Stanisław Gorlicki) wnieśli żal na Jana Ziębę, burmistrza i gospodarza gospody: iż dozwolił w mieście i gospodzie zabić faktora budowniczego Jego Królewskiej Mości. Oczywiście oskarżono też zabójcę, ale w większych kłopotach znalazł się Zięba: Zarzucono mu bowiem, iż rozbroił nieboszczyka, odbierając mu noże; że go z izby wyprowadził, zamiast użyczenia obrony, do czego z urzędu i jako gospodarz był zobowiązan. W toku śledztwa jednak oczyszczono burmistrza.

Proces toczył się dalej. Wyceniono, że zabicie faktora przyniosło dla skarbu państwa 15 tys. zł straty, o co Kleinpold oskarżył znowu Ziębę. Burmistrz pokazał budowniczemu cały majątek Straussa, a ponadto przedstawił kwity na rozrzutność nieboszczka Teiffera. Podobno faktor miał sprzedać miedź po to, aby bawić się w Sączu. Jak pięknie ujął to Sygański były to niekoniecznie powabne nowiny.

Kleinpold nic nie osiągnął w Sączu. Mieszczanie go gościli, jadł i pił niemal do końca swojego pobytu w mieście. Nie mógł doprowadzić sprawy do końca. Dwa lata później Michał Strauss i Erhard Kleinpold zawarli ugodę. Umorzono sprawę o zabicie Teiffera, a budowniczy Króla Jegomości uwolnił go od wszelkich pieniactw i napaści.

Król wyciągnął wnioski ze sprawy i nie wysyłał już faktorów po materiały, ale zakupy polecał swoim zaufanym kupcom. W ten sposób na handlu zaczął dorabiać się Walenty Tymowski, ale to już opowieść na osobny artykuł.

Łukasz Połomski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj