
90 lat temu, 4 stycznia 1926 roku zmarł ksiądz Alojzy Góralik. Proboszcz nowosądecki jest jedną z najbardziej zasłużonych osób w historii naszego miasta. Był nie tylko wielkim kapłanem ale także człowiekiem z ogromnym temperamentem, pasją i humorem.
Postać Infułata przybliżyliśmy w sierpniu 2014 roku. Tam streściliśmy cały Jego życiorys, zamieściliśmy dokonania oraz drogę kariery.
Alojzy Góralik był człowiekiem niezwykłym ale także charakternym. Do dziś owiane mgłą tajemnicy jest Jego odejście z Tarnowa do Nowego Sącza. Pełnił tam wiele zaszczytnych funkcji – był rektorem seminarium, członkiem kapituły katedralnej. Objęcie probostwa u fary to dla niego trochę zesłanie…
Zanim do tego doszło, w Tarnowie musiało dojść do sporu między duchowieństwem. Kłótnia dotyczyła obsady członków Kapituły. Po śmierci wikariusza generalnego, wybrano nielegalnie nowego. Biegły w prawie ks. Góralik, doniósł o tym do Rzymu i w wyniku dochodzenia nominację cofnięto. Tym samym Infułat stał się obiektem złośliwości ze strony kapituły.
Twardy charakter został przy nim do końca życia. Kiedy przybył do Nowego Sącza, miał skrzyczeć jedno z dzieci. Sumienie tak go ruszyło, że założył Dom Sierot. Instytucja działała przy Placu Kolegiackim jeszcze w latach 90. ub. wieku.
Ciętymi ripostami posługiwał się nie tylko na ambonie ale także w polityce.
Był członkiem Rady Miasta i Rady Powiatowej. W 1909 roku, rządy w powiecie przejęli chłopi. Infułat miał z nimi zatargi od końca XIX wieku. Wówczas wytykał przyszłemu posłowi Potoczkowi brak wykształcenia i przygotowania do pełnienia funkcji politycznych. Nic dziwnego, że kiedy w Radzie Powiatowej rządy przejął Potoczek chciał usunąć ks. Góralika z jej posiedzeń. Ks. Góralik skończył posiedzenie Rady barwnymi słowami w stronę chłopów: „Dzieci źle się bawicie”. Innym razem krzyczał, że „takiego żakowskiego zachowania nie można znosić!”.

Proboszcz nowosądecki był znany przede wszystkim jako miłośnik grzybów. Przepisy na Jego marynowane grzyby były słynne na całą Galicję. Nigdy nikomu ich nie ujawnił. Kiedy zasiadał przy słoikach i wyjmował zalewę octową, wypraszał nawet gospodynię. Kuchnia była wówczas Jego królestwem.
Tylko raz, podczas swoich imienin miał powiedzieć burmistrzowi – zapewne Barbackiemu, z którym żył w świetnych koneksjach – że zalewę octową sprowadza z fabryki na Zwierzyńcu a przyprawy kupuje w Składzie Towarów Korzennych Jerzego Jawornickiego. Co ciekawe, Infułat sam grzybów nie zbierał – prosił o to strażaków, którzy ochoczo odwiedzali o poranku sądeckie lasy. Kiedy prosił proboszcz, nie wypadało odmówić.
Ks. Alojzy Góralik częstował swoimi wyrobami od święta, głównie w swoje imieniny. Popularnością na księżowskim stole był przede wszystkim marynowany borowik i maślak w zalewie. Pod koniec życia proboszcz zagustował w pieczarkach. Jak sam twierdził, robił je „na sposób Kardynała Sapiehy”.
Swoje wyroby Infułat nie jadał z byle kim. Mawiał, że „takich marynat nie wypada jeść z byle chmyzem”. Jednakże goście nie zawsze byli dla niego pobłażliwi, jak hrabia Stadnicki. Nie poróżniła ich polityka ani majątki, choć na te tematy mogliby się o wiele więcej poróżnić. Tymczasem Hrabia zarzucił proboszczowi, że do maślaka powinien dodać więcej laurowego ziela. Obydwaj się tak pokłócili, że przez kilka miesięcy się do siebie nie odzywali.
Marynaty Infułata posmakowały także Dagny Przybyszewskiej. Żona słynnego poety gościła na sądeckiej plebanii. Infułat posiadał szerokie kontakty a Jego dom był zawsze otwarty. Nie wiadomo, czy proboszcz wiedział o „luźnym” życiu kobiety, która uchodziła za muzę artystów. Jednym z jej partnerów był m.in. Edward Munch. Takiego gościa należało poczęstować grzybkami. Przybyszewska twierdziła, że kurki od tej pory pozostały ukochaną przystawką do absyntu.
Na łożu śmierci Infułat nie wyjawił tajemnicy marynat. Legenda kuchni galicyjskiej mówi, że znaleziono je w jego dokumentach, już po śmierci. Co się z nimi stało? Tego nie wiadomo.
90 lat temu Nowy Sącz pożegnał swojego proboszcza. Współcześni potrafili docenić Jego zasługi, przyznając Infułatowi tytuł Honorowego Obywatela Nowego Sącza. Szkoda, że dziś mało kto o nim pamięta a anegdoty z Jego barwnego życia odchodzą w zapomnienie.
Łukasz Połomski