Onegdaj zorganizowaliśmy degustację, której pierwowzorem był osławiony Sąd Paryski z 1976, gdzie to wina kalifornijskie pobiły wielkie francuzy z Bordeaux i Burgundii ocenami samych francuskich tuzów winiarskich, to ci na zdjęciu. My zorganizowaliśmy degustację, w której wina z Bordeaux zestawiliśmy z kupażami bordoidalnymi spoza Francji.
Degustacja została zorganizowana przez szwagra, w jego piwnicach w Nowym Sączu. Dwunastu uczestników, dziesięciu pijących i oceniających, dwóch obserwatorów. Organizacja doskonała, nie gorsza niż w hotelu Continental w Paryżu. Kelner, skrutator, kryształy, kwartet smyczkowy (z płyty), itd. Ale czy można ją nazwać Sądem Sądeckim? No właśnie. Nim to rozstrzygniemy, zrelacjonujemy wypadki tego wieczoru.
Przed degustacją nerwowa atmosfera udzielała się wszystkim. Stawka duża, a i obawa, czy się wszystko uda. Szwagier uspokajał i zapewniał, że wszystko się uda. Pozostali uczestnicy odczuwali napięcie. Nie powinno to dziwić, bo nawet wytrawni, zaprawieni podróżnicy odczuwają tzw. Reisefiber przed każdą daleką podróżą. A przed nami była niebanalna wyprawa. Wszystkim się stres udzielił. W wyniku tego pojawił się także spór, dotyczył m.in., czy do nalewania mamy zastosować maskowane butelki, czy dedykowane, gustowne słoiki. Zadecydowaliśmy, że będą to maskowane butelki. Stało się chyba dobrze, bo ten spór rozładował atmosferę, a i awanturę mieliśmy już za sobą, ona w sumie nawiązywała do słynnej paryskiej degustacji z 1976, tylko, że tam awantura miała miejsce na końcu degustacji, jak okazało że wina francuskie poległy, a elita francuskich znawców zażądała zwrotu protokołów degustacyjnych i wykreślenia ich nazwisk z raportu.
Degustacja była ślepa. Podzieliliśmy 9 tytułów na 3 grupy, po 3 w każdej. 4 butelki z Bordeaux, 4 butelki spoza Bordeaux i jedno wino zupełnie inne (nie bordoidalne), tzw. pirat, czyli wino zupełnie inne, chociaż czerwone oczywiście.
No i zaczęło się! Przed każdym pojawiły się trzy kielichy wypełnione cudowną, czerwoną substancją. Wino z pierwszej grupy.
Zabraliśmy się, nieco onieśmieleni, do procesu wąchania substancji. Pierwsze wino, mimo dekantacji, miło zapaszek obory dziadka, ale reszta była ok. Pomyśleliśmy: mamy bordoszczaka. Drugi kieliszek powalił nas cudowną śliwką. Trzeci: aromatem mleczno-chlebowym. Postawiliśmy na drugie, za aromat. Wypiliśmy pierwsze: niezrównoważone, stajenka, suche taniny. Drugie, po pięknym aromacie i dobrym początku… krótki finisz zakończył się wątpliwością, czy to wino jest z serii wielkich. Trzecie natomiast trwało i trwało, może było ciut za słodkie, ale mu to wybaczyliśmy. Zaczęliśmy się rozkoszować winem numer 3. To było właśnie to!
Wybraliśmy wino trzecie, potem pierwsze i na końcu rozczarowanie: dwójka. Wypełniliśmy protokoły.
Przeszliśmy do drugiej grupy win. Ta okazała się prawdziwą grupą śmierci. Pierwsze wino powaliło swoją energetycznością, doskonałe pod każdym względem, rubensowskie wino. Drugie wino zaproponowało coś innego, ale równie zdumiewającego, sam aromat miał wiele kontekstów; zaczęliśmy je głośno wyliczać, doszliśmy do 5, a ktoś z nas przypomniał wtedy historię: jak ostatnio otwarto w Paryżu butelkę z 1876 i odkryto w winie 60 kontekstów aromatycznych; my tylko 5, ale Paryż jest większy więcej niż 12-razy od Nowego Sącza, więc bilans mamy dobry per saldo. Wino z trzeciej butelki wydało się bardzo dobre, nieco inne niż dwa poprzednie, trochę wycofane, ale delikatne i eleganckie.
Wybraliśmy wino pierwsze, asekuracyjnie dając miejsca ex quo drugiemu i trzeciemu. To zdecydowanie była grupa śmierci.
Nad takimi winami warto się pochylić parę godzin, w spokoju się nimi delektować, ale scenariusz degustacji spowodował, że pojawiły się trzy kieliszki z nowymi winami trzeciej grupy. Tutaj już zdecydowanie było niżej. Pierwsze wino poprawne, ale płaskie, drugie jakby nieudane, trochę utlenione i monotematyczny smak kawy. Ale te dwa wina po poprzednich mogły rozczarować. Honor tej grupy uratowało wino ostatnie. I to jak?! Nawiązywało nieco do trzeciego wina grupy śmierci; było delikatne, z pięknym długim finiszem; subtelne, jakby malowane cienkim pędzelkiem na desce. Było w kontrze do pierwszego wina grupy śmierci. Tamto wino to Rubens, a to da Vinci i Mona Lisa. Które wybrać? Wybraliśmy asekuracyjnie da Vinci. Potem trochę żałowaliśmy, jak się okazało co to za Rubens…
Skrutator zebrał protokoły, syntetyzował punktację, obliczył średnie, odchylenie standardowe. Wyniki było gotowe.
Wreszcie pojawiły się butelki na stole, 9 kielichów, na razie jeszcze w ciemno. Taki szwedzki stół winiarski, to jest to! Bez namysłu ruszyliśmy do wina w kolejności 4 i 9 – pierwsze i drugie miejsce. To był Mount Everest degustacji. Rubens versus da Vinci, ale one tak wspaniale reprezentowały skrajny bordoski styl lewego i prawego brzegu, że można w sumie wskazać każde jako najlepsze. Wskazaliśmy na lewy brzeg. Był to Saint Estephe de Pez 2005. Rubensem okazał się Pomerol Clemance 2005. Trochę nam było żal drugiej lokaty dobrego pomerola.
Trzecie miejsce zajął dopiero przedstawiciel Reszty świata, a było to egerskie wino od butikowego producenta, który nazwał się z francuska Chateaux Wanda, wiodące wino producenta, rocznik 2003. Wino ułożone, kompletne, zasłużyło na trzecią lokatę absolutnie. Okazało się także, że w pierwszej trójce numer dwa (śliwkowy) było od tego samego producenta, tylko z 2005 roku. Daliśmy mu przedostatnie miejsce przed tym monotematycznym, kawowym, którym to okazał się Ernst z Burgenlandu i ono zajęło właśnie ostatnie miejsce. To wino to porażka, ale chcielibyśmy pijać taką porażkę do codziennych obiadów.
Drugie wino drugiej próby okazało się winem z Izraela, czołowe wino producenta Recanti, ex quo z drugą Chateaux Wanda, tym z 2005. Należałoby dać także ex quo trzecie miejsce Desmirail 2003 z Margaux, bo to wino miało swoją lekkość, elegancję, zwiewność. Przydzielilibyśmy trzy czwarte miejsca. Czwartym bordoszczakiem okazało się pauillac Croizet Bages z 1999 roku, wspaniałe, dojrzałe, zbalansowane wino.
Ogólny wynik jest jednak dla Bordeaux, dwa pierwsze miejsca i dwa czwarte ex quo z piratem. To wynik jednoznaczny i rozstrzygający.
Tzw. pirat, czyli wino nie będące z Bordeaux, ani także kupażem bordowskim, było pite w trzeciej serii jako pierwsze, czyli siódme wino z kolei. Namieszało. Zajęło czwartą pozycje ex quo z bordoskim Desmirail i izraelskim Recenti. Na te zaszczytną rolę mieszacza wybrane zostało Chianti Classico riserva Il Pallagio 2003. Miało symulować bordoskie, tak też w ciemno orzekliśmy niestety. W sumie to się nieco skompromitowaliśmy, ale nie wszyscy, szwagier zgłosił votum separatum i wskazał właściwie. Ale jak się ma nasza kompromitacja do tej z 1976? Wypadliśmy i tak względnie dobrze.
Degustacja zakończyła się winiarskim szwedzkim stołem, można było wybierać każde wino spośród dziewięciu degustowanych. Wspaniale jest tak kosztować wina już w jasno, po ślepej próbie. Dyskusjom nie było końca. Bordeaux to wielki region, wielu uważa, że to najważniejszy region świata, my się z tym zgadzamy pod warunkiem, że ex quo zajmie Burgundia.
Nasza degustacja nie zmieniła trendów w światowym winiarstwie, w przeciwieństwie do tej w Paryżu 1976. Bordeaux górą! Tak wykazała nasza degustacja właśnie. Być może odwrotny wynik mógłby odbić się większym echem w świecie. Dlatego nazwanie jej Sądem Sądeckim jest chyba nieuprawnione. Można nawet dopatrzyć się mistyfikacji. Przesada wcale nie nobilituje. Nowy Sącz nigdy nie będzie Paryżem. Szwagier niestety nie jest też Parkerem…
Następna degustacja jaką zaplanowaliśmy, to porównanie win chińskich z regionów Yantai-Penglai i Jiaodong. Szwagier wybiera się do Chin po stosowne wina.
DUE










![Linia kolejowa nr 104. Prace modernizacyjne w Nowym Sączu i Marcinkowicach [ZDJĘCIA] Prace w rejonie przejazdu kolejowo-drogowego na ul. Kościuszki w Nowym Sączu](https://twojsacz.pl/wp-content/uploads/2025/12/Prace-w-rejonie-przejazdu-kolejowo-drogowego-na-Kosciuszki2-100x75.jpg)
