Poniższy ranking – mówiąc językiem młodzieżowym – najdziwniejszych „akcji” w dziejach rady miejskiej Nowego Sącza jest mocno subiektywny. Skupiamy się na czasach sprzed 1939 r. Historia kołem się toczy – powiada stare porzekadło. Mimo to chyba nie ma co narzekać na dzisiejszych rajców, którzy „nie mają startu” do swoich poprzedników.
1. Komisja Piwna
W 1905 r. radny J. Gutowski zgłosił pomysł wyłonienia komisji, która zbada jakość alkoholu w mieście. Ekspertami w tej dziedzinie byli sami radni. W Galicji pito na potęgę toteż nie może dziwić fakt, że rajców bulwersowała jakość szynkowanych trunków. Nieważne, że drogi były dziurawe, miasto się waliło – piwo musiało smakować! Rajcy tak się rozochocili, że Stanisław Kmietowicz zgłosił inny poważny problem – ze sprzedażą dobrej jakości wódki.
Pomysł powołania stosownej ankiety spodobał się wszystkim, a radni poszli w teren. Składając sprawozdanie z „badań” W. Rajca odpowiedział kolegom, że materiał jest obszerny, ankieta liczna, a każdy z jej członków musi dobrze przedyskutować sprawę. W ten sposób prace komisji toczyły się intensywnie, a jej efekty były marne. Komisja nie zmieniła cen ani jakości piwa, a rajcy podtrzymali koncesję na sprzedaż alkoholu dla Zygmunta Marsa. Żeby jednak wprowadzić coś nowego, to w ogródku przy Wenecji sprzedawano tylko jeden rodzaj browaru: Limanowskie Marcowe. Zapewne znacząco to wpłynęło na jakość życia w Nowym Sączu.
2. Kiedy burmistrz rozdaje karty…
W 1897 r. Lucjan Lipiński pragnął wyrzucić z rady miasta aż 11 jej członków, niemal połowę! Podczas posiedzeń nie przebierano w słowach. Jeżeli komuś się wydaje, że dzisiejsi radni się spierają to robią to z wielką kulturą. Przeciwników burmistrza nazywano „stronnictwem obstrukcyjnym”, a sam Lipiński zwykł mówić o nich „stronnictwo żydowskie”. Podczas specjalnego posiedzenia Jan Sterkowicz odczytał memorandum w imieniu swoich pokrzywdzonych kolegów, których próbowano rzekomo usunąć. Wspominał, że w mieście wydano ulotkę obrażającą przeciwników Lipińskiego, a na dowód tego, chciał ją przeczytać.
Burmistrz powiedział, że nie będzie tolerował paszkwili na posiedzeniach rady i wyszedł z sali obrad. Radni podczas tych burzliwych obrad ciągle wychodzili z ratusza. Trzaskano drzwiami na prawo i lewo. Oskarżano się nawzajem, a szczególnie dostało się burmistrzowi. Miał zwoływać posiedzenia rady codzienne, zawrzeć pakt z „partyją niemiecką” i prowadzić niejasne rozliczenia z inwestycji. Do końca kadencji Lipiński był mocno krytykowany za sposób prowadzenia polityki, czemu jednak dawał powody. Na jednym z posiedzeń, oskarżany o sprzeniewierzenie wapna z placu budowy starostwa, powiedział, że kradzieże … to rzecz normalna.

3. Obniżmy sobie ceny prądu!
W 1939 r., niemal w obliczu zbliżającej się wojny, sądeccy radni wymyśli bardzo ważny projekt uchwały: aby członkom Rady Miasta obniżyć ceny za prąd. Jak argumentowano, w innych miastach są przyjęte takie zwyczaje a nikt tam z tego historii nie robi. Skąd taka panika? W 1939 r. spodziewano się, że do Nowego Sącza popłynie prąd z innych miast (szczególnie z Tarnowa), a tym samym ceny za te usługi pójdą w górę. Na całe szczęście większość rajców miała olej w głowie i nie uchwalono tego projektu.
4. Nas kontrolować nie wolno!
Sądeccy rajcy nigdy nie przejmowali się lustracjami. Tak było od XIX w., ale szczególnie szyderczy ton miały komentarze rajców do lustracji w latach międzywojennych. Kontrole często wykazywały różne niedociągnięcia. Radny Górka w 1939 r. nazwał wyniki takiej poważnej kontroli śmiesznymi: potrzeb naszego społeczeństwa pp. inspektorzy nie znają dobrze i znać nie mogą. Józef Homecki dodał, że są tam drobnostki trącące śmiesznością. Inspektorzy to pierwszorzędni fachowcy, znający się na rzeczy, nie znają jednak naszego tu życia na miejscu, stąd wiele uwag oceniane być muszą jako uwagi nietrafne. Logiczne, prawda? Najlepsze kontrole dla radnych to były takie, kiedy lustrowali sami siebie. Zresztą nie ma o czym mówić: w 1938 r., podczas lustracji prac magistratu, zalecano władzom miejskim zmienić sposób obchodzenia się z szeroko pojętą kulturą…
5. Zarazom winni są Żydzi…
Brzmi jak średniowieczny wymysł? Otóż niekoniecznie… W czasach szalejącej w XIX w. cholery szybko znaleziono winnych – Żydów. Najgorsze było jednak to, że w „lekarzy” zaczęli bawić się radni… Niefortunnie w 1871 r. zakazano gromadzenia się Żydów na jesienne święta, co spotkało się z oburzeniem społeczności wyznającej judaizm. Wskutek interwencji władz powiatowych cofnięto tę decyzję radnych, choć ci planowali nadal się odwoływać i pisać nawet do Namiestnictwa. Taka sama sytuacja miała miejsce rok później. Starosta uznał, że taka uchwała przekracza zakres działalności rady miasta. Potem rajcy już nie próbowali działać w ten sposób postępując bardziej roztropnie.
Niżej podpisany życzy dzisiejszym radnym, aby nie mieli ambicji wpisywać się swoim zachowaniem na powyższą listę.
Łukasz Połomski