
Z cyklu(24): Pucu! pucu! chlastu! chlastu! (mk); motto: Bez poczucia humoru nie czytaj – szkoda oczu!
Automatycznie?
Zawsze z rozsądkiem korzystający Panie Redaktorze!
W tym tygodniu poraziła mnie wiadomość, że w mieście, które l e ż y w widłach (Kamienica + Dunajec) istnieje możliwość wybudowania (cytuję wiernie) „automatycznej toalety publicznej”. Toaleta jak toaleta, ale a u t o m a t y c z n a? Tylko racjonalizm i rozsądek Szanownego Pana Redaktora jest w stanie wyprowadzić mnie ze stanu porażenia, zachwytu, zwątpienia, entuzjazmu, smutku, radości i zadumy egzystencjalnej. Ta ostatnia zawsze nachodzi mnie w ustronnym miejscu. Tak mam!
Pomimo wątpliwości, bo to sprawa i okoliczności nieco wstydliwe, postanowiłem zmierzyć się z tematem, odważnie i po męsku, bez zachowania parytetów damsko–męskich oraz innych sprzeczności. Z fizjologią żartów nie ma i należy się jej uszanowanie.
A zaczęło się dobrze, nawet poetycko. Ojciec naszej rodzimej mowy wiązanej, Janek z Czarnolasu zwany Kochanowskim, fraszką toaletowo-finansową nas uraczył:
„Szeląg dam do wychodu, nie zjem, jeno jaje;
Drożej sram, niźli jadam; złe to obyczaje”
Dla młodzieży szkolnej, która objaśnienia ułatwiającego wymaga, takowe starannie i prosto czynię. Otóż wielki Jan, złości się na cenę, którą jest obłożona czynność wymieniona w wersie drugim. Omawiany wers (jedna linijka wiersza) znajduje się poniżej wersu pierwszego. Porównanie cen czynności i żywności wychodzi na niekorzyść produktu spożywczego. Inna interpretacja sugeruje, że cena za możliwość uczynienia tego, co w wersie drugim (dolnym), jest tak wysoka, że nasz piszący bohater, za pozostałe mu środki pieniężne w bilonie (kart kredytowych jeszcze nie wprowadzono), może spożyć tylko „jaje” (dzisiejsze: jedno jajko). Za niepoprawną uważa się interpretację wyrażenia „jaje” jako staropolski, łączny zapis dwóch słów: „ja” oraz „je”. Chociaż oba człony w tekście można zauważyć (domyślnie i wzrokowo), to łączna całość odnosi się do kury, a nie do żywego człowieka. „Ja” samodzielnie w tekście nie występuje. „Je” też nie. Zauważmy, że brakuje „m” (jem), co sugeruje, że nie o spożywanie chodzi. Gdyby wystąpiło słowo „on” można by go łączyć z „je” („on je”). Podsumujmy – błędem jest intuicyjne odczytywanie typu „ja je”. Poprawne „jaje”, można interpretować tylko w połączeniu z kurą (ko-ko-ko).
Zawiłość logiczna interpretacji dostępna jest powyżej klasy czwartej. Najlepiej czynią te szkoły, które utworem się nie zajmują zakładając, że do funkcjonowania dorosłego człowieka taka wiedza nie jest potrzebna. Natura i tak zrobi swoje – silniejsza jest od rozumu. Poeta Kochanowski tezę tę potwierdza (wers drugi i ostatni).
Wracając do utworu – wątek finansowy przeważa tu nad czynnością fizjologiczną, która (warto zauważyć) wyrażona jest z całą brutalnością dzisiejszego języka. To ważny łącznik między dawnymi, a nowymi laty. Wyrażamy go hasłem: „Brutaliści wszystkich epok łączcie się!”
A Julian Tuwim? Pan zna, Panie Redaktorze? Wierszyk taki napisał i tytuł nadał mu wyrazisty: „Całujcie mnie wszyscy w dupę”. Nie będę się Panu narzucał – zacytuję tylko niewielki fragment:
(…) I ty co mieszkasz dziś w pałacu
A srać chodziłeś za chałupę
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę (…)”.
To się jakoś łączy w całość. Nasz Julek był miłośnikiem Kochanowskiego, a nawet uważał go za swojego mistrza. Wprowadził więc zbliżoną do mistrza łączną formę językową („Ikac”). Pozornie i domyślnie sugeruje ona stan chorobowy występujący po przepiciu alkoholowym – „i kac”. Jak wiemy, z literatury, stan ten był praktykowany przez literatów – w tym poetów. Im lepszy stan, tym dzieło wybitniejsze. Jednak duża litera „I” na początku naprowadza na inną ścieżkę interpretacyjno-wyjaśniającą. Możliwe, że chodzi o skróconą formę tytułu: Ilustrowany Kurier Codzienny („Ikac”) – popularna i poczytna gazeta wydawana w okresie międzywojennym. Osobiście bardziej przemawia do mnie omówienie pierwsze („i kac”), ale dla młodzieży szkolnej się nie nadaje.
Są także różnice między autorami. Tuwim precyzyjnie wskazuje miejsce wykonywania czynności kierując ją: „za stodołę”. U Kochanowskiego takiej precyzji nie dostrzegamy. Zapewne jest to spowodowane politycznym formowaniem się państwa polskiego i niepewnością terytorialną. Autor dał temu wyraz w swojej rozprawie granicznej pt. „Odprawa posłów greckich”. Późniejszy Tuwim omawia to postępowanie celne i skarbowe, opatrując go osobistym wyznaniem skierowanym do posłów: „całujcie mnie wszyscy w dupę”. Dzisiaj stosunki z Grecją mamy poprawne.
Jak się zaczęło, to już poszło. W okresie komunizmu rozwinęła się szczególna dziedzina literatury – poezja toaletowa (wychodkowa). Miała ona charakter spontaniczny i odruchowy. Z braku papieru do publikacji książkowych (świadome działanie – patrz cenzura) uciskani autorzy wykorzystywali wszystko, co się dało, do wyrażenia siebie, a to szczególnie: ściany i sufity używanej toalety publicznej (podłogi nie). Wszystkie napisy wykonywano z dużym zaangażowaniem i specyficzną formą talentu.
Były więc informacje: „Siedzę tu z rozdartym sercem / miałem srać a tylko pierdzę.; albo: „Siedzieć dłużej niż konieczne / w kiblu jest to niebezpieczne”; albo: „Defekacja na siedząco lepsza jest niż na leżąco”. Były także apele: „Zrobisz kupę, wytrzyj dupę”, albo: „Nie myśl – skup się!”.
Pojawiały się hasła i utwory polityczne, np. „Kilku z was, co tutaj weszli, będzie siedzieć! – inni zeszli”; albo: „Niech żyje smród 1 maja” (w tym dniu odbywały się obowiązkowe pochody wielbiące komunizm i partię). Wymieniony nurt posiadał ciągłość historyczną. Wierszyk z lat sześćdziesiątych (chyba) ubiegłego wieku, był często powtarzany. Pojawiał się w różnych publicznych toaletach, wykonywany różnym charakterem pisma: Sraj, Polaku, sraj / Bo to jest Twój kraj. / Jeszcze tyle ci zostało, / Że się możesz wysrać śmiało.(1)
Ostrzejszą wymowę miał napis z lat pięćdziesiątych. Wyryto go długopisem, lub innym przyrządem piszącym, w tynku jednej z prowincjonalnych toalet. W przybytku centralnym to by się nie utrzymało. A szło, mniej więcej, tak: Sram na Stalina trumnę / Na Bieruta czoło dumne, / Na wszystkich komunistów na świecie / Tylko nie na Ciebie, desko w klozecie.(2)
Toalety publiczne często były zamykane – możliwe, że z powodów politycznych. Wtedy pojawiała się informacja przylepiona na drzwiach, pisana ręcznie i na szarym papierze, np.: „Toaleta nieczynna. Następna na dworcu autobusowym w budowie”.
Wkład toalet w kulturę europejską jest potężny. Piórem go nie ogarnę. Wspomnę tylko, że najmniejszy teatr świata, wpisany do „Księgi Rekordów Guinessa 2002” („The Theatre of Small Convenience”) znajduje się w brytyjskim Malvern. W czasach wiktoriańskich, w miejscu jego powstania, znajdowała się… męska toaleta! Działa do dziś (teatr – nie toaleta). Organizowano tu spotkania z poezją, wystawiano spektakle lalek, dramaty i monodramy, a nawet pokazano operę. Podobno da się w nim „upchnąć” 12 krzeseł.
A co w mieście, które w widłach i od dłuższego czasu leży – od średniowiecza? Tu żadnego poziomu artystycznego, żadnego poszanowania dla tradycji, żadnego ulżenia ludzkiej doli. Nic tylko likwidacja – dno! Kiedyś były toalety dwie, w obrębie starówki, ale je zamknięto – jedną nawet (podobno) zasypano. Próba otwarcia nowej w starej kamienicy, skończyła się porażką. W takich okolicznościach przyrody, z nicości powstał ruch użytkowników indywidualnych, którzy sprywatyzowali wolne bramy i korytarze. Nieważne czy państwowe, samorządowe czy prywatne. Ważne, że umożliwiały… jak mus to mus. Lekki fetorek zaczął się unosić i ktoś w Radzie Miasta cichutko zakwilił. Skutek – jak zwykle – marny. Na nowych osiedlach (a kilka ich powstało) nie postawiono żadnej! Po co? Przecież one (osiedla) nie są „od wydalania” tylko „do zamieszkania”. Logiczne i uzasadnione. Wystarczy realizacja hasła: „więcej zieleni”, a wstydliwa sprawa sama się załatwi.
A co z tą automatyką? W opisach inżynierów budujących takie cuda wszystko ma się odbywać automatycznie. A u t o m a t y c z n i e ? Sedno a u t o m a t y c z n e ? Mam wątpliwości, ale przyjmuję, że nasycenie elektroniką ułatwi podawanie papieru, spłukiwanie tego i owego oraz ogólne zachowanie publicznej higieny. Te wszystkie komórki typu: „foto”, „oto” „moto” i „goto”, mają działać niezawodnie i same z siebie o wszystko zadbają. Jestem pewien, że każdy pobyt w takim przybytku zakończy się sukcesem, bo i alarm na zewnątrz ma być uruchamiany (to tak „gdyby co”), a i fotkę każdemu (chyba) elektronika zrobi i wręczy wychodzącemu. Powstanie niewielkie, jednoosobowe pomieszczenie naładowane nowoczesnością, ale estetycznie opakowane. Koszt powinien się (prawdopodobnie) zmieścić między 150 a 300 tysięcy, plus koszty podłączeń, załączeń, dołączeń i inne takie (drugie tyle?). Ogólnie – coś jakby mieszkanie o dwóch pokojach, ze zlewem i toaletą indywidualną. Cóż – wygoda kosztuje.
Na szczęście, mimo tych ogólnych trudności i niemożności, miłościwie nam panujący Prez. Miasta ma (zapewne) dostęp do toalety o ograniczonej publicznej używalności. Takie są przywileje wynikające ze sprawowania władzy – zawsze i wszędzie. Dotyczy to nawet tej nieco skrywanej i wstydliwej czynności. Przecież tam KRÓL piechotą chodzi.
Jeżeli chce Pan – Panie Redaktorze – doświadczyć takich udogodnień, to niech Pan zostanie Prezydentem! Do czego zachęcam, z całych sił, ale krótko, gdyż udaję się w sposób przyspieszony, do przysługującej mi toalety.
Ja – Adalbert Necma
Ps.
- (1,2) przytaczam za: Janusz Głowacki – „Jak być kochanym”.
- Stalin (komunista) to gość, który swoimi rządami zamordował więcej ludzi niż Hitler (nazista, faszysta). Bierut (komunista) – agent Stalina. Podawał się za prezydenta Polski.