Strona główna Twoje miasto

Ja – Adalbert Necma: o wojnie, gwiazdach i gwiazdeczkach

Reklama

Z cyklu(27): Pucu! pucu! chlastu! chlastu! (mk); motto: Bez poczucia humoru nie czytaj – szkoda oczu!

O wojnie, gwiazdach i gwiazdeczkach.

Nadzwyczaj obiektywny Panie Redaktorze!

Nie ma co się oszukiwać – mamy wojnę. Nie tylko o wolność słowa (media) chodzi. To nie przypadek, że dzieje się właśnie teraz, w czas szczególny, świąteczny. Przy stole wigilijnym trudno rozmawiać o różnicy między uchwałą, a ustawą, o wejściu siłą, o demonstracjach i wszystkich atrybutach wojennych. Zło ma się dokonać bez reakcji, sprzeciwu (mojego i naszego). To też jest strategia tych, którzy atak (pucz; zamach; stan wojenny) wywołali.

Reklama

Wobec takiej sytuacji osoby, które coś wspólnego ze słowem pisanym mają, powinny w geście protestu zamilczeć, przerwać dotychczasową działalność. W poprzednim stanie wojennym przyzwoici aktorzy nie występowali, przyzwoici dziennikarze nie pisali. Jeżeli już, to w działaniach „podziemnych”, nielegalnych, narażając się na szykany (łagodnie powiedziane).

Wojska z czołgami na ulicach nie ma, ale jest policja, która nie ochrania, ale wprowadza i blokuje. Są usłużne tłumaczenia, że to naprawa i ulepszanie. Są gładkie słowa i uśmiechy, że to „dla dobra narodu”. Jest wreszcie udawanie, że nic się nie stało. Podobno od barszczu, karpia, nowa i lepsza rzeczywistość się rozpoczyna.

Nie da się oszukać prawdy. Użyto siły (prawnej, moralnej, fizycznej), żeby wyeliminować wygłaszanie niechcianych poglądów. Ograniczono (znacznie) WOLNOŚĆ SŁOWA. I nie ma tu żadnego znaczenia, czy poglądom sprzyjamy, czy nie – jesteśmy zwolennikami lub przeciwnikami. Nie o spór na argumenty idzie – zastosowano siłę, żeby wyeliminować przekaz (poglądy), a w konsekwencji przeciwników.

Generalnie chodzi o dominację, „rząd dusz”, ale też o przestraszenie, jeżeli nie wszystkich, to większości. Po wyłączeniu sygnału telewizyjnego (pierwszy raz od stanu wojennego i pierwszy raz po domniemanym odzyskaniu niepodległości), oraz po tym, co później nastąpiło i trwa, wiele osób (pewnie większość) dwa, lub trzy razy się zastanowi zanim coś napisze w Internecie, gazecie, powie coś publicznie, a nawet odezwie się do znajomego. To zamierzony „efekt strachu”, a to też zamach na wolność słowa.

Wiem i pamiętam, że Pan Redaktor preferuje spojrzenie lokalne, miejscowe. Jest w tym ziarnko racjonalności, ale w tej sytuacji lokalność (miasto NS) zanurzona jest „po szyję” w zdarzenia dotyczące całego kraju, wszystkich obywateli. I pewnie trzeba będzie wyłuskiwać elementy regionalne, z sytuacji ogólnej, ale to nieco później.

Z olbrzymim wewnętrznym oporem, (graniczącym z obrzydzeniem do siebie samego), żeby zademonstrować sprzeciw (w możliwy dla mnie sposób), postanowiłem napisać do Pana Redaktora i przekazać tekst, który przygotowałem przed wydarzeniami wojennymi. A to pisanie szło mniej więcej tak:

Gwiazda (gwiazdy) to pojęcie astronomiczne. Poucza ono, „że to kuliste ciało niebieskie, stanowiące skupisko powiązanej grawitacyjnie materii. Przynajmniej przez część swojego istnienia emituje[…] światło widzialne. Gwiazdy powstają głównie z wodoru i helu, lecz w trakcie życia przybywa w nich atomów cięższych pierwiastków (tzw. metali)” – to z Wikipedii.

Mądre, ale nudne. Na szczęście termin powiązany jest z życiem społecznym, kulturą, religią i osobistymi przeżyciami – a to już zupełnie inna bajka.

Każdy wie, że to Gwiazda zaprowadziła mędrców ( Trzej Królowie) do Betlejem i stajenki. A tam, w żłobie, zaczęło się nowe życie, nowy świat – narodził się Jezus Chrystus. I odtąd już wszystko jest „od narodzenia Chrystusa”. Wierzysz, czy nie, tak już masz i oby tak do końca świata zostało.

Samo dobro zawsze ma zło za przeciwnika. Symbolem komunizmu była gwiazda, tyle, że czerwona – obok sierpa i młota. Ten znak został spopularyzowany, po rewolucji październikowej, na całym terytorium tworzącej się Rosji Radzieckiej – później ZSRR. Wraz z rozpowszechnianiem się wpływów, czerwoną gwiazdę przyjmowały do swoich emblematów partie komunistyczne. Pojawiała się w godłach i na flagach państw realnego socjalizmu (z wyjątkiem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Niemieckiej Republiki Demokratycznej).

Sowietyzacja pod czerwoną gwiazdą, to narzucanie siłą militarną ustroju sowieckiego. W praktyce powinno być, w Polsce, tak samo jak w Związku Radzieckim. Jeżeli już musiało być nieco inaczej, to tylko pod pełną kontrolą owego Związku. Ta okupacja „zmyłkowo” nazywana była socjalizmem. Święty Mikołaj zastępowany był Dziadkiem Mrozem, a Gwiazda Betlejemska gwiazdą czerwoną. Dzisiaj ten Dziadek Mróz, w dobie ocieplenia (podobno) by się nie utrzymał, ale pod radzieckimi rakietami zapewne coś, lub ktoś inny, radość i szczęście dzieciom by przynosił. Wszak na amerykańskich rakietach, z atomem, malowano płetwę rekina, a na radzieckich… gołąbka – oczywiście pokoju. Wiadomo, kto lepszy.

W tym świecie samego czerwonego dobrobytu i szczęśliwości wszelakiej, powstał nowy typ człowieka – człowiek sowiecki. Nie żadne dziecko boże, ale człowiek sowiecki. To brzmiało dumnie i było właściwe politycznie. Pojęcie homo sovieticus, upowszechnił w Polsce ks. Józef Tischner. To z takim człowiekiem, czyli udanym produktem marksistowskiego eksperymentu społecznego, powinniśmy walczyć. Zdaniem księdza profesora, powinniśmy zaczynać od siebie (wymiar osobisty). Czerwona gwiazda w zaniku, ale homo sovieticus ma się dobrze.

Ci, którzy czerwonej gwiazdy komunizmu nie zaznali (tak jak ja i zapewne Pan Redaktor), mogą wpisywać sobie do życiorysu, że urodzili się „pod szczęśliwą gwiazdą”.

W czasach nam współczesnych gwiazda nie odpuszcza. Pan Redaktor wie, zna, słyszał i rozumie, że powstał cały ruch społeczny, też polityczny: Ruch Ośmiu Gwiazd (gwiazdek). Powstał na fundamencie złości i agresji (samo dobro!). To ocenzurowane graficznie hasło „J***ć PiS”. Taka symbolika dominowała w memach (Internet) i na transparentach w czasie antyrządowych manifestacji. To ten ruch i ta symbolika czują się teraz radośnie i zwycięsko – błyszczą… jak betlejemska? W mieście z palety Pana preferencji dziennikarskich, czyli w NS, takie ogwiazdkowane manifestacje też się, zapewne, odbyły. Gdyby nie, to proszę dać znać – się zorganizuje, nawet po czasie. Tylko żeby kasiora była zapewniona, bo żyć trzeba, a zwycięzcy podobno groszem sypią na właściwe media i właściwe działania.

Gwiazda nawet do piosenki się wepchała. Piosenkarka jedna śpiewała (ładnie) mniej więcej tak: „o gwiazdo miłości, nie zagiń we mgle” – rymowało się chyba z „mnie”. Cytuję z zasłyszenia, więc może być ciut niedokładnie. A w sporcie to już norma typu: gwiazdą drużyny „kopających kopaczy” jest … (tu trzeba wpisać jakieś nazwisko). Dotyczy to także siatki rozpiętej na patykach, koszy zawieszonych na słupkach (żeby nie śmiecić) i innych sportów grupowych. Indywidualni też się załapują: gwiazdą biegów na dochodzenie (czy coś koło roweru) jest … i dalej pojedyncze nazwisko.

Gwiazda można być zawsze, wszędzie oraz w każdych okolicznościach przyrody. Dziewczyny, które garną się do występu w mini przedstawieniu typu jasełka, prześcigają się w zabiegach o to, żeby zagrać Maryję (długa stylowa suknia i ładne uczesanie), czasami dzieciątko Jezus (bo się ładnie leży pod siankiem – ekologia), rzadziej chodzi o owcę lub osła (konieczność wydawania dźwięków). Usiłując wpłynąć na uspokojenie nastrojów zawsze radzę, żeby starająca się zagrała „gwiazdę”. Same zalety: brak tekstu – nie trzeba się uczyć „na pamięć” i się jasnością świeci! W przyszłości zawsze będzie można napisać: „w jasełkach byłam gwiazdą”. Męskie role takiego przebicia nie mają – najwyżej pastuchy.

Nazwa „gwiazda”, przysługuje, z urzędu, aktorom, piosenkarkom, czasem dziennikarzom, płci obojga. Rozumiem – tu trzeba wejść na teren lokalny. No to wymieniam, te z NS, po nazwisku i „jak leci”: Katarzyna Ucherska (aktorka, NS); Majka Jeżowska (piosenkarka, kompozytorka, NS); Filip Pławiak (aktor, NS); Krystyna Czubówna (dziennikarka, „głos” filmu i telewizji, NS); Wojciech Waglewski (gitarzysta, kompozytor, NS) Andżelika Kurowska (aktorka, NS) i … tu przepraszam, bo wymieniać by trzeba jeszcze długo, ale powierzchnia felietonu jest ograniczona.

Są też pomniejsze gwiazdki i gwiazdeczki. O lokalnych pisać nie będę, bo słabo świecą i raczej światłem odbitym. Poczekam – może rozbłysną.

Były też gwiazdy (gwiazdeczki) zewnętrzne i płci obojga rywalizujące o miano najpiękniejszej (najpiękniejszego) na świecie. Nawet pojawiła się fraza językowa: „Nowy Sącz po raz kolejny stanie się światową stolicą piękna!”. Było minęło, powodów do zachwytu nie ma. Reklama miasta mizerna, a wyłożona kasiara duża (prawdopodobnie).

Nazwanie kogoś „gwiazdą” może być odezwaniem daleko niestosownym. Wypowiedź typu: „gwiazda sztuki, plastyki, rzeźby polskiej” wydaje się niezręcznością lub czymś jeszcze gorszym. Wybitny, genialny rzeźbiarz, (plastyk) gwiazdorzyć nie musi. Jest najlepszy i już. W przestrzeni lokalnej to się sprawdza.

Pan wie, Panie Redaktorze, że darzę Pana szacunkiem i sympatią. W ten czas szczególny, czas powszechnego „składania”, mając na uwadze przywołany szacunek i sympatię, nie będę Panu życzył. Nie życzę więc Panu widoku – widoku gwiazdek (z belkami) na mundurach żołnierzy. I są to, naprawdę, dobre „nieżyczenia”.

Ja Adalbert Necma

PS

Moimi faworytami, gwiazdami przestrzeni miejskiej (Ratusz i Rada Miasta) są (przedstawiam szyfrem, bo wojna): JPLPH, MP, LG, DD, GL, JP, KZ, LZ, GF,TG,GK, JH, KW, ACH, BJ, AP, MR. Pozostali muszą jeszcze popracować.


Poglądy przedstawione w powyższym felietonie są osobistymi poglądami autora i nie odzwierciedlają stanowiska redakcji. Jednocześnie respektujemy prawo do wyrażania opinii i uważamy wolność słowa jako fundament demokracji i niezależnych mediów.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj