
Z cyklu(22): Pucu! pucu! chlastu! chlastu! (mk); motto: Bez poczucia humoru nie czytaj – szkoda oczu!
Pachołki Prezydenta
Do serca przytulający Panie Redaktorze!
Czy Pan zajrzał kiedyś za kurtynę? Zakładam, że tak, że Pan to zna – jak my wszyscy. Próbuję przedstawić coś przy czym malutki jestem, jak krasnoludek od sierotki Marysi. Ja po prostu wiem, że to co na scenie, w blasku reflektorów, mocniejsze jest i dobrze się sprzedaje! Aliści istota każdej sprawy rozgrywa się gdzieś w przepastnych zakamarkach biurowej i urzędniczej przestrzeni każdego Jaśnie Panującego. Na szczęście Prezydent NS to jak świeca – prosto i szlachetnie stoi. A przecież mogło być tak:
– Zaczęło się nieźle – powiedział Referent w „Urzędzie likwidacji dziur” tutejszego Ratusza – ale teraz musimy podtrzymać naszego Prezydenta. Chwieje się pod nienawistnymi spojrzeniami, a to przekłada się na jakość wyborów oraz niestety… wybojów miejskich. Przecież wiadomo, że co się załata to się dziurawi. Robota do końca świata, jednak w dzisiejszej sytuacji nie możemy być na minusie.
Powiedział co wiedział i siedząc w pozycji mocno zmartwionej pochylił się w kierunku służbowego monitora.
– Czy zrobić panu herbatkę? – przymilnym tonem uzewnętrzniła się pani Jadzia z tylnie sąsiadującego biurka. – Ogólnie ma pan świętą rację – ciągnęła dalej – ale słowa „chwieje” ja bym nie używała. Herbatka czarna czy ziołowa? Na nerki lepsza ta druga – i nie czekając na ciąg dalszy żwawym krokiem opuściła konkretne pomieszczenie biurowe (może być w NS albo innym skansenie – patrz: Miasteczko galicyjskie).
Niestety; w ciszę urzędniczego skupienia wtargnął Naczelnik z tytułem na plakietce oraz gwałtownym otwarciem drzwi.
– To które rondo dzisiaj robimy? Powiedzcie mi – tu pochylił się nad przestraszonym Referentem – czy ono musi być okrągłe? W budżecie się takie nie mieści. Kwadratowe jakoś by się upchnęło, ale bez trawnika. Czy jest już decyzja Ukochanego Prezydenta z pełnym szacunkiem zawsze?
– Czekamy, jeszcze czekamy – teatralnym szeptem odpowiedział Referent podnosząc bohatersko głowę znad służbowej, jak zwykle, klawiatury. – Sesja rady jeszcze się toczy i nie wiadomo czym się skończy. Może kwadratowe, a może okrągłe. Kto to wie?
W tym momencie Naczelnik wyprostował swoją postawę, zamachał obiema rękami i uruchomił dźwiękowo usta, przy okazji wydymając oba policzki.
– To czekanie jest denerwujące. Niechby już jajowate, ale zatwierdzone. Tablice z dokonanym wykonem Wielkiego Prezydenta w mieście postawione. Fotki z nim osobiście równo przyklejone. Napisy drukiem zrealizowane, a decyzji nie ma. Jak się ktoś zorientuje, to będzie zadyma.
Naczelnik był zdenerwowany i wychodząc trzasnął drzwiami. Na szczęście pani Jadzia wykazała się refleksem. W tym samym momencie, zdążyła wskoczyć do pokoju unikając zmiażdżenia. Tylko wieloletnie urzędnicze doświadczenie pozwoliło jej na utrzymanie herbaty w dwu niesionych kubkach, przy czym nie wiadomo, w którym znajdowała się ziołówka, a w którym zaparzona czarna.
– Tuman – złośliwie zasyczał Referent – pomylił kwadratowe z biszkoptowym. Tak się kończą nominacje po znajomości. Kompletny, kompletny tuman.
– Szkoda nerwów; herbatka gotowa. – Pani Jadzia zaszczebiotała z całą serdecznością stawiając kubek z parującą cieczą na biurku swoim, a potem Referenta.
– Pan to przepije – dodała, jednocześnie wzdychając. Po chwili osobistej zadumy, krokiem posuwistym, przeniosła się w głąb nieco przyciasnego pomieszczenia biurowego.
Atmosfera robiła się coraz cięższa i mieszała z parą zapachową wydobywającą się ze stygnących, ale wciąż gorących kubków, z czarną nazwą miasta na tle białym. Nie zdołał jej rozrzedzić monolog wewnętrzny pozornie tylko milczącego Referenta, który zatopiony w swoich myślach wyprostował się bezwiednie.
– A jak ta Jadźka wypapla Naczelnikowi to, co usłyszała. Rany boskie! Wywalą! Z roboty wywalą. Że też mnie podkusiło robić za inteligenta. Ratuj się kto może! – monologował po cichu i wewnętrznie.
Nagle, poderwał się na wyprostowane nogi, opuszczając skrzypiące krzesło z pourywanymi ręcznymi podparciami i wykrzyknął:
– Jaki tuman, jaki tuman! Przecież to Naczelnik Wspaniały! Tuman to generał po rosyjsku. Ja się tylko tak wypowiedziałem, że to generał nasz, Naczelnik kochany. Niech żyje, żyje nam! – zakończył śpiewając.
– Spokojnie, tylko spokojnie – słowiczo zaszczebiotała pani Jadzia i dodała: – Pieczątki, jak siekierka do drzewa, już przystawione. Wczoraj Naczelnik spojrzał znacząco, pan Referent zakaszlał ze wskazaniem i ja, tak bez słowa, wiedziałam o co tutaj chodzi. Przywaliłam stempelki na właściwych stronach. Prezydentowi się podsunęło tak, żeby nikt nie zauważył. Rondo będzie w poprzek i po przekątnej; bardziej wyostrzone. On, nasz Wielki Prezydent, w dokumentach nie będzie się narażał, a i nasze rączki czyste. To się nazywa sprawność urzędnicza – zakończyła i jak stała tak z nagła usiadła.
– I paznokcie pomalowane – trochę bez sensu, za to z radością w twarzy, zagulgotał Referent.
Drzwi prawie wypadły z zawiasów. Z euforią na twarzy, w głosie i podskokach, wtoczył się znowu Naczelnik Wspaniały.
– Jest decyzja! Sesja w kosmos; radni bezradni. Wielki Prezydent im wygarnął i wyszedł, wyparował, żeby mu zniknięcia więcej nie wypominali. On jak chce to może, a jak może to chce. My najlepiej wiemy, co w piszczącej trawie jest grane. Robimy pod siebie, tak jak stoi w papierach, jak zapieczątkowane – i gwałtownie oraz żwawo, znowu zamachał rękami. Widać za wiatrak robił czyszcząc atmosferę.
– Żyjemy! – uzewnętrzniał się dalej. – Rondo na wykon jest zaplanowane. Pociągniemy do następnych wyborów i do nowej rady. Herbatki pani Jadziu; więcej herbatki, bo nam urząd stygnie!
– A potem co? Na przemiał? Na wyborcze stratowanie? Jak się ronda w ząbek skończą, to co nam zostanie? – tak z potokiem pytających słów i łzawym łkaniem wystąpił Referent. Po chwili, oraz z rezygnacją, oparł dłonie na drgającym nerwowo prawym (a może lewym?) kolanie.
Naczelnik, który już zaległ w pokoju na dłużej, nie zaprzestał machania rękami. Niestety, atmosfera znowu jakby stężała i tak by trwało i trwało, gdyby nie pani Jadzia z tylnego zesłania:
– Pachołki. Pachołki zostaną.
– Żenada – warknął Naczelnik, ale zaciekawiony już jakby wolniej machał swoimi rękami – żenada.
– Moje manicure – wyszeptał sflaczały ze strachu Referent i tchnieniem ostatnim wycharczał zsiniały – niech się wytłumaczy.
Ciąg dalszy znowu nastąpił, a pani Jadzia, radośnie i długo wraz z wrodzonym wdziękiem tak zaszczebiotała:
– Bo chodzi o to, że w stolicy widziałam. Pachołki… czyli słupki takie w paski malowane, żeby się ludzie na jezdnię nie pchali.
– No… – zachęcał Naczelnik ciut zainteresowany.
– Ludzi u nas mało – ożywił się z martwych oklapły Referent.
– Nie o ludzi chodzi; pachołków za mało! – wykrzyknęła pani Jadzia na moment zhardziała. – Plan się ustali i powtyka wszędzie. Prezydentowi się podpowie, albo nawet szepnie, a jak sam załapie to puści hasełko:
„Pachołki Prezydenta na szczęści wasze i nasze”. Wtedy wygra wybory! My mu pomożemy!
Tutaj okrzyk się wzniecił, spleciony z damskich i męskich odcieni:
– Razem pomożemy! Razem pomożemy!
A echo, jak zwykle z głębi duszy, im odpowiedziało:
– Herbatki więcej, pani Jadziu – herbatki… herbatki… herbatki…
I co Pan na to – Panie Redaktorze? Że pani Jadzia może być Zosią, Tosią albo inną Hermenegildą? Oczywiście, przecież nie o szczegóły tu chodzi. Zna Pan i znam ja (oczywiście ja gorzej) to co na świeczniku. Jak Pan na świecę z boku spoziera to dostrzega płomyk, który światło daje. A co niżej? A gdzie stearyna albo inna oliwa? Przecież bez nich to knot najwyżej zostaje, czasem knocik mały, zawsze poskręcany.
Ja wiem, że budżet miejski (chodzi o NS) został przedstawiony. Wiem, że były dwie sesje o budowie, co to teraz leży, a częściowo stoi. Ja wszystko wiem, a nawet rozumiem, ale gdzie o pani Jadzi, Referencie i Naczelniku? Nawet w Pana portalu cisza, głucha cisza. Oni są niedowartościowani! Pewno się czują jak groch przy drodze, jak śledź bez ogona, jak kieliszek bez wina, jak samotna stodoła!
Zwracam się więc z prośbą, uniżoną znacznie – niech Pan oraz ludzie…; niech o tych co służą w ratuszowych biurach, wierna pamięć nigdy, nigdy nie zagaśnie!
O czym przypominam, ze słuszną nadzieją, Panu oraz czytającym.
Ja – Adalbert Necma
Ps. Może ktoś coś wyszpera i piśnie o tej grupce… tak, tak, o nich właśnie. Bez żółci i złości – może być radośnie, a z uszanowaniem zawsze.