Strona główna Twoje miasto

Ja – Adalbert Necma: pomiędzy i anonimowo

Reklama

Z cyklu(25): Pucu! pucu! chlastu! chlastu! (mk); motto: Bez poczucia humoru nie czytaj – szkoda oczu!

Pomiędzy i anonimowo

Przeszkolony w dziennikarskim boju Panie Redaktorze!

Dzisiaj o tym, co się wydarzyło na kolejnym dziennikarskim zebraniu. Wprawdzie wiem, że nie zaszczyca Redaktor swoją obecnością, ale jednak śledzi rozwój sytuacji także na tym odcinku. Doniesienia prasowe, czasem prywatne, to źródła Pana wiedzy. Czy one są wiarygodne? Mocno wątpię, a nawet nie dowierzam. Spieszę więc poinformować o wydarzeniu odbytym bez zbędnej zwłoki (nie o cmentarz chodzi). Czynię to po przyjacielsku – nie żądam żadnej rekompensaty w naturze (no może kura na święta by się przydała). Liczę jedynie na ideowe wsparcie, z jajeczkiem świątecznym w charakterze opłatka włącznie (film taki proroczy pt. „Rozmowy kontrolowane”).

Reklama

Ogólnie nic nadzwyczajnego w otoczeniu bliższym i dalszym Pana Redaktora się nie dzieje. W informacji dominuje portalowo-prasowa, przyziemna bieżączka – plankton taki. Stadion (budowa) medialnie załatwiony na cacy (patrz stosowne artykuły), spalarnia śmieci sądownie padła (spalarnia wstydu?), a zima jak zawsze zasypała na biało i śmieci miejskie miłościwie przykryła. Ładnie było, tyle że jeździć i chodzić za bardzo się nie dało. Miejscowy naród jednak twardy jest i przeżył, ku radości włodarzy. Bo gdyby padł (naród) i ludzie się nie podnieśli to czym by włodarzono? Wiadomo, ludzie do rządzenia nimi potrzebni są! Chociaż … znając kreatywność Rady Miasta i Jaśnie Panującego Prez. Miasta NS również bez mieszkańców coś by wymyślili, z akcentem na „coś”.

Ogólnie jakoś jest, z przewagą stanu zawieszenia. Trochę „po”, a jeszcze „przed”. Choinka niby stoi, ale karpia się jeszcze nie ratuje. Takie MIĘDZY. Każdy może sobie tu wpisać (mentalnie) co tam chce, na przykład”: między starymi i nowymi laty; albo: między wódką i zakąską; albo: między żoną i teściową (to tradycyjne, dziś już przestarzałe).

W tym przejściowym stanie społecznym ukazał się kolejny druk papierowy miejscowego wyrobu, co z nieskrywaną radością odnotować trzeba (bo jest, a mogło go nie być). Tam felietony, reklamy, felietony reklamy, reklamy, reklamy i coś jeszcze. Dla mnie te pierwsze ,czyli felietony, opatrzone imieniem i nazwiskiem oraz osobistą grafiką, to (wypowiadam z lekką zazdrością) perełki. Po jednym do dzisiaj w uszach mi gra! Tylko ubogą i ułomną formą recenzji maleńkiego fragmentu, z obszernej całości (reklamy, reklamy, reklamy – rozumiem dlaczego), stało się zebranie dobrego towarzystwa sondującego, czyli tych, co szlachetnie wąchają: co, kto, kiedy, jak i dlaczego. Za jakie pieniądze – tego się nie podaje. Wobec Pana nieobecności spieszę poinformować, że odbyło się ono, albo mogło się odbyć, tak:

Sala nie była ogrzewana i w dużej części pusta. Na szczęście kilka, a może kilkanaście krzeseł wypełnionych było ciałami ludzi pióra. Większość z nich piórka w … ani w dłoni nie posiadała, bo używają klawiatury. Jednakże lepiej brzmi: „ludzie pióra” niż „ludzie klawiatury”.

Z głosem wstępnym oraz rozgrzewającym wyrwał się brodaty na siwo Redaktor Senior z pytaniem (cytuję): „Czy dzisiaj, na przepitkę, będzie bigos czy kaszanka?” Dodał cicho i nieco sepleniąc, że po obu wymiotuje, albo ma mdłości. Ogólnie lubi bez, ale go przymuszają.

Na takie „dictum acerbum” (cytat z Mickiewicza) poderwał się ze stolikiem w dłoni Redaktor z 10 piętra zamieszkania, czyli Przewodniczący: „Kolega, chociaż szanowny, nadużywa mojej cierpliwości. To ja prowadzę i dzisiaj będzie o suchym pysku!”. Wykrzyczał tak z widocznym zdenerwowaniem, a głos miał trzeźwy i doniosły: „Ja prowadzę obrady i tak już pozostanie!”

„O kurcze”. To jęknął z tylnego rzędu Redaktor zaprzyjaźnionego papieru gminy sąsiadującej: „ Znowu drób, a ja bez śniadania. Żeby przynajmniej z grilla, a nie gotowane”.

Czujny Redaktor z 10 piętra zamieszkania wychwycił odezwanie i już bez podnoszenia prezydialnego stolika ripostował jak następuje: „Pan się wypowiada pisemnie i wokalnie w taki sposób, że nie wiadomo o co chodzi. O rosół? Pan się nie przedstawił. Z czyich ust Pan pije?!”

„Chwileczkę – Pan z sąsiedzkiego papieru się zagalopowuje hippicznie!” Tak wszedł w polemikę nasz młody, zdolny i z przedniego krzesła, też felietonista: „Ja piję oficjalnie do drugiego i nic z tego co piszę do ludu nie przecieka! Poszanowania więcej – poszanowania dla ludzi i dla każdego człowieka”.

„To o co wam chodzi? Ja uważam, że należy szanować wróbelka, bo to zwierzynka niewielka”. Prawie śpiewając wystąpiła koleżanka pisząca do dziecięcego Świerszczyka: „W moim świecie wszystko jest uporządkowane i chociaż nie wiem jak się bratek kwiatek nazywa, to przecież piękny jest grupowo na ziemnym grobie bohatera. Nawet wtedy, kiedy występuje anonimowo.” Tu głos zawiesiła, postała chwilę i z rozmarzoną postawą usiadła, wypełniając sobą przynależne jej krzesło.

„Postawię sprawę jasno”. Głosowo huknął Przewodniczący, czyli Redaktor z 10 piętra zamieszkani. Przechylając się w lewo walnął prawą ręką w blat stolika, który zadrżał cały (stolik, nie Redaktor): „Po nazwisku i w gębę! Twarzą na wierzch – o tym jest zebranie!”

Natychmiast zareagował, podnosząc się wolno, techniczny z nic nie znaczącego, miejscowego portalu: „W sieci to jednak wygląda inaczej”. Po wypowiedzi kucnął poniżej siedzenia swojego krzesła, bo wiedział, że nie jest dziennikarzem i zawsze ktoś mu może w dziób przyłożyć.

„Sieci… nie, nie. Ja na wędkę łowię” – ocknął się z drzemki Redaktor Senior i znowu zapadł, a jego siwa broda powiewała to w lewo, to w prawo – czyli jak wiatr od okna zawieje.

„Ci anonimowi namnażają się w obłędzie!” Nie dawał za wygraną Redaktor z 10 piętra. „Ja to od lat widzę i opisuję, i cierpię za swoje!”

W tym momencie rozległy się brawa i dało się słyszeć pojedyncze skandowanie zalęknionym głosem: „wie-szczy”; „wie-szczy”; „wie-szczy” i umilkło. To z trzeciego rzędu odważyła się koleżanka Mańka, ufarbowana na czarno i wpatrzona miłośnie w 10 piętro zamieszkania oraz Redaktora.

Tumult się zrobił okrutny, jak u Sienkiewicza, przerwany nagłym podniesieniem się Redaktora z okienka miejscowej telewizji. Cienkim dyszkantem zaintonował „w żłobie leży” i się uciszyło. Śpiewał jak anioł – nagle przerwał i choć echo grało, przeszedł do mówienia (dalej cienkim głosem): „Ja bym chciał w końcu wiedzieć czy wie, czy szczy, bo u nas, w telewizji, pokazujemy nie tylko twarz, ale i gołą… (ktoś się zaśmiał, ale przestał) pokazujemy gołą prawdę. To zobowiązuje. Chodzi o świętą prawdę”. Tu chciał postąpić w kierunku przodu, ale natknął się na pusto stojące krzesło i zawisł bezładnie górną częścią ciała, oraz głową, ku trzymającego się kupy siedzeniu.

Niestety, nie wytrzymał siedzący blisko drzwi, niski, przybyły z zewnątrz, dobrze umięśniony i w średnim wieku, kulturalny redaktor: „Pan, panie kolego, minął się z powołaniem. Do chóru (a dykcyjnie „r” w kierunku „j” wymawiał), do chóru, a nie do telewizji. Tu jest spotkanie felietonistów, a nie telewizjorek i telewizjarzy! To się musi skończyć; zamknąć, zlikwidować i do celi wsadzić. A Panu Redaktorowi, co z 10 piętra, dobrze z oczu patrzy. Widać, że ma wyższe cele, takie jak piętro jedenaste!”. Usiadł, a nóżki nad podłogą sympatycznie mu dyndały.

Niespodziewanie łagodnym głosem odezwał się Przewodniczący (ten z 10 piętra): „Dziękuję koledze, co duchem wielkim jest i do jeszcze większych celów przygotowany. Razem musimy się zewrzeć i wystąpić koalicyjnie przeciw no nejmom w szkole, w domu i w zagrodzie – ze szczególnym uwzględnieniem Internetu w domowym WC. Oni nam wchodzą na naszą rację! – tu się zdenerwował – i bez podniesionej przyłbicy jedyną prawdę zamącają. Myślenia nie posiadają! To my go mamy, tomografem i zaświadczeniem zdiagnozowane. Na dowodzie wykresowym możemy to pokazać! Precz z Gallem Anonimem!”. Tu Przewodniczący błysnął historycznym oczytaniem.

Niestety – z miejsca podniósł się osobnik mocno owłosiony, z ohydnym wyglądem całości oraz lekko zachrypniętym głosem. Możliwe, że anginy nie wyleczył, bo od czasu do czasy kaszlał i gardłowo odchrząkiwał:

„Jestem mężczyzną bez wątpienia i występuję anonimowo, dlatego się nie przedstawię. Ty gościu – to był zwrot do Przewodniczącego – robisz bezpłatnie na swój papier i tylko dlatego to się rozdaje”. Tu jego kaszel go zagłuszył.

Temat podtrzymał kolejny anonim z krostą na nosie i pypciem na nienawistnym języku: „To całe pisanie na podpałkę w kominku się nadaje – obrazki i reklamy, reklamy i obrazki i znowu reklamy!”. Usiadł, niepokojąco się schylając.

Nagle ocknął się z drzemanki Senior Redaktor przez Przewodniczącego słusznie i w całości kochany: „U mnie się to sprawdziło – że ho, ho się paliło”. Znowu przysnął, za brodę się trzymając, a ona po cichu dalej mu siwiała.

Nie wiadomo skąd rozległ się szept zjadliwy i absolutnie zakazany: „jedni starzeją się z godnością, a drudzy na rowerze”.

Tego było już za wiele. Krzyki, przekleństwa, gwizdy, świsty i piekielne wrzenie wszystko zagłuszyły. Apele Redaktora Przewodniczącego (10 piętro), o to żeby podjąć uchwałę, albo ustawę, żeby wykluczyć Anonima i jego kamarylę (padło takie słowo) nie mogły się przebić. Fruwały marynarki, szaliki czapki i sanki oraz nie wiedzieć dlaczego skarpetki płci obojga, w różnym kolorze. Tylko młody i zdolny, ze łzami w oczach, szlochał dramatycznie: „a mówiłem, żeby się nie schylać pod krzesła w celu się napicia… a mówiłem… a mówiłem. I żeby komórki nie odbierać, bo to wstyd informować, że się na zebraniu przebywa. A mówiłem… mówiłem.”

Niestety – kartki w notatniku tu się wyczerpały. Co było dalej nie zanotowałem. Żeby jednak zwolnić z myślenia tego i tamtego (nie ogół!) ponieważ narzekają, myśl jedną (bo więcej nie posiadam) w trzech zdaniach wyrzucam z siebie. One streszczają całość – takie ułatwienie.

Anonimy się mnożą, mnożą i mnożą. Myśli żadnej nie posiadają. Nasza (sic!) osoba jazgot ten coraz gorzej znosi.

Wszystko, co powyżej, znalazło potwierdzenie w zebraniu i jazgotliwym zakończeniu. Następne spotkanie będzie jeszcze lepsze. Tylko od czasu do czasu tak sobie imaginuję: czy walka z anonimowością w sieci nie jest przypadkiem ograniczaniem wolności słowa? A może lepiej zwalczać (jak trzeba) wytwory anonima, a nie jego samego? Poza tym jest sympatycznie.

Co szczególnie Panu Redaktorowi i innym, na zdrowie, polecam.

Ja Adalbert Necma

PS.

  1. Pypeć na języku – rodzaj krosty lub afty; nadżerki w błonie śluzowej; literacko to rodzaj błędu językowego, który drażni lub śmieszy.
  2. Wszelkie skojarzenia i podobieństwa z osobami, sytuacjami, wypowiedziami są przypadkowe i nie były przez piszącego zamierzone!
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj