
Podobno w Nowym Sączu jest aż 79 odcinków tras rowerowych i rekreacyjnych. To sporo. Ale ważne jest bezpieczeństwo oparte na jednoznacznych regułach znanych powszechnie. Niby na ścieżkach rowerowych i trasach rekreacyjnych obowiązują przepisy Kodeksu drogowego, ale jest niestety „wolnoamerykanka”. Dochodzi do improwizacji, zawłaszczania, uzurpacji.
Umiejętne korzystanie z trasy rowerowej wynika z kultury korzystania przez różnych użytkowników. Od kilku lat piesi nie mogą chodzić po trasach rowerowych. Czy to dobrze? Może. Ale rowerzyści jednak jeżdżą po chodnikach. Czy powinni? Są ograniczenia.
Ale sprawa idzie o liczne trasy rekreacyjne w naszym mieście. One nazywane są różnie. Nawet z angielska: Greenways – Zielone Trasy. Są długodystansowe trasy Velo. One przeznaczone są dla wielu użytkowników.
Pora ich wymienić: rowerzyści tradycyjni i elektryczni, piesi, biegacze, rolkarze, „hulajnogarze” tradycyjni i elektryczni, niepełnosprawni na wózkach. Są także dzieci na rowerach, ludzie z psami. Specyficznie zachowują się większe grupy, w tym spacerujące rodziny z dziećmi. No i są piesi … przeglądający telefony. Biegacze także upominają się o ekstra prawa. Człowiek z psem nie ma łatwo. A rodzina z dziećmi także powinna mieć oczy „wokół głowy”.
Po ścieżkach rowery powinny jeździć po prawej stronie. Jest z tym różnie. Tak, bo właśnie na tych trasach jest bardzo różnie. Tak różnie, że już nie wiadomo jak jest i jak powinno być. Nowe przepisy mówią, że pierwszeństwa trzeba ustępować rowerom. Hulajnogi mają inne prawa, podobne do pieszych, ale jak jest elektryczna, to już nie do końca wiadomo. Jest prawdziwa bitwa, kto jest ważniejszy.
To czyni mocny kocioł. Aby tego zaznać, można udać się choćby na ścieżkę od Nowego do Starego Sącza. Nie wiadomo, jak jest na Wałach. To chyba ścieżka rowerowa, a jeżeli tak, to piesi nie powinni tam chodzić, a jest ich wielu. Może trzeba tą trasę przemianować na rekreacyjną? Tam także dochodzi do częstych „scen” z awanturującymi się użytkownikami. Do kolizji także dochodzi. Kłótnie dotyczą najczęściej: pierwszeństwa, sposobu użytkowania, gapiostwa.
Na tym polega ten defekt właśnie. Czy to może pocieszać, że to nie tylko sądecki defekt? Nie.
Defekt polega na istniejącym chaosie. Można a nawet trzeba coś z tym zrobić. Przepisy powinien znać każdy, ale skoro to nie jezdnia, to użytkownicy nie zdają prawa jazdy, nie uważają także, aby poznawać swoje prawa i ograniczenia.
Do tego dochodzą jeszcze błędy infrastrukturalne tych tras. Droga lub wydzielony pas rowerowy przygotowana jest chaotycznie i nieracjonalnie. Błędy przy przejazdach przez skrzyżowania. Niedostosowanie ścieżek do koegzystencji rowerzystów z pieszymi. Brak integracji z przystankami autobusowymi. Trzeba sprawdzić, czy znaki nie stają się przeszkodami. Nawierzchnie nie zawsze są adekwatne.
To wszystko komplikuje sprawę. Taki stan będzie trwał w Nowym Sączu długo. Chyba, że odpowiedzialni za ruch na tego typu sprawach przystąpią do edukowania użytkowników: co im wolno, a czego nie wolno. Trzeba uwzględnić różne typy tras: rowerowe, chodniki, velo, pasy, korytarze, pumptraki.
Takie edukowanie powinno być zaplanowane, aby percepcja była duża. Potrzebna jest szerzej zakrojona – kampania społeczna. Trzeba stworzyć dużo materiałów, filmów, filmików.
Wykorzystać szeroko sądeckie media do takiej kampanii społecznej. Kampania powinna być prowadzona odpowiednio długo, aby dotrzeć do świadomości użytkowników w Nowym Sączu.
W ramach akcji edukacyjnej trzeba także uczyć dobrych zwyczajów, a także zwykłej kultury. Trzeba wychowywać użytkowników. To nie jest łatwe, ale możliwe.
Kto powinien za to zapłacić za taką kampanie społeczną? A to trzeba ustalić. Może jednak gmina?