Wakacje się skończyły, projekcje KOTa niedługo znów się zaczną, trzeba więc i reaktywować bloga, tym razem oby nieco regularniej.
A wakacje obfitowały w wydarzenia rozmaite, raz weselsze, to znowu smutne. Sporo osób odeszło przez ten czas, co odbiło się echem i w Polsce, a nawet prowokowało rozmaite dyskusje. Chyba największe wrażenie zrobiła śmierć Robina Williamsa – nagła, tragiczna i dla wielu szokująca. Nie mieści się w głowie wielu osobom, czemu to zabawny komik targa się na swoje życie, w dodatku skutecznie. Dlaczego ktoś taki niby miewa depresję, a nawet może żyje z nią całe życie? Wystarczy jednak odrobinkę poszperać w internecie, by dowiedzieć się dość smutnej prawdy, że komicy zazwyczaj kryją sobie sporo nieszczęść. Humor staje się pewnym rodzajem odskoczni, terapii i pozwala żyć dalej. Jedna z webmasterek amerykańskiej strony dla komików wspominała, że trzeba było założyć osobny wątek na forum dla osób, próbujących popełnić samobójstwo. Nieraz potrzebna była bezpośrednia interwencja. Tak powszechny jest to problem. O swojej depresji otwarcie zresztą mówią tacy ludzie jak Eddie Murphy, Jim Carrey, John Cleese i wielu innych, a Woody Allen znany jest z neurotycznych skłonności, które stara się zarazem oswajać i rozbrajać swoją twórczością.
Co do samego Williamsa, to nawet jego publiczna persona nie była wcale tak oczywista, jak się może wydawać. Choć był komikiem pełną gębą, to jednak zwracał uwagę (przynajmniej moją) czymś jeszcze. Otóż w swoich najlepszych rolach wychodził daleko poza prosty śmiech. Potrafił swoim postaciom nadać sporo ludzkiego ciepła, a także zarysować pewien rys tragizmu. Osoby grane przez niego w „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów”, „Fisher Kingu”, „Buntowniku z wyboru”, a nawet w „Patchu Adamsie” to ludzie dotknięcie traumą, tragedią, którzy na różny sposób muszą sobie z nią radzić, często tłumiąc ją w sobie. Urocza naiwność Johna Keatinga jest pozorna, pod nią kryje się determinacja, napędzana gorzką świadomością nieuniknionego okrucieństwa świata. Williams potrafił to wyrazić charakterystycznymi dlań subtelnościami – kontrastując ciepły uśmiech z nostalgicznym, w gruncie rzeczy smutnym spojrzeniem. Podobnie Parry z filmu Gilliama – współczesny Don Kichot, szaleniec szukający Świętego Graala we współczesnym Nowym Jorku. Człowiek, który dawno zgubił wszelką racjonalność, wchodzi w rolę zwariowanego błazna, szurniętego marzyciela, gdyż nic innego już nie pozostaje. Niby nas rozwesela, niby ratuje Jeffa Bridgesa z życiowej niedoli, ale przecież czujemy czającą się pod tą błazenadą rozpacz. Nie inaczej jest u Spielberga. W jego (jak zwykle) pokrytym nostalgią „Hooku”, dynamika głównego bohatera – dziecka ukrytego w ciele dorosłego – oparta jest na kontraście między radością Piotrusia Pana i smutku Petera Banninga.

W „Fisher Kingu” jest znamienna scena, kiedy to dwaj główni bohaterowie leżą w parku i obserwują Nowy Jork, ciesząc się małymi rzeczami. W podobny sposób (leżąc nago na trawie i paląc jointy) czas spędzali niegdyś Robin Williams i znany z „Blues Brothers” John Belushi. Dwaj przyjaciele, dwaj komicy z „Saturday Night Live”. Obu już nie ma – z podobnych powodów. Jak mawiał spotkany przeze mnie niegdyś Anglik z Newcastle: „humor to druga strona tragedii – nieprzypadkowo obie te rzeczy to dramat”.
Najbardziej lubiłem Williamsa nie za komizm, ale właśnie za to, jak dobrym potrafił być aktorem dramatycznym, jeśli tylko był w formie, trafił na scenariusz i odpowiedniego reżysera. Trochę szkoda, że tak niewielu zauważyło w nim ten potencjał, a jemu samemu nie udało się przełamać emploi. Warto tutaj wspomnieć o trzech produkcjach, z których nie każda jest udana, ale pokazuje Willliamsa od innej strony. Thriller „Wersja ostateczna” Omara Naima, „Zdjęcie w godzinę” wybitnego twórcy teledysków Marka Romanka i przede wszystkim „Bezsenność” Christophera Nolana to filmy, gdzie akcentów humorystycznych brak, a Williams ukazuje charakterystyczną dla niego skrywaną desperację w sposób zgoła odmienny, bardzo mroczny. W filmie Nolana widzimy aktora w roli jednoznacznie negatywnej i wyszło świetnie, Szkoda, że przyzwyczajona do komedii publiczność nie kupiła nowego wizerunku komika i tym samym nie pozwoliła na nowe otwarcie kariery, co zaowocowało popadnięciem przez niego w gruncie rzeczy w zapomnienie przez szeroką międzynarodową publiczność.
Szczególnie pamiętam rolę Williamsa z „Przebudzeń” Penny Marshall. W tym małym, świetnie zagranym filmie, wciela się w lekarza, który stara się pokonać rzeczywistość i wyleczyć chorych ze śpiączki. Znów marzyciel, znowu próba przebicia sufitu, jakim są ograniczenia realności, ale też po raz kolejny gorzka świadomość, że nic nie może udać się do końca, sukces jest tymczasowy i pozostaje się cieszyć jedynie drobnymi chwilami. Williams partneruje tutaj samemu Robertowi DeNiro. Kilka razy obaj się spotykają, w różnych momentach trwania tytułowego przebudzenia. Patrzą i uśmiechają się do siebie. Być może jest to jedno z najpiękniejszych zobrazowań ludzkiej, wzajemnej życzliwości w historii kina. „Przebudzenia” to właśnie film o uśmiechu – ciepłym, życzliwym, ale też pełnym smutku i poczucia straty. I właśnie ten uśmiech, w przypadku Robina Williamsa – tak dla niego charakterystyczny, a zarazem oddający jego złożoność jako aktora i człowieka – chyba najlepiej byłoby zapamiętać.

Polecanki: W najbliższych dniach kilka ciekawych rzeczy w Nowym Sączu z pewnością warto zobaczyć. Od czwartku (25 września) w Małej Galerii wystawa Konrada Kucza – grafika i kompozytora, znanego między innymi z płyty „Sleepwalk”, którą nagrał z Gabą Kulką. Poza tym jest twórcą muzyki ambientowej i teatralnej.
Z kolei od 26 września (wernisaż o 18:00) w galerii BWA SOKÓŁ wystawa „Manifestacje romantyczne”. Wychodząca od twórczości Jerzego Beresia, jest refleksją i reinterpretacją dziedzictwa romantycznego w sztuce ostatnich lat. Będzie można zobaczyć prace m.in. Pawła Althamera, Artura Żmijewskiego czy tu i ówdzie kontrowersyjnej Doroty Nieznalskiej. Poza wszystkim, takie wystawy są świetną okazją do dyskusji i polemik. Kuratorem jest Stanisław Ruksza.
I jeszcze jedno, bardzo ważne, acz niestety słabo nagłośnione wydarzenie. 29 września o 18:00, w Sadeckiej Bibliotece Publicznej przy Franciszkańskiej, spotkanie z jednym z najwybitniejszych polskich reportażystów, dziennikarzem i korespondentem wojennym – Wojciechem Jagielskim. Chyba nie do przegapienia!





![Linia kolejowa nr 104. Prace modernizacyjne w Nowym Sączu i Marcinkowicach [ZDJĘCIA] Prace w rejonie przejazdu kolejowo-drogowego na ul. Kościuszki w Nowym Sączu](https://twojsacz.pl/wp-content/uploads/2025/12/Prace-w-rejonie-przejazdu-kolejowo-drogowego-na-Kosciuszki2-100x75.jpg)
