
No i wczoraj odbyła się ostatnia sesja Rady Miasta. W cyklu „Kurek po sesji” pisaliśmy o różnych wydarzeniach podczas wielu sesji. Trzeba przypomnieć, że nie starałem się pisać relacje z sesji, odnosić się do tematów, do treści. Zasadą było wychwytywanie zdarzeń szczególnych, wyłuszczanie osób, które zachowały się nietuzinkowo, a nawet zjawiskowo. Relacje merytoryczne pozostawiłem profesjonalnemu dziennikarstwu sądeckiemu…
Jak wiemy, było to ostatnia sesja Rady Miasta. 5,5 roku raczyli nas Państwo Radni różnymi okolicznościami. Bywał w tym humor, bywał suspens. Co takiego wydarzyło się na tej ostatniej sesji? No było uroczyście, hieratycznie, ale także znacząco i … groteskowo. Tak, to jest swoisty dar składany nam wszystkim – Obywatelom Nowego Sącza. Czy nie należy się nam odrobina humoru w tych ciężkich czasach?
Pan Prezydent Handzel był nieobecny. Byli tacy, którzy uznali to za manifestację. Ale przecież Pan Handzel zasługuje na chwile wytchnienia. Wygrał spektakularnie wybory i mógł udać się na zasłużony odpoczynek. Zostawmy to.
Na początku było wręczanie „tarcz honorowych”. Laureaci byli dostojni. No ale: dlaczego lekceważy się ich tak perwersyjnie? Jedną ręką wręczamy „tarcze”, a z drugiej strony lekceważymy nominatów. Dlaczego?
No przecież, gdy Pan Radny Artur Czernecki wygłasza jakiekolwiek laudacje, to dzieje się pewne szyderstwo. Może nawet niezamierzone, ale Pan Radny dukając, przekręcając, uszkadzając wszystkie normy dykcji… jakby kpił z laureatów. Kto mu na to pozwala? Pan Przewodniczący Głuc?
Onegdaj, bodaj 3 lata temu, Pan Radny Czernecki wygłaszał laudację profesorowi literatury, poecie i robił to tak, że… No ja bym wyszedł z sali obrad obrażony… No dobrze, przed wygłaszaniem jakiejś mowy, która się nawet odczytuje, to trzeba przeczytać wcześniej tekst, najlepiej kilka razy. Nie można się jąkać, dukać, poprawiać, przekręcać końcówki, pomijać przecinki, kropki. No ale, gdy ma się wadę wymowy, to nie należy kompulsywnie zgłaszać się do oracji.
Tak właśnie powstaje kabaretowa sytuacja. Zwłaszcza, gdy laureatem jest profesor literatury. Z żołnierzem, generałem, to jeszcze jakoś ujdzie. Rozumiemy, wojsko, front, okopy… Nieśmiało sugeruję, że niechaj laudacje wygłasza służbowo radny z najlepszą dykcją i głosem. W tym względzie najlepiej wypada Pan Radny Głuc. To on powinien wygłosić wszystkie mowy laudacyjne.
To tak z „pierwszej piłki”. Potem było wręczanie kwiatów. Na pierwszy rzut poszła Pani Radna Teresa Cabała. No i znowu wyznaczono Pana Radnego Czerneckiego. Wręczył zdobną doniczkę. Potem chciał usilnie całować Panią Radną. Zachodził, obchodził, ściskał. Ona się wyrywała. A on namolnie, chciał cmokać. Przyciągał. Przyciskał. Dobrze, że nie całował w szyję. Celował w policzek, trafił chyba w brew nad czołem. Śmiał się przy tym w samozadowoleniu. Piasek w zębach… Dziewczyny z ruchu me-too miałyby niezły materiał. Należy szczerze współczuć Pani Cabale.
Potem dano pole Panu Radnemu Leszkowi Zegzdzie. Udostępniono cały plac, całą salę. On zaś występował jak gwiazdor, jak Frank Sinatra na pożegnalnym koncercie. Nie mnie mierzyć zasługi Pana Leszka, ale to było uroczysko. No dobrze, my tutaj w Galicji umiemy czynić celebry i hołdy. Wyszło mocno. Czy za mocno? To kwestia gustu.
No i nastąpiła mowa pożegnalna Pana Zegdzy. Zupełnie niezła. (Pan Leszek Zezda mógłby służbowo wygłaszać wszystkie laudacje.) Pan Zegzda zastosował jednak pewną figurę retoryczną, która miała dalsze znaczenia. Otóż, ujmująco … przeprosił za wszelakie uchybiania, że komuś mógł źle powiedzieć coś, kiedyś. Zrobił to z gracją. On dysponuje tą pauzą, tym gestem…
Ten akt przeprosin spodobał się niechybnie wszystkim zebranym. I to chyba za bardzo się spodobał. Wzbudziła się bowiem atmosfera, taka narcystyczna i kompulsywna. Wszyscy bowiem zapragnęli – przepraszać. Powstał swoisty konkurs na to, kto bardziej przeprosi. Chodziło zarówno treść, jak i aspekty aktorskie. Zgłaszali się radni pokotem. Mieliśmy konkurs recytatorski.
Pan Radny Prostko był przygotowany. Wygłosił mowę długą i łzawą, na „ambonce”. Owszem zgrabną, ale było widać, że mu żal. To zrozumiałe, tym bardziej, że mandat wytrącił mu… No Pan Artur Czernecki. To dodaje dodatkowej goryczy i to było widać. Oj, sądecki wyborca na pstrym i szalonym koniu jeździ. Żal było Pana Prostki. Ekonomiści nazywają to zjawisko wypychaniem złego pieniądza przez dobry. No cóż, musimy w Nowym Sączu z tym żyć.
Nastąpiła eskalacja przeprosin. Pani Cabała także w afekcie przepraszała. Pan Kądziołka nie był gorszy. Przepraszał jednak dość klasycznie. Poszli za nim i inni. Wszystko stawało się dość schematycznie, ale do momentu, gdy na scenę wstąpił…
Pan Radny Jakub Prokopowicz przebił wszystkich. Tak postanowił, albo uczynił to mimochodem. Ten tryb jest dla niego dość charakterystyczny. Mówił wolno, dobitnie. (On także mógłby wygłaszać laudacje.) Począł wychwalać pod niebiosa Pana Józefa Hojnora. Że on, taki merytoryczny, zawsze przygotowany, że tyle wnosi, tak inspiruje…
No i wypalił nagle, że i jego nazywają w kuluarach „małym Hojnorem”. Dobre prawda? Ciekawy zabieg. Ale schemat dość prosty. Im bardziej chwalimy przeciwnika, to usypiamy czujność. Aby w końcu powiedzieć, że jesteśmy podobni do … jego cech. To tak, jakby opowiadać, jak „wielkim poetą Słowacki był”, aby potem pospiesznie dodać, że kółku poetyckim w remizie strażackiej porównują mnie do Słowackiego. Czy to świadectwo narcyzmu? Ale sekwencja sprytna.
Tak Pan Prokopowicz wygrał bezsprzecznie konkurs na „przepraszanie”. To był strzał pod samą poprzeczkę zza szesnastki.
No i co tam jeszcze ciekawego było? Były kwiaty w donicach. Pani Cabała dzierżyła donicę dzielnie ponad kwadrans. A ona (donica) ważyć musiała i dwa kilo. Wielu się zastanawiało, czy obdarowani odłożą donice na podłogę. Ale czy to wypada prezenty kłaść na podłogę? Wszyscy to wytrzymali, a nagród, dyplomów było w bród. Każdy chyba coś dostał. Może nawet i portierzy dostali coś okolicznościowego?
Było bardzo podniośle. Można było również dostrzec, kto wygrał wybory. Mowa ciała wiele zdradza. Pan Czernecki Artur stąpał, przechadzał się, lewitował, świecił. Wypełniał majestatem brak Pana Handzla. On umie także siedzieć tak krzywo, jak prawdziwy król Szkocji. Tak bokiem, gdy ciało jest przekręcone, a jednak spoczywa. Poza mówi jednak (ciało i duch): jestem tutaj i nie powiedziałem ostatniego słowa. Jaka szkoda…
To była wspaniała sesja. Pełna wrażeń estetycznych, oracyjnych. Państwo Radni odjechali potem dorożkami, a konie wesoło popierdywały…
To tyle. Do usłyszenia, raczej przeczytania na już nowej Radzie Miasta. Będziemy to oglądać i komentować życzliwie. Ku pokrzepieniu serc Sądeczan.