Strona główna Wczoraj i dziś

Łaźnie w dawnym Nowym Sączu (część 1)

Reklama
Nowy Sącz. Fragment zamku i murów obronnych. Po prawej stronie widoczne wejście do łaźni. Lata 30. XX w. Fot. archiwum prywatne / Twój Sącz
Nowy Sącz. Fragment zamku i murów obronnych. Po prawej stronie widoczne wejście do łaźni. Lata 30. XX w. Fot. archiwum prywatne / Twój Sącz

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu łazienka w domu nowosądeczanina to był prawdziwy luksus. Sądeczanie radzili sobie zupełnie inaczej – dbaniu o higienę służyły łaźnie. Pomijając fakt, że nie wszyscy byli fanami higieny i kąpieli, to jednak od czasu do czasu z nich korzystali. Swoje zrobiła edukacja, szczególnie w szkołach i ludzie zaczęli doceniać znaczenie kąpieli. Musiało jednak sporo wody w Dunajcu upłynąć, aby wiedza na temat czystości stała się powszechna.

Łaźnie istniały w Sączu już wiele wieków temu. Pierwsza miała być lokowana w okolicy ul. Pijarskiej, obok dworu biskupiego. Nasze miasto nie było w tym względzie jakimś wyjątkiem. Ks. Jan Sygański pisał o dawnych wiekach: Łaziebnictwo czyli utrzymanie łazien parowych było dawniej koniecznem dla zdrowia. Brak bielizny (widoczny we wszystkich spisach ruchomości) pociągał za sobą rozmaite wysypki i krosty, na które jedynym środkiem były łaźnie. Stąd to powstały w XV. wieku po za murami Nowego Sącza osobny szpital trędowatych (leprosorum). W r. 1467 były tutaj dwie łaźnie skarbowe, oprócz kilku prywatnych, obsługiwane przez uzdolnionych łaziebników. Zawód łaziebnika pojawia się w dawnych czasach, dzisiaj jest już zdecydowanie przeszłością. Łaźnie istniała także przy kościele św. Walentego, w okolicy dzisiejszych Plant.

Reklama

Większe przemiany w dziedzinie higieny, a tym samym łaziebnictwa, przyniósł XIX wiek.

Wówczas istniały łaźnie publiczne, które były ulokowane głównie pod sądeckim zamkiem, w dzielnicy Podzamcze. W tym czasie – jak wynika z relacji – ich działalność nie była popularna, a korzystano z nich od święta. Ludzie woleli dbać o czystość w swoim domu obmywając się, a latem korzystać z dobrodziejstw rzeki. Do łaźni zachęcano na lekcjach i odczytach, gdzie coraz częściej o nich opowiadano. Promocja higieny na większą skalę miała miejsce dopiero w międzywojniu.

W tym czasie czystość ciała pozostawiała wiele do życzenia: co biedniejsi prawdziwej kąpieli zażywali jedynie na wielkie święta, a na co dzień obmywali tylko ręce i twarz. Markus Lustig wspominał wygląd swojego mieszkania:

umywalki ani zlewu nie było i dlatego kranu używaliśmy w następujący sposób: w rogu pokoju stało krzesło z dziurą w środku. Na tym krześle postawiliśmy miednicę, która służyła jako naczynie do mycia. Pod miednicą stało wiadro. Brudną wodę z miednicy wylewaliśmy do wiadra. Jednak to i tak już uważano za wielką wygodę, ponieważ nie trzeba było ciągnąć wody ze studni. Dom był wielorodzinny a ubikacje znajdowały się na zewnątrz. Nocą używaliśmy nocnika, aby nie musieć biec na dwór do wspólnych ubikacji, szczególnie gdy było zimno. Pranie suszyliśmy zimą na poddaszu. Takie było życie. Nieważne, czy był to dom żydowski, czy katolicki. Ten opis można by dołączyć do wielu przedwojennych mieszkań.

Pod koniec XIX w. powstała łaźnia Jana Jenknera.

Teren pod nią inwestor nabył już w 1848 r., dziesięć lat później postawił dom. Był to nowoczesny, murowany budynek z trzema salami. Można było w nim zażyć kąpieli parowych, zimnych basenów, natrysków, a wolny czas spędzić w pokojach wypoczynkowych. Jenkner po ukończeniu budowy do łaźni podciągnął sobie wodę z jezuickiej młynówki. Okazało się, że część terenu, na którym stał budynek był przez miasto nielegalnie sprzedany Jenknerowi (prawidłowo należał do jezuitów). Pojawił się spór zabarwiany jeszcze tłem religijnym – Jenkner był ewangelikiem. W 1859 r. zakon złożył skargę do starostwa, które przyznało jezuitom rację. O sporach Jenknera z jezuitami można napisać osobny tekst. Waśnie skończyły się w 1894 r., kiedy łaziebnik został oskarżony przez jezuitów o próbę podpalenia młyna jezuickiego.

Właściciel, wynajmując budynek od miasta, obiecał zapewnić darmową kąpiel ubogim, chorym i żołnierzom. Niestety, okazało się, że zakład był niedochodowy, stąd Jenkner nie przestrzegał warunków umowy i pobierał niewielkie opłaty. Miasto zbulwersowane tym faktem wytoczyło Jenknerowi proces o niewypełnianie warunków dzierżawy łaźni, który ten zresztą przegrał. Nauczeni tym faktem rajcy stworzyli fundusz, który miał finansować w promocyjnej cenie kąpiele dla najuboższych. W 1881 r. zawarto odpowiednią umowę z Jenknerem.

W latach 1908–1915 trwał kolejny spór, tym razem między Jenknerem a Józefem i Zuzanną Aleksandrami, którzy twierdzili, że budynek łaźni jest ich własnością, a dzierżawca go nie remontuje. Wskutek rujnującego procesu i kosztów remontu Jenkner zdecydował się sprzedać łaźnię, którą nabył Andrzej Rzepecki. 14 kwietnia 1919 r. zamknięto budynek, nie było nikogo w tych ciężkich czasach stać na remont.

Jednak to nie koniec historii sądeckiego łaziebnictwa!

Łukasz Połomski
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj