Strona główna Wczoraj i dziś

Młyn jezuicki w Nowym Sączu

młyn jezuicki w Nowym Sączu lata 50.
Nowy Sącz lata 50. Zdjęcie zrobione znad Kamienicy. Rejon nieistniejącej już ulicy Łaziennej. Po lewej zabudowania młyna jezuickiego. Widoczne wozy konne pod budynkiem. Fot. archiwum prywatne / Twój Sącz

Nowy Sącz ma starą tradycję jeżeli chodzi o młynarstwo. Jeszcze w II połowie XX w. nie wyobrażano sobie miasta bez takiego miejsca które dziś jest już przeżytkiem. Coraz mniej osób nawet pamięta, że w Nowym Sączu płynął potok, który nazywał się młynówką. Dziś pozostał nam jeszcze jeden budynek, który dobitnie świadczy o swojej młynarskiej przeszłości – dawny młyn jezuicki.

Warto zaznaczyć, że w Nowym Sączu znajdziemy kilka innych budynków, które zostały zaadoptowane do nowych celów, ale niegdyś służyły młynarzom. Przykładem może być dom Laksów, przy ul. Młyńskiej. Sama nazwa ulicy mówi nam o przeszłości miejsca. Niektóre całkowicie zniknęły z powierzchni miasta, tak ja te stojące w okolicy dzisiejszego ronda koło stadionu Sandecji. Został jeden, młyn jezuicki.

Reklama

Być może wśród czytelników są jeszcze osoby, które pamiętają atmosferę tego miejsca.

Unoszący się kurz, maszyny i ludzi przyjeżdżających (nie tylko samochodami, ale też wozami), aby uzyskać mąkę. Nieopodal stała a kamienica przy ul. Tarnowskiej, którą wyburzono przy okazji budowy nowego ronda. To wszystko już historia. Dziś pozostał samotny młyn, ostatni świadek istnienia dzielnicy podzamkowej.

opuszczony młyn jezuicki w Nowym Sączu
Murowany z kamienia i cegły budynek dawnego młyna jezuickiego widnieje w gminnej ewidencji zabytków miasta Nowego Sącza. Stan z grudnia 2022. Fot. TK / Twój Sącz

Pomysł powstania tutaj młyna jezuickiego wyszedł od Pawła Ciechanowieckiego, rektora tutejszego kolegium jezuickiego, tuż po przybyciu do Nowego Sącza. Miał on zakonnikom zapewnić stałe źródło utrzymania – faktycznie w tym czasie gwarantował on dobry dochód. Miasto przyjęło ten pomysł z zadowoleniem – każdy taki zakład był potrzebny.

Zakonnicy formalnie parcelę zakupili dopiero w 1843 r. jednak teren ogrodzili już wcześniej. Wówczas teren był miejskim szutrowiskiem, zakonnicy planowali mocno przebudować ten rejon, tworząc nawet specjalny odpływ Kamienicy, nazywany młynówką. Z owym potokiem były same problemy – poziom rzeki był zbyt niski, żeby pracował młyn, innym razem była ona zbyt zamulona. Kontrakt z budowniczym młyna Ciechanowieckiego podpisał już w 1843 r.

Nowy Sącz, lata 50. Widok z ulicy Lwowskiej (z mostu na Kamienicy) na ogrody jezuickie – po lewej, za murem – oraz zabudowania przy ul. Kraszewskiego (w głębi po prawej). W środku fotografii widoczna „młynówka”. Fot. archiwum prywatne / Twój Sącz

Budynek został wzniesiony z cegły. Nie miał zbyt bogatych zdobień, bo i nie po to miał służyć – powstało na nim jedynie 8 pilastrów od strony frontowej. Budowa trwała kilka lat, w międzyczasie została przerwana przez powódź. We wnętrzu zainstalowano 4 mechanizmy młyńskie napędzane wodą. Zakład funkcjonował od 1843 r. W 1848 r. jezuici jednak na 4 lata opuścili Nowy Sącz – wynikało to z dekretu banicyjnego cesarza, który objął całą monarchię austriacką. Kiedy w Nowym Sączu zabrakło zakonników (1848–1852) młynem nadal kierował Ciechanowiecki, który z miasta nie wyjechał.

Po powrocie jezuitów do Sącza postanowiono wydzierżawić młyn.

Początkowo zakonnicy pobierali niewielką, ale stałą opłatę 80 florenów. Użytkowali go: Jan Żebracki, Jan Chochorowski z Brzezia (nie wywiązywał się ze zobowiązań), Jan Wieczorek (usunięty z funkcji po skargach ludzi bowiem był nieznośny), Wojciech Karpiński. Kolejny dzierżawca Augustyn Michna musiał usprawnić młyn, aby mógł sprawnie konkurować z amerykańskim mechanizmem u Jędrzeja Jenknera (niemal po sąsiedzku). W tym czasie z jezuitami zaczął procesować się burmistrz Julian Gutkowski, który nie pałał do nich miłością, a był dobrym znajomym Jenknerów. Procesował się o szutrowisko, a niepewna sytuacja wstrzymywała inwestycje przewidziane przez zakonników.

Po Wilhelmie Hazie młyn na trzy lata (do 1871 r.) objął Żyd Landau. Jezuici mimo iż otrzymywali 2/3 dochodów z młyna nie byli zadowoleni z jego dzierżawy. Co innego kolejny dzierżawca – Karol Traubner, który dbał o młyn jak o własny. W 1874 r. postanowili sprzedać interes Annie Schutzer, wdowie z Nowego Sącza. Transakcję sfinalizowano rok później.

Kontrakt szybko jednak uległ rozwiązaniu, z powodów prawnych.

Kolejnym prowadzącym zakład został brat Franciszek Zieliński, kucharz, który zawodu uczył się u młynarza. Kiedy wyprowadził młyn na prostą, wydzierżawiono go Wincentemu Duławskiemu, który szybko zmarł. W 1895 r., po wielkim pożarze miasta, przystąpiono do rozbudowy młyna.

W 1936 r. jezuici zarejestrowali interes w Sądzie Okręgowym jako „oo. Jezuici młyn Walcowy, przemiał zboża”. Zarządzającym młynem był starszy wiekiem ksiądz, przez wszystkich tytułowany „dobrodziej”. Nawet Żydzi się tak do niego zwracali. Ten to ksiądz, prawdziwy dobrodziej, zwalniał nas z opłaty za przemiał kilku czy kilkunastu kilogramów naszego żyta i nigdy nie pozwalał młynarzowi zdejmować ani grama z naszej mąki tytułem zapłaty. „Jedzcie Boży chlebuś na zdrowie” – mawiał. Ksiądz ten cieszył się dużym uznaniem i szacunkiem za życzliwość i serdeczny stosunek do ludzi, niezależnie od narodowości. Żydzi odnosili się do niego ze szczerą wdzięcznością – wspomina Albin Kac.

W czasie okupacji Niemcy pozwolili jezuitom nadal prowadzić młyn i folwark. W 1951 r. zakład został upaństwowiony. Obecnie stoi i straszy, ale pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś stanie się prawdziwą bramą do centrum miasta.

Łukasz Połomski
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj