
Powszechnie wiadomo, że pozycja kobiety w dawnych czasach nie była taka jak dzisiaj. Nikogo nie interesowało zagadnienie równouprawnienia. Niewiasty – jak nazywano kobiety– nie miały wiele do powiedzenia względem swojego życia, a nawet miłości i drogi kariery, którą chciały objąć. Większe zmiany w tym względzie przyniósł dopiero XX wiek. A jak to wyglądało w XVII w., czyli 300 lat wcześniej?
Kobieta nie miała możliwości decydować o swoim losie. Małżeństwa, o czym pisaliśmy, były kojarzone i bardziej przypominały kontrakty handlowe niż wielkie historie miłosne. W domu najwięcej do powiedzenia miał ojciec, głowa rodu. Jego władza była niepodważalna prawnie, ale także uświęcona wielowiekową tradycją. Ks. Jan Sygański (1853-1918), duchowny i historyk, napisał wprost, że wszyscy mieszkańcy domu musieli zostawać pod jego władzą.
Życie kobiety było uwikłane w konwenanse epoki. Jako dziewczynka podlegała swojemu ojcu lub opiekunowi – jako żona podlegała mężowi. Jednak tutaj nasze wyobrażenia kłócą się z relacją historyka: Lecz władza ta męża nad żoną była zupełnie różną i nierównie mniejszą od tej, jaką tenże miał nad dziećmi, i była uregulowana powszechnym obyczajem oraz przepisami religii, dlatego też mieszczanka sandecka wiodła wcale swobodne życie. Majątek, który żona wniosła mężowi tytułem posagu, wedle prawa magdeburskiego pozostawał zawsze jej własnością, dlatego mogła nim rozporządzać. Specjalne prawo nawet mówiło, co może się stać z jej posagiem, na wypadek śmierci. Znajdowały się i takie przykłady, kiedy kobieta potrafiła dochodzić swojego prawa w tym względzie.
W ogóle niewiasta zajmowała w Nowym Sączu czcigodne i powołaniu swemu odpowiednie stanowisko w społeczeństwie. Jako matka rodziny była panią domu, zarządzała gospodarstwem domowem, rozkazywała służbie i czeladzi – pisze ks. Sygański – w stosunku zaś do męża była jego towarzyszką, wespół z nim zajmowała się wszystkiemi sprawami rodziny, pomagała mu w jego zatrudnieniach i interesach. Tak widzieliśmy powyżej, jak żony mieszczan sandeckich, zwłaszcza kupców (n.p. Jerzego Frączkowicza), czynnością i obrotnością swoją bywały mężom w ich zawodzie bardzo pomocne; znowu inne (n.p. żona Jerzego Tymowskiego albo Zygmunta Gądka) z mężami swymi jeździły po jarmarkach, wyręczając ich, odbywały nieraz dalekie podróże kupieckie, a w nieobecności tychże w Sączu samodzielnie kierowały kramem i prowadziły interes mężowski. Można by mnożyć przypadki przedsiębiorczych Sądeczanek.
Przykładem takiej kobiety, która dobrze wiedziała co chce była żona Jerzego Tymowskiego – potężnego kupca z XVII w. Krystyna pochodziła z zamożnego domu, dlatego też miała prawo sporo decydować w swoim małżeństwie. Równo z mężem prowadziła interesy, towarzyszyła mu na jarmarkach, a czasem nawet go zastępowała. W 1612 r. na jej prośbę Jerzy ufundował dla nich ławeczkę w farze, sam nie był tym zachwycony. Wściekły zapisał w dokumentach: Siedź sobie sama. Ławeczka jednak powstała, Krystyna postawiła na swoim.
Jak widać na powyższych przykładach, powyższy obraz nieco kłóci się z wyobrażeniem, że kobiety w owych czasach zajmowały się wyłącznie gotowaniem i opieką nad dziećmi. Mało tego, po śmierci męża mogły także zajmować się jego majątkiem, a nawet prowadzić interesy handlowe. Tak samo i wdowy po rzeźnikach mogły także zajmować się dalej rzemiosłem mężowskiem, chociaż już nie dożywotnie, ale tylko rok jeden i sześć niedziel – pisał Sygański. Tutaj wiele zależało od położenia kobiety. Szczególnie w zamożniejszych domach miały często ograniczoną autonomię, dlatego mogły wykazywać się swoimi przedsiębiorczymi talentami.
W zwykłych mieszczańskich kamienicach wyglądało to zgoła inaczej: W domu zaś głównem zajęciem żony było szycie i przędzenie, a tutaj nie tylko pielęgnowała dzieci i wpływała na ich wychowanie, dozorowała czeladzi, ale także nieraz musiała wykonywać i cięższe roboty, jak przyrządzanie i gotowanie jadła, pranie bielizny, mycie naczyń. Lecz za to brała udział we wszystkich uroczystościach familijnych i kościelnych, w biesiadach i niektórych schadzkach cechowych, przyjmowała odwiedziny krewnych i znajomych i nawzajem ich odwiedzała. Życie typowej pani domu.
Swoje opowieści Sygański kończy gorzkim dla kobiet stwierdzeniem, które burzy ten zaskakujący dla wielu powyższy obraz: Lecz jak poważaną i szanowaną była niewiasta w obrębie domu i rodziny, tak natomiast w życiu publicznem żadnego nie miała udziału, a dom był najważniejszem polem jej działalności. Na prawa polityczne kobiety musiały czekać do 1918 r.