Strona główna Twoje miasto Kampania społeczna

Nowe bloki STBS czy remont prywatnych kamienic z zachętą miejską – co lepiej przywróci mieszkania i tchnie życie w centrum?

Kampania społeczna 10 Sądeckich Inwestycji [część 3]

ReklamaPobierz grafikę aby zobaczyć
10 Sądeckich Inwestycji - kampania społeczna. propozycja programu miejskich zachęt

Budować nowe vs. ożywiać istniejące

Na placu budowy przy ul. 29 Listopada widać już zarysy kolejnego bloku Sądeckiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Gmina przekazuje działkę, spółka zaciąga kredyt w Banku Gospodarstwa Krajowego, a po kilkunastu miesiącach oddaje w najem kilkadziesiąt lokali z czynszem niższym od rynkowego.  

Model działa: poprzednie etapy zapełniły się w chwilę, listy oczekujących są dłuższe niż liczba kluczy, a czynsz nadal umożliwia spłatę kredytu bez gwałtownych podwyżek. Koszt? Około trzystu tysięcy złotych na jedno pięćdziesięciometrowe mieszkanie, licząc projekt, budowę, windy i zagospodarowanie. Całość finansowana długiem rozłożonym na dwie dekady, zabezpieczonym majątkiem spółki i poręczeniem miasta. 

Reklama

Kilka ulic dalej, w ścisłym centrum, czekają pustostany nad parterami handlowymi i kamienice z oknami zasłoniętymi płytą. To w większości własność prywatna – spadkobiercy mieszkają za granicą, wspólnota nie uzbierała na nowy dach, pojedynczy właściciel boi się wchodzić w remont, bo zwrot kosztów przez wynajem trwałby latami.  

Tu pojawia się druga propozycja: miejski pakiet zachęt. Preferencyjna pożyczka z gwarancją częściowego umorzenia, gdy lokal zostanie wynajęty w stawce „społecznej”; czasowe zwolnienie z podatku od nieruchomości; wsparcie techniczne przy zmianie sposobu użytkowania poddasza.  

Adaptacja takiego mieszkania kosztuje szacunkowo dwieście tysięcy złotych, z czego miasto mogłoby dopłacić jedną trzecią. Resztę właściciel finansuje kredytem lub wkładem własnym, licząc, że regulowany czynsz spłaci nakład w ciągu dziesięciu–piętnastu lat. 

Zwolennicy bloku STBS mówią: pełna kontrola nad czynszem, jednolity standard energetyczny, plac zabaw i windy dostosowane do potrzeb seniorów. Miasto bierze ryzyko, ale też decyduje, komu klucze wręcza. Zwolennicy remontów ripostują: każda złotówka publicznej dopłaty przyciąga prywatne dwie, a każde zaświecone okno przy Jagiellońskiej to dodatkowy klient sklepu za rogiem i żywsze centrum po zmroku. Tłumaczą, że zamiast rozlewać miasto na kolejne przedmieścia, warto zagęścić to, co już jest – choćby kosztem trudniejszej logistyki remontów.

W tle przewija się trzecia opcja: włączenie deweloperów do gry. Gmina może wnieść grunt w formie aportu i zawarować w umowie, że piętnaście czy dwadzieścia procent mieszkań trafi na rynek w czynszu kontrolowanym lub zostanie wynajęte przez STBS. Takie partnerstwa działają w Świdnicy i Lesznie; rynek realizuje budowę szybciej, miasto nie powiększa długu, a część ryzyka przejmują prywatni inwestorzy. Warunek jest jeden – precyzyjna umowa z limitem stawki i konkretnym terminem przekazania lokali. 

Budżet Nowego Sącza nie pozwoli w najbliższych latach sfinansować wszystkich dróg naraz. Każdy milion zainwestowany w nowy blok oznacza milion mniej na fundusz dopłat do remontów, a każda bonifikata dla dewelopera – mniejszy wpływ podatkowy, który trzeba skompensować gdzie indziej.  

Ciekawe którą ścieżkę mieszkańcy uważają za pilniejszą. Czy pierwszeństwo powinien mieć kolejny etap STBS czy start programu miejskich zachęt dla prywatnych kamienic? Dach nad głową to nie tylko sprawa muru i dachu; to decyzja, gdzie ulokować publiczną złotówkę, by wróciła do miasta najszybciej.

Materiał sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich na lata 2021–2030

(kampania społeczna)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj