
120 lat temu Nowy Sącz znajdował się jeszcze w Galicji. Wygląd miasta diametralnie różnił się od współczesnego, podobnie jak obyczaje niemal na każdym polu. Wizerunek miasta w 1905 r. pozostawił nam „Mieszczanin”. Choć gazeta była wyjątkowo stronnicza i ubarwiała rzeczywistość, to zobaczymy jak żyło się naszym pradziadkom.
Późna wiosna obfitowała w Nowym Sączu w wydarzenia polityczne. 12 kwietnia miało dojść do utarczek w Radzie Powiatowej:
Połowa Rady Powiatowej w celu osiągnięcia przewagi usiłowała wprowadzić do Wydziału burmistrza Barbackiego jako wiceprezesa oraz Oleksego, Pisztka i ks. Góralika jako członków. Chłopska połowa sprzeciwiała się jednak temu stanowczo, wystawiając chłopów na wicemarszałka, członka wydziału oraz małomieszczanina. Ponieważ pomiędzy dwoma częściami Rady nie mogło dość do porozumienia, do działania na rzecz części miejskiej został oddelegowany burmistrz Barbacki, aby przekonał chłopów do swoich racji. Umiejętności przekonywania dr Barbackiego okazały się jednak niewystarczające dla ludności chłopskiej, która wykpiła go, zarzekając się, że reprezentuje ona kilkaset tysięcy potrzebujących opieki, pomocy i wsparcia osób.
Chłopi byli ponadto rozgoryczeni faktem, że Rada unieważniła wybór wójta ze Złockiego, rzekomo z powodu pomyłki w druku. Poseł Stanisław Potoczek wraz z chłopami opuścili salę obrad. Ponadto oświadczyli, że życzą sobie przybycia komisarza rządowego,
który to oczyściłby powiat z korupcji i despotyzmu, jakie uprawia klika miejska w Radzie. Inna gazeta „Związek chłopski”, również dołożyła mieszczanom kilka cierpkich słów: Zawsze pisaliśmy, że wielkomieszczanie, szlachta i księża stańczykowscy są największymi wrogami oświaty i podniesienia się ludu wiejskiego i małomiejskiego.
Miasto żyło także przygotowaniami do zlotu okręgowego „Sokoła”. Na placu ćwiczeń naprzeciw siedziby organizacji budowano trybuny – dziś stoi tam kościół św. Kazimierza. W tym czasie wybrano nowy skład komitetu parafialnego, w którym mimo różnic politycznych znaleźli się: Władysław Barbacki (z miasta), Stanisław Potoczek (ze wsi) i Bolesława Wittig (z obszaru dworskiego) – można było zatem jednak się dogadywać.
Miasto żyło także wielką inwestycją budowy nowej siedziby Kasy Zaliczkowej, na środku Jagiellońskiej (dziś nr 8).
Rozpoczęła się nieszczęśliwie, ponieważ zostały zlekceważone zabezpieczenia ściany sąsiedniego domu i kopanie fundamentów odbywało się pass-blind, wskutek czego ściana została poważnie zarysowana
– pisała prasa. Ponadto ludzie oburzali się, bowiem przy rozbudowie siedziby Kasy Oszczędności (Jagiellońska 26) rozsypywano miał z cegieł na ulicę, przez co tworzył się wielki kurz. W związku z tym transporty materiałów budowlanych nakazano nakryć płótnem.

O swoje prawa walkę rozpoczynali członkowie cechu rzeźników.
Wydział uchwalił, że w ciągu roku będzie odbywać się 6 posiedzeń, jednakże w razie nagłej potrzeby może zostać zwołane dodatkowe posiedzenie, za które żądający będzie jednak musiał uiścić 20 koron. Czy nie jest to wspaniały pomysł, godny filarów mafii magistrackiej, którzy ciągle chcieliby czerpać zyski dla siebie? Stosowny rekurs przeciwko tej i kilku innym sprzecznym ze statutami ustawom został już wniesiony do starostwa.
Jak widać ówczesna prasa nie sprzyjała ratuszowi. Podobne zamieszanie panowało w cechu szewskim i krawieckim. Został tam powołany przez cechmistrzów w roli sekretarza pisarz ze starostwa, co nie podobało się rzemieślnikom – sami musieli mu wypłacać pensję. Żądali odwołania pisarza – uważali, że sami mogą prowadzić stosowne księgi.
W kwietniu, tego samego dnia doszło w Nowym Sączu do okrutnego zabójstwa. Dokonał go recydywista Mojżesz Kreuter. Jego ofiarą padł 18-letni czeladnik stolarski z ulicy Długosza.
Motywem zbrodni była urażona duma Kreutera, który, usłyszawszy pochodzące od czeladników kpiny ze swej rudej brody, rzucił się na jednego z nich, uderzył go pięścią w głowę tak mocno, że 18-latek upadł na chodnik, a gdy próbował powstać, otrzymał jeszcze jeden cios, który był na tyle silny, że ofiara straciła życie w pół godziny
– pisała prasa. Żydzi obawiali się zemsty i nastrojów pogromowych, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Inna sensacja:
W kole poważnych rodzin opowiada się o nowym bezprawiu, które powinno zostać stłumione w zarodku. Jeden z nowosądeckich lekarzy miejskich zażądał za swoją obecność przy oględzinach zwłok dziecka i wydanie kartki pośmiertnej dziesięciu koron, które też otrzymał. Fakt ten podajemy bez komentarza do wiadomości władzy.
Tak więc zostawmy to bez komentarza, szanując wolę redaktorów sprzed 120 lat.
I na koniec notka polityczna:
W interesie publicznym uprasza się Radnych, by ci udzielili odpowiedzi na zagadkowe wydarzenia, które w ostatnim czasie mają miejsce w Sączu. Mieszkańcy miasta oczekują wyjaśnień, dlaczego przed bramą prywatnego mieszkania Naczelnika miasta pojawiła się obstawa policyjna oraz kto i na czyj koszt polecił wmurowanie w ścianę zamku Jagiellońskiego tablicy pamiątkowej.
Tak zaczynało się lato w Nowym Sączu w 1905 r.
Łukasz Połomski
