Strona główna Wczoraj i dziś

Nowy Sącz 120 lat temu. Rok 1905 (część 2)

Reklama
Nowy Sącz, budowa Ciciubabki skończona kilka lat wcześniej, budynek oświatowy przy ul. Staszica, tzw. Ciuciubabka, pocztówka z okresu I WŚ
Pocztówka z okresu I Wojny Światowej z „Ciuciubabką” przy ul. Staszica (pierwotnie Rejtana), która została ukończona w 1907 roku. Budynek widzimy od strony dzisiejszej Al. Wolności i ul. Staszica; w głębi widoczny fragment kamienicy Jagiellońska 66.

120 lat temu Nowy Sącz znajdował się jeszcze w Galicji. Wygląd miasta diametralnie różnił się od współczesnego, podobnie jak obyczaje niemal na każdym polu. Wizerunek miasta w 1905 r. pozostawił nam „Mieszczanin”. Choć gazeta była wyjątkowo stronnicza i ubarwiała rzeczywistość to warto poczytać jak żyło się naszym pradziadkom.

Nowy Sącz w 1905 – co działo się w mieście 120 lat temu – część 1

Zacznijmy od polityki, która była oczkiem w głowie redaktorów „Mieszczanina”. Oczywiście prowadzili oni antymagistracką kampanię z użyciem języka nie przystającego do dzisiejszych czasów. Każda inwestycja budziła podejrzenia i emocje. Tak było z budową szkoły przy ul. Staszica, dziś nazywaną „Ciuciubabką”. Budynek stawał się niezbędny dla oświaty miejskiej, bowiem ciasnota w szkolnych salach była niewyobrażalna. Po wybudowaniu gmachu według projektu Zenona Remiego (lata 1905–1907) mieścił cztery szkoły: dwie męskie – im. Stanisława Staszica oraz Stanisława Konarskiego – i dwie żeńskie: im. Klementyny z Tańskich Hoffmanowej i św. Barbary.

Reklama

W sezonie „ogórkowym” czepiano się wszystkiego, co budowy „Ciuciubabki” dotyczyło:

Prawdziwa kołowacizna opanowała członków tut. zarządu miasta, skoro ci panowie nie umieją poznać, czy cegła do budowy nowej szkoły jest dobrą lub złą. Obywatele, którzy widzieli tę cegłę twierdzą stanowczo, że jest nadzwyczaj lichą, natomiast patentowani znawcy mówią, że wprawdzie cegła jest nienajlepsza, ale będzie się ją sortować!!

Ponadto redaktorzy oburzali się też zarządzeniem Wydziału Krajowego w sprawie rzekomo lichej cegły, której używano do inwestycji. Sprawą miała zajmować się także Rada Miejska, która otrzymała stosowną interpelację rezultatem której, komisyjne zbadanie dostarczonej już cegły. Wprawdzie tą interpelacyą zgorszył się rodzony brat burmistrza, rozumując że interpelant nie ma zaufania do komisyi budowlanej, bo ta jeszcze nie rozpoczęła swego urzędowania.

Tylko dzięki wspomnianej interpelacji przesortowano przy dostawcy zwiezioną cegłę, co w kolejnych transportach miało być normą. Logika redaktorów „Mieszczanina” była prosta, niezbyt skomplikowana: Skoro zaś „sortują” to chyba najgłupszy przyznać musi, że cegła jest lichą, niestety prawda magistracka bywa inną od prawdy zwykłych śmiertelników, co potwierdzić może głośna historya z wapnem miejskim. Rzekomo podobnych „budowlanych nadużyć” można by mnożyć także przy budowie starostwa.

Generalnie redaktorzy wspomnianej gazety nie należeli do miłośników inwestycji. Wszędzie węszyli spiski i podstęp. Podobnie było z planowaną w 1905 r. siecią wodociągową:

Poszukiwania wody do przyszłych wodociągów kosztują dotąd około 50 tysięcy. Obliczając badania na podstawie dotychczasowych wyników śmiało rzec można, że ta kwota wzrośnie jeszcze w dwójnasób, czyli innemi słowy, że pożyczka na wodociągi pójdzie wyłącznie na poszukiwania wody.

Opuszczając życie polityczne (ale nie do końca) pora zejść do życia codziennego, tak ważnego dla zwykłych ludzi. „Mieszczanin” walczył, aby przenieść na inny plac targowicę nabiałową. Mieściła się przy ul. św. Ducha, pomiędzy dwoma kościołami, co rzeczywiście nie było dobrą lokalizacją. Barwnie opisywała to gazeta: gdzie kilka kanałów otwartych i rynsztoków pełne są obrzydliwych nieczystości. Porządku i jeszcze raz porządku trzeba w naszym mieście – a nie jak dotąd, urzędowania przy zielonym stoliku. Tak więc polityka była nawet w ściekach, ale czy coś się zmieniło?

Redaktorzy byli oburzeni zarządem cechu rzemieślniczego, a konkretnie pisano:

Dowiadujemy się że karygodne naciągania przy wyzwolinach w tut. cechach praktykują się swobodnie nadal, wobec czego obojętność władzy przemysłowej jest niezwykłą zagadką. Członkowie Wydziału cechu krawieckiego żądają wynajmu lokalu na kancelaryę, która dziś mieści się w małej izdebce, będącej sypialnią licznej rodziny cechmistrza, a obok niej jest pracownia, skąd smród od żelazek do prasowania dusi oddech.

Jak widać, gdzie nie spojrzeć były problemy. Dotyczyło to nawet życia religijnego, a szczególnie polityki stowarzyszeń, które z zasady miały wspierać najuboższych:

W Towarz. św. Wincentego a Paulo panuje silne rozgoryczenie na niektórych członków, że Wydział przy rozdziale wsparcia kieruje się za wiele sympatyą, dając poważne zasiłki osobom, pobierającym wcale dostateczną pensyę.

Sierpień 1905 r. był wyjątkowo upalny, dlatego szczególnie początkiem miesiąca mieliśmy tutaj kilkanaście nagłych wypadków zasłabnięć u osób cywilnych i wojskowych. Skutkiem tego lekarze miejscy całkiem słusznie wydali zakaz sprzedaży niedojrzałych owoców, lecz to jeszcze stanowczo za mało, bo należy na gwałt czyścić rynsztoki z zgniłych nieczystości i dopilnować wywozu śmieci i gnoju z podwórzy w śródmieściu. No cóż, nawet lekarze byli źli.

Na koniec jeszcze raz szkoła. A w niej w 1905 r. był ruch kadrowy. Pisano:

Do tut. gimnazyum mianowano zastępcami nauczycieli: Kazimierza Hełczyńskiego, Władysława Mossoczego i Tomasza Jedlińskiego. Przeniesiono zastępców nauczycieli Jana Sierosławskiego do Sanoka, Antoniego Borzemskiego do Tarnopola i Józefa Bajera do Sambora; przydzielona natomiast do tut. gimn: Bronisława Kryczyńskiego ze Lwowa i Kazimierza Grossa z Krakowa.

Ważną rolę w historii harcerstwa odegra Hełczyński, zaś Kryczyński będzie pierwszym i jedynym Tatarem uczącym w sądeckiej oświacie.

Lato 1905 – sezon ogórkowy, a jednak działo się!

Łukasz Połomski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj