Strona główna Wczoraj i dziś

Nowy Sącz 29.04.1942. Czerwony zmierzch kwietniowej nocy

1 kwietnia Markus Lustig skończył 95 lat. Jest ostatnim naocznym świadkiem zbrodni jaką Niemcy dokonali na sądeckich Żydach wiosną 1942 r. Noc z 29 na 30 kwietnia zapamięta do końca życia.

Życie Markusa Lustiga jest nieustannym pasmem cudownych ocaleń. Widział na własne oczy nie tylko piekło sądeckiego getta, ale również obozów koncentracyjnych. Moim największym szczęściem było przeżycie wielu bardzo niebezpiecznych sytuacji i wydostanie się z ziemskiego piekła, by móc opowiedzieć światu o tym, co przeszli wszyscy Żydzi i nasza rodzina – napisał w swojej książce „Skrwawiony puch”. Przybliżył w niej nie tylko swoje losy wojenne, ale także walkę o pamięć.

Reklama
Markus Lustig
Markus Lustig na spotkaniu w Nowym Sączu w 2014 roku. Fot. Sądecki Sztetl

Dniem, który całkowicie zmienił jego życie był 29 kwietnia. W przeciągu kilku minut 17 letni Markus stracił niemal całą rodzinę. Jego historia stała się tak samo znana na świecie, jak opowieści o słynnym cadyku Chaimie Halberstamie. Niemal każdy sądecki Żyd, który przetrwał piekło wojny doskonale orientował się, co się stało w domu Lustiga.

29 kwietnia 1942 r. nie zanosił się jakoś wyjątkowo dramatycznie. Dzień jak co dzień w getcie. Żydzi wiedzieli o egzekucji na cmentarzu przy Rybackiej, jednak nie wszyscy mieli pojęcie o jej skali. Zastrzelono tam aż 300 osób, rzekomych komunistów i socjalistów. Szef zbrodniczej ekipy gestapowców Heinrich Hamann postanowił świętować. Na stole pojawił się alkohol, z którym w głowach zwyrodnialców pojawił się pomysł wkroczenia do getta. Noc z 29 na 30 kwietnia miała przejść do historii jako najbardziej krwawa w dziejach Nowego Sącza. Tego dnia szczególnie dwa domy zostały dotknięte zbrodniczą plagą gestapowców. Pierwszym z nich była kamienica przy Franciszkańskiej, gdzie zamordowano wszystkich 81 mieszkańców. Dziś wisi na niej tablica upamiętniająca to wydarzenie. Drugi dom znajdował się na rogu Pijarskiej i Żelaznej (tak Żydzi nazywali Tymowskiego).

getto w Nowym Sączu
Żołnierz niemiecki robi sobie pamiątkowe zdjęcie w nowosądeckim getcie, 1940 rok. Po prawej fragment istniejącej do dziś kamienicy na rogu ul. Kazimierza Wielkiego i Franciszkańskiej. Widok w stronę Zamku Królewskiego. Fot. ze zbiorów Yad Vashem

Markus wspominał, że wieczorem na ulicy dało się słyszeć strzały, krzyki, modlitwy, płacz a potem ciszę. Jak napisał, zapadał nad miastem czerwony zmierzch. W domach i na ulicach leje się krew niewinnych. Dzieci, kobiet, starców, młodzieży. Ręka morderców nie zna litości nawet dla jednej żydowskiej duszy – pisał.

Ludzie musieli żyć, ze śmiercią po sąsiedzku, ze świadomością zagrożenia. W takie dni lepiej było się nie wychylać z domu. Markus położył się spać, ale nie mógł zasnąć. Coś wyczuwał. Obok niego spał jego braciszek, 12-letni Mosze. Szybko zasnął. Rodzice się jeszcze krzątali po przedpokoju. Tata (Jakub) został jeszcze chwilę, żeby popracować, a mama (Ita) i siostra Markusa (Rachela) położyły się spać. Słucham kroków ojca. Może wygląda przez okno, może przesuwa rzeczy z miejsca na miejsca, może modli się. Nasłuchuję spokojnych oddechów Mojżesza Józefa i próbuję się uspokoić – wspominał nerwową noc Markus.

Nagle w kamienicy dało się słyszeć kroki ciężkich butów. Mogły należeć tylko do Niemców. Markus zaczął się modlić, żeby ominęli ich dom. Hitlerowcy chodzili od drzwi do drzwi, waląc w nie. Co jakiś czas słychać było tylko krzyki i serie karabinów. Markus ciągle liczył, że może ich ominą. Ale nie tym razem. Zaczynam drżeć. Nie panuję nad rękami i nogami – wspominał Markus.

Kiedy usłyszał głosy Niemców na ich piętrze postanowił nakryć się kołdrą. Liczył, że pójdą na jeszcze wyższe piętro. Nie taki mieli jednak plan. Może jednak nasycili się krwią rodziny Herzbergów? Buty i ciężkie dudnienie zmierza jednak w kierunku rodziny Markusa. Moja kolej na śmierć – wspomina swoje myśli dziś 95-latek. Słyszy skrzypiące drzwi Szejnfeldów, ale nie ma strzałów. Więc może to już koniec? Nagle jednak seria z karabinu przeszywa ciszę przy Pijarskiej. Budzą się wszyscy oprócz małego Mojżesza, który śpi obok Markusa. Strzały zbliżają się. Słyszę spadające i roztrzaskujące się przedmioty, słyszę ciężkie ciała osuwające się na podłogę. Krzyki morderców po niemiecku, płacz – wspomina.

Nowy Sącz 1940. Widoczne osoby z opaskami na ręku oraz żołnierze niemieccy. Fot. ze zbiorów Yad Vashem

Do domu Lustigów nie pukają. Wyłamują drzwi. Markus słyszy głosy w pokoju rodziców: Nie oddycham, nasłuchuję, co się dzieje w drugim pokoju. Zapytali Jakuba czym się zajmuje. Nie miało to znaczenia. Powiedział, że jest introligatorem. Niemiec krzyknął: Odwrócić się. Tak jakby to miał być humanitarny sposób mordowania. Słyszę strzały i odgłos osuwającego się ciała. Kurczę się z przerażenia – Tato! – szepczę do siebie – wspomina Markus. Ita płacze. Słychać strzały, nie płyną już łzy. Rachela krzyczy: Mamusiu! Strzały i nie ma już siostry.

Zaciskam oczy z całej siły pod pierzyną. Oblewam się zimnym potem. Drżę bezsilnie. Wychodząc, przechodzą przez nasz pokój. Słyszę ich kroki obok naszego łóżka.

Nagle Niemcy zauważyli Mojżesza. Markus kurczowo naciąga na siebie koc, kołdrę, cokolwiek. Nie oddycha. Modli się, chyba ostatni raz w życiu jeszcze tak mocno wierzy. Jeden z Niemców mówi, żeby zostawić śpiącego 12-latka. To dziecko. Krew zastyga mi w żyłach. Strzał prosto w głowę mojego braciszka – opowiada Markus Lustig. Jego opowieść przerywają łzy – Leżę, drżąc i wstrzymując oddech, przykryty pierzyną, czuję ciepłą krew brata cieknącą po moich nogach.

Niemcy wychodzą. Na odchodne po polsku krzyczą Dobranoc! Co czuł Markus? Nie płaczę i nie krzyczę. Język stanął mi kołkiem. Moje ciało
zmieniło się w kamień. Mózg zaczadział.
Rano, kiedy wstaje żeby pochować bliskich widzi czerwone pierze, które opadają na podłogę: W
naszym łóżku leży mój brat bez oznak życia. Jego roztrzaskana głowa wciąż spoczywa na poduszce, jak gdyby wciąż był pogrążony we śnie. Zamykam oczy z przerażenia. Ruszam w stronę pokoju rodziców. Ojciec leży w ogromnej kałuży krwi. Ma roztrzaskaną głowę.

– Tato, co oni Ci zrobili, tato – mówią moje zaciśnięte wargi.

Mama i Rachel leżą pogruchotane i nieme na swoich łóżkach, pokryte czerwonym od krwi pierzem.

Ściany i podłoga przypominają rzeźnię.

– Mamo, Rachelo – szepczę ze zgrozą.

Uderza mnie niczym obuchem świadomość, że zostałem sierotą bez ojca, bez matki, bez brata i bez siostry.

Markus przeżył. Do dziś opowiada te historie ze łzami w oczach. Nie wie, czy wierzy w Boga, choć nad grobami rodziców płacze tak jak 29 kwietnia 1942 r. Te przerażające sceny pozostaną w mojej duszy na zawsze – powtarza przez łzy.

Łukasz Połomski

Z powodu epidemii 29 kwietnia nie będzie uroczystości, zapalenia zniczy. Nie złożymy z Wami kwiatów pod tablicą na Franciszkańskiej. W 78. rocznicę tych tragicznych wspomnijmy ofiary akcji kwietniowej w getcie. (ŁP)


O tragicznych wydarzeniach z kwietnia 1942 roku przeczytacie także tutaj:

[1942: Krew płynęła ulicą] [Świeczka dla 480 ofiar masakry] [Kwietniowa zbrodnia] [29 kwietnia 1942 – historia według Izaaka Taugera]
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj