
W 1876 r. do Nowego Sącza dotarł pierwszy pociąg. Wokół dworca kolejowego zaczęła powstawać dzielnica, w której żyło coraz więcej kolejarzy. Potrzebowano dla nich również zielonych miejsc do rekreacji.
Kolejarze prowadzili niezwykle pracowite życie, a ich warsztaty dawały utrzymanie wielu mieszkańcom Nowego Sącza i regionu. Świat kolejowy się rozbudowywał – powiększano zakłady pracy, ale rozbudowywała się także dzielnica mieszkaniowa. Przybywało ludzi. Nie samą pracą żyje człowiek. W rozbudowującej się dzielnicy kwitło życie kulturalne, którego centrum stanowił Dom Robotniczy.

Działały liczne biblioteki, teatr, zespoły muzyczne. Powstawały szkoły i kościół. Właściwie wszystko co było w centrum miasta (no, może oprócz ratusza!) musiało znajdować się też w dzielnicy kolejowej. A skoro miasto miało własny ogród, kolejarze postanowili, że nie będą w tym względzie gorsi.
18 sierpnia 1876 r. rozpoczęła się w Nowym Sączu przygoda z koleją
W ten sposób powstały planty kolejarskie, dziś nieco zapomniane, bowiem ich blask przygasł dobre kilkadziesiąt lat temu. Mimo to, do dziś ten niewielki ogród istnieje, wciśnięty pomiędzy dworzec kolejowy, a dawną łaźnię kolejową.
Zielona przestrzeń w przemysłowym centrum Sądecczyzny powstała w XIX wieku (ok. 1896 r.) i miała służyć rekreacji dla rodzin kolejarskich.
Zapewne nikt nie myślał jeszcze o ekologii i znaczeniu drzew dla oczyszczania powietrza. O smogu na dzisiejszą skalę można było pomarzyć. Mimo to, kolejarze byli niezwykle postępowym środowiskiem, które rozumiało także znaczenie czystego powietrza. W tym błogim światku, na ławeczkach, miedzy drzewami zasiadali podróżni, którzy chcieli zaczerpnąć świeżego powietrza.
Mieszkańcy dzielnicy zaczęli obsadzać drzewami także Aleje Batorego, tworząc wyjątkowy pas zieleni. Kiedy kilkanaście lat później próbowano wycinać drzewa, pojawiły się protesty. Gustaw Marschalkó, znany sądecki społecznik, w okresie międzywojennym napisał list do władz miasta, aby zachować na Alei Batorego wysokie stare drzewa. Jego zdaniem ich wycięcie groziłoby katastrofą dla pszczół. Drzewa zostały.
W międzywojniu nazywano ogród przy dworcu często parkiem kolejowym. Był to teren ogrodzony od strony ulicy. Wchodziło się do niego od dawnego budynku poczty. Na skraju stała budka z lodami i słodyczami, która żyła w okresie letnim oraz w weekendy. Dzieci, które występowały w łazienkach kolejowych lub chodziły na przedstawienia, często ciągnęły tam swoich rodziców. Po wojnie na tym miejscu powstał bar i restauracja.
Wyjątkowo było tutaj w święta kościelne i niedziele. Przed wojną dla wypoczywających grała orkiestra kolejowa, ludzie siadali i słuchali – tak spędzali wolny czas. Podobnie było w czasie świąt narodowych. Z tej okazji stawiano w parku trybunę, odbywały się przedstawienia dzieci. Zdarzało się, że w ogrodzie kończył się pochód kolejarzy z okazji świąt.

Park kolejowy niestety ma także swoją czarną kartę w historii.
Posłużył Niemcom w czasie okupacji jako miejsce do urządzenia obozu pracy. Na niewielkim terenie ustawiono kilka baraków, w których przebywali Polacy i Żydzi. W czasie okupacji, w latach 1942 – 1944, w jego pobliżu mieścił się obóz pracy. Łącznie zamkniętych w lagrze było ok. 150 osób, a szacuje się, że łącznie przez sądecki obóz przeszło 2 tyś ludzi. Zachowane relacje – głównie żydowskie – mówią o tym, że robotnicy pracowali na kolei, często spotykając się z przyjazną postawą kolejarzy, natomiast niezbyt dobrze odnosili się do nich potomkowie rodzin niemieckich. Park był także świadkiem marszu sądeckich Żydów podczas likwidacji getta w 1942 r. Podążali pod lufami karabinów na tzw. „tor żydowski”, gdzie załadowano ich do bydlęcych wagonów i wysłano do obozu zagłady w Bełżcu. Żydów już w mieście nie było, ale obóz działał dalej. Podczas jego likwidacji hitlerowcy zwolnili cześć z więźniów, było to jesienią 1944 r.
Kilkanaście lat po opuszczeniu miasta przez Niemców, park kolejowy stał się niemym świadkiem tragedii. Chłopcy bawiący się w tym miejscu znaleźli niewypał, który niestety eksplodował. Niestety, tragedia skończyła się śmiercią dzieci. Po wybuchu znajdował się tam ogromny lej, a przez długi czas nikt tam nie uczęszczał. Park był zamknięty. Ta tragedia ciągle jest pamiętana przez starszych mieszkańców.
Mimo to park został odnowiony w latach PRL. Jak się okazuje była to ostatnia rewitalizacja. Pojawiły się ławeczki i charakterystyczna rzeźba.
W kolejnych latach ogród popadał w zapomnienie, a obecnie mało kto już pamięta o jego dawnej funkcji. W 2019 r. sądeckie media pisały, że park zostanie rychło odnowiony. Zabrakło pieniędzy, potem politycy chyba o tym zapomnieli. Pozostaje mieć nadzieję, że świetność ogrodu, prędzej czy później zostanie przywrócona.
