Strona główna Wczoraj i dziś

Początki jezuitów w Nowym Sączu

Na dziedzińcu kościoła Ojców Jezuitów przy ul. Piotra Skargi, 1964. Fot. Zofia Rydet. © Zofia Augustyńska-Martyniak
Na dziedzińcu kościoła Ojców Jezuitów przy ul. Piotra Skargi, 1964. Fot. Zofia Rydet. © Zofia Augustyńska-Martyniak

Mija 190. lat, kiedy do miasta przybyli jezuici. Zajęli zabudowania ponorbertańskie i na stałe wpisali się w krajobraz życia religijnego Sądecczyzny. Kolegium jezuickie przy ul. Piotra Skargi ma bardzo ciekawą historię, w której bohaterami są wspaniali zakonnicy. Jak to się zaczęło?

Początki jezuitów w Nowym Sączu

Na początku XIX w. jezuici poszukiwali siedziby dla swojego zgromadzenia. Często zmieniali miejsce zamieszkania, z różnych powodów. Np. w Tyńcu spaliła im się siedziba. Zwrócili się zatem do władz o przydzielenie im opuszczonych zabudowań klasztornych, po skasowanych zgromadzeniach. Wymienili kilka potencjalnych lokalizacji, wśród których nie było Nowego Sącza. Władze jednak wskazały im nasze miasto, bowiem stały tutaj opuszczone ponorbertańskie zabudowania. Było to jeszcze w 1831 roku.

Reklama

W budynkach poklasztornych mieścił się urząd cłowy, który łatwo można było przenieść. Reszta stała wolna.

Władze bały się, że będą musiały odnowić zabudowania, a tymczasem sami mieszczanie sądeccy zaoferowali się w tym względzie. Odczuwali brak duchowieństwa – pozostał jedynie kościół parafialny (fara), a we wcześniejszych wiekach w Nowym Sączu było kilka konwentów. Prowincjał jezuitów prosił Gubernium we Lwowie jedynie o skromną pomoc w przeprowadzce.

Nowy galicyjski gubernator Ferdynand d’Este przydzielił jezuitom pieniądze na przeprowadzkę, a nawet niewielką kwotę ofiarował na remont nowej siedziby. Co ciekawe okazało się, że trzeba… 20 razy więcej. We wrześniu 1831 r. do miasta przyjechał ks. Samuel Rachoza, który w imieniu władz zakonu miał wizytować miejsce. Mieszczanie sądeccy na piśmie potwierdzili chęć wsparcia finansowego nowych zakonników. Obiecali tynkować, bielić, wymieniać okna i naprawiać posadzki. Czego chcieć więcej? Okazało się jednak, że zakon miał otrzymać klasztor, nie kościół. Władze prowincji zwróciły się do Wiednia także w tej sprawie, licząc, że decyzja będzie pozytywna.

Żeby przekonać Cesarza, gubernator d’Este pozytywnie przedstawiał sprawę, wyrażając nawet nadzieję, że jezuici przejmą nauczanie w gimnazjum. Do tej pory Franciszek I miał z nimi problemy, bowiem zakon opornie podporządkowywał się prawu państwowemu. W tym czasie okazało się, że rząd wystawił na sprzedaż cały majątek ponorbertański – tak więc ziemię, klasztor i kościół. D’Este zapewniał cesarza, żeby zwolnił ze sprzedaży kościół i klasztor, bo nikt i tak tego nie kupi, a jezuici zostali by znowu bez dachu nad głową. Tymczasem od 1831 r. ks. Rachoza czuwał już nad remontem siedziby konwentu.

Dopiero 10 lutego 1832 r. oficjalnie Gubernium Lwowskie przekazało kościół z klasztorem zakonowi jezuitów. Mimo dobrych chęci lwowskich decydentów, Wiedeń zwlekał z zatwierdzeniem decyzji. Niektórzy nawet myśleli o powrocie do odbudowującego się z pożaru Tyńca.

wieża kościoła przy ul. Piotra Skargi -początki jezuitów w Nowym Sączu
Fragment kościoła od strony ul. Piotra Skargi na zdjęciu z lat 60. Źródło: fotopolska.eu

Jezuici tymczasem przybyli do Nowego Sącza i wzięli się do roboty. Odnawiali kościół i klasztor.

Był bardzo zniszczony, widać było to na ołtarzach. Sporządzali kosztorysy remontu, które dla Gubernium były ciągle za wysokie. Dopiero kiedy zeszli z ceną remontu poniżej 3 tys. florenów, władze wydały zezwolenie na remont. Zastrzeżono jednak, że mają go wykonać sami jezuici, bowiem mieli doświadczenie w takich sprawach. A po za wszystkim było to tańsze rozwiązanie. Zakonnicy nie protestowali, pracowali.

Ciągle nie było jednak zgody Wiednia na zasiedlenie przez nich tych majątków. Taka dziwna sytuacja trwała 3 lata. Dopiero kiedy sprzedano całe dominium bez klasztoru i kościoła, przyszła odpowiednia zgoda. Władze w Wiedniu łudziły się, że mogą coś na tym zarobić. Stosowny dokument podpisany przez cesarza w tej sprawie został wydany 26 maja 1835 r. To nie był koniec roboty papierkowej przy przekazaniu nieruchomości, bowiem zakonnicy prowadzili Domowe Studium Teologiczne, które miało podlegać pod Fundusz Naukowy, a nie Religijny. Ale to już formalności, w które nie warto wchodzić.

W 1832 r. w mieście zamieszkało 24 zakonników. Rok później zwizytował ich gubernator d’Este, który zauważył ciasnotę. Wówczas polecił rektorowi Józefowi Morelowskiemu odkupić sąsiedni ogród, na co sam wyasygnował pieniądze. Zabiegał na rzecz jezuitów, przedstawiając samemu cesarzowi tragiczne warunki. Dzięki temu mogli poszerzyć swoje pomieszczenia o dom i ogród Wójcikowskich, który stał obok. Cesarz wydał zgodę na rozbudowę klasztoru łączącego nowy budynek, opatówkę i kościół.

Tak zaczęła się 190 letnia obecność jezuitów w Nowym Sączu.

W kolejnych latach faktycznie prowadzili sądeckie gimnazjum (od 1838 r.), które miało bardzo wysoki poziom. Ciasnota nie ustępowała. D’Este wizytując konwent w 1840 r. znowu widział złe warunki, znowu wstawił się osobiście u cesarza. Udało się wyasygnować aż 23 tys. florenów na budowę nowego domu. Ale to już osobna historia. Warto w niej zapamiętać Ferdynanda d’Este, dzięki któremu mamy do dziś zakonników w mieście. Ciągle to postać w Sączu zapomniana.

Łukasz Połomski
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj