
W XIX w. życie w mieście nie należało do bezpiecznych. Wystarczy śledzić kroniki kryminalne, aby przekonać się, że niemal wszędzie na ludzi czyhało wiele niebezpieczeństw. O spokój i porządek miała dbać policja. Stróże prawa jednak różnie wywiązywali się ze swoich zadań. Często byli krytykowani przez sądecką prasę.
W wielu miastach łączono instytucje dbające o bezpieczeństwo, np. straż ogniową, z policją i służbami sanitarnymi. Oczywiście wynikało to z oszczędności, bo w okresie zaborów – podobnie jak dziś – za utrzymywanie służb płacili podatnicy. Dla przykładu w Rzeszowie, w końcu XIX w. w mieście zbliżonej wielkości do Nowego Sącza, w 1869 r. połączono policję i straż pożarną, tworząc straż miejską, podporządkowaną rewizorowi policji. W Nowym Sączu również pojawił się pomysł stworzenia jednej instytucji bezpieczeństwa w 1867 r., ale idea ta upadła. Osobno działała policja, osobno straż ogniowa.
Policja dla wielu ludzi stała się odskocznią do zrobienia kariery. W tym zawodzie nie wymagano legitymowania się wybitnym wykształceniem i pochodzeniem, wystarczyła uczciwość i rzetelność. Na szczycie hierarchii służby policyjnej znajdowali się: inspektor i rewizor. Jednym z pierwszych rewizorów nowosądeckich był N. Krynicki, którego w 1875 r. zastąpił F. Mozer. Nie otrzymywał wielkiego wynagrodzenia, bowiem płacono mu za służbę jak zwykłemu stróżowi prawa 1 zł reński dziennie, co świadczy o macoszym traktowaniu bezpieczeństwa przez ówczesnych włodarzy miasta. Niedługo potem uzyskał jednak podwyżkę godną inspektora i zarabiał już 500 złr.
Następcą Mozera na stanowisku rewizora policji, był od 1885 r. Karol Pociecha, który cieszył się wyjątkową sympatią władz miasta. Doszło nawet do tego, że w 1895 r. burmistrz planował przenieść go na stanowisko adiunkta magistratu, ale pomysł upadł. Z owym Pociechą był nie lada problem…
Nie mógł on oficjalnie pełnić funkcji inspektora, bowiem nie chciał dobrowolnie zdobyć potrzebnych na to stanowisko kwalifikacji, które były wymagane prawem. Rajcy, którzy ewidentnie sprzyjali Pociesze próbowali jakoś sprawę zatuszować – został zatem prowizorycznym inspektorem. Problem polegał na tym, że był nim kilka lat, co było nielegalne. Sprawą policjanta zainteresował się Wydział Krajowy we Lwowie oraz starosta, którzy stwierdzili, że albo należy go zmusić do zdania niezbędnych egzaminów, albo usunąć z funkcji. Mieli sporo racji, działali według litery prawa. Sprawa wywołała w Sączu poruszenie.
Rajcy, obradując nad tym problemem, mieli różne pomysły. Leon Berson chciał, aby odpowiednią uchwałą zwolnić Pociechę od egzaminu na inspektora: Rada powinna działać tak, jak sobie wyborcy życzą, a ogólna wola wyborców jest, aby p. Pociecha nadal na posadzie inspektora policji pozostał – mówił radny, który nomen omen – był prawnikiem (!). Okazało się, że dla rajców nie ma nic niemożliwego i uchwalili ten absolutnie niezgodny z prawem postulat. Przeciwny był temu tylko burmistrz Lucjan Lipiński, który wiedział, że wybuchnie z tego afera – sam był notariuszem. Ale też szanował Pociechę.
Niestety, przypuszczenia burmistrza były słuszne – nakazano natychmiast wybrać inspektora z prawdziwego zdarzenia. Zmuszeni do tego rajcy powołali na stanowisko Władysława Angielskiego rodem z Czortkowa. Ale… znowu doszło do wydarzenia absolutnie niezwykłego. Pociecha, mimo iż nie otrzymał eksponowanego stanowiska, został w policji z poborami o 50 zł wyższymi (!). Tak więc Nowy Sącz miał oficjalnego inspektora z kwalifikacjami, który zarabiał i znaczył mniej niż powszechnie szanowany i lubiany Pociecha. Ot paradoksy polityki! Najważniejsze są znajomości i dobre plecy.
Rajcy wyciągnęli naukę z powyższego przypadku, dlatego rok później postanowili zmienić prawo dotyczące służb dbających o bezpieczeństwo. Otóż wprowadzili uchwałę stanowiącą, że inspektor policji i pompierzy powinni wyłącznie potrafić czytać i pisać po polsku oraz zgłosić się do konkursu z ukończonym 26 rokiem życia. I tyle, żadnych egzaminów. Wiele wskazuje na to, że próbowali w ten sposób wrócić do pomysłu powrotu Pociechy na stanowisko, ale ten jednak pozostał na swojej funkcji. Przeszedł w stan spoczynku w 1903 r., z prawem do wysokiej emerytury.

Redaktorzy gazet sądeckich twierdzili, że zarobki w policji są bardzo niskie, stąd też jakość służby nie jest zadowalająca. Mieli wiele racji, co można dostrzec w zestawieniu pensji pracowników wszystkich służb i urzędów miejskich. Większość z nich na początku XX w. zarabiała od 200 do 700 koron, a w tym samym czasie utrzymanie kryminalisty kosztowało 780 K. Palacz zarabiał 600 K, a grabarz niemal 500 K. Ponadto, często wypłacano pensje z opóźnieniem lub wcale. Z tego powodu, w 1878 r. Karol Kostański, który był rewizorem policji (1873–1874), musiał dochodzić swoich praw do zarobków przed Radą Miejską.
Tyle formalności i finansów. Większe zainteresowanie budziła jednak codzienna praca policji w Nowym Sączu. A ta była pod czujnym okiem dziennikarzy, o czym następnym razem.