Strona główna Wczoraj i dziś

Przepychanki władz Nowego Sącza (w XVII wieku)

Reklama
Kościół św. Małgorzaty. Rys. Piotr Spitzman-Karwosiecki, 1878 r. Ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu

Spory i kłótnie we władzach miasta to nic nowego. Zmieniają się tylko sposoby walki i argumenty. Dzięki przekazom źródłowym z XVII wieku możemy sobie wyobrazić jak absurdalne one były w nowożytności. Kto wie, co sobie pomyślą nasi potomkowie kiedyś o dzisiejszych waśniach ratuszowych.

Powszechnie wiadomo, że dla ludzi dawnych epok niezwykle ważna była religijność. Pokazanie się w kościele, w odpowiednim miejscu, było niemal utartym gruntowaniem swojej pozycji w mieście. Niestety, nawet tam nasi rajcy i burmistrzowie nie potrafili się zachować przyzwoicie…

Reklama

Znaną postacią w Nowym Sączu był rzeźnik Jan Zięba. Słynął przede wszystkim z tego, że miał wysokie „ego”. Najlepiej podsumował go ks. Sygański: był zwadliwym i wyniosłym, pragnął powszechnego poważania, a nie zarabiał na nie rozumem i sercem, ale popędliwością zarozumiałą: przyczem pchał się wszędzie na pierwsze miejsce, mianowicie w kościele. Właśnie w sądeckiej farze doszło do być może jednego z najbardziej gorszących widowisk politycznych tamtych czasów.

W 1632 r., w niedzielę, jak to było w zwyczaju wokół kościoła przemieszczała się procesja nieszporna. Stary zwyczaj – nie tylko miejski, ale też ogólnopolski – mówił, że wójt wraz z burmistrzem w czasie procesji podtrzymują i prowadzą duchownego niosącego monstrancję. Tak też było tej niedzieli. Procesja się formowała, a dwaj ludzie zarządzający miastem – wójt Tomasz Pytlikowicz oraz radny Jakba Poławiński – udali się w kierunku duchownego. Nagle, z ławy wyskoczył Zięba i pierwszy stanął u boku księdza.

Pytlikowicz musiał wraz z nim księdza prowadzić i ledwo tłumił oburzenie w sobie, patrząc, jak ten się nadyma i wynosi. Poławiński zawstydzony odszedł, Pytlikowicz zaś nie mogąc ścierpieć tego, wymawiał Ziębie bezczelność jego. Gburowaty Zięba nie tylko że mu odpowiedział, ale rozdąsawszy się, miał ochotę wadzić się w najlepsze – pisał Sygański o gorszącej scenie rozgrywającej się w Kolegiacie.

Wściekły Poławiński i Pytlikowicz opuścili kościół, a równie rozgniewany Zięba podążał za nimi. Nie wiadomo jak zakończyłaby się ta awantura, gdyby nie Władysław Jordan, który zauważył co się święci. Wezwał więc do siebie Ziębe pod byle pretekstem, tym samym zapobiegł bójce lub innej karczemnej awanturze. Jak się okazało w późniejszym czasie sprawa została załatwiona przed sądem.

W łagodzeniu sporu dużą rolę odegrali duchowni. Mimo to uznano Ziębę winnym ubliżenia powadze urzędowej wójta i radzie, a przytem obrazy domu Bożego. Zasądzono go więc na 20 grzywien winy, którą ma natychmiast złożyć na potrzeby kościoła kollegiaty; na dwa tygodnie więzienia za kratą; na przeproszenie całego urzędu miejskiego, a w końcu na szczególne przeproszenie wójta Pytlikowicza w kościele. Kara była więc surowa, a co ważniejsze mocno nadszarpnęła wizerunek Zięby. Rzeźnik sądecki jednak ją wykonał, tak jak kazał sąd.

Okazało się, że taka resocjalizacja była mocno nieskuteczna. We Wszystkich Świętych roku 1633 r., ku zdumieniu władz miasta i ludu wiernego, można było zobaczyć jak awanturniczy rzeźnik zasiada w miejscu wójta. Wykorzystał okazję, bowiem Pytlikowicz spóźnił się do fary, a taka zemsta – jak przystało na „dobrego” chrześcijanina – była wyjątkowo słodka. Kiedy Zięba zobaczył wójta nie tylko nie przesiadł się, ale jeszcze bardziej zaczął się rozpychać w ławie, tak, aby rywal nie mógł do niej wejść. Umknij się stąd! niegodzieneś tu siedzieć! – powiedział wójt, na co Zięba odparł, że on również jest godzin siedzieć w tym miejscu. Można sobie tylko wyobrazić wzrok ludzi w kościele, którzy zamiast w święte obrazy patrzyli na awanturę polityczną. Pytlikowicz wyciągnął argumenty grubego kalibru: Boś kradzione woły u siebie przechowywał“, mruknął Pytlikowicz!; „A tyś kradł podymne!“… – odparł Zięba. Ludzie byli zgorszeni.

Nie wiemy, czy rzeźnik odpuścił, ale na tym sprawa w farze się skończyła. Swój finał znalazła jednak w sądzie. Co ciekawe, tym razem to Zięba zaskarżył pierwszy wójta. Zaczęło się przysłowiowe „wywlekanie brudów”. Wójt udowodnił, że w 1630 r. Zięba przetrzymywał kradzione woły z Mochnaczki. Co prawda ukradł je jego czeladnik, ale kto wie na czyje zlecenie? Zięba zarzucił zaś wójtowi, że w czasie rejestru poborowego z 1624 r. doszło do malwersacji finansowych. Odgrzał starą sprawę. Faktycznie zbierający wówczas podatek Jan Trębski zebrał za dużo (o 75 złp), jednak nikt nie udowodnił, że pieniądze miały trafić do wójta. Zresztą sam Trębski za kradzież odpowiedział – został skazany na śmierć. Sąd z 1633 r. jednak potrzymał tamten wyrok i ponownie uniewinniono Pytlikowicza.

Wyrok był wyjątkowo sprawiedliwy, bowiem potępiono zarówno Ziębę, jak i wójta, Pytlikowicz odwołał się do wyższych instancji wciągając w proces całą elitę miejską – od radnych po duchownych. Nie pomogło: Obaj mieli odsiedzieć więzienie czterotygodniowe — Zięba jako młodszy za kratami, wójt zaś w izbie sądowej. Za obrazę zaś domu Bożego mieli się obaj nawzajem przeprosić w kościele i wspólnie błagać Boga o przebaczenie.

Ówcześni ludzie rządzący Nowym Sączem zachowywali się naprawdę dziwnie. Znana jest sprawa z 1651 r. kiedy burmistrz miasta napadł na bezbronną kobietę, Mariannę Marcowicz, żonę radnego. Ciężko powiedzieć, co nim kierowało, czy walka polityczna, czy coś innego. Areną wydarzeń również był kościół, tym razem franciszkanów.

Tak zeznała poszkodowana: w dzień św. Antoniego Padewskiego (13. czerwca), kiedy po kazaniu wychodziła z kościoła franciszkańskiego, bez żadnego powodu napadł na nią i zelżył ją sromotnemi słowy burmistrz, Adam Łukowiecki. A potem, zapomniawszy bojaźni Bożej i miłości bliźniego tudzież surowości prawa, wypchnął ją za drzwi kruchty kościelnej, tak iż na ziemię upadła. Na koniec okładał i tłukł ją trzciną podług upodobania swego. Tym gwałtownym postępkiem swoim Łukowiecki pokój pospolity, podówczas surowo obostrzony, mocno naruszył, a jako burmistrz zły przykład innym do podobnych wybryków podał.

Taka to była wówczas klasa polityczna. Chyba nie mamy co narzekać.

Łukasz Połomski
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj