
14 września br. ukazuje się „Miasto Archipelag” – książka Filipa Springera opisująca „Polskę mniejszych miast”. Autor odwiedził stolice dawnych województw, opisując nadzieje i rozczarowania ich mieszkańców. W publikacji jest też rozdział poświęcony Nowemu Sączowi – „Eksperyment” – w którym sporo miejsca zajmuje tytułowy „eksperyment sądecki”, jego geneza i skutki dla miasta i regionu. Zachęcamy do sięgnięcia po „Miasto Archipelag”, bowiem wiele problemów, bolączek ale i nadziei mieszkańców tych wszystkich miast jest bardzo podobnych do naszych. Ale dziś nie o tym.

Springer w książce podaje ciekawy cytat z czerwca 1967 roku z „Dziennika Polskiego”, dotyczący zakończonego wówczas remontu płyty Rynku. Skądinąd wiadomo, że zamiana „kocich łbów” na istniejącą do dziś betonowo-granitową nawierzchnię (plus m.in. wymiana latarń i budowa granitowej fontanny) trwała około roku.

„To był prawdziwy big-beat, uderzenie dostatecznie mocne, by słychać było o nim w całym województwie. W przeddzień lipcowego święta Nowy Sącz otrzymał Rynek – cudo, Rynek – bajkę, wypieszczone i wychuchane, przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, kolorowe cacko, w którym doskonale połączone zostały estetyka i mądra funkcjonalność.

Tak więc Nowy Sącz pokazał raz jeszcze, na co go stać, spointował pierwszy etap swojego „eksperymentu” akcentem, można by rzec, plastycznym. Tu zresztą chodzi nie tylko o rynek. Dwa świąteczne dni w Nowym Sączu świadczyły wymownie, że naddunajecki gród umie zorganizować turystykę, posiada ku temu odpowiednie możliwości, właściwe zaplecze gastronomiczno-noclegowe, przede wszystkim zaś – zapraszając turystów, nie obiecuje gruszek na wierzbie. Bardzo ładne, kolorowe plansze informują o nauce pływania (bezpłatnie), o przedłużeniu godzin otwarcia restauracji do białego rana, o kąpieliskach strzeżonych, o możliwościach wyjazdu nad Jezioro Rożnowskie czy do Krynicy, o szaszłykach i przewodnikach, o kiermaszach turystycznych. A za tymi informacjami kryje się rzetelna, szybka obsługa, jakiej w Polsce nie uświadczysz – przynajmniej nie za polskie pieniądze”.

Swoją drogą czy pamięta ktoś te „kolorowe plansze” informacyjne? Gdzie się znajdowały, jak wyglądały? Może ma ktoś zdjęcie na których je widać?

(jm)