
Okres PRL-u, choć w dziejach nie zapisał się złotymi literami, to doprowadził do rozkwitu sądeckiej gastronomii. W mieście, gdzie przed wojną działało kilka restauracji o nie zawsze dobrej opinii – powstały lokale nowoczesne, będące bazą dla rozwijającej się turystyki. Wszystkie te działania wynikały z zezwolenia władz, a związane były z eksperymentem sądeckim.
Gastronomia sądecka do okresu powojennego była w zasadzie oparta na kilku zakładach, kawiarniach i restauracjach. Pośród nich zdecydowanie królował słynny Imperial, którego tradycje sięgają jeszcze okresu zaborów. Czasy się zmieniały, za nimi powinna zmieniać się też sztuka kulinarna i gastronomiczna. Niestety zaraz po wojnie nie specjalnie cokolwiek zapowiadało kuchenne rewolucje po sądecku. Utworzono Nowosądeckie Zakłady Gastronomiczne, a na ich czele postawiono Stefana Mrzygłóda – żeby było śmieszniej, to warto dodać, że z zawodu tkacza. Czy to koniec absurdów? Nie! Został kierownikiem, bo jak opowiadano jego żona była przewodniczącą Prezydium Powiatowej Rady Narodowej.
Kiedy rządy nad Nowym Sączem przejęła ekipa Pieczkowskiego zarząd nad NZG został przekazany Józefowi Nodzyńskiemu. Jak pisał w swoich wspomnieniach Na gruzach marzeń Janusz Pieczkowski:
Dotychczas większość placówek tego przedsiębiorstwa przynosiła deficyt. Mnożyły się skargi na obsługę i jakość dań. Wygląd placówek i ich wyposażenie były w opłakanym stanie. Brudne postrzępione i poplamione obrusy, poszczerbiona zastawa, kelnerzy w poplamionych ubraniach, często podchmieleni – to obraz sądeckiej gastronomii w tamtych czasach. Głównym zadaniem Nodzyńskiego była zmiana tego stanu rzeczy, bowiem niżej upaść gastronoma już nie mogła. Nowy kierownik z nawiązką wywiązał się ze swoich zadań.
Pieczkowski miał do Nodzyńskiego pełne zaufanie. Na początku lat 50. XX w. był on sekretarzem Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Można by zapytać, jakie zatem miał doświadczenie w gastronomii? Niewielkie, ale za to znakomicie kierował pracą. Choć słowo to nie pasuje do tamtych czasów, aż samo ciśnie się na usta: był menedżerem. Tak charakteryzował go szef MRN:
Był to poważny, rozsądny i energiczny człowiek oraz dobry, doświadczony i pełen inicjatywy organizator. Postawił załodze wysokie wymagania i umiejętnie je egzekwował. Szybko pozbył się najmniej wartościowych ludzi i zorganizował zasadniczą szkołę gastronomiczną, która dała mu doskonałą młodą kadrę. Hołdując zasadzie, że „pańskie oko konia tuczy”, w każdym niemal dniu i w różnych porach, lustrował osobiście wszystkie zakłady. Powołał własną ekipę remontową i energicznie wziął się do porządków. Rezultaty nie dały na siebie długo czekać. Po roku przedsiębiorstwo osiągnęło zysk w wysokości niemal miliona złotych.
Nodzyński zrozumiał, że aspirujący do roli centrum turystycznego Nowy Sącz potrzebuje nie tylko dobrego jedzenia ale też musi powstać: reprezentacyjny nocny lokal, ładna duża kawiarnia z wiedeńskimi śniadaniami i restauracja z dansingiem. Nowy kierownik NZG z chęcią przyjął propozycję zajęcia się organizacją takich miejsc. Potrzebował tylko odpowiedniej lokalizacji. Pieczkowski załatwił szybko odpowiednie miejsce: w wyniku dokonanych przekwaterowań, oddałem Nodzyńskiemu do dyspozycji cały parter budynku przy ul Jagiellońskiej 14. W kilka miesięcy został tam przeprowadzony remont i niebawem ruszyła kawiarnia oraz restauracja I-szej kategorii Imperial. Ładne, nowe meble, doskonale wyposażone zaplecze i wystrój wnętrz spowodowały, że lokal ,,chwycił” od razu i przez wiele lat cieszył się ogromnym wzięciem i zasłużoną renomą. Zdecydowanie miejsce to stało się legendą lat 60. XX w.

Okazało się, że Nodzyński stworzył także inne lokale, a NZG działały znakomicie. W 1958 r. kierowana przez niego jednostka zajęła pierwsze miejsce w kraju, a o kuchni sądeckiej zaczęło się mówić w Polsce: Posypały się gratulacje, ale nie tylko to. Ministrem Handlu Wewnętrznego był wtedy Edward Sznajder, nader życzliwie nastawiony do tego co działo się w Sączu.
Sądeckie knajpy w czasach PRL (odcinek 12): specjalności lokali w 1974
Nodzyński nadal chciał rozwijać gastronomię, uważał, że ma ona w Sączu olbrzymi potencjał. NZG dostało dofinansowanie z Centralnego Funduszu Rozwoju Turystyki i oraz ze Zjednoczenia Przedsiębiorstw Gastronomicznych. W Nowym Sączu powstał „Bar Turystyczny” i „Bar Węgierski”. Ponadto postawiono drugą ekskluzywną sądecką restaurację i kawiarnię „Panoramę”. Również i ona szybko zdobyła uznanie mieszkańców miasta, regionu i gości. Zupełnie zmieniła się i wypiękniała słynna „Stylowa” ulokowana przy ul. Jagiellońskiej 6. Dało to łącznie 400 dodatkowych miejsc konsumpcyjnych i poprawiło w odczuwalnym stopniu obsługę ruchu turystycznego – podsumował Pieczkowski.

Posypały się kolejne wyróżnienia. NZG siedem razy zdobywały pierwsze miejsce w kraju. Pieczkowski pisał: Sądecka gastronomia stała się słynna, bijąc na głowę konkurencję wyśmienitą kuchnią, grzeczną i szybką obsługą oraz estetycznym wystrojem wnętrz wszystkich swoich zakładów. W dodatku zakłady te dysponowały ewidencją prywatnych kwater noclegowych i pełną informacją turystyczną, były w stałym kontakcie z biurami obsługi turystycznej. Ogromna szkoda, że przeprowadzona w 1975 roku reorganizacja doprowadziła do przejęcia tych zakładów przez pion „Społem”, co przyniosło nie najlepsze skutki.
Sądeckie knajpy w czasach PRL: Restauracje i kawiarnie 1978 (odc. 11)
Co nam zostało z tamtych czasów? Ciągle żywa legenda Imperialu i Panoramy. Wspomnienia. Szkoda, że tylko tyle…
Łukasz Połomski
Ludowa schodki
Bar pod Kolea był przy ul. Batorego 88 nie przy Al. Wolności
Zdecydowanie, komuś się wtedy Batorego zmieniło na Wolności. Ale numer 88 prawidłowy ;)