Jakub Müller był charakterystyczną postacią Nowego Sącza. Drobnymi kroczkami przemierzał codziennie Rynek, Jagiellońską i drogę na cmentarz żydowski. 20 marca ostatni sądecki Żyd skończyłby 100 lat.
Urodził się 20 marca 1920 r. przy ulicy Romanowskiego w Nowym Sączu, w rodzinie żydowskiego handlarza Mendla. W dzieciństwie był wychowywany w duchu religijnym, a wokoło domu mieszkali sami chasydzi. Jakub wielokrotnie wspominał ulicę Podgórską, a więc Romanowskiego, gdzie się wychował. Mówił, że od 200 lat mieszkała tutaj jego rodzina, był z tego dumny. Nowy Sącz to było dla niego całe życie. Dzieciństwo w domu Mullerów nie było usłane różami. Mendel Muller, weteran Wielkiej Wojny walczył także przeciwko bolszewikom. Jakub był jego pierworodnym synem. Miał liczne rodzeństwo – Karolę, Feigę, Eliasza, Salomona i Blumę. W domu nie było różnie, czasem przysłowiowa galicyjska bieda zaglądała im w oczy. Prawdziwe nieszczęścia miały jednak nadejść.
W 1939 r. dla Żydów rozpoczęła się gehenna Holokaustu. Wówczas 19-letni Jakub widział, jak Niemiec bez powodu zastrzelił Żyda koło poczty. Był przerażony. Przypomniał sobie słowa Hitlera, które rok wcześniej krzyczał z radia na ul. Pijarskiej, że zlikwiduje wszystkich Żydów. Tak działo się w okresie wojny. Wyśmiewano ich, tańczyli na Rynku, obcinano im publicznie brody, bito. W 1941 r. Jakub z rodziną trafił do getta zamkniętego przy Rynku. 29 kwietnia tego roku Jakub widział, co Heinrich Hamann ze swoją świtą zrobili w kamienicy na Franciszkańskiej. Zamordowali wszystkich mieszkańców. Krew, która ściekała ulicą Kazimierza Wielkiego przemówiła do 22 latka – postanowił uciekać. Nie czekał biernie na likwidację getta.
O swoich losach poza gettem Jakub mówił niechętnie. Nie wszystkie rany były jeszcze zabliźnione – opowiadał w 2010 r. Przeżył wojnę ukrywając się w Jelnej i Siennej, tułał się po lasach i różnych kryjówkach. Po wojnie z całej ponad stuosobowej rodziny nie odnalazł nikogo. Zostałem sam, tak jak ten przysłowiowy palec – powtarzał. Wrócił na wielki cmentarz jakim dla niego był Sącz i musiał zacząć życie od nowa. Nie było już cadyków, rabinów, bożnic i synagog. Od tej pory, niemal do końca życia szukał brata Eliasza. Rzekomo wojnę spędził on w ZSRR. Nie znalazł go.
W 1948 r. ożenił się ze swoją kochaną Stefą. Urodziły się im dzieci, syn Zygmunt i córka Karolina. Jakub podjął się pracy jako krawiec, zawodu uczył się już przed wojną. Z innymi, którzy ocaleli założył spółkę krawiecką. Szybko zrozumieli, że w komunistycznej Polsce nie ma miejsca na prywatną inicjatywę. Jakub podjął więc działalność dla swojej społeczności. W latach 1949 – 1969 pełnił obowiązki prezesa Kongregacji Wyznania Mojżeszowego w Nowym Sączu. To on odnawiał sukcesywnie cmentarz żydowski, zbierał macewy, opiekował się chasydami. Odbudował ohel (grobowiec) cadyka Chaima Halberstama. Nie zapomniał o ciężkiej historii, chętnie opowiadał swoje losy. W czasie procesu zbrodniarza Hamanna, Jakub brał udział w wizjach lokalnych na terenie byłego getta. W 1969 r., w skutek antyżydowskiej nagonki, Mullerowie wyjechali z Nowego Sącza do Malmo w Szwecji. Wybrał to miejsce, żeby być blisko Sącza. Kiedy Jakub bardzo tęsknił za rodzinnymi stronami, szedł nad morze i patrzył w stronę Polski. Tymczasem komuniści sukcesywnie odmawiali mu zgody na wyjazd do Ojczyzny.
Po upadku komunizmu błyskawicznie przyjechał do Nowego Sącza. Całe swoje życie oddał opiece nad pozostałościami po Jego współwyznawcach. Do rodzinnego miasta Jakub przyjeżdżał co roku, spędzając tutaj czas od kwietnia do września. Spotykał się i oprowadzał setki uczniów, studentów, turystów, chasydów i historyków. Jakub Müller niemal od nowa odbudował cmentarz żydowski, który ogrodził. W dawnej synagodze, wówczas jeszcze muzeum, współtworzył wystawę o sądeckich Żydach. Odnowił bożniczkę Bajs Nusn, gdzie regularnie się modlił. W 2008 r., dzięki Jego staraniom, odsłonięto tablicę pamiątkową na rogu ulic Franciszkańskiej i Kazimierza Wielkiego, w miejscu, gdzie w 1942 r. zamordowano 81 osób.
Jakub Müller odszedł od nas 16 grudnia 2010 r. Mimo iż często mówił, że ten dzień nadejdzie, ciężko było przyjąć ten fakt. Chciał być pochowany w Nowym Sączu, nawet wyznaczył sobie miejsce na cmentarzu żydowskim. Pobożni chasydzi uznali go za kogoś wyjątkowego i po konsultacjach z rodziną postanowi pochować go w Kiriat Sanz – dzielnicy „Sącz”, części Netani. Jakub powrócił do swojego miasta.
W 2013 r. odsłoniliśmy tablicę na cmentarzu żydowskim, którą poświęciliśmy Jakubowi Mullerowi – ostatniemu sądeckiemu Żydowi. Wielu nowosądeczan wspomina go do dziś. Ja tutaj znam każdy kamień – mówił Jakub Müller spacerując po Nowym Sączu. Dzięki niemu i my poznaliśmy wiele historii, za które jesteśmy mu bardzo wdzięczni.










