
Czytając sprawozdania z procesów, które toczyły się przed sądeckim sądem w XVII wieku pojawia się refleksja, czy gorsze były popełniane zbrodnie, tortury czy może kary? Nowożytność to był brutalny czas, niepozbawiony lokalnych bohaterów skandali. Kolejna odsłona życia kryminalnego Sącza dotyczy rozbojów i gwałtów.
Ówczesny wymiar sprawiedliwości nie znał litości dla gwałcicieli i mącicieli porządku publicznego. Co ciekawe, ofiarami gwałtów padały kobiety, one też, według sądów… były osądzane za przewinienia! Absurdalne tłumaczenie, ale niestety można je usłyszeć też w dzisiejszej rzeczywistości. Cóż, każdy może mieć mentalne średniowiecze. Ale zacznijmy od rozbojów.
W XVII w. Albert Tumidajczyk oraz Jan Nakręcajczyk, rodem z Przydonicy, zostali oskarżeni o napady na liczne posiadłości, m.in. w Kobylu (dziś Gródek nad Dunajcem), w Falkowej, Lipiu i Lipnicy. Napadali na gospodarstwa i dwory. Po schwytaniu zafundowano im w ramach tortur rozciąganie kołem. Jak to często bywało, wówczas przypomnieli sobie wiele szczegółów. Opowiadali więc, jak to napadli na sądeckiego urzędnika, którego wywlekli (…) z łóżka, rzucili się nań i bili go kijami. Oczywiście takim napadom towarzyszyła kradzież, nie tylko pieniędzy czy kosztowności. Pośród dziwnych przedmiotów skradzionych znalazły się: ubrania białogłowskie, kobierce, nie wzgardzili i końmi, na które powsiadali zaraz. W maju 1656 r. zostali skazani. Sąd zapisał w sentencji, że to ludzie prości, dlatego nie zasłużyli na surowe kary. Dlatego ówczesny akt miłosierdzia polegał na… ucięciu im głów za murem miejskim.
Nie brakowało w okolicy Sącza typowych band rozbójników. Zdecydowanie jednak największą fantazją wykazywał się Jan Kościelniak z Tylmanowej. Nie tylko ludzi rozbijał i ogniem przypiekał, ale także na plebanie napadał i księży męczył. Schwytany w 1657 r. usłyszał wyrok – jeden z surowszych: Ma być sam szczypany i przypiekany rozpalonemi obcęgami, i to trzy razy na rynku, a czwarty raz przed bramą miejską, potem ma być ćwiertowany na cztery części na miejscu zwykłem tracenia, kawałki mają być powieszone na żerdziach, a głowa odcięta ma być przybitą do szubienicy. Wymyślnie, trzeba przyznać.
Ciekawą relację na temat skazanych na śmierć pozostawił ks. Sygański. Rozbójnicy (rusini), już po procesie, oczekiwali na wyrok w więzieniu ratuszowym. Na prośbę ówczesnego burmistrza Stanisława Olszyńskiego pilnowało ich dwóch mieszczan: Jan Rozdymała i Mikołaj Duda. To właśnie oni byli świadkami niezwykłego zdarzenia. Tak opisał je ks. Sygański: słyszeli po pierwszej godzinie w nocy w kącie piwnicy na cztery zawody przeraźliwe gwizdania, jakby głosów sześć różnymi tonami. Strach ich przejmował, ale pocieszali się tem, że mają na sobie szkaplerz i różaniec Najśw. Maryi Panny. Kiedy już druga godzina miała uderzyć w nocy, przyniósł sługa Stanisław garniec piwa więźniom na ugaszenie pragnienia. Pili i rozmawiali ze sobą coś po rusku, potem po upływie pewnego czasu naprzód Bałuszczak padł na nogi Kurduszczaka i umarł, po nim Kurduszczak zaczął konać i umarł. Co się stało? Czy zostali otruci? Nie było wówczas dochodzenia kryminalnego. Lud wierny dopatrzył się w tych zgonach jedynie miłosierdzia Pana, który w tak łaskawy sposób powołał ich do siebie. W sumie logiczne: lepiej umrzeć po wypiciu piwa, niż poćwiartowanym i zawieszonym na szubienicy…
Z relacji przekazanej przez ks. Sygańskiego wiemy, że kary za rozboje były zmienne. Na przełomie XVI i XVII w. waga przestępstwa była porównywana do „mężobójstwa”. Za takie przewinienia zazwyczaj ścinano mieczem, a niektórych winowajców za podobne zbrodnie wplatano w koło: „rotae plexus vitam flnivit“.
Z racji, że moralność mocno kulała w Nowym Sączu i całym regionie, nie brakowało gwałcicieli. Jednym z nich był Stanisław Ciurka alias Mieracki, który ze swoją miał bogaty wachlarz możliwości przestępczych: napadał na dwory i kościoły, ludzi żelazem zabijał lub ogniem przypiekał, gwałcił i bezcześcił niewiasty i inne jeszcze okrucieństwa popełniał. W 1657 r. zapadły wyroki za te przewinienia. Część bandy – głównie wspólnicy – zostali skazani na ścięcie. Ciurka, za swoje liczne grzechy nie zaznał miłosierdzia ziemskiego: zawieszono go za żebro żywcem na żelaznym haku. Resztę bandy poćwiartowano, jak przystało na ówczesne standardy.
Ciekawe było pojęcie gwałtu. Otóż okazuje się, że nie zawsze to gwałciciel był winny, a ofiara… Powszechnie wiadomo, że kobiety nie miały lekko w tamtych czasach. Niejaka Regina, została zgwałcona jeszcze jako panna. Jak zanotował Sygański: miała ten smutny wypadek, że jej ojczym Józef, przyszedłszy w nocy pijany, zdybał ją śpiącą w piekarni i gwałtem na uczynek przyniewolił. Po tym wydarzeniu wyszła za Szymona Lupkę z Męciny. Tymczasem okazało się, że z gwałtu poczęło się dziecko. Regina nijak nie mogła oszukać praw biologii, a choć lud wówczas raczej nie grzeszył wiedzą matematyczną, to Lupka wyliczył sobie, że to nie jest jego dziecko. Oczywiście dziewczyna wytłumaczyła co zaszło, ale sąd w 1683 r. wydał zaskakujący wyrok: Ponieważ taki uczynek popełniła, a mężowi swemu o tem przed ślubem nic nie powiedziała i w stanie brzemiennym za niego wyszła, niech małżonek, który ją w opiekę swoją przyjmuje, wyliczy jej w przysionku ratusza 20 plag.
Takie to procesy toczyły się w nowożytnym Nowym Sączu.
Łukasz Połomski