Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta Edwarda Shilsa

Reklama

CZĘŚĆ OSIEMDZIESIĄTA SZÓSTA

Co myśleć o przemijającym czasie? Nic. Jesteśmy uwikłani w teraźniejszości. Żyjemy złudzeniami przyszłości. One są napędzane nadzieją. Złudzenia pozwalają żyć. A przeszłość? Nawet co do niej nie ma pewności.

Zaprzeszłe wydarzenia i fakty rozcierają się, rozłażą się, przeciekają przez durszlak subiektywności. Potem to wszystko kapie i wsiąka w ziemię. W takich miejscach potem wyrastają grzyby.

Reklama

A weźmy taki Nowy Sącz. Ciekawe co powiedziałby nam teraz taki Małachowski? Czy przemówiłby w naszej sali magistrackiej podniośle?

A co rzekłby Barbacki? A może chwyciłby za pędzel i namalował portret zatroskanej chłopki sprzedającej grzyby na Rynku Maślanym?

Każda chwila jest paradoksem. To w niej coś kończy się, a jednocześnie inne się zaczyna. Rozwiązanie podaje Ludwig Wittgenstein. To proste: „jeżeli przez wieczność rozumieć nie nieskończony czas, lecz bezczasowość, ten żyje wiecznie, kto żyje w teraźniejszości”.

Życie w trwającej teraźniejszości pozwoli uniknąć paradoksu: permanentnego, jednoczesnego końca i początku. Ta walka początku i końca rozstrzygnie się… w końcu.

Niestety, początek ulegnie końcowi. Tak rosną cmentarze. I nic nie daje palenie świeczek. Można tylko bezmyślnie okopcić białe kości. A parafina wchodzi w krew jeszcze żywych.

Rzeczywistość jest podwójna. Jest widzialne i niewidzialne. Nasze umysły składają się z pamięci i wyobraźni. Umysły czy mózgi? Niech będzie – myślenie.

Co się zaś stanie, gdy pamięć miesza się z wyobraźnią? Możemy chcieć zmieniać przeszłość. Grzebać w ponurych faktach. Wydłubywać, a potem wykluczać błędy życiowe. Nie róbmy tego!

Wszak błędy czynią z nas ludzi. Poza tym perfekcjonizm nie jest już modny. W designie projektuje się obecnie rzeczy z błędem – ludzkim. Nie wstydźmy się zatem swoich błędów. One nas – uczłowieczają. Ecce homo! 

Inna sprawa jest z grzechem. To religijna koniunkcja błędu. Z tą jednak różnicą, że taki „podwójny błąd serwisowy” grzechem nie jest. Błąd bowiem triumfuje nad grzechem!

Pamiętajmy jednak, że sprzeczności współistnieją w – całości. Jest emergencja. Czyli: całość zawiera sprzeczność. I tak dochodzimy do zagadki teodycei. Czy można wyjaśnić istnienie zła na świecie? Byli tacy, którzy twierdzili, że zło jest ostatecznie – dobre.

Łatwa metafizyka to przywilej świętych. Tych wystarczy mianować. Można także poczytać święte pisma. W takich encyklikach wszystko jest prostsze. A czy my ludzie musimy wszystko komplikować?

Idę do biblioteki. Oddam wreszcie Systemy społeczne Niklasa Luhmanna. Przeczytane od deski do deski! Nie wiem, czego się teraz spodziewać. Ale tak sobie kombinuje, że społeczność Nowego Sącza nie zapoznała się z teoriami modernizacji. Biblioteka trzyma rękę na pulsie.

No i dobre miałem czucie. Na parapecie leży sobie „The Intellectuals and the Powers”. Edward Shils. To jego kluczowa książka. Czyli jednak będziemy czytać i zajmować się autorem piszącym o modernizacji i roli elit i intelektualistów w systemie społecznym.

Pamiętam, kiedyś na katechezie pomiędzy Siostrą Izydorą a Maćkiem doszło do ostrego sporu. Rzucali nazwiskami: Parsons, Shils, Eisenstadt. Nic z tego nie rozumieliśmy. Ale potem Maciek wyjaśnił nam, że to był spór zasadniczy pomiędzy konserwatyzmem a progresywizmem. Maciek bronił tego ostatniego. Siostra Izydora zaś opowiadała się za konserwatyzmem z religijną i tradycjonalistyczną twarzą.

Mnie przypomniał się Vilfredo Pareto, ten od zasady 80-20. On także opisywał trwającą grę i wymianę władzy pomiędzy konserwatystami i postępowcami. Także pisał o „krążeniu elit”, o „lwach i lisach”. Ale Shils to już są nasze czasy. Bardzo mnie ucieszyła ta lektura. Gdzie powinienem poczytać Pana Edwarda?

Pójdę chyba pod rektorat WSB, chociaż i ratusz byłby odpowiedni ze względu na prowadzoną „ofensywę inwestycyjną”. To jest przecież progresywizm w czystej postaci. Ale potem rondo otrzymuje imię świętej Rity, zgodnie z religijną tradycją. Jest zatem sądecka dialektyka nowoczesności i tradycji.

Spory tradycji i nowoczesności są wciąż żywe. Zaczęło się to jeszcze w XIX wieku, a już po II wojnie światowej nabrały rozmachu. No tak, początków tego sporu można dopatrzyć się w Oświeceniu. Biblioteka ma duże czucie, bo ta sprawa w naszym mieście ma swój wymiar i ciągłą aktualność. Czy chodzi również o dialektykę pomiędzy świeckością a religijnością? Tak. Chociaż Ksiądz Proboszcz miewa również modernistyczną twarz.

Teorie modernizacji to coś więcej niż szkoła i jej przedstawiciele. To bardziej klimat społeczny i niezliczone publikacje odnoszące się do nowoczesności, do postępu, co cywilizacji technicznej. Teoria modernizacji powstała także w pewnym kontekście, chodzi o wojnę. W latach 60-tych spotkała ją jednak mocna krytyka, aby w latach 80-tych i 90-tych znowu stać się ważną, a nawet modną.

Może ta lektura Intelektualistów Shilsa pozwoli nam zrozumieć współczesne spory prowadzone na świecie, w Europie, i w Polsce. Polityka mocno oddziałuje na życie społeczne, na powstawanie opinii, budowanie opowieści. Kampanie wyborcze i programy partyjne są osadzone w dychotomii: tradycja-nowoczesność.

Na pewno Talcott Parsons zainspirował powstanie teorii modernizacji. On także wprowadził to rozróżnienie na tradycję i nowoczesność. Sprawę jednak nie widział prosto. Niuansował ją na różne wymiary i perspektywy. Upraszczając to jednak, chodziło mu, że człowiek może być w pewnym względzie nowoczesny, a w innym tradycyjny.

Teoria modernizacji posiadała pewien defekt: stosowała dużą redukcję. Czyli sprawę upraszczała do 0-1. Zdominowana była przez zagadnienia ekonomiczne. Talcott Parsons cyzelował, dostrzegał niuanse. No i teraz trzeba to wyraźnie podkreślić: Edward Shils kontynuował podejście Parsonsa. Pisał razem z Parsonsem. Zaserwował coś bardziej złożonego i ciekawego niż mainstream teoretyków modernizacji. To dlatego biblioteka przekazuje tę właśnie książkę, a nie takiego trochę schematycznego Rostova.

Shils zaskakuje, ponieważ broni tradycji i jej roli w osiąganiu spójności społecznej. Nie potępia oczywiście nowoczesności. Dostrzega potrzebę i tradycji i nowoczesności. Nie można byłoby go zapisać prosto do jakiejś amerykańskiej partii, a już na pewno do polskich partii mieniących się konserwatywnymi. Zresztą, skrajności dzisiaj bardziej polaryzują i nadają się do kampanii wyborczych. Rozbudzanie emocji jest wykorzystywane w marketingu politycznym.

Shils nie jest oryginalny, gdy dostrzega kluczową rolę elit w społeczeństwach. Ktoś nawet policzył, że elity to najczęściej 10% jakiejś społeczności. Do elit należą ludzie z różnych dziedzin: nauki, kultury, polityki, sztuki, menedżerki, inżynierki, prawa. Czy Pan Prezydent należy do elity? Tak. Czy Ksiądz Proboszcz należy do elity? Tak. Czy ja należę do elity? Nie. Czy kierownik biblioteki publicznej należy do elity? Tak.

Do elity należą intelektualiści. Ale oni mają specyficzną rolę społeczną. Mają krytykować. Ale to nie jest takie jednoznaczne, że intelektualiści mają tylko krytykować. Oni powinni wspierać porządek społeczny. Jak to mają robić? To jest ciekawe. Powinni być – strażnikami idei. A te kształtowane są przez tradycję. Krytyka władzy przez intelektualistów jest zatem złożona i konstruktywnie ambiwalentna.

Kto krytykuje naszą sadecką władzę? Czyli Pana Prezydenta. Nie krytykują intelektualiści sądeccy. Czynią to oponenci polityczni. Dlaczego to robią? To proste, chcą dojść do władzy, przejąć stery, obsadzić etaty. A może nie ma intelektualistów sądeckich? Są, ale siedzą cicho, zajmują się swoimi sprawami. Może jeżeli przeczytaliby Edwarda Shilsa, to zakończyliby swoje milczenie? Przemówiliby głośno.

Edward Shils zajmująco pisze o autorytecie i charyzmie. O tym pisał także Max Weber. Jest pewna relacja pomiędzy autorytetem a charyzmą. Tę właśnie pozyskuje się dzięki autorytetowi. Ale jak zyskuje się autorytet? Tak sobie myślę, że to nie funkcja wiedzy, a raczej mądrości. A jak zyskać mądrość? To wszystko jest pokomplikowane i … emergentne. A jak jeszcze dodamy do tego inteligencję, to jest nieznośnie. Wszystko się gmatwa, rozłazi na boki.

Wedle Shilsa charyzma działa w każdej dziedzinie. W polityce mieliśmy takiego… No nie napiszę, bo podając jakiekolwiek nazwisko, to można oberwać z jakiejś strony politycznego sporu. No dobrze, Kazimierz Wielki miał autorytet i charyzmę. W nauce Albert Einstein miał charyzmę. No i Leonardo da Vinci w sztuce. A w filozofii kto? Ludwig Wittgenstein. Czy Pan Prezydent posiada charyzmę? Tak. Czy Ksiądz Proboszcz posiada charyzmę? Posiada.

Wedle Shilsa ważna jest – potrzeba charyzmy. Publiczność zgłasza na nią zapotrzebowanie. Potrzebna jest również podatność na charyzmę. To wynika z innej, uniwersalnej potrzeby: porządku, spójności, ciągłości. Shils za Durkheimem twierdzi, że istnieje potrzeba – sacrum. Jest zapotrzebowanie na świętości, które mogą jednoczyć społecznie. No i wiemy, co teraz powie Ksiądz Proboszcz. O tym także mówiła Siostra Izydora nam na katechezach.  

Edward Shils zajmująco pisze wreszcie o tradycji. Według niego, to właśnie tradycja spełnia rolę – integracji i stabilności społecznej. Społeczeństwa, narody, aby funkcjonować muszą bazować na zestawie przyjętych tradycji. One są przekazywane pokoleniowo. Za to przekazywanie odpowiedzialne są właśnie elity, intelektualiści. Ale intelektualiści muszą odnosić się krytycznie do tych tradycji. Piekielnie trudna rola tych intelektualistów. Muszą być „za, a nawet przeciw”.

Ale jak się rodzi tradycja? Do narodzenia się tradycji może dojść w dwojaki sposób. Pierwszy kierunek jest oddolny, a drugi odgórny. O tym wspomina Edward Shils, ale to wyczytałem kiedyś w innej „mądrej książce”.

Oddolny rodowód tradycji wykorzystuje zjawisko emergencji, a inaczej opisując, to taki spontaniczny proces, w którym uczestniczy ogół. To potem przeradza się w stałe zachowania, ceremonie, obrzędy, bywa, że one będą na nowo odczytywane, ale istnieje w tym kod przeszłości. To wszystko wzmacnia nastawienia indywidualne, aby stać się ważnymi faktami społecznymi. Tak oto rodzi się tradycja w sposób oddolny i ilościowy. Łatwiej zrozumieć poszczególne części niż całość, to immanentna zagadka emergencji.

Przeciwny kierunek – odgórny – narodzin tradycji ma charakter jakościowy. Polega na selektywnym wyborze zestawu idei. Jedne wypadają, a drugie są przyjmowane. Dobrym przykładem jest Reformacja i Oświecenie. Część symboli i wartości zachowało się, a część odrzucono. Kluczowym pytaniem jest: dlaczego dochodzi do takiej selekcji i jaki jest jej mechanizm?

Trzeba uwzględnić zagadnienie psychologii, ludzkich skłonności. Umysł ludzki ma także tendencje do sceptycyzmu, nuży się, oczekuje nowości, bywa innowacyjny. Kwestionuje zatem przyjmowanie całego zestawu wartości z przeszłości. Są też zjawiska dyfuzji, przenikania wartości z jednych społeczności do drugich. Istnieją także konflikty na gruncie tradycji, wybuchają rewolucje, prowadzone były podboje.

Tradycja, mimo swojej fundamentalnej roli, nie jest statyczna – musi ewoluować, by odpowiadać na zmieniające się warunki społeczne. O tym niech pamiętają także nasi sądeccy tradycjonaliści. Trzeba im pewne sprawy odpuścić. Jakie sprawy? To już nie jest takie proste.

Co ciekawego można jeszcze wyczytać u Edwarda Shilsa w jego Intelektualistach? Jest fascynująca koncepcja centralności i peryferii. W każdym społeczeństwie istnieje centralna strefa, która jest związana z wartościami i autorytetem. Istnieją również peryferie, które są mniej związane z tymi wartościami. Idzie tutaj o kulturę. Trzeba do tego podejść szeroko i uwzględnić: idee, dzieła sztuki, teorie naukowe, filozofię, koncepcje polityczne.

Elity i intelektualiści mają swoje miejsce w centrum, gdzie podejmowane są najważniejsze decyzje, ale intelektualiści mogą także znajdować się na peryferiach, gdy ich myślenie lub krytyka staje się niezgodna z głównym nurtem kultury. Tak sobie myślę, że ja wolę być jednak na peryferiach. Czytaliśmy kiedyś esej Leszka Kołakowskiego Kapłan i błazen. Wtedy już oświadczyłem, że wygodnie czuję się w roli błazna. A szlachetnym „kapłanem” niech będzie Ksiądz Proboszcz.

Kończę czytanie, wracam na sądecki rynek. Postaram wyłowić z tłumu intelektualistów. Potem będę każdego z osobna zachęcał, aby byli aktywni. Niech piszą! To będzie kształtować naszą sądecką kulturę społeczną i dobre struktury społeczne.

PS

Czytajmy mądre książki.

Zawsze coś można posłuchać. To absolutnie zaskakujące granie… Słuchaliśmy tego na „dniach skupienia”, ale skupić się nie mogliśmy… Kto posłucha, to zrozumie dlaczego. Podobno ten zestaw muzyczny – musica sacra – będzie grany na późnojesiennym festiwalu jazzowym w Starym Sączu.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj