
CZĘŚĆ OSIEMNASTA
Piszę dalej. Czuje się czasem jak Syzyf. Kamień bywa ciężki. Liczba czytelników spadła do 9 osób. Tak doniósł mi pewien jegomość. Spotkanie z nim miało miejsce przy klombie na Wałowej. Było mało przyjemnie. Piszę ostatnio o prawie, no i pojawiają się niedociągnięcia. Ten jegomość, po 60-tce, elegancki, nie certolił się z mną. Huknął na mnie, że to wypociny, że to: ni mądre, ni przydatne. Wyciągnął dyplom prawa, opowiadał, że bywał nawet wykładowcą prawa w szkołach wyższych. No cóż, przeprosiłem. Tak taktycznie, bo mógłbym w skrajnej wersji dostać po gębie; jegomość, mimo zaawansowanego wieku, był krewki. Kto mnie weźmie w obronę? Czerwone portki nie chadza już po Jagiellońskiej.
Idę pod bibliotekę i boję się bardzo. Oby mi Pan Prezydent nie wystawił ponownie jakiejś prawnej cegły. Poszedłem na ulicę Ducha. Tak z sentymentu i dla uspokojenia. Może Ksiądz Proboszcz zaserwuje mi jakąś encyklikę? To znacznie lepiej się czyta niż tego Dworkina. Encykliki pisane są jasno, wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. Czytelnicy encyklik są także traktowani czule, jak dzieci, i to jest takie krzepiące. A może tym razem biblioteka coś zaproponuje mi do czytania?
Płyta rynku puściutka. Pod kasztanem tętni życie. W konarach pojawiły się wreszcie sądeckie wróble. Warto się wsłuchiwać w ich ćwierkanie. One są zawsze dobrze zorientowane. Podobno w Ratuszu jest kryzys. W koalicji także nie jest najlepiej. Mocno zastanawiają się nad kilkoma decyzjami, podobno chodzą, od ściany do ściany. Sądeccy Pisowcy, jak wróble, nie próżnują. Ale oni nie ćwierkają, ale kraczą. Ale ja wierzę mocno, że Pan Prezydent, jako ten król Salomon, wszystko wyważy i podejmie słuszne decyzje. No dobrze, pod kasztanem posiedziałem 3 kwadranse i udałem się ciężkim krokiem pod biblioteczną elewację.
Schludnie odłożyłem Johna Rawlsa na „prezydencki” parapet, który był na szczęście pusty. Nie będzie już filozofii prawa. Dobrze. Na parapecie bibliotecznym spoczywała sobie książeczka… No i zupełne zaskoczenie. Kompletny zwrot w akcji. Gen. Ukryta historia. Siddhartha Mukherjee. Trudno przeczytać, a co dopiero wypowiedzieć. Moja nauczycielka przyrody w podstawówce, awangardowo i poza programem, wykładała nam zagadnienie genetyczne. Nie uczyliśmy się o pantofelku i stawonogach, a jechaliśmy z genetyką ewolucyjną. Czego uczą w teraz w sądeckich szkołach na biologii? Nie wiemy, kiedy nam pewne kompetencje okazują się przydatne. Ale poczułem jednak pewne onieśmielenie. No i gdzie to w ogóle czytać?
Po przemyśleniu, udałem się w okolice … szpitala wojewódzkiego. To chyba jednak najlepsze miejsce, jest bowiem powiązanie z tematyką książki. No i stamtąd widać powstający zjawiskowo stadion. Słuchać wesołe pokrzykiwanie robotników budowlanych. Oni zachowują się nie jak wróble, ale jak majestatyczne trzmiele. Czasami powiedzą coś grubo, ale i jegomość z Jagiellońskiej nie szczędził również dosadnych słów, a należy do sądeckiej elity…
Tak tętni życie. Taki jest rytm utylitarnej prawdy. Robota na stadionie idzie zatem dobrze. Podobno są jakieś małe opóźnienia w tym budowaniu. Ale nawet system genetyczny nie zawsze działa w tempo. Czasami ta nasza małostkowość martwi. Chcielibyśmy wszystko pod nos. A przecież stara się Pan Kos. No i wyszedł nawet rym częstochowski.
Czytam i mocno się wciągam w lekturę Genu Mukherjee. Fakty naukowe są osnute całkiem ludzkimi historiami. To sympatycznie oswaja niedostępną genetykę. Czyta się i chce się zostać genetykiem. Zaczynam żałować, że nie zostałem choćby lekarzem. Ale teraz podpadłem naszym sądeckim medykom za to „choćby”. No ale już napisałem, a mam zasadę, że niczego nie wykreślam. To mogłoby zakłócić intencjonalnie naturalny strumień świadomości. Jestem nieodmiennie zaczarowany Jamesem Joyce’m. A i po Sączu chodzę jak Leopold Bloom.
Genetyka jest fascynująca! Czytelnicy zapewne wiedzą, ale tylko protekcjonalnie przypomnę, że genetyka to nauka o Dziedziczeniu. Wszystko zaczęło się podobno od Mendela w 1865 roku. Za przekazywanie cech odpowiedzialne są … konkretne cząsteczki! Nie duch, fale, energia. Cząsteczkowa teoria dziedziczenia była przełomem. Ale długo trzeba było czekać na kolejny. Do 1944 zakładano, że cząstkami dziedziczenia są białka. W 1944 okazało się, że to jednak … kwasy nukleinowe. Ta nazwa nie przyjęła się. Za to wszyscy znamy nazwy: DNA i RNA.
Czy genetyka nie jest ciekawsza niż prawo? Przepraszam prawników, ale tak też chcę się odegrać na tym jegomościu… Wiem, to jest niska pobudka… Kierownictwo naszej sądeckiej biblioteki sprytnie chce propagować swój dział biologiczny. Obywatele miasta ruszą pożyczać. Trzeba się spieszyć. Tak, nie zapomniałem, że te moje tekściki czyta 9 osób. Ale każda z tych dziewięciu osób przekaże innym dziewięciu, a one dalej i potem jeszcze dalej. Po 3 transferach będzie jak nic 6561 chętnych czytelników. Wracamy do genów…
DNA to cząsteczka, taka długa taśma na 2 metry i bardzo cieniuśka. Na tej taśmie są nanizane atomy: węgla, azotu, tlenu, wodoru, wapnia. Umyślnie użyłem poetyckiego słowa „nanizane”. Prawda że ładne? Człowiek posiada 23 unikalne cząsteczki genów DNA. Organizm człeczy składa się z około 30 trylionów komórek. Przeciętny człowiek posiada około 700 trylionów cząsteczek genów DNA. Wynika to z rachunku 30 trylionów razy 23 cząsteczki DNA. Jest czym rządzić! Nasze organizmy to mocno rozbudowana genetycznie maszyneria.
Jak wyobrazić sobie proporcje tego komórkowego i genetycznego świata? Komórkowa struktura to bardzo duża konstrukcja w stosunku do genu, a do atomów genu, to już zupełny odjazd. Świat atomowy komórek jest mniejszy o skalę nano – 10−9 m. To tak jakby porównać kulkę o średnicy centymetra do … kuli ziemskiej. To wszystko dzieje się naszych organizmach! To wielka arena, uniwersum.
Są geny tylko do jednej czynności w życiu. Ale zaskakujących spraw jest całe mnóstwo. 98% genów realizuje nieznane funkcje. Prawdopodobnie to jakieś czynności regulacyjne. Jedne komórki otrzymują sygnał do aktywowania się w określonym czasie. Inne gdzieś emigrują. Jeszcze inne otrzymują rozkaz, że powinny popełnić … samobójstwo. O mitycznym genie MHC aż się boję pisać. On odpowiada podobno za dobór partnerów, aby potomstwo było odporne. A mój przyjaciel pod sklepem mówi, że żonę wybrał sobie zupełnie przypadkowo…
Prawda, że dziwna jest liczba 23? Dlaczego akurat tyle? I to wszystko jest „spakowane” w każdej ludzkiej komórce! Ale to nie koniec. Budowa cząsteczki DNA jest unikalna. Ona niesie unikalną informacje o danym człowieku. To wszyscy wiedzą. Te 23 cząsteczki DNA nazywane są także chromosomami. Jak teraz szwagier błyśnie taką nazwą na imieninach u cioci, to już wiemy o co idzie. Jaka ta genetyka jest w sumie prosta…
Aby zagiąć przytomnie szwagra, to trzeba zadać teraz pytanie: jakie atomy pierwiastków wchodzą w skład cząstek DNA? Oczytany szwagier może widzieć, że atomy pierwiastków tworzą układ czegoś na kształt układu koralików atomów. To się powtarza i te niby koraliki nazwano literami – ATCG. Trzeba jednak parę rzeczy zapamiętać. Ale jeżeli chce się błysnąć na imieninach, to trzeba to wkuć. A teraz wyobraźmy sobie, że Pan Radny Kądziołka, mówiąc o sądeckiej medycynie, recytuje skład cząsteczek DNA bez zająknięcia? Byłby opad „szczeny”. A gdyby Pan Radny Czernecki coś takiego wygłosił na sesji? Znowu stałby się słynny na całą Polskę, jak po wyprawie do Narwiku.
Wracajmy do rzeczy, na długości 2 metrów ułożone są ciągi sekwencji tych czterech koralików ATCG. To są formaty atomowe, na długości dwóch metrów, rozłożone na 23 takich niciach DNA. Robi się z tego kombinacja, która ma w zasadzie nieskończona ilość wariantów. To jest unikalny „szyfr” dla każdego człowieka. To ułożenie koralików ATCG tworzy pojedynczy gen. Czyli reasumując: Jest dwumetrowa nic DNA. Na niej są rozstawione pojedyncze bloki genów. Mają swój początek i swój koniec. Następuje przerwa i jest kolejny gen na tej dwumetrowej nici DNA. Wiedzą o tym w kryminalistyce od dawna. Jakie to teraz jest proste.
Przychodzi nachalne skojarzenie, że te pojedyncze geny, poszczególnych 23 cząsteczek DNA przypominają język. Tak, język, w którym rozmawiamy, a ja teraz piszę. Dla przykładu, język polski składa się z 27 liter. Te zaś można ułożyć w różne słowa. A słowa w różne zdania. Zdania tworzą różne treści. Treści tworzą różne zbiory. Tak, jest teraz księgo-zbiór naszej Biblioteki Publicznej. Zawartość wszystkich zbiorów składa się wreszcie na cały dorobek polskiego piśmiennictwa. Jest tutaj Kochanowski, Mickiewicz, Słowacki, Prus. No i moja pisanina także. To może być uznane za bufonadę, ale chodzi tylko o to, że jak nawet ktoś napisze dzisiaj komentarz na fejsie, to poszerza piśmiennictwo. Wszystko się liczy.
Teksty z Kuriera Nowosądeckiego także wchodzą do skarbnicy polskiego pisarstwa. Wszystkie uwiecznione i spisane przemówienia Pana Radnego Czerneckiego również. Bierzemy wszystko, co napisane, jak leci. Potem dodajemy kraje i mamy całą skarbnicę światowego piśmiennictwa – dorobek ludzkości. A to można porównać do jednego układu genetycznego człowieka. To wprost niesamowite. Przerwałem czytanie Genu i zacząłem starannie oglądać swoje ciało. Nieskromnie zachwyciłem się nim. Ale tylko w kontekście genetycznym.
Tak też to idzie, mniej więcej, z genami. Wszystko wiąże się z wszystkim. Oto właśnie gen! To wszytko można wyczytać w Gen Mukherjee. Na pewno jest ta pozycja w sądeckiej Bibliotece Publicznej. Mnie pożyczono jeden egzemplarz. Dobra biblioteka ma zawsze 2. A nasza publiczna musi mieć minimum 3 egzemplarze. W księgarni na Jagiellońskiej widziałem przez witrynę na pewno jeden, spoczywał przy Kuglarzach Fausta. Kupujcie Gen, książka ma rozmach. Kuglarze są jednak cokolwiek partykularne. Dobrze, należy kupić te dwie pozycje.
Po tej lekturze zamierzam udać się do dyrektora naszego szpitala i zgłosić się na sanitariusza, choćby noszowego, w wolontariacie. Będę miał większą możliwość podglądania życia ludzkiego i jego dramatycznych biologicznych perturbacji napędzanych siłą i emergentną tajemnicą genów. To fascynujące, że ten układ atomów może myśleć, mieć samoświadomość, pisać poezję. Kto to wszystko wymyślił? Ksiądz Proboszcz nie ma wątpliwości.
Człowiek to 700 trylionów cząsteczek DNA zbudowanych z atomów pierwiastków chemicznych. Jest problem złożoności i zagadnienie emergencji. Rozumiemy dobrze części, ale nie rozumiemy całości. To przekleństwo genetyki i całej nauki. Obrazowo, rozumiemy bardziej budowę cegły, ale nie rozumiemy konstrukcji bazyliki na św. Ducha. Genetyka zna molekularną strukturę genu, nawet na poziomie atomu, ale niewiele wie, jak pracuje cały organizm. A jak dojdziemy do samoświadomości, to już kompletnie jesteśmy bezradni.
To ciekawe, ale genetycy mają raczej inklinacje ateistyczne. Podobno fizycy gdzieś na końcu fizycznego świata dostrzegają początek transcendencji.
Co o tym wszystkim sądzi Pan Prezydent? Jest zapewne w zgodzie z Księdzem Proboszczem. Ja gubię się w tym. Ale jako wolontariusz w naszym szpitalu mam szansę więcej zrozumieć. Jak już czegoś się dowiem, to będę pisał, informował Obywateli Miasta Nowego Sącza.
PS
Czytajmy mądre książki.