Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „Gwiazdę Zbawienia”

Reklama

CZĘŚĆ PIĘĆDZIESIĄTA DRUGA

Czy z powszechnej konieczności może nas ułaskawić zwykły przypadek? A wypadki-przypadki nie tylko chodzą po ludziach. One chodzą w biały dzień po Nowym Sączu. Taki przypadek spaceruje sobie w szarym płaszczu po mieście. Najczęściej we wtorki i piątki. Jego ulubiona trasa to: Kościuszki, latem kupuje tam sobie lody truskawkowe. Potem idzie Jagiellońską, skręca na rynek, okrąża ratusz. Posiedzi kwadrans pod Kasztanem i idzie w kierunku Lwowskiej. Trasę kończy na moście. Podobno skaczę na główkę w lichą toń Kamienicy.

Spacerujący przypadek niełatwo jednak dostrzec. On porusza się w dwóch pasmach światła. We wtorki widać go w ultrafiolecie. W piątki zaś w podczerwieni. Idzie i niesie zawsze brązową teczkę zamykaną na dwa drewniane skoble. A w teczce kotłują się, gotowe do użycia … niedorzeczne koincydencje. Czasem serwuje: upierdliwe zrządzenia, ślepe trafy, leniwe zbieżności. Rozdaje rzadko fortuny, częściej fuksy.

Reklama

A ja liczę na zwyczajną, ludzką przychylność Pana Prezydenta. Chcę bowiem aby pozwolił postawić na sądeckim rynku … drewniany wiatrak. Nie będę z nim walczył. To mnie różni od naiwnego Don Kichota. Ja po prostu zamieszkam w wiatraku. Każdy będzie mógł wejść do wiatraka bez pukania. Ja zaś będę odczytywać gościom co ciekawsze fragmenty z ponadczasowych dzieł filozofów. Stanę się żywą atrakcją turystyczną miasta. Starówka ożyje za sprawą drewnianego wiatraka.

Odsłuchałem Tristana i Izoldę z Zagłobą. Słuchał z godnością, ale i z melomańskim wyrachowaniem. Wypił przy tym całą beczkę piwa. Potem rozgorzała dyskusja, czy Sądecczyzna jest gotowa na przyjęcie Wagnera. Pan Prezydent jest gotowy. Ale co z Księdzem Proboszczem? Co z Panem Posłem?

Zagłoba przytomnie zauważył, że gdyby tak zacząć od innego Niemca – Johanesa Brahmsa. On napisał wzruszające requiem. Niepotrzebnie dodał, że jest „niemieckie”. A przecież wiadomo, że requiem jest … wieczne! Requiem aeternam. Penderecki także niepotrzebnie dodał to „polskie” i napisał to jeszcze przewrotnie po niemiecku: Ein Polnisches Requiem. Idzie jednak o Pana Posła. Jego reakcja jest kluczowa. A może, gdybyśmy zaczęli od religijnego Parsifala Wagnera? To może być rozwiązanie! Wagner zajedzie na Sądecczyznę! I to polską, małopolską, sądecką – furmanką.

Idę z płytami Wagnera pod bibliotekę. Oddam je i wezmę książkę. Stęskniłem się za mocną filozofią. No i doczekałem się. Gwiazda Zbawienia. Franz Rosenzweig. Już tydzień temu wyczekiwałem tej pozycji. Po Ryszardzie Wagnerze wracamy zatem do dialogicznego mainstreamu. Powołane niedawno w Porębie Małej Towarzystwo Dialogiczne będzie usatysfakcjonowane.

Czytaliśmy liczne fragmenty Gwiazdy na religii w podstawówce. Siostra Izydora przejawiała dużą atencję do Rosenzweiga. Czytała go z dużą estymą. Czasami się wzruszała i popłakiwała ukradkiem. Ja z kolegą Maćkiem nie certoliliśmy się. Owszem, fragmentami Rosenzweig był porywający, ale te zapożyczenia od Hegla nam nie podobały się. Zamieszał tylko sprytnie triadą: teza, antyteza, synteza. A wszystko to było jakieś … przekombinowane.

Nie muszę dodawać, że Gwiazdę pożycza Ksiądz Proboszcz. Idę bez wątpliwości czytać na ulicę Ducha. Właśnie, tam także alternatywnie można ustawić mój hiszpański wiatrak. Tam mógłbym czytać dzieła pożyczane przez Księdza Proboszcza, ale i mógłbym go w wiatraku podejmować. Moglibyśmy nawet tam w wiatraku urządzać seminaria, dyskusje. Moglibyśmy także odsłuchiwać muzykę. Na pewno pojawią się sponsorzy wiatraka. Na drzwiach wejściowych wywiesimy bowiem znak handlowy sponsora.

Gwiazda ma strukturę triady. To wpływ Hegla. Ale części zaskakują. Jest: matematyka, gramatyka, liturgia. Ta ostatnia zdumiewa, ale czytam po kolei. Każda z części jest pisana innym językiem. Matematyka – naukowym. Gramatyka – lirycznym. Liturgia – monumentalnym. Tak, można pisać monumentalnie. Pewną namiastkę tego stylu można odnaleźć w Kurierze Nowosądeckim.

Wedle Rosenzweiga istnieją dwa układy Gwiazdy. To takie dwa odwrócone trójkąty. Pierwszy ma wierzchołki ludzkiego poznania: Bóg, świat, człowiek. Drugi trójkąt jest odwrócony i ma wierzchołki teologiczne: Stworzenie, objawienie, zbawienie. Objawienie to wydarzenie dialogu pomiędzy: Bogiem, światem, a człowiekiem. Stworzenie to akcja miedzy Bogiem a światem. Zbawienie wreszcie to operacja pomiędzy światem a człowiekiem.

Tak właśnie Rosenzweig tworzy 2 trójkąty i nakłada je i powstaje pięcioramienna Gwiazda. O tym rozprawia w trzeciej części. Pierwsza część jest filozoficzna. To taka dekonstrukcja zachodniej metafizyki. Rosenzweig idzie od Parmenidesa i kończy na Heglu. Nie patyczkuje się z nikim. Demaskuje. Dekonstruuje. Nie podoba mu się, że filozofia zmierzając do konkluzji, do jednego, do całości, dokonując redukcji. Tymczasem jest inaczej. Człowiek jest sobą – der Selbst. Nie można człowieka zredukować i prosto wyjaśnić. Prawda, że jest to mocno humanistyczne?

Kluczowe jest ludzkie – doświadczenie śmierci. Pamiętamy? Czytaliśmy to już u Bubera, Boenhoffera, no i mocno u Ebnera. Śmierć totalizuje myślenie. Rozsadza je nawet. Nie można śmierci zamknąć w żadnych pojęciach. Człowiek jest „rozpięty” pomiędzy Bogiem i światem. Jak byt wręcz meta-etyczny może stać się przedmiotem … mowy i miłości. Mocna sprawa. Tej figury mógłby użyć nawet Ksiądz Proboszcz na którymś z kazań. Brzmi nośnie.

Człowiek jest zatem … poza systemem. Nie obowiązuje go logika tego świata. Bóg także jest poza systemem i jest meta-fizyczny. Z tym już będzie gorzej na kazaniu. No bo jak opowiedzieć o wcieleniu Chrystusa i mówić o żłóbku, o krzyżu? Kluczowe jest doświadczenie, a nie poznanie. Tak sugeruje Rosenzweig. O Bogu, człowieku, świecie nie wiemy w zasadzie nic. Można ich natomiast doświadczyć poprzez relację. No i znowu pojawia się relacja Ja-Ty.

Druga część Gwiazdy jest mocno teologiczna. Dotyczy Objawienia. Ono „objawia” zarówno Stworzenie jak i Zbawienie. To teologiczna triada. Jej warunkiem nie jest metafizyczne poznanie, a Doświadczenie. To dość zawikłane rozróżnienie. Rosenzweig je chce wyjaśnić. Twierdzi, że aby zaistniało doświadczenie połączenia, musi istnieć wcześniejsze rozdzielenie – separacja.

Połączenie następuje w dialogu. Objawienie ma zasadnicze znaczenie. Rosenzweig rozumie je po swojemu. Nie tak jak można usłyszeć na religii, na kazaniu, przeczytać w katechizmie. Oto, Objawienie nie przekazuje wiedzy o Bogu. Ono przekazuje – doświadczenie miłości Boga. Bóg wcale nie chce tak nam się ujawniać. Formą, w której dokonuje się Objawienie jest – ludzka mowa. O mowie czytaliśmy już u Ebenra. Tak splatają się te filozofie dialogików. Widać, że się wzajemnie inspirowali.

Rosenzweig mocno podkreśla czynnik miłości. Bóg poprzez miłość objawia się człowiekowi. Istotą miłości jest teraźniejszość. „Przykazanie miłości może wyjść tylko z ust kochającego”. Zawsze dzieje się teraz. Nie jest ani pamięcią ani oczekiwaniem. No Rosenzweig idzie dalej ze swoją szarżą miłości. Twierdzi, że miłość ciągle wzmaga się. A w tym wzmożeniu jest tęsknota za … nieśmiertelnością.

No i tak miłość splata się ze śmiercią. Chciałoby się powiedzieć są: łzy, krew i miłość. Pisze Rosenzweig: Potężna jak śmierć jest miłość. Śmierć jako zwornik Stworzenia wyciska na wszelkim bycie niezatartą pieczęć stworzoności, słowo „było”, Lecz miłość wypowiada jej walkę. Rosenzweig proklamował miłość totalną.

Czytam uważnie Gwiazdę Zbawienia. Dlaczego Ksiądz Proboszcz nam tę lekturę podsuwa? Musimy odrobić zaległości. Jakie? A może chodzi o deficyty naszej miłości? Nie powinno nas także dziwić, że Ksiądz Proboszcz opowiada się pośrednio za miłością totalną, bezgraniczną i wzrastającą. Crescendo miłości! A może należałoby miłość uwzględnić w konstytucji Sądeckiej Republiki Prawdy i Miłosierdzia? Jaka jest relacja miłości i miłosierdzia? Rosenzweig miłość oznaczył jako zbiór mocniejszy.

Franz Rosenzweig zaskakująco definiował judaizm i chrześcijaństwo, Synagogę i Kościół. One dopełniają się. Synagoga orientuje duchową – przestrzeń. Kościół zaś odpowiedzialny jest za duchowy – czas. Droga do Boga przez przestrzeń jest podobno krótsza. Ale Kościół nie idzie na skróty, przez Toruń droga jest dłuższa…

Albert Einstein miał wiele inwencji, gdy definiował czasoprzestrzeń, pole tensorowe, relację energii i krzywizny. Udowodnił sprawę matematycznie. Ale Rosenzweig szybował wysoko w fantazji. Ona nie potrzebuje matematyki.

Postanowiłem przeczytać Gwiazdę jeszcze raz. To wciąga. Zwłaszcza te fragmenty o miłości. Zaczynam rozumieć Siostrę Izydorę… Pragnienie wiecznej i totalnej miłości może stać się czystą miłością. Trzeba się tylko dobrze skoncentrować.

PS

Czytajmy mądre książki.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj