Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta Immanuela Kanta i popada w pesymistyczny nastrój ale potem się uspokaja

Reklama

CZĘŚĆ CZTERNASTA

Nie jest dobrze. Przybywa mi przeciwników. Czuję to na Jagiellońskiej. Ludzie przechodzą na drugą stronę ulicy na mój widok. Czyta mnie już mniej niż 10 osób. Pamiętamy Czerwone portki, tego niby artystę, który ma wpływy w bibliotece publicznej. On podawał przyczyny ostracyzmu, jaki mnie spotyka w mieście. To on podsunął mi Kartezjusza do czytania. Wtedy wiele zrozumiałem. Kult Rozumu może i rozpoczął się w Paryżu, ale w naszym mieście obowiązywał imperatyw wiary i zbawienia, a temu podporządkowana ekonomia zbawienia. Może Levinas nie miał racji piętnując taką postawę?

Filozofie oparte o postulat eudajmonii są dość powszechne. Św. Augustyn wskazywał takie rozwiązanie. Człowiek zmierza do szczęśliwości, a tą jest Życie Wieczne. Z tym zgodzi się z pewnością Ksiądz Proboszcz. Niewierzącym, ateistom, agnostykom, wolnomyślicielom pozostaje przestrzeń wypełniona … próżnią. To w niej będą zamieszkiwać trącani drganiami ciemnej energii, sklejeni ciemną materią. Takie będzie ich piekło. Nie to infantylne z Boskiej Komedii, ale to oparte o zasady mechaniki kwantowej. Niedowiarki będą w ciągłej, kwantowej superpozycji. Będą wszędzie i nigdzie. To musi być nieznośne – kwantowe piekło. Przeraziłem się ta wizją. Do tego prowadzi wolnomyślicielstwo i postmodernistyczna dekonstrukcja.

Reklama

Dlaczego mamy być w Nowym Sączu tacy nowocześni, tacy „oświeceni”? Zacząłem mieć wątpliwości, ale to jest stan przypisany wolnomyślicielom. Pozbyć się wątpliwości i posiąść pewność, to szczęście, a nawet łaska. Po co sobie komplikować życie wątpliwościami? Wystarczy przyjąć porządek świata, hierarchię społeczną, trzymać się wiary przodków, pogodzić się z panem i plebanem. Wójt to chłopski syn i z nim jest najłatwiej znaleźć wspólny język. Choć i z plebanem nie powinno być tak trudno. Ludzie polskiego kleru mają wiejskie pochodzenie. Na wsiach ludowa wiara jest mocna i klerykalne motywacje awansu bywają oczywiste. To nic złego. Książe Kardynał Sapieha nie mógł równać się z chłopskim synem – Kardynałem Wyszyńskim.

Mój pesymizm i wątpliwości pogłębiły się w wyniku spotkania i rozmowy z pewnym światłym obywatelem Nowego Sącza. On na pewno pozyskał łaskę pewności. Otóż, podszedł do mnie na Wałowej, w biały dzień. Rozmawialiśmy dość przyjaźnie. Stwierdził jednak bez cienia wątpliwości, że istnieje w zasadzie jeden zupełny system etyczny, ten oparty na chrześcijaństwie. Dodał, że gdyby nie ten system, to ludzie by się pozabijali. To dość prosty argument, ale coś w tym tkwi. Zasugerował mi, z pewnym protekcjonalizmem, abym nie mieszał ludziom, sądeczanom w głowach. Był pewny, że etyka chrześcijańska jest jedynym i szczytowym osiągnięciem etyki i moralności.

Dostrzegłem w tym rękę Księdza Proboszcza, bo i pewnie On tak uważa. Dziwne, gdyby było inaczej. No chyba, że istnieje pewne rozdwojenie… Pisali kiedyś, że szerzy się ateizm wśród kleru. Nie pisali tego oczywiście w Kurierze Nowosądeckim.

Ta rozmowa jednak nieco mną wstrząsnęła. Przypomniałem sobie Grecję, Sokratesa, Arystotelesa i jego ponadczasową Etykę Nikomachejską. Przychodzili mi i inni na myśl, którzy tworzyli świeckie systemy etyczne. Ale zastanawiała mnie jednak pewność tego sympatycznego ostatecznie człowieka na Wałowej. On twierdził dodatkowo, że nie jest zbyt religijnym, a jednak był przekonany. Skąd ta jego pewność? Musiał ją uzyskać na lekcjach religii, tych organizowanych jeszcze po salkach katechetycznych. Jego wiek wskazywał, że tam uczył się religii. Czy religia w sądeckich szkołach ma jeszcze taki wpływ? Chyba nie, bo istnieje syndrom przymusu. Usunięcie lekcji religii ze szkół mogłoby zatem zwiększyć religijność? Ksiądz Proboszcz z pewnością się z tym nie zgodzi.

Wiedziałem, że gdy udam się pod bibliotekę publiczną, to znowu spotka mnie jakieś zaskoczenie. Chciałem się do niego przygotować. Posiedziałem zatem pod naszym kasztanem. Liście i pąki tak szybko się rozwijają, że podczas jednego kwadransa zauważyłem wzrost, nachalną fotosyntezę. Sfrustrowała mnie jednak pracowitość sądeckich owadów i oddaliłem się w kierunku biblioteki. Moje nieróbstwo czasami krzyczy wyrzutem sumienia. Pracowite pszczoły nie mają wątpliwości, nawet taki trzmiel posiada pracowity cel istnienia. Przyznam się teraz, że geneza mojego pisania bierze się z frustracji, potrzeby ekwiwalentu, który uzasadnia istnienie. Pan Prezydent także uwija się jak w ukropie przy licznych budowach komunalnych. Wszyscy wokół pracują, a ja jestem takim trutniem.

Na parapecie, tym bibliotecznym, leżała sobie książka, niechybnie przeznaczona dla mnie. Krytyka praktycznego rozumu. Immanuel Kant. Jeżeli ktoś powie, że nie maczał w tym palców Czerwone portki, to głośno zaprotestuję. Ale to ma także oczywisty związek z tym człowiekiem, którego spotkałem na Wałowej, z tymi jego bałamutnymi twierdzeniami. Ja przerabiałem Krytykę na … lekcjach religii. Oczywiście, że w salce katechetycznej. Uczyła nas Siostra Izydora. Wykładała nam etykę Kanta w dość nowoczesny sposób i ekwilibrystycznie łączyła tezy Kanta z chrześcijańską moralnością. A może ten gość z Wałowej miał także lekcje religii z siostrą Izydorą? To całkiem możliwe.

Z Kantem pod pachą udałem się, bez zwłoki, nad Kamienicę, tam gdzie jest budowany stadion. Usiadłem nad bulwarami, których nie pobudowano. Chyba jednak słusznie. Beton i asfalt popsułyby klimat dzikiej przyrody, który konstruktywnie rezyduje w chaszczach. Pan Prezydent ocalił zatem dziką przyrodę przed betonozą. Czasami niebudowanie staje się aktem pragmatycznym zgodnym z interesem publicznym. Trzeba wiedzieć, co budować, gdzie budować i czy w ogóle budować. Pan Prezydent to właśnie wie. Sądeccy pisowcy często nie wiedzą.

Wszyscy zaś wiemy, że etyka Kanta zasadza się na fundamentalnym Obowiązku. To on ma znaczenie mocno etyczne. Myślę także, że Pan Prezydent także opiera się o obowiązek, ale nie tyle w wymiarze etycznym, co zupełnie praktycznym. Dlatego zmienia nasze miasto, reformuje, buduje. Robi to właśnie z poczucia obowiązku. Nie kalkulacje wyborcze, nie public relations, a właśnie obowiązek ma wiodące znaczenie. No może nieco łechce Pana Prezydenta miraż, że jakaś ulica przyjmie kiedyś Jego imię.

Sprawę obowiązku w kontekście etyki gruntownie zgłębił Kant. Sformułował ponadczasową teorię etyczną. Jego system etyczny mocno zakorzenił się również w systemie prawa. Znany jest powszechnie jego Imperatyw Kategoryczny. Przy czym jego rozumienie ma najczęściej charakter powierzchowny. Warto przyjrzeć się sprawie dokładniej. Sam imperatyw brzmi:

Postępuj wedle takiej zasady, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się prawem powszechnym.

Jak to strzeliście brzmi! Można czytać wielokrotnie, jak poezję. Kant poszukiwał Prawdy w nauce, prawd koniecznych i powszechnych. Człowiek, dzięki rozumowi, wytwarza Pojęcia Ogólne, a dzięki zmysłom Wrażenia. Te wrażenia są w istocie wyobrażeniami rzeczy i świata. A wyobrażenia zaś złożone są dwóch czynników: czasu i przestrzeni. Tak człowiek ujmuje świat. Kant po odnalezieniu prawd powszechnych i koniecznych w nauce przeszedł do szukania tych prawd w życiu człowieka, które staną się podstawą dla podejmowania działań. Ta aktywność jest domeną Rozumu Praktycznego. Tak Kant zaczyna rozważania etyczne i konstruowanie swojego systemu etycznego. 

Wszystko zaczyna się jednak od rozumu. Wedle Kanta rozum nie kieruje, ale jest kierowany. Są zatem jakieś siły i sądy autonomiczne poza rozumem. Na początku trzeba wyeliminować sądy wynikające: z religii i wiary, z wymagań społecznych, a nawet skłonności i pożądania człowieka. Co wówczas pozostanie? Dobra Wola to jedyna siła konstytuującą właściwe działanie człowieka. To ona jest podstawą i punktem wyjścia. Dobra materialne i zalety osobiste człowieka mogą zamienić się w zło. Oj, z tym eliminowaniem religii nie zgodziłby się Ksiądz Proboszcz, a siostra Izydora umiejętnie pominęła to w swoich wykładach.  

Dobra Wola jest wtedy dobra, kiedy spełnia obowiązek. Tak można dojść do Prawa Moralnego. Obowiązek wynika zaś z wewnątrzosobowej pobudki. To ona jest istotą imperatywu kategorycznego. Jest on dlatego kategoryczny, ponieważ jest bezwarunkowy. Trzy rzeczy mają wagę. Pierwsza, to sposób działania dobrej woli, a nie przedmiot i cel działania owej woli. Druga sprawa, to konieczność traktowania drugiego człowieka jako celu, a nie środka do jakiegoś innego celu. Trzecia kwestia odnosi się do podmiotu i źródła prawa. Jest nim oczywiście człowiek. To cel „sam w sobie”, który podlega prawu i tworzy prawo.

Ciekawym elementem filozofii moralnej Kanta jest jej odniesienie do wezwania Chrystusa do miłości bliźniego. Kant nie widzi sprzeczności, a nawet tożsamość. Jednakże, zaskakująco stwierdza, że Chrystus nie może być dla człowieka autorytetem moralnym, tak po prostu. Jezus może być jednak autorytetem, o ile rozum człowieka tak mu nakazuje. To niby takie tautologiczne, ale coś w tym jest. Chodzi o to, co jest pierwotne. Nie może być tym coś zewnętrznego, nawet Bóg.

Dla Immanuela Kanta pierwotny jest zawsze rozum. No i to jest nie do przyjęcia przez Księdza Proboszcza. To Chrystus jest autorytetem moralnym, droga i prawdą, punktem wyjścia, a nie jakichś tam obowiązek. Siostra Izydora kluczyła, łączyła obowiązek z „drogą i prawdą”. Ale siostra Izydora to osoba niezwykła. Jej sposób łączenia farszu do pierogów z samym ciastem był absolutnie unikatowy. Łączenie, a nie dzielenie. To obowiązuje nie tylko w kuchni, w filozofii także.

Rozum to fundament Oświecenia, a Kant był jego czołowym przedstawicielem. To nie mogło podobać się Kościołowi, taka zamiana Boga na Rozum. To w oczywisty sposób osłabiało autorytet Kościoła. Stawało się także podstawą dla pozytywistycznych regulacji prawnych, konstytucji, w których „prawo boże” nie miało już źródłowego odniesienia. Ale i obecnie integryści chrześcijańscy chcą opierać zasady prawa o prawo naturalne wywodzone intencjonalnie z boskiego prawa wiecznego, do którego dostęp posiadają ludzie Kościoła. W islamie jest szariat, który nie uznaje rozdziału spraw religijnych od świeckich. Świat islamu nie miał swojego oświecenia. No i znowu podpadłem Księdzu Proboszczowi i znowu czeka mnie ostracyzm. Chciałby porozmawiać teraz z siostrą Izydorą, ale Ona odeszła już do Domu Pana…

Wszystko to wprowadziło mnie w pesymistyczny nastrój. Czytałem nerwowo końcówkę Krytyki, a to nie jest dobre. Kant wymaga spokoju, refleksji, a nie egzaltacji. Dla uspokojenia patrzyłem na stadion, jak nam pięknie rośnie. Na przekór wszystkim problemom. Pan Prezydent pobuduje nam stadion, choćby w poczuciu obowiązku. Mnie to uspokaja. Zawiał wiosenny zefir i poczułem zapach pieczonej, smażonej kiełbaski. Wyraźnie z kierunku stadionu. Pomyślałem, pieką sobie kiełbasę po ciężkim dniu pracy, po wypełnieniu obowiązku. Siedzą wszyscy przy ognisku i pieką sobie, śmiejąc się pewnie. Może i Pan Prezydent biesiaduje z robotnikami. Wspaniale! A nawet gdyby sobie przy tej kiełbasce wypili po kielichu wódeczki, to nic by się złego nie stało. A gdyby tak jeszcze mnie zaprosili?

Ale Oni nie wiedzą, że ja tutaj siedzę z tym całym Kantem. Ja muszę zadowolić się kantowską pociechą, że: Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.

PS

Czytajmy mądre książki.

Adam Kurek
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj