Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „Imperium prawa” Dworkina

Reklama

CZĘŚĆ SZESNASTA

Podpadłem ostatnim tekstem. Napisane zostało dość nieprzychylnie o encyklice Humanae vitae. Dodatkowo powiązane zostało to z JPII. To nie mogło podobać się znacznej części obywateli naszego miasta. No ale cóż, trudno. To nie ja pisałem tą encyklikę. Podałem tylko kilka cytatów. Na Jagiellońskiej poczułem chłód od wielu osób. Ktoś tam jeszcze gratulował. Były osoby zarzucające dłużyznę tekstom. Czy taki Joyce musiał pisać Ulissesa na 1000 stron? Akcja dzieje się w ciągu doby, a tutaj 1000 stron. Czy jeden dzień może przynieść tyle zdarzeń? Opis większości naszych dni zmieści się na jednej stronie. A przy dobrej redakcji w 140 znakach idzie napisać wszystko. A nudziarze rozwlekają tą swoją pisaninę jak gumę z majtek.

Spotkała mnie też dość zastanawiająca reakcja. Działo się to u wylotu Jagiellońskiej w Rynek, tuż po południu. Pewna czarowna Pani, w wieku matrony, dość kompulsywnie krytykowała te moje wywody. Wyczuwałem, że nie podobała się treść, jakieś konkretne wątki. Szacowna Pani jednak o tym nie mówiła, a krytykowała formę, potem psychologiczne pobudki autora. Myślałem o tym długo.

Reklama

Dlaczego ktoś obawia podejść frontalnie do treści, pójść w polemikę? Co go wstrzymuje? Chyba jednak obawa, że tak ujawnić musi swoje inklinacje. Krytykując formę i intencję czuje się bezpiecznie. A nawet wychodzi, że jest … znawcą formy. To wymaga sporego oczytania. Tak można upiec kilka pieczeni, łatwo uzyskać przewagę. Trzeba więcej odwagi, aby powiedzieć twardo: zgadzam się z wszystkim, co mówi Ksiądz Proboszcz, a nawet zgadzam się z tym, czego nawet jeszcze nie powiedział, a może powie. Tak, lubimy strzelać zza węgła. Sam to niestety robię. Dyskusja to nie jest łatwa sprawa. Ksiądz Proboszcz i Pan Prezydent zapewne mi wybaczają wiele.

Po chwili zwątpienia czy aby nie zaprzestać tego pisarskiego procederu, postanowiłem napisać szesnastą część. No ale muszę mieć inspirację. Tę zaś dostarcza mi wizytowanie Biblioteki Publicznej. Tam na trzech parapetach, raz po raz, wystawiają lektury dla mnie: Ksiądz Proboszcz, Pan Prezydent i Biblioteka będąca w zmowie z Czerwonymi portkami. Pamiętamy go. On często przechadza się Jagiellońską. Czasami zdawkowo zagada, skinie protekcjonalnie ręką. Mnie to wystarcza.

Przechodził Jagiellońską także Wojtek z Rytra. Z nim serdecznie pogadałem. Ostatnio udzielił obszernego wywiadu. Czuję z nim niekłamaną wspólnotę duchową. On także jest wolnomyślicielem. Skraca dystans i chce zawsze dojść do sedna. Gadaliśmy o ziemnej wiośnie i o serdeczności obywateli naszego miasta. Bardzo wszystkich chwalił, także mnie objął swoją atencją. To była dobra rozmowa. Chcieliśmy udać się do Pana Prezydenta, ale Wojtek stwierdził, że mogłoby to zostać uznane za grubiańskie wtargnięcie. Miał rację. Odpuściliśmy.

Jestem pod biblioteką. Tym razem lekturę wystawił sam Pan Prezydent. Imperium prawa. Ronald Dworkin. 400 stron, okładka miękka. Brak nadruków bibliotecznych. Książka ewidentnie pochodzi z biblioteczki Pana Prezydenta. Koniec zatem z konfesyjnymi tematami, wchodzimy w ciężkie zagadnienia prawne, w obszarach filozofii prawa. Przyznam, że zaskoczyło mnie to. Z jakiej strony chce mnie zajść Pan Prezydent? Czułem, że chce mądralę ukrócić formalnością prawa. Ale odrzuciłem to, bo jakże Pan Prezydent miałby takie pobudki, aby doprowadzać do mojej kompromitacji? Jestem przecież już skompromitowany. Po prostu chce, abym coś zrozumiał. Potem może coś rozsądnego napisał.

A może Pan Prezydent za moim pośrednictwem chce coś Obywatelom Miasta zakomunikować? Tak, to jest najpewniejsza motywacja. Ostatnio imputowano Panu Prezydentowi związki z partią rządzącą w Polsce. Pamiętamy, kiedyś Prezes Polski znamiennie skrytykował publicznie Ronalda Dworkina. Zarzucił mu, że jest współtwórcą sędziokracji w naszej Ojczyźnie. On zaś chce zreformować sądownictwo i oddać je w ręce tych, którzy … wygrali wybory. Pan Prezydent chce najpewniej opowiedzieć się za koncepcją Dworkina. Tak chce zakomunikować, że jednak daleko mu od formacji rządzącej. To może mu ułatwić reelekcję, a może nawet plan wejścia do polityki krajowej.

Jakież to staranne, misternie zaplanowane przez Pana Prezydenta. Ja mam być narzędziem komunikacji. No dobrze, niech zatem to się stanie. Muszę jednak poczynić pewien wstęp, który wydłuży ten tekst, ale pozwoli lepiej zrozumieć tę sprawę.

Dworkin sprzeciwił się pozytywizmowi prawnemu. No i teraz trzeba wyjaśnić, co to za zwierzę, ten pozytywizm prawny. Zwolennikiem tego stanowiska był John Austin. Twierdził, że prawo ma być zgodne z wolą władzy, czyli suwerena, który tę władzę wyłonił. Władza pochodzi z siły. Ona zaś wynika z wygranej wojny, przewrotu czy rewolucji. Ale może pochodzić również z wygranych wyborów. Prawo dyktuje państwowa władza. No mamy już mocne skojarzenia… Kto wygrał wybory w 2015?

Austin nie patyczkował się w niuanse. To był wiek XIX. Później, inny „pozytywista prawny” łagodził to stanowisko. Herbert Hart zmodyfikował pozytywistyczne rozwiązanie. Prosto stwierdza, że to człowiek jest podstawą i źródłem prawa. To wprost genialnie proste rozwiązanie. Ale przecież ludzie sprawują władzę. Dla prawa punktem wyjścia są idee ogólne. One są zawarte w języku. Charakter językowy posiada już samo pojęcie reguły. One zaś powinny czytelnie wskazywać adekwatność reguły w stosunku do każdej sytuacji. Powinna zostać również określona procedura stosowania reguł. To wszystko musi się sprawdzić w wielokrotnym działaniu, czyli Użyciu. Trzeba napisać i potem używać. Wtedy coś z tego się „utrze”.

Twardy pozytywizm Johna Austina musiał podobać się dyktaturom, półdyktaturom i wszelakiej maści autokracjom. Potwierdzał ślepe wykonywanie rozkazów. W wersji innego pozytywisty – Hansa Kelsena – ciąży jeszcze grzech bezrefleksyjnego formalizmu i zbiurokratyzowanej procedury. Na to narzeka się bardzo często. Herbert Hart słusznie dostrzegał w prawie człowieka. Ważne było ucieranie się prawa w procesie stosowania reguł. To wszystko jednak nie zapewnia prawidłowego rozstrzygania trudnych przypadków. Stosowanie wyłącznie reguł prawa, to za mało.

Na przykład w naszym Ratuszu uchwalono kilka lat temu regulamin Budżetu Obywatelskiego w dobrej wierze. To takie swoiste lokalne prawo. No i co się stało? Dostrzeżono od razu dziury i cynicznie wykorzystano do partykularnych celów. Suche reguły prawa nie powinny wykluczać rozsądku. Powinny reagować także na cwaniactwo. Tym razem, to co się „utarło”, zostanie jednak zmienione. Tak stanie się zapewne za sprawą Pana Prezydenta. Chyba, że się nie stanie, ale wtedy także się stanie, że będzie po staremu.

Z Imperium prawa pod pachą udałem się na ulicę Pijarską, bo tylko tam, w pobliżu Sądu Okręgowego można czytać Dworkina. Czytałem 2 dni. No i bardzo ciekawe wątki wyłowiłem. Dworkin podyktował, jak rozwiązywać – trudne sądowe przypadki. Po pierwsze, prawo nie składa się wyłącznie z reguł. Po drugie, nie istnieje ścisły rozdział prawa i moralności. Sędzia ma zatem obowiązek wychodzić poza zapisane reguły prawa. Powinien odwołać się wówczas do Standardów. Tak to nazwał Ronald Dworkin.

Czym są te standardy? Autor Imperium Prawa wyróżnił dwa typy standardów. Pierwszy, to ciasne zapisy, nazwał je principles. Drugi typ, to szerszy wymiar dobra publicznego. To są znaczące policies. Pierwszy odwołuje się do moralności, łączącej sprawiedliwość i uczciwość. Policies uwzględniają pewne cele natury ogólnej: społecznej, politycznej, ekonomicznej. Aby podjąć trudne rozstrzygnięcie, wydać trudny wyrok, należy uzyskać największą zgodność tych dwóch typów standardów. Mądry i sprawiedliwy sędzia powinien podać jedno rozwiązanie w trudnych sytuacjach. Pozytywista Hart dopuszczał dwa prawidłowe rozwiązania. Czy dwa wyroki mogą być sprawiedliwe?

Model Dworkina jest idealistyczny. Ważne w tym modelu jest nakaz kontynuacji. Ona jest rozumiana jako zgodność poprzednich orzeczeń i nowej sytuacji prawnej. To ma zapewnić spójność. Pan Prezydent zapatrzył się w idealizm prawny Dworkina i chce znaleźć zawsze jedno optymalne rozwiązanie.

Tak było przecież z likwidacją dopłat do wody. Dość dotowania do napełniania basenów przez lokalnych milionerów. Oni mając te dopłaty wymieniali wodę w swoich basenach raz w tygodniu. Teraz to się wreszcie skończyło. To stało się priorytetem wobec wysokich opłat amortyzacyjnych wielkiej inwestycji. Coś trzeba wybrać. Pan Prezydent nie opowiedział się za milionerami. A niesłusznie zarzuca mu się, że trzyma z biznesem.

Ronald Dworkin wypisywał jednak dość ryzykowne rzeczy. To nie mogło się spodobać Prezesowi Polski. Otóż, taki sędzia nie może kierować się wyłącznie regułami prawa. A z drugiej strony, reguły prawa nie mogą odbiegać od moralności. Sędzia nie jest zupełnie wolny przy wydawaniu wyroków. On musi wydać jeden sprawiedliwy wyrok. Musi patrzeć na szerszy kontekst, w który wpisana jest rozstrzygana sprawa. Musi zostać uwzględniony wymiar: społeczny, ekonomiczny, a nawet polityczny. No właśnie, ale to powinno spodobać się Prezesowi Polski. Dlaczego jednak skrytykował Dworkina? Dlaczego Pan Prezydent postanowił Dworkina bronić?

Wszystko to jest bardzo skomplikowane. Za trudne na moją głowę. Zagadnienia prawne mimo, że bywają fascynujące są także nudne. Czytanie encyklik jest znacznie prostsze. Mocno mnie kiedyś wyeksploatowała również lektura Fenomenologii ducha Hegla. Teraz ten Dworkin także. Dobrze, że kiedyś, mieszkając w Krakowie, ucinałem sobie w parku, obok Collegium Novum, pogawędki prawne z Profesorem Zollem. Teraz te reminiscencje okazały się przydatne. Dzięki temu doczytałem do końca Imperium prawa.

Myślę, że wszyscy, którzy przeczytali ten tekścik, całe 11 osób, nie mają już wątpliwości. Pan Prezydent nie rymuje się z Prezesem Polski. Nie po drodze mu także z Panem Marszałkiem Ryszardem Terleckim. Kiedyś ich drogi się skrzyżowały dość przypadkowo. Obaj kochają sport i piłkę siatkową. No ale dajmy temu już spokój. Było, minęło. Pan Prezydent jest szczerym demokratą. Opowiedzenie się za tezami Dworkina daje mu zwycięstwo wyborcze w pierwszej turze. Ludzie, wyborcy to rozumieją.

Ale na Jagiellońskiej pewien tajemniczy Pan w średnim wieku majaczył, że Pan Prezydent idzie w grubą politykę, że sprawy agrarno-medialne stały się mu bliskie. Że poselski mandat ma w kieszeni. Ale czy ten Pan może to wiedzieć? Tyle plotek jest kolportowanych w naszym mieście. Sam czasami przesadzę z czymś i potem to żyje drugim życiem. Ale jeżeli to jest prawdą, to: apelujemy do niego, aby tego nie robił. Kto przejmie stery w naszym mieście? Kto rządzeniu naszym miastem podoła? No może jest jeden młody, dziarski wiceprezydent. Ale zostawmy to, na razie…

Tymczasem idę nad Dunajec zażyć wiosennej kąpieli. Przegonię także namolnych wędkarzy. Do 31 maja obowiązuje okres ochronny dla lipienia! Dura lex sed lex.  

PS

Czytajmy mądre książki.

Adam Kurek

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj