Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „Ja i Ty” Martina Bubera

Reklama

CZEŚĆ CZTERDZIESTA DZIEWIĄTA

No i święta się skończyły. Dzisiaj ostatni dzień w roku. Będzie zabawa na płycie rynku. Pan Prezydent pozwoli nam wszystkim ucieszyć się swoją osobą. Przemówi do nas z wyżyn swojego urzędu. Wygłosi orędzie noworoczne urbi et orbi. Co powie miastu? Wiadomym jest, co powie światu. Będzie życzył pokoju i miłości.

Wieje północny wiatr, od Szwecji, od Sztokholmu. On przynosi kropelkę rozpaczy i atom morza. To dobrze, że dzisiaj ludzie na rynku będą mieli okrągłe oddechy. W tę sylwestrową noc nie będziemy żegnać umarłych. Umysły zaleje wysoka fala nadziei. Ona dotrze do wąskich dróg sądeckiej prowincji.

Reklama

Wydarzyła się również rzecz dziwna. Na Jagiellońskiej spotkałem poważnego człowieka, który bardzo konfidencjonalnie ostrzegł mnie, że w mieście pojawił się ktoś, kto także udaje Sokratesa. Bardzo mnie to ucieszyło. To dobrze, że ludzie rozkochują się w myśli wielkiego Greka. Tylko, że ten poważny człowiek oświadczył, że jest on trochę mało poważny ten nowy Sokrates. Podobno opowiada dziwne rzeczy, ale przy okazji ogłasza, że chce zostać … prezydentem miasta. A to przyznam, że mnie poruszyło, a nawet oburzyło. Przecież wszyscy wiemy, jaki stosunek miał Sokrates do władzy świeckiej. Poza tym, jak można rzucać wyzwania Panu Prezydentowi?

Będę znowu zwiedzał miasto. Będę poza zabawą. Nie posiadam bowiem – zmysłu udziału. Niewidzialny, bezimienny, milczący, udam się nad Dunajec. Wcześniej wezmę ze sobą książkę z parapetu bibliotecznego. Na parapecie proboszczowym leżała już książka. Tak, to Ksiądz Proboszcz rozpoczął swoją czytelniczą krucjatę w Nowym Sączu.

Idę pod bibliotekę. Co może być tym razem? Czyżby jakiś traktat o grzechu, o nieumiarkowaniu w jedzeniu, a zwłaszcza sylwestrowym piciu? Jest jednak Ja i Ty. To nie jest jednak tytuł ckliwego romansu. To Martin Buber. Będę czytał namiętnie w sylwestrową noc. Dunajec to spokojne miejsce. Normalnie, to czytałbym Bubera na ulicy Ducha, pod plebanią. Ale dzisiaj huk wystrzałów petard i korków wina musującego zakłócić może percepcję. Żałuję jedynie, że nie usłyszę słów urbi et orbi Pana Prezydenta. Ale ja to przeczytam później w Kurierze Nowosądeckim.

No i tym razem muszę dodać, że Martina Bubera przedstawiała nam obszernie na lekcjach religii Siostra Izydora. Nie była już tak zafascynowana Buberem jak Boenhofferem, ale zgłębialiśmy problem: „wiary w” i „wiary że”. Ta pierwsza ma żydowski korzeń – czystej ufności w Boga. Ta druga wiara jest chrześcijańskiej proweniencji. To wiara w dogmaty. I to rozstrzygaliśmy na lekcjach religii z Siostrą Izydorą. To były czasy naszego młodzieńczego wzmożenia intelektualnego…

Ksiądz Proboszcz fascynuje się filozofią dialogu. Pożycza mi-nam już kolejnego dialogika. Podobno na kazaniach nie odwołuje się do nich, raczej uprawia mainstreamowy tomizm. To nie dziwi, Kościół zakleszczył się w okowach tomizmu na dobre. Ale to dobrze, że Ksiądz Proboszcz nie zaniedbuje filozofii dialogu. Ona brzmi ciągle świeżo. Nie jest „skończoną” filozofią. Trzeba dodać, że i nasz Święty Rodak również odwoływał się do filozofii dialogu. Wszak personalizm ma dialogiczny kontekst.

Biorę i czytam Bubera. No i jedziemy… Człowiek ma dwa sposoby kontaktu ze światem. Jest kontakt: ja-Ty. To spotkanie – relacja. Jest drugi kontakt: Ja-To. Ten kontakt zaś to – doświadczenie. Drugiego człowieka spotykamy. Przedmiotów doświadczamy. Relacja jest kluczowa. Ale „relacja” jest stopniowalna.

Pierwsza, najprostsza relacja to „ja-ono”. Ona jest niezbędna do życia. W tej relacji brak jest jednak dialogu. O tym mówi pierwszy rozdział dzieła Bubera. Drugi rodzaj relacji to relacja „ja-ty”. W niej jest drugi człowiek. To drugi rozdział „Ja-Ty”. Jest i trzeci rozdział, który przedstawia najwyższy poziom relacji: ja-Ty. Tak, Ty pisane jest dużą literą. To relacja z samym Dobrym Bogiem. Ty jest wieczne. Ty jest nieskończone. Ty jest niewypowiedziane. To Ty samego Boga.

Tak, to Bubera wskazuje nam Ksiądz Proboszcz, jako lekturę w sylwestrową noc. W wigilijną noc czytaliśmy Dietricha Boenhoffera. A może i Pan Prezydent, po wygłoszeniu urbi et orbi, uda się do domu, gdzie będzie czytał także Martina Bubera? Do białego rana. Słuchać będzie Wolfganga Amadeusza Mozarta przy wzniosłej lekturze Bubera, sącząc niespiesznie rocznikowe, czerwone porto colheita. Ja czytam Bubera nad Dunajcem i piję wodę wprost z „wiernej rzeki”…

Kim jest Bóg Bubera? To najwyższa relacja. Istnienie Boga nie może być wyprowadzone z niczego: z natury, z historii, ani z ludzkiej myśli. Bóg to czysta – zewnętrzność. To ktoś – „naprzeciw”. Nigdy Bóg nie będzie immanentny. No i teraz zaskakuje Buber. Uważa bowiem, że to wiara człowieka ogranicza Boga, uprzedmiotawia go. Wiara nie może zastąpić aktów najwyższej relacji. Nie można „posiąść” Boga. Mocna sprawa. A to dał nam do czytania Ksiądz Proboszcz.

No i padają słowa o objawieniu. Otóż, wedle Bubera, Bóg oddaje się człowiekowi w objawieniu. Ale to objawienie nie przynosi wiedzy o Bogu. Człowiek może doznać jedynie obecności Boga. Ta obecność realizuje się na trzy sposoby. Pierwszy, to pełnia wzajemności z Bogiem. Chociaż nie wiadomo, jak ta wzajemność przebiega. Ona jest i tyle. Drugi rodzaj obecności, to czysty – sens. To taki źródłowy sens. Od tego motywu obecności nie trzeba się już zastanawiać, czy życie i cokolwiek ma sens. Bo i trzecia obecność nakazuje nie interpretować już sensu. Czy to nie jest proste? A szwagier ciągle poszukuje sensu życia…

Czy buberowa teologia nie daje wytchnienia? Zwalania z namysłu. Wyklucza wątpliwości. Buber idzie dalej i jednak opisuje Boga. On nie jest najwyższą idea. Bóg jest osobą. Człowiek musi troszczyć się o relacje z Bogiem. Człowiek nie może pytać o Boga. Trzeba zabiegać o relację. Pytanie o Boga sprowadza Boga do doświadczenia, czyli przedmiotuje go. Tak dochodzi wedle Bubera do współczesnego „zaćmienia Boga”.

No i mamy „załatwioną” buberową teologię. Można przejść teraz do teorii miłości wedle Martina Bubera. Jest spotkanie Ja i Ty. Ono wydarza się – między. Najwyższym stopniem natężenia tego „między” jest miłość. Miłość nie jest na pewno kochającym i kochanym. Miłość to jest wszystko „między”. Czy tak opisana jest miłość w Przeminęło z wiatrem? Zdaje się, że jednak nie po buberowsku.

Bardzo ciekawe jest zagadnienie relacji wedle Bubera. Jej najwyższym rozwinięciem jest – wspólnota. Ale Buber rozumie ją dość specyficznie, ale on często epatuje oryginalnością. Ta wspólnota nie jest prostym – My, kiedy zanika odrębność Ja i Ty. Nie jest też indywidualizmem ani kolektywizmem. Ważnym czynnikiem jest wolność, którą Buber także zaskakująco określał, z jednej strony jako przejście od przymusu do wspólnotowej więzi. Jednak nad wolność przedkładał Buber odpowiedzialność. No i tutaj od razu przyszedł mi do głowy Pan Prezydent.

Ważne dla Bubera jest zagadnienie spotkania ja i ty. On trwa w chwili styczności z Ty. Ale nie trwa ciągle. Po spotkaniu z Ty ja wraca do świata to, czyli przedmiotów. Ja w dniu dzisiejszym także wrócę do świata przedmiotów nad Dunajcem. Ale liczę także, że wejdę w relację z duchem Bubera. Tak jak udało mi się w noc wigilijną z Dietrichem Boenhofferem.

Nareszcie coś mogę zrozumieć. I to tej zwykłej-niezwykłej, sylwestrowej nocy. W głębi szukanego, pierwotnego obrazu, czy zgasną możliwości? A kwantowym przypadkom zabraknie koniecznych rozwiązań? Kiedy będzie świtało to natężają się nachalnie wątpliwości.

Tak przeczytałem Bubera. Moje myśli miotały się pomiędzy podziwem i odmową. Między gotowością ponownego czytania, ale rozczarowaniem. Bo czyż możliwa jest realizacja?

PS

Czytajmy mądre książki. 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj