
CZĘŚĆ DWUDZIESTA CZWARTA
Pisałem ostatnio o błędach poznawczych człowieka, które można wykorzystywać w marketingu wyborczym i czystej propagandzie. Nie wybrałem sam z siebie tego tematu. Książkę Daniela Kahnemana zaproponowała mi Biblioteka Publiczna. Oni niechybnie prowadzą tajemniczy projekt edukacji, a nawet reedukacji mieszkańców naszego miasta. Niech nie zwiedzie nikogo ta „reedukacja”. Nie chodzi tutaj wprost o poparcie dla konkretnej partii politycznej. Chodzi o powrót do pierwotnego i czystego racjonalizmu, zarzucenie złudzeń, wyrwanie się z irracjonalizmu naiwnego.
Na Jagiellońskiej jest mało ludzi. Ja jestem i dodaje werwy życiu na starówce. Podszedł do mnie pewien gość i bez słów wręczył mi 100zł. Zdaje mi się, że na pisaniu zacząłem zarabiać. Nie uwierzycie, ale wysłannik pewnej znanej firmy i zaproponował robotę. Pisanie tekstów o produktach, formowanie produktowego story telling. Tak się mówi w branży. Jakie to ładne nazwy wymyśla się dla manipulacji… Nie powiem jakie to produkty, bo obowiązuje mnie tajemnica. Nie wyraziłem zgody. Ale, gdy mnie przyciśnie, to mogę zmienić zdanie. No dobrze, robotę marketingową zaproponował również lokalny producent pustaków.
Formułują się także sztaby marketingowe dla kandydatów na posłów, ale i kampania samorządowa w mieście trwa. I tutaj jest pewne, że moje usługi są wykluczone. No może poza jednym wyjątkiem, ale wstydzę się napisać. Mnie marzyłoby się pisanie reportaży z meczów piłkarskich naszego miejskiego zespołu. Owszem, gramy w lidze niżej, ale opisywać te mecze, jak ligę mistrzów, to byłoby mój prosty cel. Drukować mnie mogliby w Kurierze Nowosądeckim. Dość tego! Rozmarzyłem się. Czasami bezowocnie dywaguję… Idę pod bibliotekę. Odkładam na biblioteczny parapet Pułapki Kahnemana.
Książkę wystawiła znowu biblioteka. Dlaczego Ksiądz Proboszcz milczy? Od dawna nie zaproponował żadnej książki. Mógł obrazić się na mnie za to jak pisałem o encyklikach. A Pan Prezydent jest teraz mocno zajęty. Wróble ćwierkają, że są jakieś ruchawki w Ratuszu. Musi to wszystko ogarnąć, zdyscyplinować niepokornych. Tylko tak może być kontynuowana „ofensywa inwestycyjna” w naszym mieście. Psy szczekają, a karawana idzie dalej. („Idzie”, nie jedzie, nie pomyliłem się.) A stadion nam rośnie. Powstają ronda. Remontowane są ulice. Dzieje się wiele. A były Pan Prezydent twierdzi, że idzie do elekcji, aby ratować miasto. A gdyby tak Oni mogli zarządzać razem, jak onegdaj Rzymem: Pompejusz Wielki i Juliusz Cezar?
No dobrze. Otworzyłem książkę. To już nie jest psychologia społeczna, treningi z manipulacji. Coś pokrewnego jednak. Koncepcja umysłu. Gilbert Ryle. Mocna sprawa. Oksford. Filozofia analityczna. Analiza języka. Ściślej: oksfordzka szkoła filozoficzna języka potocznego. Książka napisana w 1949. Mimo, że taki jest tytuł, ale nie jest to psychologia, chociaż te konteksty są obecne. W końcu chodzi o działanie umysłu. Chodzi także o rozstrzygnięcie: czym jest umysł? To naprawdę nie taka łatwa sprawa.
Gdzie to czytać? Ciągle mam ten dylemat. Gdybym był w Krakowie, to idę bez wahania na Grodzką, pod wydział filozofii. W Nowym Sączu nie ma jeszcze uniwersytetu. Mamy jednak akademię techniczną z nowym wydziałem medycznym. Tak, nawet prowincjonalne politechniki biorą się teraz za uczenie medycyny. I to paradoksalnie ma związek z lekturą Ryle. Chodzi o zagadnienie kartezjańskiego „ducha w maszynie”. Idę zatem pod Instytut Techniczny na Zamenhoffa. Kawał drogi z Rynku. Cóż się nie robi dla poprawienia percepcji. W Beskidzie obaliłbym browarka, gdybym miał pieniądze…
Namieszałem. Uporządkujmy sprawę z tym „duchem w maszynie”. Taka koncepcję wymyślił kiedyś wielki Kartezjusz. Człowiek jest niby takim właśnie „duchem w maszynie”. Tak, można i do tego podejść od strony religijnej i koncepcji „ciała i duszy”. No i teraz zrobiło się poważnie… Księdzu Proboszczowi skoczyło teraz ciśnienie. Może pomyśleć: no i co ten ignorant teraz napisze? Ale nie będzie miał mnie przecież na myśli tylko Gilberta Ryle. To on pisze, ja tylko relacjonuje, streszczam. A w istocie skandalicznie upraszczam tematy. W tym miejscy przepraszam wszystkich, którzy znają się na sprawach, o których piszą wielcy autorzy, przywoływani w tych XXIV odcinkach.
Kartezjusz lansował starą teorię współistnienia ciała i ducha. Działa to tak, że duch, umysł kieruje czynami człowieka. Umysł jest prywatny, czyli: jednostkowy i indywidualny. Człowiek ma samoświadomość i zdolność introjekcji. To zdaje się być oczywistością. To takie intuicyjne. Gilbert Ryle temu jednak zaprzecza i czyni to jednoznacznie.
Na gruncie religijnym o tym dualizmie rozprawiali wielcy: Tomasz z Akwinu, ale byli i inni. Taki Siger i Boecjusz, wyznawcy Arystotelesa. To byli duchowni. Czy ktoś w XIII wieku mógł coś czytać, nie będąc duchownym? Taki to był wtedy czas. Dzisiaj czytanie i uczenie się nie jest monopolem wyłącznie Księdza Proboszcza. Przywołani Boecjusz i Siger, bezczelne twierdzili, że nie ma pojedynczej duszy, że jest taka – dusza zbiorowa. Jak to brzmi? Człowiek nie ma zindywidualizowanego ducha – duszy. To przecież herezja! Inna rzecz, że oni dodatkowo twierdzili, że świat jest wieczny, więc nie jest stworzony przez Boga. Kompletny skandal! A to byli ważni duchowni…katoliccy. Prawda, innego Kościoła wówczas nie było. Tacy to wywrotowcy byli w Kościele w XIII wieku. A mówi się, że średniowiecze było ciemne i nudne…
Te kuglarskie dysputy przeciął i skarcił jednoznacznie Św. Tomasz. Jest pojedyncza dusza i basta! Bóg stworzył świat, koniec i kropka. Tomasz wiedział co robi. Nie chciał dopuścić do istnienia „podwójnej prawdy”. O co idzie? Chodzi o to, że zdanie jest prawdziwe z punktu widzenia nauki i fałszywe z punktu widzenia wiary. Tak być nie może! Prawda jest jedna, ta pochodząca od Boga, w gruncie rzeczy z teologii, z Kościoła. Prawdą zaś zawiaduje kler. Te twierdzenia Boecjusza niebezpiecznie otwierały drogę do nauki niezależnej od teologii. Ale zostawmy to. Ksiądz Proboszcz się uspokoił. Mieszam w głowach bogobojnym wiernym… Trzeba wrócić do Ryle…
Dualizm ciała i ducha, koncepcja ducha w maszynie, to błąd wedle Ryle i to błąd najgorszy, ponieważ … kategorialny. To znaczy fundamentalny, bo sama nazwa jest już zła. Już samo słowo „umysł” jest złe i tutaj tkwi błąd. Nie po prostu czegoś takiego jak umysł. A mówi się łatwo o umysłowości, potędze umysłu. Trzeba to weryfikować.
Umysł traktowany jest schematycznie jako aparat, jako pojedynczy, fizykalny byt. Czy to jest rozsądne? Umysł to byt czysto abstrakcyjny. Tak trzeba go traktować. Tak mocno twierdzi Ryle, a ja to czytam pod Instytutem Technicznym na Zamenhoffa. Podaje dalej przykłady takich bytów: statystyczny Polak, uniwersytet, konstytucja, ale i: duch drużyny piłkarskiej. Czy istnieje taki duch? A coś takiego przecież jest. Nasz miejski zespół podobno pozyskał takiego ducha.
Przeszedł teraz, obok mnie człowiek, szedł ze skórzaną, brązową teczką. Wydawał się, że posiada rację. Zwyczajną rację. Jak może wyglądać ktoś, kto ma rację? Jakie nosi buty, jak się ubiera? Jest pewien znak. Po prostu, jest przygarbiony pod obciążeniem swojego … właśnie, nie umysłu, a mózgu! To on – mózg – jest fizykalnym faktem. On ma ciężar, posiada miliardy neuronów, synaps. A czymże jest umysł? Ryle mnie zaczyna przekonywać.
No dobrze, czym zatem jest ten abstrakcyjny umysł? Ryle jasno poddaje cudowne rozwiązanie! Dzieli odkrywczo wiedzę na dwa rozdaje: „wiedzę, że…” i” wiedzę, jak… „. To rozróżnienie jest kluczowe. To punkt wyjścia do definiowania pojęcia umysłu. Mamy zatem 2 rodzaje wiedzy…
„Wiedza, że…”, to dość proste wiadomości, że… Nowy Sącz jest stolicą Sądecczyzny, że… królik jest roślinożerny. Każdy człowiek wie, że… wiele spraw przedstawia się w określony sposób. Pan Prezydent prowadzi „ofensywę instancyjną”, a Ksiądz Proboszcz głosi czystą prawdę z ambony.
Frapująca jest „wiedza, jak…” Ta wiedza, to … Umiejętność! Ona zaś nie wynika z teorii. Wiemy doskonale, że wielu rzeczy nie można nauczyć się z teoretycznego instruktażu, poradnika. Tak jest właśnie z jazdą na rowerze, gotowaniem, pływaniem. Książki, poradniki teoretyczne mogą trochę pomóc, ale nie utworzą – „wiedzy, jak…” Pływania uczymy się sami na głębokiej wodzie. Jakie to teraz jasne. Gilbert Ryle to przekonywujący człowiek.
Pomyślmy trzeźwo, gdyby czyn ludzki poprzedzała zawsze jakaś teoria, to powstałby czysty regres, błędne koło. Każda teoria niby źródłowa wymagałaby innej teorii poprzedzającej. Gdzie jest początek? No i pojawi się zawsze przeklęty regres.. Tak Ryle obala legendę intelektualistyczną, czyli… założenie człowieka jako „ducha w maszynie”. Nie dyktuje odpowiedzi. Niestety. Zostajemy nadal z deficytem. Czego? Niestety „wiedzy, że…” Teraz jest rozwiązanie… Ksiądz Proboszcz na ambonie i w konfesjonale powie jak jest. No i kto wie lepiej, Ryle czy Ksiądz Proboszcz?
Nie ma intelektu, zostaje … inteligentne działanie. Myślmy w taki sposób! Póki żyjemy!
Ja teraz wracam „do siebie” na starówkę. Wsiadam do autobusu przy dworcu PKP. Jadę na gapę, bo nie mam Karty Sądeczanina. Wierze, że jak pojawi się „kanar”, to będzie nim znany Pan Radny. On mi wybaczy brak biletu. Nie da mandatu. Porozmawiamy o zagmatwanym życiu. Zamartwimy się płochą rzeczywistością. Potem uściśniemy sobie dłonie.
PS
Czytajmy mądre książki!