
CZĘŚĆ TRZYDZIESTA ÓSMA
Chodzę sobie po mieście. Jest mnóstwo ludzi. Nie widać kandydatów do parlamentu. Poczułem pewną nostalgię. Ja szczerze polubiłem wszystkich kandydatów. Jest niedziela. To dzień wyborów powszechnych do polskiego parlamentu. Nie ma gwaru. Czuć dostojny spokój. Niektórzy ludzie, sobie nieznajomi, kłaniają się sobie, podają sobie ręce. Mnie przypomina się atmosfera z wyborów 4 czerwca 1989 roku…
Podeszła do mnie pewna bardzo elegancka i elokwentna, młoda kobieta – dystyngowana Pani. Podziękowała mi za ostatni tekst o Alexis de Tocqueville. Oświadczyła, że nie przypuszczała nawet, że ludzie 150 lat temu byli tacy mądrzy i przewidujący. Bardzo mnie to ucieszyło. Miałem oczywiście przy sobie księgę O demokracji w Ameryce. Otworzyłem stosowną stronę i odczytałem jej soczysty fragment: Demokracja skończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze.
Dystyngowaną Panią bardzo ten fragment poruszył. Ale szybko zakończyła rozmowę i oświadczyła, że bardzo się spieszy do lokalu wyborczego i doskonale wie, na kogo oddać głos. Dodała, że przeczytany fragment ją zwyczajnie uskrzydlił, potwierdzając jej wcześniejszą decyzję wyborczą. Nie powiedziała mi, na kogo odda swój szlachetny i ufny głos. Ale ja domyślam się, na kogo głosu raczej nie odda.
Spotkałem również znanego Pana Redaktora w okolicznościach zdumiewająco frapujących. Spacerował nerwowo po sądeckim runku. Cały czas kompulsywnie oglądał się za siebie. Chyba szukał kandydatów. Chciał najpewniej poprowadzić z nimi ostatnie debaty wyborcze. A oni gdzieś zniknęli. Może myślał zamiennie o debatowaniu z mieszkańcami? Ale jest przecież cisza wyborcza. Jej łamanie grozi sankcjami. Zacząłem odczuwać niepokój. Po prostu, bałem się, aby Pan Redaktor nie poszedł na całość. Nosiłem się z zamiarem aby go przyjacielsko ostrzec. Poczułem odpowiedzialność za niego. Taką zwyczajnie ludzką.
Sprawa się wyjaśniła, bo to Pan Redaktor podszedł do mnie. No i znowu mnie zaskoczył. On to ma fantazję! Otóż, zaczął mnie wylewnie … przepraszać. Mówił szybko i nerwowo. Nie wszystko rozumiałem. Ja przecież nie gniewam się na niego. Z jego strony, to był prawdziwy i gwałtowny wytrysk ekspiacji. Trudno było Panu Redaktorowi przerwać, bo mówił sztosem. W końcu wbiłem mu się w słowo i oświadczyłem, że: nie mam najmniejszych pretensji, że go bardzo cenię, szanuję, a także szczerze lubię.
Gdy dotarło do niego to moje oświadczenie, to on zamyślił się, popatrzył w niebo, po czym… chwycił mnie za rękę i … trudno w to uwierzyć, ale pocałował mnie w rękę. Nigdy bym na to nie pozwolił, ale on mnie zaskoczył. Poczułem się bardzo niekomfortowo. Po czym, Pan Redaktor sięgnął do kieszeni i wyciągnął… trzy grosze. Takie malutkie, filuterne miedziaki i mi je uroczyście wręczył. Wszystko to było jakieś perwersyjnie konfesyjne… Niby to: on spowiada się, ja daję rozgrzeszenie, on dziękuje. To jest przecież jakaś bzdura. Ja nie mam takich prerogatyw! Należę do marginesu społecznego, nie mam twarzy, chodzę w zniszczonym waciaku.
Po tych konfesyjnych ekspiacjach, dostrzegłem nagle, że Pan Redaktor jest w krótkich spodenkach, takich na szelkach, trochę przypominających te bawarskie, ale te jego były takie – sympatycznie infantylne. Niesamowite. Po czym, Pan Redaktor odwrócił się nagle, pobiegł w kierunku ulicy Wąskiej. No i co ja mam zrobić z tymi trzema groszami? Potraktowałem to jako symbol naszego nowego przymierza, mojego i Pana Redaktora. Aby je przypieczętować, postanowiłem owe 3 grosze zdeponować w skarbonie naszej bazyliki. To godne miejsce. Wzruszyłem się tym wszystkim. Stoję oniemiały wciąż na środku rynku. Co ja mam teraz robić?
No cóż, jedni spieszą się do lokolu wyborczego, ja zaś idę pod biblioteczną elewację. Mijam Kasztan. On w eksternistycznym trybie pozbywa się liści. Szkoda. Zieloność ożywiała nasz sądecki rynek. Teraz dominował będzie tylko kolor betonu. Zbliżam się do biblioteki. Serce mi bije mocniej. Kto i jaką książkę podsunie mi dzisiaj, w tym wyborczym dniu? Co to będzie?
Widzę obciążony książką parapet biblioteczny. Odkładam schludnie O demokracji w Ameryce. Otwieram oprawioną książkę. Książę. Niccolo Machiavelli. To doskonała pozycja! Lepiej nie można było wybrać. Dzisiaj są wybory i trzeba czytać Machiavellego. Nieodmiennie zachwycają mnie pracownicy naszej biblioteki. To po prostu – mądrzy ludzie. Oczywiście, że czytałem w młodości tę pozycję, bodaj 3 razy. Chciałem zrozumieć logikę funkcjonowania komunistycznej dyktatury w Polsce.
Gdzie czytać tę książkę? Na pewno nie pod ratuszem. Pomyślałem przez chwile o bazylice. Ale to nie jest dobry pomysł. No i wpadłem na inny. Udałem się pod poselskie biuro pewnego kandydata na posła. Tam dobrze jest czytać Niccolo Machiavellego. Czytelnicy zapewne domyślają się, kim ten poseł-kandydat jest. Ja nie mogę pisać po nazwiskach, bo obowiązuje cisza wyborcza. Na tego kandydata prawdopodobnie nie będzie głosowała dystyngowana Pani, którą wcześniej spotkałem.
Książę to dość kontrowersyjna książka. Można ją odczytywać ambiwalentnie. Obowiązują w sumie dwie główne interpretacje. Jedna pozytywna dla Machiavellego. Druga negatywna. Pierwsza uszlachetnia podejście, czyni z Księcia pragmatyczny poradnik jak sprawować władzę. Druga, która się bardziej przebiła, to: jak oszukiwać, manipulować podwładnymi. To ochrzczono nawet nazwą machiawelizm. Pan Prezydent na pewno korzysta z Księcia w wersji pierwszej, wyłącznie pozytywnej. On wszak chce jednoczyć Sądeczan wokół wspólnych spraw.
Książę to jedno z najważniejszych dzieł filozofii politycznej. Precedensem jest brak oparcia na chrześcijaństwie. To wzbudzało kontrowersje i liczne krytyki. Książę ciekawie pokazuje także relację celu i środka do celu. Fascynować może to, gdy środek do celu staje się celem samym w sobie. To często nazywa się współcześnie, że celem nie jest dogonienie króliczka, ale samo jego gonienie. Ileż takich akcji mamy w polskiej i światowej polityce? Skuteczna propaganda przedstawia ten środek jako cel.
Tak, przekazy medialne należy oglądać uzbrojonymi w … durszlaki. Trzeba bowiem niestrudzenie cedzić medialne treści. Przy oglądaniu mediów „narodowych” durszlak musi mieć gęstsze oczka. Gdy czytamy Kurier Nowosądecki, to można nawet nie stosować durszlaku. Wszystko jest jasne i czytelne bez odcedzania. To jednak zaleta Kuriera. Chociaż redaktorzy Kuriera nie takiej charakterystyki oczekują.
Machiavelli jest przekonany, że polityka oderwała się od etyki. Prawda, że to przykre? Kto zgadza się z Machiavellim? Jak jest u nas w Polsce? Jak jest na świecie? Tylko u nas w Nowym Sączu, zdaje się, jest inaczej. Powołaliśmy onegdaj Sądecką Republikę Prawdy i Miłosierdzia. Tu, w niespisanej jeszcze konstytucji, będzie wyraźnie stało, że punktem wyjścia wszelakich działań władzy w SRPM będzie etyka! Jej podstawą zaś będzie: prawda i miłosierdzie. Jest prosto i strzeliście.
Machiavelli pisze pesymistycznie, że człowiek jest z natury zły, kieruje się egoizmem. Potem to założenie przejął także Thomas Hobbes. Pisze Machiavelli, że skuteczny władca musi założyć złe pobudki człowieka i je właśnie musi, w akcie rządzenia, poskramiać. Ma do tego instrumenty. Głównym to: dobre prawo. Takie prawo może odwrócić ludzi od czynienia zła i skierować w kierunku czynienia dobra. Prawda, że to proste? Ale kto będzie pisał to prawo? A jakby miał to być władca – autokratyczny populista?
Niezmiernie ciekawy jest wywód o okrucieństwie, jako narzędziu władcy. Może to teraz szokować, ale Machiavelli żył i pisał w XVI wieku. Jest okrucieństwo „dobre” i złe. Dobre jest takie, które jest ostre i jednorazowe. Złe okrucieństwo to takie, które jest ciągłe, uporczywe, powtarzane. Ono czyni zło, degraduje, nawet jeżeli te akty okrucieństwa są niewielkie i drobne. To buduje frustracje u poddanych. To grozi buntem i utratą władzy.
Jak w tym kontekście podsumować zużywanie się władzy w Polsce? To zużycie polegać przecież może nie na okrucieństwie sensu stricte, ale na kolejnych błędach, aferach, aferkach. To w końcu doprowadzi do frustracji, ta do buntu, a ten do utraty władzy. Dzisiaj są wybory w Polsce. Zobaczymy, co się wydarzy…
Jaki powinien być skuteczny władca? Chodzi o jego osobowość. Machiavelli od razu rozwiewa wątpliwości, że władca nie może być doskonały. Nie ma takich. Władca-książę powinien unikać takich wad, które spowodują utratę władzy. To dość cyniczne. Tutaj Machiavelli podaje listę wad władcy: zmienność, tchórzliwość, wahliwość, zniewieściałość. To wady krytyczne. (Feministki słusznie zaprotestują za tę „zniewieściałość”, to oczywiste sekowanie kobiet.) Teraz pomyślmy o Panu Prezydencie. No i nam wychodzi, że on w zasadzie nie ma wad krytycznych. Niech i będzie, że jest ociupinkę zniewieściały… Ale to wadą nie jest! Kobiecość nie może być wadą! Ksiądz Proboszcz to potwierdzi, wpatrując się uniżenie w obraz Matki Boskiej.
Teraz przechodzimy do cech pozytywnych skutecznego władcy-księcia. Hojność, ale taka nie ze swojej kieszeni. Znamienne, prawda? Teraz przeczytajmy jeszcze raz ten cytat z de Tocqueville… Lepiej budzić strach niż miłość. Trochę zaskakujące. Władca może być wiarołomcą, jeżeli przynosi mu to korzyści. To jest już mocno cyniczne. To sedno polityki, nie tylko czasom współczesnym Machiavellemu, ale i współcześnie. To nawet standard.
Ten postulat wiarołomności Machiavelli łagodzi nieco pisząc, że władca powinien być: litościwy, ludzki, prawy. No i religijny. Ksiądz Proboszcz odetchnął teraz. Ale nasz Machiavelli nie wytrzymuje i później dodaje, że te pozytywne cechy należy tak prezentować, aby publicznie wydawało się, że władca je naprawdę posiada, chociaż w rzeczywistości tak być nie musi. Czysty cynizm. Nie ważna prawda, ważna wiarygodność. Kto to powiedział? Nie Machiavelli, ale autor tej sentencji na pewno nim się posiłkował.
Machiavelli daje recepty, jak utrzymać władzę. Jakże to zagadnienie jest ważne, szczególnie dzisiaj, w dniu wyborów w Polsce! Machiavelli pisze, że ten utrzyma władzę, kto lepiej posługuje się okrucieństwami. Dostrzegamy takie liczne, małe despekty, robione, jakby specjalnie, na złość. Ale dobrze jest, gdy władca zabiega o przychylność poddanych. Wtedy jest mu łatwiej, bo unika się nienawiści poddanych. Odetchnąłem, gdy to przeczytałem w Księciu.
No ale Machiavelli czyni swoisty przekładaniec w Księciu. Pisze bowiem dalej, że jest ważne, aby władca, otaczał się ludźmi, których pozycja zależy wyłącznie od władcy. Nie wolno czynić nikogo z otoczenia potężnym. No i mamy odniesienia do władzy we współczesnej Polsce. Prezes Polski czyta uważnie Machiavellego. Pan Prezydent także czyta, ale wyciąga inne wnioski, dzięki Księdzu Proboszczowi, który konstruktywnie go formatuje. Ostatnio opublikowano znamienną fotografię, gdzie czuć ten transfer myśli i wpływu.
Machiavelli pisze, co zrobić, gdy zdobędzie się władzę w państwie, którego lud przyzwyczajony jest do wolności. Podaje 3 rozwiązania. Pierwsze, najskuteczniejsze, to zniszczyć prawa wolności. Drugie, to przystawać się do państwa praw wolności. Trzeci sposób, to zostawić prawa wolności, ale zbudować równolegle oligarchię. No i co jest w dzisiejszej Polsce? To fascynująca sprawa.
W Księciu Machiavelli definiuje także formułę „dobrego państwa”. Z tego znowu bije ożywczy optymizm. Machiavelli zaleca budowę „dobrego państwa” opartego głównie na dobrym prawie. Pisze też o wojsku, ale jego rola w XVI wieku była kluczowa. Władca dobrego państwa powinien dużo czytać i inspirować się przykładem wielkich władców z przeszłości. Pan Prezydent mnóstwo czyta i ten warunek jest już spełniony przez niego. Machiavelli zaleca także inspirować się Juliuszem Gajuszem Cezarem. To także wypełnił Pan Prezydent. Przekroczył bowiem Rubikon. Kroczy także niestrudzenie z ofensywą inwestycyjną.
Dobrze, pójdę oglądać wieczór wyborczy. No ale gdzie? Może Zagłoba mnie przygarnie? Albo śpiewający Włosi na Wałowej? Pójdę wcześniej zażyć kąpieli w Dunajcu, aby być czystym i umytym. Oporządzę także mój waciak. Idę w końcu w gości. Te 3 grosze Pana Redaktora nie wystarczą na zakup czegokolwiek, zresztą zdeponowałem te 3 grosze w bazylice. No cóż… Liczę na sponsoring. Będę odczytywał w drodze rewanżu, co ciekawsze fragmenty Księcia Niccolo Machiavellego.
Właśnie, Machiavelli to Włoch przecież! Idealnie się składa. Idę na Wałową!
PS
Czytajmy mądre książki.