
CZĘŚĆ OSIEMDZIESIĄTA
Ostatnio pisałem o podwójnej rzeczywistości w Nowym Sączu. Czytaliśmy także „Człowieka w teatrze życia codziennego” Ervinga Goffmana i wyszło, że wszyscy jesteśmy aktorami w „teatrze życia”. Staramy się, nie wychodzi nam tak jak chcielibyśmy. Wszystko jest jakieś niedoskonałe.
A gdybyśmy tak uciekli się do Metaverse? Adaptowali to w Nowym Sączu na skalę wielką. Wszyscy wiedzą co to jest. To immersja. To cyfrowy świat symulacyjny. I tutaj chodzi raczej o synergiczny sprzęg: Rozszerzonej Rzeczywistości i Sztucznej Inteligencji. VR będzie mniej przydatny. Mieszanie światów jest bardziej twórcze.
Tak moglibyśmy naprawić wiele kwestii w naszym mieście – cyfrowo. Naprzód stworzymy „cyfrowego bliźniaka”. Miasto bierzemy takie jakie jest. I tworzymy jego cyfrową kopię. Potem „rozszerzamy” rzeczywistość i wkomponujemy w nią takie obiekty, jakie chcemy. Cyfrowo kończymy stadion. Remontujemy ulice, budujemy ronda także cyfrowo i wszystko wklejamy do „bliźniaka”. Most moglibyśmy także cyfrowo zainstalować. Wszystko będzie w 3D!
No i co teraz? To wszystko nam się ukazuje jak żywe! A jedno jest pewne: będzie taniej. Do obróbki cyfrowej i renderowania zaadaptujemy AI – sztuczną inteligencję. Tę generatywną, bo prosta AI to jest za słaba. My w Nowym Sączu nie powinniśmy instalować półśrodków!
Moglibyśmy także wmontować w miasto awatary bohaterów literackich i filmowych. Oni także ukazywaliby się w mieście. Ja tam chciałbym spotkać – Platona i Arystotelesa. Szliby sobie dostojnie środkiem Jagiellońskiej w białych szatach i rozprawiali głośno o Logos.
I jeszcze moglibyśmy zainstalować na każdej ulicy jej bohatera. Piłsudski przechadzałby się po „swojej” ulicy, pozdrawiał przechodniów. A Stefan Batory poruszałby się na koniu. No i Jagiełło spacerowałby po Jagiellońskiej w lśniącej zbroi z Grunwaldu.
Wiem jeszcze, co moglibyśmy zrobić immersyjnie. Koncert fortepianowy d-moll albo Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta! On prowadziłby osobiście orkiestrę, czyli jego awatar. Byłby jak żywy. No i zazdrosny Salieri siedziałby w pierwszym rzędzie obok Pana Prezydenta i Księdza Proboszcza.
No tak to sobie imaginuje w mojej ograniczonej technologicznie świadomości. Ludzie wyszliby do centrum miasta, turyści zjechaliby jak do Wenecji. Ten ruch byłby cokolwiek uciążliwy. No i przybyłoby śmieci, a nasza spółka komunalna od śmieci ledwo już obecnie nadąża.
Z tymi fantazjami udaję się do biblioteki. Po tym „teatralnym” Goffmanie oczekuje czegoś mniej psychologicznego, a bardziej … strukturalnego. No i jak to pomyślałem sobie, to na parapecie bibliotecznym odnalazłem książkę jak „strzał w 10”. Myśl nieoswojona. Claude Levi-Strauss (czytać sztros, a nie sztraus). To przecież prawdziwy mocarz socjologicznego strukturalizmu w wersji jedynej – francuskiej.
To Levi-Strauss toczył zaciekłe dysputy z Jean Paul Sartre, no i z Jacques Derrida. Co to były za spory. Cała Francja nimi żyła. Lata 50-te i 60-te były burzliwe i twórcze we Francji. Gdzieś w te dyskusje włączał się Albert Camus z Człowiekiem zbuntowanym.
Myśl nieoswojoną Levi-Strauss napisał w 1969. A może i ich – Levi-Strauss, Sartre, Derrida – zainstalowalibyśmy gdzieś w mieście? Niech się spierają … pod mostem na Dunajcu. Dla posiadaczy Karty Nowosądeczanina będzie wstęp na sesje nieodpłatny, a KNS-y i turyści niechaj słono płacą za taką atrakcję.
No i mamy 3 osie sporu, jako sesje cyfrowe: 1. Egzystencjalizm (Sartre) versus strukturalizm (Levi-Strauss). 2. Postmodernizm (Derrida) versus strukturalizm (Levi-Strauss). 3. Egzystencjalizm versus postmodernizm. Cyfrowa wersja sporu 90 minut. Płatne 50 złotych. A posiadacze Karty? Wstęp wolny! Oj, poparcie w mieście dla Pana Prezydenta jeszcze bardziej by wzrosło. Aż się prosi, aby to zrobić.
Ja także pamiętam, jak Maciek prowadził namiętne spory z Siostrą Izydorą na lekcjach religii w liceum. I nie mogliśmy uwierzyć, że Siostra Izydora opowiadała się za Sartre, tym ateuszem. Twierdziła bowiem, że jego zażarty ateizm był na wskroś religijny, katolicki. Oponowała zaś przeciwko Derridzie. Levi-Strauss był jej obojętny. Maciek zaś skłaniał się ku derridiańskiej dekonstrukcji. Levi-Strauss wedle niego zbankrutował intelektualnie, po publikacjach Pierre Bourdieu.
Idę czytać Levi-Straussa pod stadion. Tam konstrukcje i struktury ożebrowania stadionu są strzeliste i inspirujące. No i może na stadionie będą grać mecz piłkarski, to sobie popatrzę – z mostu.
Ale nim zacznę czytać Myśl, to jeszcze przypomnę „Struktura, znak i gra w dyskursie nauk humanistycznych” Jacquese Derridy (odcinek 57). Derrida pisze, że każda struktura zakłada istnienie centrum. Struktura to przecież jakaś całość. Wewnątrz struktury są elementy, które są w grze pomiędzy sobą. Gra podlega zasadom określanym przez centrum. I dzieje się paradoks, bowiem sama Zasada gry – porządkowania nie należy do struktury. Leży poza nią. Jest na zewnątrz struktury!
Pomyślmy chwilę! Tak musi być, bo nim pojawi się, zostanie powołana struktura, to nic nie ma, a jest to co ją powołuje. No i to jest na zewnątrz, bo jest wcześniej niż struktura. Tak jest z Bogiem i stworzonym światem. On jest na zewnątrz świata, a nie jest w jego centrum. Nawet jeżeli komuś wydaje się, że Bóg jest wszędzie, to po namyśle zmieni zdanie. Bóg jest transcendentny! Chyba, że Boga nie ma, bo uśmiercił go Niemiec – Friedrich Nietsche.
No i jak to się ma Levi-Straussa? No ma się i to bardzo, ponieważ on (Levi) zajmuje się strukturami pasjami. Ma na tym punkcie swoistą obsesję. 50 lat temu strukturalizm miał wielkie ambicje uporządkowania wszystkiego, wyjaśnienia socjologii. Stworzenia paradygmatu! Było blisko, ale ostatecznie nie udało się.
Koncepcja strukturalizmu jest ciekawa i wciągająca. Na działaniu społecznym koncentrował się funkcjonalizm o znaczeniu działania pisali Durkheim i Weber. A strukturalizm koncentruje się na strukturze społecznej. To ona ma znaczenie decydujące. To system z uporządkowanymi elementami. Jeżeli nastąpi zmiana na poziomie elementu, to powoduje modyfikacje w strukturze.
Możemy przewidzieć co stanie się w strukturze, jeżeli element będzie się zmieniał. Prawda, że jest to kusząca koncepcja. Można wtedy wiele przewidzieć i mieć pod kontrolą sytuację społeczną. Podstawą dla strukturalizmu było językoznawstwo. To główna inspiracja strukturalistów. Pamiętamy także filozofię analityczną i dzieło Ludwiga Wittgensteina.
W językoznawstwie jest pewny wzór, który można przenieść na nauki społeczne. Był nawet taki francuski językoznawca Ferdinand Saussure. To jest trochę zaskakujące, ze językoznawstwo ma coś wspólnego z socjologią. Ale strukturaliści uważają, że życie społeczne kieruje się nie tyle intencjami ludzi, ale strukturą – reguł i konwencji. Tę strukturę trzeba odkryć, aby zrozumieć procesy społeczne i to co się dzieje.
Funkcjonaliści, Talcotta Parsons używali także słowa „struktura” dla objaśniania procesów społecznych, ale to francuscy strukturaliści rozumieli „strukturę” po swojemu. Inspirowali się językoznawstwem Saussure. Język dzieli się bowiem na dwa rodzaje: long i parole. Ten drugi, to język którym mówimy na co dzień. Long to język idealny, taki wzorzec. To takie idealne głoski, idealne wyrazy.
No i teraz strukturalistom francuskim poszło już gładko. Skoro język ma takie idealne struktury, jakby meta język, to założyli, że struktury społeczne także posiadają taki ukryty układ strukturalny reguł i konwencji. W tej strukturze ważne znaczenie odgrywają opozycje: dobro-zło, prawda-fałsz. To istnieje, ale ludzie nie zdają sobie sprawy z ich charakteru.
To jest struktura relacyjna, której wynikają nasze myśli i zachowania. Wynika także budowa socjologiczna społeczeństwa. Claude Levi-Strauss opracował spójną antropologię strukturalistyczną. Był pierwszym autorem teorii strukturalizmu. Tym żyła cała Francja.
Levi-Strauss rozwija koncepcję przeciwstawienia natury i kultury. To był kamień socjologii francuskiego strukturalizmu. Kultura to przestrzeganie norm. Natura to opozycja i wszystko to co nie wynika z norm. To są na przykład zachowania instynktowne, zaspokajanie życiowych potrzeb. Ale zachowania wynikające z norm i konwencji należ tłumaczyć kulturowo.
Wydawałoby się, że to rozróżnienie natura-kultura jest oczywiste, ale nie do końca. Levi-Strauss bowiem natknął się na pewną normę, która sprawia problem. Chodzi o normę zakazu – kazirodztwa. Z czego ona wynika? Z natury czy kultury? Za tym, że jest to norma natury przemawia jej uniwersalizm. Ale Levi-Strauss twierdzi, że jest to norma kulturowa.
To wywodzi z analizy społeczeństw klanowych. Tak klany działy, zakazywały stosunków seksualnych pomiędzy członkami tego samego klanu z jednoczesnym nakazem łączenia się w pary z innymi członkami klanów. Tak można było nawiązać relację. I to jest wyjaśnienie wedle Levi-Straussa, bo nie zakaz, ale nakaz potwierdza kulturowe pochodzenie tej normy.
Utrzymywanie relacji zapewnia spójność społeczną. Jest to pragmatyczne, zatem wykoncypowane. Relacje społeczne dają się interpretować. W różnych kulturach istnieją struktury znaczeniowe, które regulują różne kwestie. Na przykład kuchnię. Rozróżnianie pomiędzy tym co surowe a gotowane. To także należy do dychotomii: natura-kultura. Kuchnia jest wytworem kultury.
No i w Myśli nieoswojonej Levi-Strauss stawia ciekawe konkluzje. Idzie to tak: Ten kto pogrąża się w rzekomej oczywistości „ja”, to trafia w pułapkę. Może także nigdy się z niej nie wydobyć. Chodzi tutaj o poznanie innego – człowieka. Wydaje się złudnie, że poznanie innego człowieka jest łatwiejsze. Tak jednak nie jest. Poznanie ogranicza pułapka osobowej tożsamości. Ona zamyka możliwość poznania człowieka. Prawda, że jest ciekawe przemyślenie?
Odbieramy naszą osobistą historię życia jaka zmianę ciągłą. Jesteśmy wtedy przekonani, że wiedza historyczna potwierdza oczywistość przeświadczenia wewnętrznego. Ale historia, która nam się snuje, także ta w Nowym Sączu nie jest związana z nami ani z żadnym poszczególnym obiektem. Chodzi o zrozumienie, a nasze indywidualne życie, to tylko punkt wyjścia do zrozumienia świata i innego człowieka. Mocne tezy. A może i to jakoś uwzględnimy w sądeckim Metaverse?
Claude Levi-Strauss ciągle rozwijał swoje koncepcje, ale nie miał zwrotów. Był konsekwentny. Dla niego struktura miała ogromne znaczenie. I teraz przypomnijmy sobie Derridę, który ogłosił, że struktura nie posiada centrum. To było odwrotne do myśli Claude Levi-Strauss. Ale z tą potrzebą wykraczania poza siebie dla zrozumienia innego człowieka, to jakoś rymuje się z Derridą.
No i co teraz robić? Ja pójdę chyba pod „mój sklep”. Tam mi będzie łatwiej przekroczyć samego siebie i wtedy zrozumieć ludzi spacerujących po sądeckim rynku. Będzie mi także łatwiej zrozumieć Księdza Proboszcza i Pana Prezydenta.
PS
Czytajmy mądre książki.
A do tego strukturalizmu Levi-Straussa możemy posłuchać muzyki dość mocno strukturalnej. To niby jazz, ale bez improwizacji. To nie może być jazz, ale go przypomina. To muzyka wielkiego Chicka Corea. Zmarł chłopisko niedawno. Ale w 1984 skomponował Children’s Songs, 20 niezwykłych utworów. To także nawiązanie do koncertu Wani Dominika sprzed tygodnia w Starym Sączu (ten zajeżdżał Keithem Jarrettem). Dla muzyków jest także zapis nutowy…