Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „Nadzorować i karać” Michela Foucaulta

CZĘŚĆ OSIEMDZIESIĄTA PIERWSZA

Byłem na Pannonica. Wróciłem rano. Koncerty oglądałem zza Popradu. Nie było mnie stać na bilet. Ale słychać było dobrze. Nie jestem entuzjastą folku, etno, ale pewne fragmenty były inspirujące. Interesowały mnie głownie zjawiska społeczne jakie rozgrywają się na festiwalu. A jest tam tygiel społeczny. Przekroje wiekowe, społeczno-ekonomiczne. To pozwoliło mi lepiej zrozumieć strukturalizm socjologiczny.

Ledwo wszedłem z rana na Jagiellońską, to już znalazłem się w zgoła odmiennych okolicznościach… Ostatni tekst jednak przelał czarę goryczy u części czytelników. Miałem kilka zaskakujących rozmów na Jagiellońskiej, na płycie rynku. Moim obowiązkiem jest to skrupulatnie zrelacjonować, niczego nie zatajając. Przytoczę jednak jedną rozmowę, ale obszernie.

ReklamaPobierz grafikę aby zobaczyć

Z nagła podbiegła do mnie na Jagiellońskiej szacowana Pani ubrana na sportowo, w dres. Biegała sportowo, dlatego podbiegła. Na plecach (dresu) kłuła w oczy nazwa naszego miejskiego klubu piłkarskiego. Na początku rozmowy wydobyła z kieszeni dresu dyplom potwierdzający posiadanie doktoratu. Nie doczytałem z jakiej dziedziny. Ale w toku dalszej rozmowy domyśliłem się, że to nauki społeczne albo filozofia.

Pani zarzuciła mi „na dzień dobry”, że pisze zdecydowanie za dużo o tych Francuzach. A oni na to nie zasługują. I tutaj pojawił się cały pasjans zarzutów. Po pierwsze, to Oświecenie, które uderzyło w wiarę, w chrześcijaństwo, w katolicyzm, czyli w serce Polski. Nie miała litości dla francuskiego Kartezjusza, wszak to on wzniecił Oświecenie Rozprawą o metodzie. A francuskie Oświecenie było szczególnie zajadłe dla wiary w Dobrego Boga. No i Oświecenie zakończył Niemiec Kant Immanuel ze swoim pretensjonalnym sapere aude.

To już podczas Oświecenia zarysował się francusko-niemiecki spisek podszyty neomarksizmem, chociaż Marks jeszcze się nie narodził. To wtedy miała początek „cywilizacja śmierci” i „śmierć Zachodu”. Słuchałem tego w milczeniu i ze spuszczoną głową. Pani wykładała dalej sypiąc konkretami. Nie wszystkie zapamiętałem, ale brzmiały poważnie. Niektóre nie nadają się do cytowania. To mogą czytać dzieci.

A potem, po Oświeceniu wydarzyła się francuska rewolucja. Ciągnęła Pani w dresie sportowym swój wywód. No i co dała ta rewolucja? Czy iluzoryczna wolność dla ludu jest warta takiego upokarzania kleru i arystokracji? Wszystko było poukładane. Chamy chodzili za pługiem, arystokracja bawiła się, kler także miał się jak pączek w maśle. A tutaj rewolucja wyskoczyła z Déclaration des droits de l’homme et du citoyenDeklaracją praw człowieka i obywatela. I to bez invocatio Dei.

No i francuska rewolucja była tylko wstępem do tej bolszewickiej, leninowskiej. A zidiociała Francja swoją rewolucję jeszcze czci i śpiewa Marsyliankę. Nie wiedziałem co powiedzieć, wydawałem z siebie jakieś bąknięcia, monosylaby.

Po tym wstępie, Pani przeszła wprost na mnie, na moje pisanie. Nie certoliła się. Jak można w Nowym Sączu pisać o jakimś dekadenckim egzystencjalizmie, o komuniście Sartre? Jak można pisać o Derrida, który to dekonstruował wiarę chrześcijańską i katolicyzm? A to jest tak poukładane dobrze… A ten Claude Levi-Strauss – bufon – to niech już te portki szyje. Tutaj chciałem zaoponować, że to nie ten Levi-Strauss, ale Pani ciągnęła swój monolog. Odpuściłem.

No i Pani nie miała litości dla ostatniej francuskiej olimpiady. To otwarcie, to taka zgnilizna wynikła z lewackiej tradycji, Oświecenia i rewolucji i tych pożal się Boże – intelektualistów francuskich. A ich podobno nasi księża misjonarze uczyli „jeść widelcem”.

Jak można było szydzić z Ostatniej wieczerzy da Vinci? Ten obraz (kopie) wiszą w wielu domach Sądeczan. A tutaj jakieś sprośne osoby, i ta „gruba baba” w miejscu Pana Jezusa, z idiotycznym diademikiem przypominającym świętą aureolę. To jawne szyderstwo. Tutaj Pani zapytała, czy znam i rozumiem wymiar trzeciej stacji krzyżowej drogi? Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Ale doczytam sobie.

Przyszło mi również na myśl i to, że zarzut z „grubą babą” jest troszku przestrzelony, w kontekście nadmiernej otyłości Polaków i Sądeczan. A w sumie to: czy nie mamy wolnościowego prawa być grubymi? Pani była, mimo wieku, zgrabna bardzo. Może i ta tusza aktorki z francuskiego przedstawienia także wpływała na surowość oceny?

Pani wyznała, że chciała zbojkotować i nie oglądać tej francuskiej, lewackiej olimpiady. Dla niej ważniejsza jest bowiem wiara niż sport. A sport kocha bardzo. Jej oglądanie uratował Redaktor Przemo, gdy celnie podsumował piosenkę Imagine – komunisty Lennona. Zapytała mnie nagle: czy wyobrażam sobie świat bez: „nieba, narodów, religii”?

Odpowiedziałem asekuracyjnie, że żal mi jest szczególnie „nieba”. Dobrze byłoby tam sobie pomieszkać podczas długiej wieczności. Narodów i religii także jest żal, bo tyle ich jest i to żal zwiększa. Ale narody i religie także wpływały na indukowanie wojen. Zapytałem nieśmiało: czy ten cały Lennon to nie był bardziej pacyfistą niż komunistą? Pani nie dostrzegała w tym większej różnicy. To mnie trochę zdziwiło. Ona także słuchała innego redaktora z Warszawy z „kanału -1”. I on pięknie to wypunktował, tak jeszcze „do śmichu”.

No i na koniec zacząłem się usprawiedliwiać, że ja te książki dostaję z biblioteki, czasami pożyczają sam Ksiądz Proboszcz i Pan Prezydent. A ja na to nie mam wpływu. Piszę tylko o tym. No i tym razem mi się dostało. Powinienem bowiem być krytyczny, a widać u mnie taki zawoalowany zachwyt nad tymi Francuzami. W ten sposób wpisuję się (może nieświadomie?) we front trwającej wojny kulturowej. To zabrzmiało groźnie, bo w tej wojnie jeńców się nie bierze.

Ale: czy zgorszenie nie jest żywym dowodem szczerej, czystej wiary? Tak sobie pomyślałem, słuchając Pani. Zgorszenie i dewocja idą w parze. Ale idzie przecież o szczerość i żarliwość wiary. Ona musi znaleźć ujście w manifestacyjnym zgorszeniu.

Zanosiło się na to, że końcem rozmowy szacowna Pani zdzieli mnie w gębę „z liścia”, a tutaj niespodzianka. Wyjęła z drugiej kieszeni zdobny pugilares z wizerunkiem Ojca Świętego i wręczyła mi 100 złotych. Podała majestatycznie zgrabną dłoń, chciałem pocałować, ale ona cofnęła ją energicznie. Powiedziała: tylko w tym względzie zgadzam się z Francuzami. To prawda, takie bezmyślne, pochopne całowanie może przenosić zarazki zamiast uszanowania.

Uff, odetchnąłem, że to tak się skończyło. Poszedłem krokiem marszowym wprost do biblioteki. Tylko czytanie czegoś naprawdę mądrego może przytłumić, wygłuszyć mocne słowa Pani w sportowym dresie. No i co tam znajduję? Znowu Francuza! Michel Foucault. Nadzorować i karać. On na pewno nie podobałby się Pani w dresie. Dlaczego? To jasne, trąci to postmodernizmem. Foucault to także poststrukturalista. Bardzo znany autor. W Ameryce ciągle go cytują i uważają, że to kluczowy socjolog XX wieku.

Foucault to dość mroczna postać, introwertyczna. Jego książki bywają wstrząsające, jak filmy Alfreda Hitchcocka. Lubuje się w spektakularnych początkach swoich książek. Raz jest to szczegółowy opis egzekucji, innym razem drobiazgowa analiza obrazu Diego Velazqueza.

Pójdę czytać Nadzorować i karać na Pijarską, to oczywiste, że pod zakład karny. Tam dobrze będzie „wchodzić” treść. Co ciekawe, to Maciek nie czytał tej książki. Zapoznaliśmy się z nią wszyscy, całą klasą liceum na lekcjach wychowawczych w 3 klasie liceum, jednak stosunkowo późno.

No i zaskoczę pewnie Czytelników, że Siostra Izydora interesowała się Foucault. Na lekcjach religii przerabialiśmy Historie seksualności, trzytomową cegłę, wtedy gdy nam się wąs puścił po twarzy. To nas miało wprowadzić w odpowiedzialną dorosłość, wedle Siostry Izydory.

Oczywiście, że to edukowanie Siostry Izydory nie podobały się Księdzu Proboszczowi. Foucault nie rymował się z Humane Vitae Pawła VI. W tej encyklice Watykan zakazał używania prezerwatyw pod karą grzechu średniociężkiego. Ksiądz Proboszcz pisał chyba nawet interpelacje do kurii. Ale zakon Siostry Izydory był dość niezależny. Już wtedy zarysowała się w społeczeństwie i Kościele awangarda intelektualna kobiet.

Nadzorować i karać na początku serwuje opis egzekucji z detalami. Nie wiadomo dlaczego Foucault epatuje takimi szczegółami. Książka ma związek oczywisty z jego poprzednią pracą Historia szaleństwa. Pewnie większość Czytelników zna tę książkę. Tą właśnie ekscytował się Maciek w drugiej klasie licem. Czytał ją bezpośrednio po Idiocie Dostojewskiego. Ale czy te lektury pasują do siebie? Tytuły owszem.

Zacznę zatem od Historii szaleństwa. Kiedyś w wiekach średnich i nawet w renesansie ludzie z ułomnością intelektualną, chore psychiczne, odmieńcy żyli pośród „normalnych”, byli elementem tkanki społecznej. Ich irracjonalizm nie przeszkadzał. Ale nagle to zmieniło się.

Ludzie „nienormalni” w XVIII wieku zostają zamykani w miejscach odosobnienia. A w wieku XIX opisuje się ich językiem medyczny i tak też do nich podchodzi się, jako – chorych. Trzeba zatem poddawać ich rygorom i terapii, aby przywrócić ich do społeczeństwa. Foucault dostrzega w tym rozwijanie kontroli nad tymi osobami.

No i ta właśnie kontrola jest związana z potrzebą i wzrostem – racjonalizacji. Czyli stosunek do chorych psychicznie jest odzwierciedleniem zmieniającego się stosunku do świata. Chcemy go zracjonalizować, poukładać – przekształcić na racjonalną modłę. Ale nasz racjonalizm, wedle Foucault, posiada odwrotną stronę – irracjonalności. A ona tkwi w każdym z nas. Tak, każdy z nas posiada jakąś cząstkę irracjonalności. Taki właśnie demaskatorski jest Foucault.

Chcąc kontrolować „szaleńców” w istocie chcemy zapanować nad własną irracjonalnością. Chcemy ją okiełzać i oswoić. Z drugiej strony jednak chcemy się wobec irracjonalności zdystansować, chcemy ją wyprzeć. No i mamy taką ambiwalencję. A Foucault twierdzi jednoznacznie, że nie ma racjonalności bez irracjonalności. Uważa także, że irracjonalność wzbogaca człowieka.

Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że wiara w zaświaty, w „niebo” jest irracjonalna. Przecież nie można wiary dowieść „szkiełkiem i okiem”. A encyklikę Fides et ratio lepiej byłoby zatytułować: Ratio et irratio. Ale z tym nie zgodzi się Ksiądz Proboszcz. Fides nie może być Irratio. Irracjonalność ma konotacje negatywne. A Foucault z tym nie zgadza się.

W książce Nadzorować i karać Foucault rozwija myśl rozpoczętą w Historii szaleństwa. Pokazuje jak zmieniały się formy i sposobu kontrolowania człowieka. Tutaj nie chodzi jednak o szaleńców, a o przestępców. Jeszcze w XVII wieku karanie przestępców polegało na ich fizycznym niszczeniu, często na widoku publicznym odbywały się brutalne egzekucje.

W wieku XIX w coraz większej mierze stosunek do przestępców zaczyna polegać na kontroli nad nimi, inwigilacji ich zachowań. Foucault prezentuje model panoptykonu. Tutaj strażnik widzi wszystkich więźniów, którzy są umieszczeni w kręgu, wokół niego. Strażnik może z łatwością obserwować każdego więźnia. To takie – idealne więzienie.

Takie więzienie – panoptykon – pozwala na idealną kontrolę. Ta kontrola społeczna nad dewiantami ulega zmianom w wieku XX. Kontrola społeczna nie jest również sprawowana przez każdego z nas – wobec samego siebie. Czy to nie zdumiewające spostrzeżenie Foucault?

Władza staje się rozproszona, sprawuje ją każdy z nas, nad innymi i nad samym sobą. Foucault twierdzi, że ta kontrola to wyraz poszerzającej się władzy nad człowiekiem. No i wreszcie formą tej władzy jest – wiedza! Wiedza człowieka o świecie. Wedle Foucault, wiedza nie jest neutralna. Odzwierciedla bowiem formy kontroli nad człowiekiem.

Wiedza staje się takim przewodnikiem: jak postępować. Wiedza to władza. Tak proklamuje Foucault. To kluczowy motyw teorii, którą rozwija konsekwentnie Michel Foucault. Czyni to w kolejnych książkach. Pisze o seksualności ludzkiej obwarowanej zakazami i nakazami. Szczególnie religie biorą sprawę seksualności na cel, bardzo na tym koncentrują się. Wspomniałem wcześniej o „seksualnej” encyklice Humane vitae.

Z biegiem czasu jest coraz mniej rygoryzmu związanego z seksualnością, z czym nie może pogodzić się Kościół i walczy. Foucault jednak dostrzegł nowe formy regulacji seksualności. Ona następuje, jak dawniej, poprzez zakazy i nakazy. Ona odbywa się poprzez wiedzę. To ona wyznacza normy w tym względzie.

Seksualność nie jest jednak wyemancypowana we współczesnym świecie. Zmieniła się tylko forma kontroli nad nią. A pozycja (propozycja) Kościoła w tym zakresie? Bywa i śmieszna i anachroniczna jednocześnie. Złośliwi dodają jeszcze hipokryzję. A episkopat niemiecki…

Kończę tę wstrząsającą książkę Nadzorować i karać. To lektura dla ludzi o mocnych nerwach. Ja chce jakoś odreagować. Bez zbędnej zwłoki udaje się do „mojego sklepu” i zakupię co trzeba. Mam bowiem w kieszeni 100 złotych podarowane od nadobnej Pani w dresie.

(Nic nie było o Panu Prezydencie, ale on jest na zasłużonym urlopie, chyba…)

PS

Czytajmy mądre książki.

Dla pogłębienia refleksji można posłuchać wspaniałej Jessye Norman śpiewającej mezzosopranem Marsyliankę podczas 200-rocznicy obchodów Rewolucji Francuskiej

Dla równowagi, dla Pani sportsmenki i tych, których oburzyło otwarcie olimpiady we Francji, ta sama Jessye Norman śpiewająca Ave Maria.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj