
CZĘŚĆ CZTERDZIESTA DRUGA
Spaceruje po mieście i doczytuje co lepsze fragmenty Umowy społecznej Jana Jakuba Rousseau. Ale jednak nie chciałbym, aby porządki proponowane przez Rousseau przenieść do naszego miasta. Trzeba jednak docenić Rousseau, bo jego Umowę nie należy jednak odczytywać zbyt dosłownie. On stosuje hiperbolę. Pamiętamy Levinasa. On także pisał hiperbolicznie o totalnej odpowiedzialności każdego, za całe zło na świecie. Rousseau proklamuje zaś demokrację totalną. Przesada bywa czasami konstruktywna.
Idę pod bibliotekę publiczną z całkowitym spokojem. Po prostu wiem, co będzie leżało na parapecie. Czytelnicy także wiedzą. No oczywiście będzie to O duchu praw Monteskiusza. Zastanawiam się tylko, czy będzie to oryginał, czy wspaniałe tłumaczenie Tadeusza Boya Żeleńskiego. Odłożyłem Rousseau i miałem w rękach O duchu praw, w tłumaczeniu Boya. To bardzo dobrze.
Z wyborem miejsca czytania mam pewien problem. Czy powinienem czytać Monteskiusza pod ratuszem, czy pod budyniem sądu okręgowego? Dzieło O duchu praw zawiera 31 ksiąg. Postanowiłem 15 z nich przeczytać pod ratuszem, a 15 pod budynkiem sądu na Pijarskiej. Księgę dwudziestą piątą – o religii – przeczytam pod bazyliką na ulicy Ducha. To uczciwa i rozsądna dystrybucja.
Monteskiusz jest chyba najbardziej znanym autorem tekstów nowożytnej filozofii politycznej. Osławiony „trójpodział władz” pochodzi właśnie od niego. Wszyscy zwolennicy demokracji parlamentarnej i konstytucyjnej powołują się Monteskiusza. On popełnił to pomnikowe dzieło – O duchu praw. Ale nie byłoby ono możliwe bez poprzedników, czyli bez Hobbesa i Locke. Monteskiusz był fascynatem tekstów tych Anglików.
Monteskiusz inspirował się Johnem Locke. Było to w 1748. Z Tomasem Hobbesem Monteskiuszowi było mniej po drodze. Inaczej rozumiał prawo naturalne. Ten konstrukt jest zresztą bałamutny. Każdy interpretator – ius naturale – rozumiał przez nie coś innego. A wszyscy powoływali się na lex aeternam – prawo wieczne. Ono pochodziło wprost od samego dobrego Boga. Czy ktoś, oprócz Mojżesza, rozmawiał z samym Bogiem? Może Ksiądz Proboszcz powie coś na ten temat?
Monteskiusz twierdził, że każde społeczeństwo jest inne. To zależy zaś od warunków fizycznych, w tym klimatu i ukształtowania terenu. Ważne są również kwestie moralne, takie jak: religia, zwyczaje, światopogląd. Dlatego nie można stworzyć uniwersalnego ustroju. Można jedynie go polepszać, dopasowywać. Ustrój może się także degenerować.
O klimacie Monteskiusz pisze bardzo wiele. Bardzo absorbuje go ta sprawa. Dzisiaj zmiany klimatyczne wdarły się do zbioru głównych zagadnień politycznych. Monteskiusz inaczej jednak rozumiał rolę klimatu. A może przewidział problemy, które spotkały świat za 250 lat?
Czy Monteskiusz przewidział powodzie? Czy przewidział huragany? Czy przewidział susze? Zdaje się, że jednak przewidział. Za tymi zjawiskami postępuje emigracja, a nawet wędrówka ludów. Ona się wzmaga. Nie pomogą mury. Będzie coraz więcej zjawisk klimatycznych. Będą masowe wędrówki. Kiedyś kpiono z tych rozdziałów o klimacie w O duchu praw Monteskiusza, a teraz tragiczne zjawiska klimatyczne stają się makabryczną rzeczywistością. Monteskiusz może uchodzić za koszmarnego wieszcza.
I tutaj trzeba się zatrzymać i przeanalizować uwarunkowania klimatyczno-morfologiczne naszego miasta. Czy fakt, że Nowy Sącz jest położony w widłach Dunajca i Kamienicy może mieć znaczenie? To fascynujące, chociaż dość abstrakcyjne zagadnienie. Ale ja lubię odnosić do przyrody. Czasami nawet zbyt często wspominam, kasztan, sądeckie wróble, lipienie w Dunajcu.
No i czytając Monteskiusza przypomniał mi się wiersz Tadeusza Nowaka o Sądecczyźnie i poniekąd o naszym mieście. Zacytuje teraz 3 pierwsze zwrotki:
Stoją gorzkie pagórki, bo gorzka jest zieleń,
gdzie przebiega wilk nocy i prędki dnia jeleń,
nie spotkają się nigdy w ruchomej przestrzeni,
wilk w jelenia, a jeleń się w wilka zamieni.
U pagórków dolina Dunajcem rozcięta
jak gałęzią miłości zrywaną zbyt chciwie
przez podobne do światła i wiatru dziewczęta,
bo gdy biegną – nie skrzypi miedziane igliwie.
Pachnie zieleń obmyta przez wiatry i deszcze
i dolina się słońcem wypełnia po brzegi,
choć wśród lasów zbliżonych do nieba śpią jeszcze
dzikie stada gołębi i białe śpią śniegi.
Tak, w tym wierszu jasno Nowak wykazał związek klimatu i charakteru Obywateli naszego miasta. Chodzi o ich jednoczesną łagodność powiązaną z hardością. To nasza tarcza ochronna! Tak czytam tę metaforę jelenia i wilka – „w ruchomej przestrzeni”. Bardzo mi się podoba nakreślony związek sądeckich dziewcząt z wiatrem i światłem. Idzie także o ich taneczną i ostrożną grację. To duża przewina wprowadzanie w skrzypienie „miedzianego igliwia”… To właśnie w nim znajdują życiodajną otulinę sądeckie borowiki. Ich wzrost wymaga ciszy.
Czy zieleń może „pachnąć”? Może. Wystarczy w czerwcu, po burzy, przebywać pod sądeckim kasztanem, kiedy to sądecki rynek wypełnia się słońcem „po brzegi”. Empiryczna egzystencja naszego Kasztana zmaga się beznadziejnie z beznamiętną betonozą opuszczonego przez ludzi sadeckiego rynku. I nie śpią tutaj dzikie stada gołębi. Tutaj jeszcze, w konarach kasztana, harcują– sądeckie wróble. A Nowy Sącz cały jest zbliżony … do nieba. Jest tak za sprawą Księdza Proboszcza. I to nie baśniowe imaginacje…
Doceńmy zatem, że żyjemy w spokojnej Kotlinie Sądeckiej. A miasto Nowy Sącz może stać się enklawą na wzburzonym morzu nieprzewidywalności klimatycznej. To dopust Boży. Tak powiedziałby Ksiądz Proboszcz. Szkoda tylko, że Kamienica i Dunajec nam wysycha. Sączy się jeszcze leniwie po sądeckich otoczakach. Jak długo będziemy beztrosko w wodzie moczyć nogi? Ja to łakomie czynię codziennie…
Czytam Monteskiusza. Co ciekawe, nie wierzył w ustrój demokratyczny, ponieważ nie wierzył w istnienie równości. Postulował monarchię. Jest najlepszą formą ustroju, o ile opiera się na: tradycji, honorze i prawie. Jeżeli tak nie jest, to monarchia przeradza się w despocję. Jej przykładem była monarchia absolutna Ludwika XIV we Francji. Czy monarchia to panaceum dla nierówności? To dość perwersyjna myśl. Monteskiusz pisze czasami dość ryzykownie.
Monarchia wedle Monteskiusza oparta jest o zasadę honoru. To także brzmi zabawnie. Zgodzić się można, że w tyranii rządzi strach. A demokracji panować powinna cnota i wstrzemięźliwość rządzących. Prawda, że to ładnie brzmi? Powinniśmy teraz pomyśleć o naszej ratuszowej władzy w kontekście cnoty i wstrzemięźliwości…
Monarchia parlamentarna to optymalny ustój, wedle Monteskiusza. W takim parlamencie dwuizbowy parlament pełni ważną rolę. Relacje trzech władz muszą być zrównoważone i powinny się wzajemnie kontrolować. Władzę sądowniczą sprawować mają niezależne trybunały. Sędziów ograniczać mają krótkie kadencje, a król może stosować prawo łaski. Jest wybierana izba niższa i wyższa parlamentu złożona z arystokratów oznaczających się męstwem i honorem. Władza wykonawcza to oczywiście król i jego urzędnicy. Król jednak ma prawo weta. Jest on święty i nietykalny, a odpowiedzialność za niego ponoszą … jego doradcy.
Niechaj teraz zastanowią się ci w naszym mieście, którzy bez opamiętania krytykują Pana Prezydenta. Jego doradców i urzędników można krytykować. Pana Prezydenta nie można! A ten wątpliwy proceder wzmógł się w ostatnich miesiącach, tygodniach, a nawet ostatnich dniach. Tak nie powinno być. Za Panem Prezydentem stoi sam Monteskiusz. Ja także ustawiam się nieśmiało za jego plecami. Nadskakuję dobrym słowem.
Czy w naszym mieście nie wytworzyła się pewna forma arystokracji? Należą do niej sądeccy multimilionerowie. Ale należy do niej także Pan Prezydent i Ksiądz Proboszcz. To nie jest takie linearne, jak u Mikołaja Reja i pisanej przez Reja Krótkiej rozprawie między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem. Współcześni „panowie” to sądecka klasa posiadająca – multimilionerzy. Pleban to Ksiądz Proboszcz i sądecki kler. Oni są poza wszelką oceną i podejrzeniami.
Ale czy wójtem można nazwać Pana Prezydenta? Zwłaszcza wedle opisu Reja. Tam wójt to taki jędrny prostak. Nasz Pan Prezydent zaś, to człek wyrafinowanie subtelny, nietuzinkowy w swoich gustach, piekielnie inteligentny i oczytany. No i zazwyczaj powściągliwy. Czasami nakrzyczy, ale i świętemu Franciszkowi podobno przydarzało się wpaść w szewską pasję.
Czytam O duchu praw dalej… Monteskiusz, to z jednej strony konserwatysta, a z drugiej – arystokratyczny liberał. Był przecież arystokratą z urodzenia. Wiele założeń jego modelu ustroju – umowy społecznej – przetrwało do dzisiaj. Najbardziej znane jest określenie „trójpodział władzy”, którego on użył. Jego progresywizm polegał na opowiedzeniu się za równouprawnieniem kobiet i mężczyzn, co było w tamtych czasach zgoła rewolucyjne. Także wywrotowe było sprzeciwianie się karze śmierci, która była standardem. Pomyśleć, że to miało miejsce w 1748. Kto uważa, że w przeszłości nie żyli mądrzy ludzie, ten jest w wielkim błędzie.
O duchu praw Monteskiusza wydaje mi się jako taki manifest zdrowego rozsądku i umiarkowania. To także oświeceniowy traktat o wolności politycznej, o liberalizmie. To także dość romantyczne podejście w założeniu, że prawo musi być oparte o „ducha praw”. Wszak w dzisiejszej kulturze prawa dominuje prozaiczna litera prawa. Wszystko staje się takie prozaicznie dosłowne. Za mało czytamy poezji! Chamiejemy przy tej dosłowności. Brakuje nam zwiewności, twórczej idiosynkrazji.
Tak pisząc o literze prawa, myślę sobie, czy te „litery” nie rozsypały się bezładnie wokół naszego stadionu? Próbujemy je teraz zbierać w pośpiechu. Czy uda się je poskładać w jakiś składny komunikat? No może to się uda, ale nie jest to jednak pewne…
PS
Czytajmy mądre książki.