Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „Polityczne systemy imperiów” Eisenstadta

Reklama

CZĘŚĆ OSIEMDZIESIĄTA SIÓDMA

Reklama

Spaceruje wytrwale po Nowym Sączu. Popadam czasami w melancholię i myślenie paradoksalne jednocześnie. Taki stan zależy jednak od miejsca w jakim jestem. Konkretnie zależy od ulicy miasta, na jakiej się znajduję. Muszę wyznać, że przedziwne rzeczy spotykają mnie na ulicy Wałowej. To bardzo niezwykła ulica. Wchodząc na nią miewam wrażenie, że znalazłem się w świecie Franza Kafki. A Wałowa prowadzi do „Zamku”…

„Zamek leżał wysoko na wzgórzu, odcięty od reszty świata, niedostępny i obojętny.” Czyli gdzie jest ten Zamek? Na Świnkowie? Przy piątym basenie nad Kamienicą? A może nasz Ratusz pełni funkcję Zamku? W końcu to siedziba naszej władzy i Pana Prezydenta.

Mam wrażenie, że na Wałowej, na strychach kamienic funkcjonują tajne kancelarie adwokackie. Działają w podobnej formule, jak te w Procesie Franza Kafki. Ciągle przesłuchiwane są strony, zwłaszcza w nocy. W tych kancelariach nie udziela się porad prawnych, a przesłuchuje się klientów, czasami poddaje się ich różnorakim eksperymentom psychologicznym.

Franz Kafka pisze: Pokój adwokatów leży na najwyższej kondygnacji strychów; gdy więc ktoś wpadnie w dziurę, to noga zwisa z sufitu niższego strychu, i to na korytarz, gdzie czekają strony.

Kafka ujawnia także dziwne zjawisko, że ci, którzy szukają nic nie znajdują, a nieszukający są odnajdywani. Na Wałowej! I to przez kogo? Przez perwersyjnych adwokatów o dziwacznych nazwiskach. Ich fizjonomia jest także zjawiskowa: niskie czoła, wąskie usta, orle nosy. Każdy jest jeszcze łysawy łojotokowo.

Tak, na Wałowej czasami, bo nie zawsze, można doznać zaskakujących transgresji. Żart zamienia się w koszmar. Dobra rada staje się wyrzutem sumienia. Ale także zmysły płatają figle. Cukier smakuje jak sól, a wino jak ocet. Czuć zapach lawendy i nagle szpitalnego chloroformu.

Słyszy się na Wałowej jakieś jęki przechodzące w odgłosy orgiastycznej ekstazy. Na tych poddaszach, w kancelariach adwokackich dziać się muszą niesłychane rzeczy, to chyba te eksperymenty psychologiczne. Słychać to szczególnie wieczorami jesienią. W święta kościelne wszystko ucicha na chwile.

Na Wałowej zwykłe wydarzenia dnia codziennego poddawane są także innym zniekształceniom o charakterze kwantowym. Otóż, nie realizowany jest tylko jeden wynik, scenariusz dziania się. A tak podpowiada tradycyjny rachunek prawdopodobieństwa.

Na Wałowej jest inny rachunek wydarzeń. One tam rozgrywają się bowiem wedle falowej amplitudy prawdopodobieństw i ona dotyczy codziennych spraw. Mogą zatem realizować się jednocześnie 2, a nawet kilkanaście scenariuszy symultanicznie.

Jak takie scenariusze realizują się? Można iść i stać jednocześnie. Iść w jedną i drugą stroną ulicy. Można spotkać Pana Prezydenta i jednocześnie go nie spotkać. Rozmawiać z Księdzem Proboszczem, który zamienia się w gospodarza z Łącka, który przybył do Nowego Sącza sprzedać gruszki. Potencjalny przyjaciel przeradza się z nagła w śmiertelnego wroga z siekierą Raskolnikowa w ręku. 

I co jeszcze dziwnego może się wydarzyć? Można być na ulicy Wałowej i jednocześnie na ulicy Wąsowiczów. To także dziwna ulica należąca do … kwantowego spisku ulic w naszym mieście.

Tak, bo na tych ulicach, ale szczególnie na Wałowej, istnieją takie … tunele spiskowe. Gdy wpadnie w taki tunel, to trudno jest się wygramolić z niego. Tłoczno tam bardzo od ekspertów: szczepionkowych, klimatycznych, płaskoziemców, reptylian. Na Wąsowiczów jest jeden „tunel spiskowy”, na Wałowej kilka.

Z ludzką inteligencją także dzieją się dziwne rzeczy na ulicach należących do spisku. Miewa nagłe zatory i potrzebuje bajpasów. Ale uliczne kratki ściekowe ludzie zatykają rzucając do nich śmieci. To blokuje ujście inteligencji. No i inteligencja zamiast zasilać umysły, to wpływa do tych „kanałów spiskowych”, a tam to są zawsze jaja. Nie ma kontroli i wszystko wydarzyć się może. To znaczy, że można wymyślić koszmarne głupoty.

Na Wałowej inteligencja ludzka wykazuje swój falowy charakter. Ale on jest podobny zjawiska przypływów i odpływów oceanu. Nie rozgrywa się według funkcji falowej Erwina Schrödingera. Ale za to koty na Wałowej żyją ciągle i „marcują się” przez cały rok. Ich piski mieszają się z tymi jękami klientów kancelarii adwokackich.

A gdybyśmy w naszym mieście wykorzystali te niezwykłości dla zwiększenia ruchu turystycznego? Przecież odwiedzający nasze miasto mogliby być zachwyceni tą podwójną, wielokrotną rzeczywistością. To byłoby naszą sądecką rzeczywistością immersyjną. Trzeba tylko nadać tym zjawiskom wymiaru promocyjnego. To co napisałem wyżej jest do wykorzystania…

O ulicy Wąsowiczów napiszę następnym razem, bo teraz spieszę się do biblioteki. Żal mi rozstawać się z fascynującym Edwardem Shilsem i jego cokolwiek przewrotną teorią modernizacji. Nawet wiem, co odnajdę na bibliotecznym parapecie. Jeżeli był Shils, to musi być teraz Shmuel Eisenstadt. On także namieszał w teorii modernizacji. No i jest pozycja: „The Political Systems of Empires”.

Siostra Izydora niezbyt ceniła Eisenstadta, w przeciwieństwie do Maćka. Ona zarzucała Eisenstadtowi, że niedostatecznie wyróżnia chrześcijaństwo, a to ono jest „osiowe”. Maciek natomiast był bardzo ekumeniczny. Raz nawet przyniósł i postawił na ławce figurkę Buddy. Trzeba przyznać, trochę na przekór Siostrze Izydorze. Wszystko to jednak kończyło się wspólnym pacierzem na końcu katechezy. 

Eisenstadt miał kontakt z Shilsem, ale także z samym Talbottem Parsonsem. To były ważne spotkania. Mówi się także o spotkaniu z Martinem Buberem, pamiętamy jego koncepcję dialogu i relacji Ja-Ty w perspektywie Boga. Jednak to funkcjonalizm od Parsonsa i teorie modernizacji, nowoczesności i cywilizacji zajmowały Eisenstadta bardzo.

Wkład Eisenstadta do współczesnej socjologii był znaczący. Stwierdził zasadniczo, że rozwój cywilizacji i modernizacja społeczeństw nie przebiega linearnie i jednostajnie. Uzależniona jest od wielu czynników wewnętrznych. Dla przykładu, zniesienie pańszczyzny i przełamanie systemu feudalnego na zachodzie Europy wpłynęło na szybszy rozwój społeczny i gospodarczy niż na wschodzie Europy. 

Ważny dla Eisenstadta był proces różnicowania społecznego jako zmiany społecznej. Ta sprawa zajmowała wielu socjologów. Jednak Eisenstadt nie uważał rozwoju i zmiany społecznej jako uniwersalnego procesu, czyli że tak wszystko idzie ładnie i równo do przodu. Zmiana może dotyczyć tylko jakiejś części społeczeństwa. To nawet ciekawe jest w kontekście Polski i Sądecczyzny. Jedni chcą zasadniczej zmiany społecznej. Inni zupełnie nie chcą żadnych zmian obyczajowych i kulturowych.

Co ciekawe, to Eisenstadt uważa, że rozwój społeczny może się cofnąć. To że jest lepiej, to nie oznacza, że będzie jeszcze lepiej. Ta myśl dociera mocno do wszystkich teraz na świecie w obliczu choćby zmian klimatycznych. Eisenstadt mówi o walce o zasoby. To przypomina trochę znaną nam już teorię konfliktu. On pogodził modernizację z konfliktem.

Ostatecznie, ważny jest system wartości. To on decyduje o kształcie systemu społecznego. System wartości obowiązuje za sprawą aktywności elit intelektualnych. To bardzo aktualna sprawa także u nas w Polsce. Można dostrzec wyraźny konflikt wartości tych tradycjonalistycznych i modernistycznych. Nawet spór polityczny jest wyznaczany przez tę dychotomię. Duże ośrodki miejskie są liberalne i modernistyczne. Tam inaczej rozkłada się mapa poparcia politycznego niż na prowincji.

Do jakiej części Polski należy Nowy Sącz? A to nie jest takie jednoznaczne. Jest mocno ambiwalentne. Z jednej strony jest wyraźny wpływ dużych ośrodków miejskich i tamtejszych elit intelektualnych. Ale z drugiej strony jest tutaj wpływ tradycji i religii. W tym względzie wiele ma do powiedzenia Ksiądz Proboszcz. Pan Prezydent także nie jest jednoznaczny w tych kwestiach. Ale tak musi, gdy chce wygrywać wybory.

Polityczne systemy imperiów to opus magnum Eisenstadta. To obszerne dzieło porównawcze. Staje się podstawą dla dalszych analiz socjologicznych, rozważań nad rozwojem cywilizacji. Znajdziemy w tej książce fascynujące zestawienia dawnych imperiów: Inków, Indii, Egiptu, Grecji, Rzymu, Bizancjum. Co autora najbardziej interesowało? Biurokracje tych państw z ich systemami instytucjonalnymi i legitymizacją władzy.

Gdy tak popatrzymy na system władzy Pana Prezydenta w naszym mieście, to także będzie interesująca perspektywa. Są dwie odmienne, zupełnie inne narracje. Pan Prezydent i jego koalicja przedstawiają same sukcesy i linearny rozwój, „ofensywę inwestycyjną”. Opozycja zaś skrajnie krytykuje. W zasadzie wszystko, także podstawy, czyli system wartości. Czy takie skrajne perspektywy są w ogóle możliwe? Czy tej sprzeczności nie powinniśmy dostrzegać i patrzeć na to dialektycznie?

Aby możliwy był sprawiedliwy osąd istniejących systemów społecznych, także tego w naszym mieście, to trzeba przeczytać Polityczne systemy imperiów Eisenstadta. Wtedy można coś więcej zrozumieć i wtedy zabierać głos. Jeżeli nie czytamy, to można nami sterować, albo dosadniej: wodzić nas za nos.

Eisenstadt sugeruje, że odpowiedź na istotne pytania współczesności można wyczytać w przeszłości. Kluczowe były lata 800-200 przed naszą erą. To wtedy bowiem powstały najważniejsze religie świata. Tę koncepcję wymyślił Karl Jaspers, ale Eisenstadt podchwycił tę jego myśl. Ten czas Karl Jaspers i Eisenstadt nazwali – „epoką osiową”.

W tym czasie w Iranie aktywuje się Zaratustra. Powstaje wówczas konfucjanizm i buddyzm. Działają wówczas prorocy żydowscy: Eliasz, Jeremiasz, Izajasz. No i wreszcie w tamtym czasie powstaje filozofia platońska. Nie ma co prawda jeszcze chrześcijaństwa i islamu, ale ich zręby posiadają liczne zapożyczenia z systemów religijnych z tamtych czasów, z „epoki osiowej”.

Nie trudno w chrześcijaństwie przecież dopatrzeć się korzeni judaistycznych i greckich. A w islamie korzeni chrześcijańskich. Kluczowe dla Eisenstadta jest te 600 lat „epoki osiowej”, przed narodzeniem się Chrystusa. To wtedy powstały te religie. To prowokuje pytanie: czy istniały związki pomiędzy tymi wydarzeniami? Chodzi o powstawanie wymienionych religii w starożytnych imperiach.

Religie podobno powstały niezależnie. A to wynikało z zapotrzebowania na takie religie w istniejących systemach imperialnych. To może trochę konfudować. No bo jakże, religia jest użyteczna dla władzy, dla porządku społecznego? A gdzie czynnik transcendentny? Gdzie objawienie? Takie pochodzenie religii może oznaczać, że te wymyślają jednak ludzie, jako praktyczne społecznie narzędzie.

Co merytorycznie łączy te wszystkie religie? Eisenstadt uważa, że te wszystkie religie są jednak podobne do siebie. Łączy je bowiem idea – transcendencji. Takie założenie ekstrapoluje istnienie „dwóch światów”: ten doczesny i jakiś inny świat. W tym innym świecie mieszka Bóg, albo jakieś idee. Jedno jest pewne: „drugi świat” jest lepszy niż ten doczesny. Do niego wyznawcy religii się odnosili.

Idea „drugiego świata” ma zasadnicze znaczenie. Ona zmienia stosunek do niedoskonałego świata doczesnego. Nadaje dystans do niego, a nawet chęć ucieczki do „drugiego świata”. Jest jeszcze jedna konsekwencja, a w sumie to imperatyw, aby doczesny świat – przerobić na podobieństwo tego „drugiego świata”.

Ta predylekcja wyjaśnia wszystkie integryzmy, wojny religijne i płonące stosy. Istnieją równocześnie różne fundamentalizmy, które chcą sięgnąć do źródeł. Tak można wyjaśnić różne sekty. Tutaj jest radykalizm w dotarciu do ostatecznej prawdy, do bogów, do transcendencji.

Pojawiają się różne reakcje na religie oparte o transcendencje. Chodzi o rozwiązanie problemów. I tak, Chińczycy uznali, że świat transcendentny to źródło porządku, który powinien obowiązywać w świecie doczesnym. Buddyjskie Indie proponują, aby odwrócić się od świata doczesnego w imię świata transcendentnego. Tam trzeba szukać sensu i odrzucić doczesność.

Jest dość szeroka grupa rozwiązań – odpowiedzi na transcendencje – którą można odnaleźć w chrześcijaństwie i islamie. Eisenstadt dostrzegł tutaj pewną zmienność w podejściu do „drugiego świata”. Raz istnieje duża koncentracja na transcendencji, a innym razem na świecie doczesnym. Ale pojawia się ten nakaz, aby zmieniać świat doczesny wedle określonego wzorca. Wiadomo jakiego – religijnego.

Jest ciągła chęć do reformowania instytucji, które istnieją w świecie, tak aby „drugi świat” stał się bardziej obecny. To wywołuje konflikty społeczne i opór, aby religie nie narzucały swojego porządku i swoich dogmatów niewiążącym, albo inaczej religijnym. Ta chęć porządkowania jest mocno obecna w islamie, ale i w katolicyzmie także. Jest powoływanie się na prawo naturalne pochodzące od Boga. To jest w sporze z koncepcją świeckiego państwa.

Te wszystkie konsekwencje wynikłe z religii, transcendencji, reakcji na nią wpływa zasadniczo na procesy modernizacji. Ona przebiega inaczej w różnych kulturach i systemach społecznych współczesnego świata. To zależy, jakie rozwiązanie reakcji na transcendencje zostało kiedyś, dawno temu przyjęte.

Jest zatem wiele nowoczesności we współczesnym świecie. Jest nowoczesność chińska, jest nowoczesność europejska. Także nowoczesność świata islamu. Te nowoczesności pozostają z sobą w relacji konkurencji, a nawet konfliktu. One nie są jednak całkowicie rozbieżne. Takie są właśnie różne wersje modernizacji właśnie. O tym pisze Eisenstadt.

Chodzę po Nowym Sączu i zastanawiam się, czy i u nas mamy do czynienia z swoistą formą modernizacji, takiej naszej, swojskiej, sądeckiej? Nie wiem tego. Idę w miasto, będę myślał, pytał intelektualistów sądeckich, co oni o tym sądzą.

PS

Czytajmy mądre książki.

Skoro wedle Shmuela Eisenstadta religie mają takie istotne znaczenie dla systemów społecznych, to posłuchajmy muzyki sakralnej: Te Deum Arvo Parta

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj