Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta referat „Struktura, znak i gra w dyskursie nauk humanistycznych” Jacquesa Derridy

Reklama

CZĘŚĆ PIĘĆDZIESIĄTA SIÓDMA

Na ulicy Jagiellońskiej, tuż przy Wałowej, pewien całkiem młody człowiek, ubrany dość wyzywająco, zadał mi nagłe pytanie. Ono brzmiało: Jak leci? To proste i konwencyjne pytanie było dla mnie zdecydowanie za trudne. Nie można zadawać takich pytań żadnemu człowiekowi, zwłaszcza rano, w środku miasta. Ja chodzę po Nowym Sączu i rozstrzygam, czy nadal wierzyć w nieustanny postęp ludzkości. A nagle otrzymuje takie otwarte pytanie. Tak nie godzi się pytać nikogo.

Nie udzieliłem odpowiedzi na to w sumie bezczelne pytanie. Ale postanowiłem sprawę przemyśleć. W tym celu udałem się, bez zbędnej zwłoki, nad Dunajec. Tam gdzie wodospad schodów schodzi wprost do rzeki. Ale i tam nie zaznałem spokoju. Znalazłem nieoczekiwanie inny przedmiot zainteresowania…

Reklama

Nad Dunajcem leżą wierne kamienie. Uczestniczą w tarle pstrągów tęczowych. Dlatego nasze sądeckie kamienie są zwinne – gotowe do akrobacji. Kamienie znad Dunajca są zwinniejsze od tych leżących na pustych plażach Lazurowego Wybrzeża.

Nasze kamienie są również wypełnione kamienną godnością. Nie można ich oswoić. Są szczelnie zamknięte w swoich kamiennych powłokach. Zauważyłem również, że kamienie drgają. Oznacza to jedno: są gotowe do porannej kopulacji. Szanuję tajemnicę kamiennej alkowy. Usuwam się. Idę do biblioteki publicznej.

Po drodze nieoczekiwanie spotkałem względnie młodą kobietę. Podeszła do mnie bez ogródek. Oświadczyła, że jest ze Starego Sącza i zajmuje się aktywnie problematyką sztuki. Mówiła z dużym entuzjazmem o Bergsonie, o jego ujęciu czasu i intuicji. Pochłonął ją także elan vital. Zamierza praktykować to podejście. Ale prawdziwym odkryciem stała się dla niej intuicja. Jest pewna, że ona może stać się prawdziwym źródłem malarskiej inspiracji i ekspresji.

Przedmiot można badać bowiem bezpośrednią intuicją, uchwytywać go w lot i malować pędzlem napędzanym strumieniem czystej, intuicyjnej świadomości. Na koniec oznajmiła, że w Starym Sączu powstaje Towarzystwo Bergsonowskie. Zostałem zaproszony na pierwsze posiedzenie. Potwierdziłem obecność, bo nie wypadało odmówić. To nie brak mojej asertywności. Po prostu tego wymagała sytuacja. Gdyby ktoś został porażony takim entuzjazmem, to także by nie odmówił.

Dostrzegłem nagle zdumiewające podobieństwo starosądeckiej aktywistki do … Salome. Tej z obrazu Lucasa Cranacha. Szkoda, że w anturażu ściętej głowy Jana Chrzciciela. To mnie jednak wystraszyło. Piękno często romansuje ze zbrodnią. Niech oni tam w Bryjowie spotykają się beze mnie. Pospiesznie skończyłem rozmowę z starosądecką Salome i udałem się do biblioteki.

Na parapecie prezydenckim biblioteki leżał sobie cieniutki zeszycik. Chyba niczego takiego cienkiego jeszcze mi nie pożyczano. Struktura, znak i gra w dyskursie nauk humanistycznych. Jacques Derrida. Kolejny Francuz. To 18-stronnicowy referat z 1966. On jest kluczowy dla myśli Derridy. On napisał dziesiątki książek, esejów, a właśnie ten referat jest tak ważny. Rzecz dotyczy struktury. To frapująca polemika ze strukturalizmem innego Francuza Claude Levi-Straussa. 

Czytałem to, ale bardzo dawno. Przerabialiśmy Derridę na lekcji polskiego w szkole średniej. To miało nas przysposobić do wnikliwszej analizy lektor szkolnych. Mój kolega Maciek, tak przejął się zaleceniami Derridy, że zinterpretował Lalkę Prusa zupełnie niezgodnie z wytycznymi maturalnymi. Maćkowa dekonstrukcja bohaterów była zupełna. Zdał maturę w drugim terminie.

To oczywiste, gdzie będę czytał Struktura, znak i gra w dyskursie nauk humanistycznych. Będę to czytał w centrum miasta, tuż przy ratuszu. Dlaczego w centrum? To oczywiste!

Pan Prezydent coś nam chce przez tą lekturę powiedzieć niechybnie. Z jednej strony, to może być jego wyraz dystansu do konwencji i istniejących interpretacji humanistycznych dzieł ludzkości. Z drugiej strony, może to być zawoalowaną polemiką z opozycją w trwającej kampanii wyborczej. Nie należy także wykluczyć, że Pan Prezydent umiarkowanie sympatyzuje z postmodernizmem, z jego konstruktywnym skrzydłem.

Derrida pisze, że każda struktura zakłada istnienie centrum. Struktura to jakaś całość. Wewnątrz struktury są elementy, które są w grze pomiędzy sobą. Gra podlega zasadom określanym przez centrum. I dzieje się paradoks, bowiem sama Zasada gry – porządkowania nie należy do struktury. Leży poza nią – na zewnątrz. Zatem „centrum nie jest centrum”, jak to nazwał dobitnie Derrida. Ono emigruje na zewnątrz. Centrum opuszcza … centrum. Tam pozostaje pustka.

Czy możliwe jest istnienie struktur w ogóle? Derrida udziela prostych odpowiedzi: Nie istnieje żadna jednolita struktura. Nic nie kryje pod powierzchnią zjawisk. Nie ma żadnego centrum. Wysiłki zmierzające do ujawnienia struktury są obarczone błędem. Przypomnijmy sobie teraz opowieść Platona o jaskini…  

Derrida uznaje wielkie systemy filozoficzne za centrum myśli ludzkiej. One chciały określić fundamenty rzeczywistości i bytu, czyli: eidos (idea), arche (początek), telos (cel), energeia (działanie), ousia (substancja), eletheia (prawda). Są także: transcendentalność, świadomość, sumienie, Bóg, człowiek.

Kiedyś z lubością budowano wielkie systemy filozoficzne. Symultanicznie powstawały różne konstrukcje religijne. Coś je łączy jednak. To jest jakieś przekonanie o niesprzeczności. Religie jeszcze dokładają „w pakiecie” pewność. Pierwsze wielkie systemy metafizyczne, filozoficzne powstawały w starożytności. Taki system stworzył przecież Platon i Arystoteles. W średniowieczu ŚwiętyTomasz z Akwinu. Czasy nowożytne także zaowocowały wielkimi systemami stworzonymi przez: Kartezjusza, Kanta, Hegla, Husserla. 

Rozumowanie europejskie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni zakłada statyczność i obecność. To dwie cechy systemów, struktur. Statyczna tożsamość i obecność idei są w centrum struktur. Nasze rozumienie bytu opiera się zatem o: idee obecności i statycznej tożsamości. Takie są składniki i cechy centrum. A gdy założymy, że to statyczne centrum ulotniło się gdzieś, wyszło na zewnątrz, to co zostało? Puste miejsce, twierdzi Derrida.

Teraz pomyślmy o naszym mieście, jako o strukturze przestrzennej umiejscowionej na 60 kilometrach kwadratowych. W Nowym Sączu jest 25 osiedli. Jest także centrum miasta. Ono opustoszała, ruch w nim zwolnił. Centrum jakby wyemigrowało. Tak, Nowy Sącz i jego centrum jest dobitnym przykładem, że Jacques Derrida mógł mieć rację i sytuację emigracji centrum Nowego Sącza przewidział już w 1966 roku pisząc referat: Struktura, znak i gra…

Te operacje ruchomego centrum struktury przeprowadzili według Derridy: Nietzsche, Freud i Heidegger. Nietzsche unieważnił prawdę i wprowadził w jej miejsce pusty znak. Freud zerwał z kartezjańską jednością świadomości i zaproponował niejasną podświadomość. Heidegger szukając źródłowych podstaw bycia dokonał destrukcji dotychczasowych wyobrażeń bytu.

Dotychczasowy obraz świata nie jest prawdziwy. Nauki humanistyczne są w kryzysie. Tak stało się przez migrację centrum struktury na jej zewnątrz. Gdy okazało się, że centrum nie jest już w centrum, to można, a nawet trzeba coś zrobić. Tak twierdzi Derrida. Trzeba zatem szukać. Należy zacząć od krytyki metafizyki obecności i tożsamości. Istnieją dwie drogi. Te wskazał Claude Levi-Strauss. Potem sprawę trochę popsuł, ale na początku chciał dobrze. Od tego „odbił się” Derrida.

Po pierwsze, należy kwestionować podstawowe binarne opozycje pojęciowe, składnik dotychczasowych wielkich systemów filozoficznych Zachodu. Po drugie, trzeba ryzykować, kombinować. Jak to nazwał Strauss, a za nim Derrida: należy „majsterkować”. Znamy to, jako metodę prób i błędów. Trzeba korzystać z tego, co jest „pod ręką”, trzeba również ryzykować. Majsterkowanie to może nie najszczęśliwsze słowo, ale Levi-Strauss, a za nim Derrida użył francuskiego „bricolage” i to tak najlepiej na polski przetłumaczyć.

Nie udały się wielkie systemy filozoficzne, odniosły porażkę. Stało się tak poprzez migrację centrum na zewnątrz struktury. „Majsterkowanie” nie doprowadzi do stworzenie nowej struktury, ale może coś – uzupełnić. I właśnie o to idzie. To tak jakby suplement do lepszego rozumienia rzeczywistości. Prawdy nie osiągniemy, ale możemy coś lepiej zrozumieć poprzez takie suplementowanie. Derrida wzywa do działania. Te nazwał – Dekonstrukcją. Trochę zapożyczył słowo od Heideggera.

Czy my w Nowym Sączu mamy szanse ożywić, rewitalizować centrum miasta? Derrida daje pewne szanse. Trzeba nam „majsterkować”, a czynić to z dużą odwagą. I to może być intencją Pana Prezydenta. On mnie, nam daje do czytania Derridę. Tym samym chce nam zapowiedzieć, że wie o emigracji centrum miasta na obrzeża struktury. Tam odbywa się istotne budowanie i aktywność sądeckich deweloperów. Pan Prezydent musi mieć plan „zagonienia” ich do centrum miasta.

Jacques Derrida nie będzie się raczej podobał Księdzu Proboszczowi. Ostrze jego dekonstrukcji jest skierowane we wszystkie religijne dogmaty i systemy. I na tym polu Derrida zachęca do „majsterkowania” i dekonstruowania. Nie ma bowiem żadnych świętości. Ale dekonstrukcja może przysporzyć także świeżości. A tego potrzebuje współczesna religijność.

Derrida nie jest fundamentalistą. Zaleca wystrzeganie się absolutyzacji dekonstrukcji. To jest tak samo niebezpieczne, jak wynoszenie tożsamości i obecności. Absolutyzacje prowadzą bowiem do absurdu. To powinno uspokoić Księdza Proboszcza. Wszak wiara może stać się jeszcze żarliwsza, gdy zostanie „przyprawiona” szczyptą niepewności, jaka może pojawić się po czynności dekonstruowania.

Wielość splata się z jednością, a tożsamość z różnicą. Można banalnie stwierdzić nawet, że „to samo” i „inne” graniczą ze sobą i są nierozdzielne. Myślenie krytyczne jest dopuszczalne, ale ono nie powinno mieć cech totalnych, takie podejście może prowadzić do kryzysu. Ale jak oddzielić ziarno od plew? Potrzebny jest pewien umiar. Nie należy mieszać wszystko z wszystkim, bo to uproszczenie. Przekreślanie przeszłości w czambuł również nie jest dobre. Warto pochylić się nad owocami myśli z przeszłości.

Konstrukcja wielkich systemów filozoficznych posiada pewną stała cechę. Jest dualistyczna i dychotomiczna. Jest zatem strona prawa i strona lewa, czyli takie: pary, zbitki, tandemy. Główny tandem to natura-kultura. Ale on owocuje innymi parami: istota-zjawisko; substancja-przypadłość; prawda-fałsz; ciało-duch; mężczyzna-kobieta.

Wedle Jacques Derridy ten podział tworzył pewną symetryczną hierarchię na  lepsze i gorsze. Lepsze to: idea, duch, rozum, prawda, mężczyzna. Gorsze: cielesność, zmysłowość, przypadek, intuicja, kobiety. Świat jest podzielny na pół i to jest źródłem przemocy. Lewa strona walczy ze stroną prawą.

Pytanie platońskie „czym jest byt?” było źródłem nieszczęścia. Filozofia przez stulecia analizowała byt. Dochodzili do wniosków wedle schematu: „byt jest X”. Taka metafizyka jest anachroniczna wedle Derridy. Może być także niebezpieczna, bo prowadzić do przemocy w imię prawdy. Dekonstrukcja może doprowadzić do zmiany paradygmatu.

To mocne stanowisko, Dlatego Derrida ma wielu przeciwników ze strony konserwatywnej i tradycjonalistycznej. Sam Derrida jest jednym z ojców postmodernizmu. Ten prąd przeciwstawia się: metafizyce, modernizmowi, wielkim systemom filozoficznym. Tutaj jest źródło feminizmu. Warto się przyjrzeć z uwagą temu podejściu.

Istotnym punktem wyjścia jest potrzeba dekonstrukcji. W jej ramach kwestionuje się wszelkie idee rozumiane jako konstrukcje. Modernizm konstruuje. Postmodernizm dekonstruuje. Modernizm jest dzieckiem oświecenia i racjonalności, a postmoderna nie ma zaufania do „szkiełka i oka”. To zaskakujące, ale jest w tym jakieś … romantyczne przekonanie o wyższości ducha. Ale czy to możliwe? Hegel napisał Fenomenologię ducha… Postmodernizm jest synkretyczny.

Postulowana przez Derridę dekonstrukcja powinna być totalna i odnosić się do: dotychczasowej interpretacji literatury, do obowiązujących norm społecznych, do wielkich systemów filozoficznych i wreszcie do religii. To wszystko trzeba na nowo przemyśleć i dekonstruować.

Derrida nie podał jednoznacznej metody dekonstrukcji. To jest taka próba zakwestionowania filozofii wielkich systemów, ontologii, interpretacji literackich i filozoficznych.

Celem jest ujawnienie przestrzeni tego, co inne, dotychczas ignorowane i tłumione. Martwi trochę ta totalność. Ale ją należy także rozumieć, jako gruntowność tego przeglądania i analizowania wszystkiego. To już lepiej brzmi.

Po dwukrotnym przeczytaniu Struktury… Derridy postanowiłem zbliżyć się do centrum i wejść do wnętrza ratusza, udać się do gabinetu Pana Prezydenta. Mój pomysł spalił jednak na panewce. Strażnicy magistraccy grzecznie, ale jednak stanowczo nakazali mi opuścić ratusz. Ten mój waciak nie wygląda gustownie, a nawet odstrasza.

Usiadłem pod wiernym Kasztanem. Zamyśliłem się. Ogarnął mnie niepokój. Wszak niechybnie moim centrum jest – nieśmiertelna dusza. Gdyby ona tak sobie teraz wyemigrowała z powłoki mojego ciała? Tak niechybnie stanie się kiedyś i strukturę człowieczą opuści kiedyś centrum. Obecność zamieni się w pustkę. Tożsamość nie jest statyczna.

Przypomniały mi się jeszcze kamienie znad Dunajca. Czy one posiadają swoje kamienne centrum? Pewnie tak. A co się stanie, gdy to centrum wyemigruje z wnętrza kamieni? W jaki jednak sposób to się stanie? Tylko jeden: w postaci wycieków lawy z każdego kamienia. Fertyczna lawa wyemigruje z kamiennych centrów. Powstaną z tego zgrabne płaskowyże. Na nich zatańczymy sądecką pieśń. Czy to nie jest dobry temat dla starosądeckich malarzy? To znacznie lepszy motyw niż odcinanie głów prorokom.

Jacques Derrida coś mądrego nam jednak powiedział. Niechaj zastanowią się nad tym jego krytycy. A ja zauważyłem zgrabną postać na ulicy Wyszyńskiego. Czy to Ksiądz Proboszcz macha do mnie przyjaźnie? Podejdę do niego.

PS

Czytajmy mądre książki.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj