Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „Śmierć i życie wielkich miast Ameryki”

Reklama

CZĘŚĆ DZIEWIĘĆDZIESIĄTA DZIEWIĄTA

Reklama

Tak, zbliżamy się do setki. Gdy tak się stanie, to zakończymy ten cykl. Ale jeszcze zostały dwie części. Coś zatem jeszcze przeczytamy i napiszemy…

No ale póki co, chodziłem sobie po mieście i spotkałem kolejnego sądeckiego intelektualistę. Chodził po Jagiellońskiej z suwmiarką i innymi przyrządami pomiarowymi. Coś mierzył. W końcu przystanął obok mnie i zapytał wprost, czy znane mi są współczesne problemy urbanistyki?

Odpowiedziałem, że jestem dyletantem. Ale winę zrzuciłem na bibliotekę publiczną, która mnie, nam niczego takiego nie serwowała do czytania. Ciągle tylko filozofia, albo socjologia. Czasami rzucili jakiś doktorat ważnego fizyka teoretycznego, ale z urbanistyki nic nie przerabialiśmy.

No to Pan Urbanista (tak sobie go nazwałem) stwierdził, że przedstawi nam kilka zasad „Happy city”. To jakaś koncepcja szczęśliwego miasta zaproponowana przez jakiegoś Montgomerego. Jak to urbanista powiedział, to rozległy się nieśmiałe oklaski kilku sądeckich emerytów i 3 licealistek, które musiały być niechybnie na wagarach. Działo się to wszystko w południe, a miejsce sądeckiej młodzieży jest wtedy w szkolnych ławkach.

No i padła lawina postulatów… Na początek, że miasta wpływają na nasze życie emocjonalne, społeczne i zdrowotne bardziej, niż się powszechnie uważa. Dobre projektowanie miejskie może uczynić ludzi szczęśliwszymi, a złe – izolować, frustrować i szkodzić zdrowiu.

Jakże ja żałowałem, że temu nie przysłuchuje się Pan Prezydent. On zapewne jest zaznajomiony ze współczesnymi koncepcjami – szczęśliwych miast, ale może udałoby się coś ciekawego wyłowić z wykładu Pana Urbanisty. Na przykład choćby to, że nowoczesne miasta powinny być projektowane dla ludzi, a nie dla samochodów.

Uzależnienie miast od samochodów prowadzi do chaosu, zanieczyszczenia i izolacji społecznej. Miasta muszą odwrócić tę tendencję, stawiając na transport publiczny, pieszych i rowerzystów. A parki miejskie, drzewa przy ulicach i ogrody społeczne mogą znacząco zwiększyć poczucie szczęścia mieszkańców.

Dalej padały także kolejne postulaty … Różnorodność funkcji i gęstość zabudowy wspierają szczęście. Mieszane funkcje – handel, mieszkania, rekreacja – i odpowiednia gęstość zabudowy sprawiają, że miasta są bardziej żywe, dynamiczne i przyjazne społecznie. No i jeszcze to, że miasta muszą tworzyć miejsca, które sprzyjają spotkaniom i budowaniu społeczności, takich jak rynki, deptaki czy place zabaw.

U nas buduje się place zabaw, powstanie „wioska indiańska”, a Pan Prezydent uparł się nawet na budowę tych placów zabaw. Ważne jest także to, głosił Pan Urbanista, aby w proces planowania przestrzennego uwzględniał potrzeby mieszkańców. Oddolne inicjatywy mogą prowadzić do tworzenia przestrzeni lepiej odpowiadających ich potrzebom.

U nas mamy budżet obywatelski, tylko że tam przeważają przedsięwzięcia biesiadno-integracyjne. A dobre są projekty dla zwiększania szczęścia miast, takie jak ogrody społeczne, czy „przejmowanie” ulic przez lokalne społeczności są skuteczne w tworzeniu bardziej przyjaznych przestrzeni.

Miasta powinny dążyć do zmniejszania nierówności społecznych poprzez dostępne cenowo mieszkania, lepszy transport publiczny i inwestycje w edukację oraz przestrzeń publiczną. Miasta powinny dążyć do zmniejszania nierówności społecznych poprzez dostępne cenowo mieszkania, lepszy transport publiczny i inwestycje w edukację oraz przestrzeń publiczną.

Czy to nie słuszne tezy? No wtedy Pan Urbanista odniósł się do Nowego Sącza konkretnie. Zaapelował do miejskich władz, aby te rozwijały przestrzenie publiczne, takie jak parki, skwery czy place, które sprzyjają codziennym aktywnościom i relacjom społecznym.

Aby tworzyć i rozwijać tereny zielone w każdym osiedlu, aby mieszkańcy mieli do nich dostęp w odległości kilku minut spacerem. Trzeba także stworzyć platformę konsultacji społecznych, aby mieszkańcy mogli wpływać na decyzje dotyczące rozwoju Nowego Sącza.

Rozległy się wówczas oklaski. Ja szczerze pogratulowałem plenerowego wykładu Pan Urbaniście, który niechybnie był sądeckim intelektualistą. Poczułem się wyraźnie szczęśliwszy. Udałem się do biblioteki i wiedziałem już, że znajdę tam coś z dziedziny urbanistyki. Może nawet książkę tego Montgomerego?

Jednak stało się inaczej. Na parapecie leżała sobie pozycja z 1961 roku Śmierć i życie wielkich miast Ameryki Jane Jacobs. Tak i teraz przypomniałem sobie, gdy Maciek fascynował się tę pozycją. Pożyczył ją chyba Siostrze Izydorze. Potem po katechezie zostawali i dyskutowali namiętnie o tej książce. Trzeba wiedzieć, że Siostra Izydora planowała studia na wydziale architektury, nim postanowiła poświęcić swoje życie Bogu.

Poszedłem, bez zbędnej zwłoki, czytać tę jednak dla mnie zagadkową pozycję pod nasz secesyjny ratusz. Wszak to perła naszej sądeckiej architektury. Widać z tego miejsca rubaszną kopułę bazyliki. To najpewniej kluczowe miejsce naszego miasta.

No i już we wstępie książki zorientowałem się, że będzie to tekst polemiczny. Pani Jacobs postanowiła rzucić rękawicę wielkiemu Le Corbusierowi. Czyli będziemy mieli starcie tytanów światowej urbanistyki. A sprawa idzie o budowanie miast. Owszem, tych w XX wieku, ale sprawa jest szersza, bo przecież miasta choćby te budowane na prawie magdeburskim można także kształtować odpowiednio.

Sprawa zatem dotyczy także współczesnego Nowego Sącza. Teraz zrozumiałem, że lektura książki Jacobs będzie kontynuacją wykładu Pana Urbanisty. Tak to się ułożyło. A może to zostało starannie zaaranżowane i Pan Urbanista opowiedział o tezach Montgomerego, a teraz wejdziemy w spór pomiędzy Corbusierem a Jacobs.

Fascynujące są te dwie ich wizje miasta: maszyny i organizmu. Maszyna to Le Corbusier, a organizm to Jacobs. To bardzo ciekawe metafory. No to przypatrzmy się tym porównaniom…

Jacobs uważa, ze miasto to żywy organizm. Jego życie opiera się na interakcji ludzi, różnorodności funkcji i naturalnym rytmie codziennych aktywności. Miasto powinno rozwijać się organicznie, a jego tkanka miejska musi być tworzona z myślą o mieszkańcach, ich potrzebach i codziennym życiu. Kluczowe znaczenie mają: ruch uliczny, różnorodność budynków, aktywne życie ulicy i spontaniczne interakcje społeczne.

Co na to Le Corbusier? On twierdzi, że miasto to maszyna do mieszkania. Powinno być funkcjonalne, zorganizowane w precyzyjny sposób, z wyraźnym podziałem na strefy: mieszkalne, przemysłowe, rekreacyjne. W centrum powinny znajdować się wysokie wieżowce otoczone zielenią, a szerokie arterie miały służyć samochodom. Kluczowa była efektywność, porządek i przestrzeń dostosowana do funkcji, nie do emocji.

No mnie się podoba koncepcja Jacobs. A jaka jest koncepcja Pana Prezydenta? Do czego można porównać obecny Nowy Sącz? Do głowy przychodzi – maszyna. Wymagająca jednak ciągłej naprawy. Pan Prezydent odpowie, że prowadzi „ofensywę inwestycyjną”. No ale jest wyraźna opcja „samochodowa”. Jest i stadion, który powstaje, a raczej rodzi się w bólach, co bardziej przypomina niezdrowy organizm.

No i jest druga ambiwalencja – jednolitość versus różnorodność. Jednolitość to Le Corbusier. Jego wizja zakładała ujednolicone budynki mieszkalne, które miały spełniać te same funkcje. Modernizm kładł nacisk na czystość formy i minimalizm, co często prowadziło do monotonii przestrzennej. Dla niego różnorodność była chaotyczna i nieproduktywna.

Wedle Jacobs kluczowa jest różnorodność. Idzie jej o różnorodność ludzi i różnorodność budynków. Pani Jacobs twierdziła, że takie zróżnicowanie jest kluczem do innowacji i stabilności społecznej. Miasta o jednolitej zabudowie są nudne, nieelastyczne i nieodporne na zmiany.

No do kogo jest bliżej? Osiedla Millenium i Barskie są wyciągnięte z Corbusiera. Ale już Aleje Wolności i Batorego mają coś z Jacobs. A centrum miasta? Szkoda, że pustoszeje, bo tam można zastosować w pełni koncepcję Jane Jacobs. Ciekawe co sadzi o tym Pan Prezydent?

Jest i trzecia dychotomia wynikająca z – roli ulicy. Dla Corbusiera ulica w jego wizjach była przestrzenią funkcjonalną, służącą głównie samochodom. Przestrzenie piesze były ograniczone lub całkowicie oddzielone od ruchu drogowego. Czy Pan Prezydent nie fascynuje się jednak wielkim Le Corbusierem?

Dla Jacobs ulica jest sercem miasta. Podkreślała, że życie uliczne, handel, ludzie spacerujący, dzieci bawiące się na chodnikach zapewniają bezpieczeństwo i buduje poczucie wspólnoty. No może niepokoją te dzieci bawiące się na ulicach. Ale już wyjaśniam, że Jacobs stworzyła koncepcję „oczu na ulicy”. To oznaczała, że obecność ludzi na ulicach i widoczność z okien budynków mieszkalnych przyczynia się do zwiększenia bezpieczeństwa. Ciekawe.

Przechodzę do czwartej kontrowersji. Strefowanie versus mieszanie. No wiadomo, Le Corbusier jest za strefowaniem. Jacobs za mieszaniem. Modernistyczne miasta Corbusiera miały być strefowane i każda funkcja miała być od siebie oddzielona: dzielnice mieszkalne były z dala od przemysłowych, a centra biurowe nie sąsiadowały z miejscami rekreacji. Taka segregacja miała na celu maksymalizację efektywności, ale prowadziła do izolacji społecznej i uzależnienia od transportu.

Jacobs postulowała mieszanie funkcji w miastach: mieszkania, sklepy, biura, parki, szkoły – wszystko w bliskim sąsiedztwie. Takie podejście sprawia, że miasto żyje przez cały dzień, a różne grupy społeczne mogą się ze sobą spotykać. No zarzucało Corbusierowi, że monofunkcyjne dzielnice są martwe i niebezpieczne, ponieważ brak aktywności przez większość dnia prowadzi do degradacji przestrzeni.

Jak jest w Nowym Sączu? Mieszania jest trochę, tak będą uważać przeciwnicy Pana Prezydenta. Oni przez to mieszanie sugerują – chaos. Pan Prezydent odpowie przeciwnikom, że realizuje wizję Jacobs.

Jest i kolejna sprawa – skala miasta. Le Corbusier preferował wielką skalę: masywne wieżowce, szerokie ulice, ogromne place. Wierzył, że monumentalność i przestrzeń dają poczucie nowoczesności i porządku. Jacobs promowała małą skalę: kamienice, lokalne sklepy, wąskie ulice. Uważała, że takie przestrzenie są bardziej przyjazne ludziom i wspierają relacje społeczne.

Stadion na Kilińskiego idzie w skalę postulowaną przez Le Corbusiera. Gdyby wybrano opcję Jacobs to powstałby kameralny, interaktywny stadion.

No pada wreszcie zaskakująca kontrowersja. Spontaniczność vs. planowanie odgórne. Jacobs wierzyła w spontaniczność i rozwój oddolny. Twierdziła, że miasta powinny być kształtowane przez mieszkańców i ich potrzeby, a nie przez abstrakcyjne wizje architektów i urbanistów. To dość ryzykowne jest. 

Le Corbusier opierał się na planowaniu odgórnym. Miasto było projektowane jako spójna wizja architektoniczna, niezależnie od istniejącej tkanki miejskiej. To też wydaje się niedoskonałe, bo jednostronne. A gdyby to jakoś połączyć? Pan Prezydent powie teraz, że on właśnie łączy. Opozycja powie, że może i łączy coś i powstaje chaos.

Sprawa ostatnia to zrównoważenie społeczności. Wizje Le Corbusiera były skupione na nowoczesności i funkcjonalności, często ignorując wpływ na lokalne społeczności. Projekty modernistyczne często prowadziły do izolacji społecznej i degradacji relacji międzyludzkich. I tutaj znowu przekonuje Jacobs…

Ona uważała, że miasta powinny być projektowane dla ludzi, a nie maszyn czy samochodów. Kluczowe było wspieranie różnorodnych grup społecznych i zapewnienie im dostępu do mieszkalnictwa, usług i przestrzeni publicznych. Rewitalizacja miała wspierać lokalne społeczności, a nie wypierać je.

Komu przyznać rację? Oboje patrzyli na miasta przez różne pryzmaty, które odpowiadały na inne potrzeby i wyzwania swoich czasów. W kontekście miast XXI wieku i rozwoju technologii, wiele zależy od konkretnych warunków i wyzwań danego miasta. Jednak współczesne podejście urbanistyczne zdaje się bardziej wspierać idee Jacobs, choć niektóre elementy wizji Le Corbusiera również znajdują zastosowanie.

Na Nowy Sącz także należy popatrzeć z tych perspektyw. Dokonać twórczej syntezy! Z Jacobs można by wziąć: Różnorodność i elastyczność. Kładzenie nacisku na życie uliczne i społeczność. Podejście oddolne. Z Le Corbusiera moglibyśmy wziąć: Planowanie infrastruktury na dużą skalę. Nowoczesne technologie i strefowanie. Minimalizm i efektywność.

Zafascynowała mnie ta sprawa urbanistyki. Po przeczytaniu Śmierć i życie wielkich miast Ameryki Jane Jacobs postanowiłem udać się na obchód miasta. Będę obserwował i analizował nasze miasta z punktu widzenia Pana Urbanisty, Jane Jacobs i Le Corbusiera.

Moją trasę rozpocznę od ulicy Ducha. Liczę, że spotkam Księdza Proboszcza i mu pokłonię się w pas.

PS

Czytajmy mądre książki.

Do zagadnień urbanistycznych pasuje jeden utwór jak ulał! Steve Reich – City Life.  To utwór minimalistyczny. On wprost nawiązuje do miejskiego pejzażu dźwiękowego. Wykorzystuje sample z ulicy Nowego Jorku i łączy je z hipnotyczną strukturą muzyczną. Tylko czy on pasuje bardziej do Jacobs czy do Le Corbusiera? A to już niech rozstrzygnie każdy słuchacz.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj