Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta „The Element” Kena Robinsona

Reklama
Nowosądecki Sokrates czyta "The Element: How Finding Your Passion Changes Everything". Autor: Ken Robinson

CZĘŚĆ DZIEWIĘĆDZIESIĄTA ÓSMA

Reklama

Ciągnie się nam serial: Mamy mądrych ludzi w mieście! Raz po raz poznajemy mądrych ludzi, którzy wylegli na sądeckie ulice po przeczytaniu książki Edwarda Shilsa Intelektualiści. Odpowiedzieli także na mój apel. Tak, w naszym mieście także mieszkają intelektualiści, a nie tylko w Krakowie czy Warszawie. Tylko u nas oni mniej afiszują się.

Prowincjonalni intelektualiści mają jeszcze jedną zaletę w stosunku do tych wielkomiejskich. Oni tutaj u nas posiedli pewien rodzaj konstruktywnej pokory, która nakazuje im praktykować odważną – wstrzemięźliwość. Ona posiada taki sokratejski rys. Nie ma heglowskiego maksymalizmu, jest natomiast konstruktywny minimalizm. Jest zatem „wiem, że nic nie wiem”, ale jest także racjonalne „myślę więc jestem”.

Z tą intelektualną postawą sądeckich intelektualistów mógłby polemizować Ksiądz Proboszcz, bo przecież: wiadomo jak jest. Chociaż Ksiądz Proboszcz przyjmuje argumenty Oświecenia, jednak w reglamentowany katechizmem sposób. Pan Prezydent nie zajmuje także wyraźnego stanowiska, ponieważ pozostaje w ciągłym namyśle nad rzeczywistością, także nad naszymi sądeckimi sprawami.

Wszystko to tworzy w naszym mieście rodzaj tygla, w którym dzieje się twórczy ferment. To z niego możemy wydestylować naszą sądecką myśl i ją ogłosić światu.

Do tego snującego się dyskursu dołączyła się kolejna sądecka intelektualistka. Ona przemówiła grubym głosem pod pomnikiem znanego Polaka. Dlaczego akurat tam? Stała również twarzą do bazyliki. Ale nie wybrzmiało nic w stylu Marcina Lutra: „Przy tym stoję, nie mogę inaczej.”.

Kolejny raz zebrał się tłumek, ja przyłączyłem się do niego. Na balkonie także kręcili się ratuszowi urzędnicy. Ktoś nawet dostrzegł Pana Prezydenta. To możliwe, ale niepewne. Na jego obecność mogłaby jednak wskazywać tematyka wykładu wygłaszanego na sposób wiecowy. To czyniło tym bardziej zagadkową osobę intelektualistki.

O czym była mowa? O edukacji! Jej współczesnych błędach i potrzebie reformy naszych szkół. A przecież wiemy, że Pan Prezydent współzarządza bodaj 40 szkołami w naszym mieście. Właśnie ta krytyka i wezwanie do reform czyniło pewne paralele ze słynnym wystąpieniem Marcina Lutra 500 lat temu.

W Polsce to podejście do nauczania pochodzi z Galicji XIX wieku, a ono było oparte o założenia pruskiego sposobu nauczania, z angielską domieszką. To, w XIX wieku, było bardzo nowoczesnym podejściem do edukacji. Pruska szkoła uczyła posłuszeństwa i przydatności, nie tylko w armii. 

Obecne system edukacji w polskich szkołach ma wiele mankamentów. Uczenie dzieci oparte jest na XIX-wiecznym wyobrażeniu schematu wiedzy. Zgodnie z nim podstawą wiedzy jest gromadzenie faktograficznych danych. Po zebraniu ich odpowiednio dużej ilości pojawia się rzekomo jakaś synteza i ogólny ogląd. To bardzo naiwne założenie. Oj, naiwne…

Takie to treści padały z ust Pani Edukatorki (tak sobie ją nazwałem). No i jeżeli takie mankamenty są w polskich szkołach, to także tych naszych sądeckich. Czyli to treści odpowiednie dla prezydenckiego ucha. Owszem, Pan Prezydent zapewne zna te treści, ale może tutaj, na sądeckim rynku, padnie jakieś uzupełnienie.

No i dalej wybrzmiały treści bardzo frapujące… Wiedza nie jest zbiorem faktów i pojedynczych zjawisk. A ich ekstensywna i pamięciowa znajomość nie doprowadzi do ogólnych teorii i interpretacji świata. To taki stary paradygmat, sformułowany w pozytywizmie. Ale takie podejście jest także niewłaściwe na gruncie samej nauki. 

Wiedza faktograficzna i systematyka uczona w szkołach powinna zostać zmniejszona radykalnie, minimum o połowę. Wolne miejsce trzeba czymś zapełnić, ale trzeba zrobić to z dużym namysłem. Po pierwsze, jeżeli większość rzeczy można znaleźć w przestrzeni wirtualnej, to trzeba uczyć umiejętności selekcji znajdywanych informacji. To cokolwiek abstrakcyjna i niełatwa sprawa. Trzeba nauczyć krytycznego myślenia wobec ogromu znajdowanych informacji.

To bardzo ciekawa sprawa z tą „przestrzenią wirtualną”. Pan Inżynier wprowadzał nas w zagadnienia AI. Umiejętność korzystania z jej możliwości stanie się nową ważną kompetencją. Twierdził, że to tylko kwestia czasu, gdy w szkołach będzie uczyć się współpracy z AI. Na razie jest nawet zwalczana, tak jak kiedyś ludyści zwalczali maszynę parową.

Kolejna ważna sprawa, która powinna być nauczana w szkołach, to umiejętność kooperacji – pracy grupowej. To tworzy depozyt kapitału i zaufania społecznego. Trzeba odejść od prymatu ocen, punktów i wyłącznie indywidualnych mierników sukcesu.

Innym istotnym zagadnieniem jest potrzeba uczenia w szkołach, ale i później – radzenia sobie w życiu. To całkiem konkretny pakiet umiejętności praktycznych. Poradzenie sobie w życiu jest także zdobyciem docelowo zawodu, który jest możliwie zgodny z naturalnymi zdolnościami konkretnych ludzi. Trzeba te zdolności na pewnym etapie edukacji dostrzec i pokierować dalszą edukacją. Każde dziecko ma jakichś talent. Trzeba go wyłowić. 

Jak odróżniać wiedzę od pseudo wiedzy, jak odróżniać prawdę od fałszu? Ta umiejętność będzie przydatna nie tylko w szkole, ale także w całym życiu. Zwłaszcza obecnie, gdy szerzą się teorie spiskowe, a dowód naukowy jest jedną z alternatyw wyjaśniania zdarzeń.

W szkolnym nauczaniu logika matematyczna to margines. Podstawy analizy matematycznej są wprowadzane za późno, co utrudnia rozumienie fizyki. Uczniowie nie rozumieją czym jest: teoria, aksjomat, pojęcie pierwotne, dowód, twierdzenie, definicja, implikacja, przesłanka, wniosek, metajęzyk.

Współczesne szkoły są zbudowane horyzontalnie. Dzieci powinny się uczyć w klasach zbudowanych wedle ich kompetencji, a nie wieku. Obecnie uczniowie są w jednym wieku, są także: klasy, ławki, tablice, przedmioty, zeszyty, oceny. Tak już jest od ponad stu lat. Świat się zmienił, edukacja i szkoła nie zmieniły się.

Takie to kwestie wybrzmiewały na sądeckim rynku, a mnie wydawało się że śnię. Nie wiem jak to się stało, ale jakby w malignie dotarłem do biblioteki. I już wiedziałem, że odnajdę tam stosowną lekturę. Ona zaś będzie jakąś kontynuacją wykładu Pani Edukatorki.

Tak też się stało. Na parapecie bibliotecznym spoczywała sobie The Element: How Finding Your Passion Changes Everything autorstwa Kena Robinsona. To bardzo znany angielski edukator. Jego książki czytało wielu, ale czy coś zostało wdrożone do światowych systemów edukacji? Niestety niewiele.

Tak, Siostra Izydora czytała wczesne prace Robinsona, jego doktorat. Odwoływała się do tej pracy na katechezie, co zaskakiwało a nawet onieśmielało Maćka. Czy namysł nad rolą teatru i dramatu w edukacji nie był odkrywczą sprawą? W czasie świątecznym wystawialiśmy zatem jasełka, aby lepiej pojąć znaczenie mitu i symbolu. To miało mocny związek z semiotyką kultury. O tym nie tak dawno czytaliśmy.

Czytać będą Element w oczywistym miejscu – pod naszym sławnym ogólniakiem, gdzie nauki pobierał także sam Pan Prezydent. To najdalej wysunięta sądecka placówka edukacji na odcinku procesu dydaktycznego w naszym mieście. Nie licząc oczywiście naszych dwóch szkół wyższych, które onegdaj rzuciły wyzwanie uczelniom krakowskim, czego niestety nie dostrzegł naukowy świat.

Ken Robinson podzielił swoją pracę na dwie zasadnicze części. Rozdziałów jest 9, ale mnie zafrapowały zawarte w nich dwa zagadnienia. Pierwsze, to krytyka istniejącego systemu edukacji. Drogi, to program pozytywny. Pani Edukatorka koncentrowała się głównie na krytyce. Ken Robinson ją po części powtórzył, ale zaproponował progresywny program.

Wymienię kilka punktów, które nie padły podczas wykładu Pani Edukatorki. Skupienie na standaryzacji i testach. Ujednolicenie edukacji – brak personalizacji. Edukacja jako proces pasywny. Nadmierna biurokracja i biurokratyzacja procesu edukacyjnego. O tym była mowa podczas wykładu.

Zafrapowały mnie jednak dwie kwestie. Pierwsza to priorytetowanie przedmiotów ścisłych kosztem sztuk i humanistyki. Przedmioty ścisłe, takie jak matematyka czy nauki przyrodnicze, są traktowane jako najważniejsze, podczas gdy przedmioty artystyczne, muzyczne, czy humanistyczne są często marginalizowane. Tego rodzaju podejście ignoruje fakt, że kreatywność, sztuka i kultura są równie ważne w rozwoju ucznia i w przyszłym życiu zawodowym.

Druga sprawa to brak uwzględnienia różnorodnych rodzajów inteligencji.Tradycyjny system edukacji często opiera się na ograniczonej definicji inteligencji, która koncentruje się głównie na zdolnościach matematycznych i lingwistycznych. A tutaj mamy także inne formy inteligencji, takich jak: muzyczna, przestrzenna, społeczna czy emocjonalna. Taka jednostronna wizja inteligencji sprawia, że wielu uczniów nie dostrzega sensu w nauce, ponieważ ich talenty nie są doceniane.

Czytałem jeszcze o braku przestrzeni dla rozwoju osobistego. O tłumieniu kreatywności i wyobraźni. Wszystko kreci się wokół przygotowania do rynku pracy. Trzeba także uczyć kreatywności. Ona jest niezbędna do rozwiązywania problemów i adaptacji do zmieniającego się świata.

Jakie to wszystko ciekawe. Czy tak dzieje się w naszych sądeckich szkołach? Czy kastruje się uczniów z wyobraźni i kreatywności? Wierzę jednak, że tak się nie dzieje. Gdyby tak było, to na pewno interweniowałby osobiście Pan Prezydent. Przecież wdrażano także w naszych szkołach eksperymentalne uczenie matematyki za sprawą znanej, sądeckiej kompanii kolejowej.

No i czytam teraz, co należy zmienić w edukacji. Pierwsza sprawa, to wyjaśniony jest ten tytułowy „element”. To jest odkrycie swojej indywidualnej pasji. Każdy podobno posiada jakiś talent. O tym mówiła Pani Edukatorka. Ona musiała czytać Robinsona…

Jeżeli odkryje się swój talent i pasję, to można poczuć się w swoim żywiole. I wtedy osiąga się – element! To stan, w którym nasze naturalne talenty, pasje i zdolności spotykają się z tym, co robimy najlepiej. Gdy ktoś znajduje swój element, osiąga pełnię swojego potencjału, a także doświadcza głębokiej satysfakcji z pracy i życia.

Jakie to wspaniałe! Tylko czy nie za proste? Każdy ma talent i wystarczy go odkryć. Taki Maciek to miał talentów tuzin, ale gdy myślę o sobie, to już nie jestem taki pewny. Jedni mają łatwiej a nawet doznają – inflacji talentów. Tacy: Ksiądz Proboszcz, Pan Prezydent, większość naszych radnych i pewien poseł opozycji…

Czytam także o różnorodności talentów wynikających ze zdywersyfikowanej inteligencji. Wedle Robinsona kluczowa jest – kreatywność. To podstawowy element edukacji. Trzeba w szkołach stworzyć przestrzeń dla kreatywności, która jest równie ważna jak tradycyjne przedmioty ścisłe. A w naszych szkołach muzyka i sztuka to takie „zapchajdziury”, uczone „pro forma”.

Niewiele było mówione przez Panią Edukatorkę o roli nauczycieli w tym całym systemie edukacyjnym. Jest apel do nauczycieli, by pełnili rolę mentora i inspiratora, a nie tylko przekazywali wiedzę. Nauczyciele powinni pomagać uczniom w odkrywaniu ich pasji i talentów, a nie tylko realizować ustalone programy nauczania. Dobry nauczyciel potrafi zmotywować i dostrzec potencjał każdego ucznia, pomagając mu w rozwoju jego naturalnych zdolności.

System edukacji powinien być elastyczny i dostosowany do indywidualnych potrzeb. Owszem uczmy współpracować, ale każdy uczeń powinien odnaleźć się w systemie, a nie tylko najlepsi.

Ken Robinson zauważa również, że kultura społeczna ma ogromny wpływ na to, jak postrzegamy edukację. W społeczeństwach, które kładą duży nacisk na sukcesy akademickie i zawody oparte na naukach ścisłych, dzieci mogą czuć się nieudolne, jeśli ich talenty nie odpowiadają tym wymaganiom.

Trzeba nam także odejść od „testów”! Postawić na „nauczanie przez twórczość”. Uczniów powinno zachęcać się do myślenia krytycznego, rozwiązywania problemów i twórczego podejścia do wyzwań. To może ich lepiej przygotować do radzenia sobie z rzeczywistością XXI wieku.

Współczesny rynek pracy, z jego nieprzewidywalnością, wymaga elastyczności, kreatywności i zaangażowania, które można osiągnąć, gdy ludzie pracują nad rzeczami, które kochają.

Tak, Ken Robinson w Elemencie proponuje rewolucję w myśleniu o edukacji. Sukces w życiu zaczyna się od odnalezienia swojego „elementu” — miejsca, gdzie pasja spotyka się z talentem. Jakie to ładne jest, można się wzruszyć.

Ja wracam poruszony na rynek główny. Postanowiłem w procesie introjekcji odnaleźć swój talent, który jest ukryty w mojej pasji. Zacznę od „rachunku pasji”.

No i od razu przyszło mi do głowy, że lubię napić się wina. Czy to zatem oznacza, że powinienem zostać winogrodnikiem? Ten wszak uprawia winorośl. Mógłbym lepiej zostać – kiperem. Ostatecznie winiarzem. Ale czy ja mam talent? Pasja jest na pewno. Boję się jednak o swój talent…

PS

Czytajmy mądre książki.

Czego można posłuchać? To musi być coś poruszającego. No i przyszedł mi do głowy utwór Mood Milesa Davisa z 1964. Jest tutaj metaliczna trąbka i Davis grający charakterystyczne staccato, jest i łkający tenor Shortera, plus Hancock grający impresjonistyczne solo. Tak, to mocno kreatywny utwór w sentymentalnym nastroju. Może kiedyś w sądeckich szkołach będą omawiać budowę tego utworu?

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj