Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu czyta Wittgensteina i obawia się przeintelektualizowania

Reklama

CZĘŚĆ DWUNASTA

No i znowu trzeba coś napisać. Właśnie, czy trzeba? Ale wcześniej o ostatniej, jedenastej części. Teraz już wiem, że tych tekstów w zasadzie nikt nie czyta. To paradoksalnie motywuje mnie do dalszego pisania. Przestanę pisać wówczas, gdy sam nie będę czytał własnych tekstów. Czy można pisać cokolwiek bez czytania tego? Owszem, można. Warunkiem jest symultaniczna bezmyślność. Trzeba pisać wtedy bez zastanowienia i nie wracać do napisanych już słów, zdań. To musi być takie spontaniczne i jednocześnie bezmyślne pisanie. Musi zaistnieć niezmącony strumień świadomości, jak nazywał to James Joyce.

Nie będę już chyba pisał o Księdzu Proboszczu. Są bardzo liczne protesty. Chodzi o rzekomy antyklerykalizm. Ale to nie jest prawda. Ludzie w naszym mieście byli wychowywani w kulcie: księży, prałatów, biskupów. Ktoś, kto zrównuje księdza ze zwykłym człowiekiem, szarakiem spotka się z krytyką, a ostatecznie z ostracyzmem. Chodzę po ulicy Jagiellońskiej, a tam ludzie przestają mi się kłaniać. Niektórzy wprost chcą mnie wykluczać, jak to się teraz mówi – banować. Jest paru szczerych entuzjastów, ale to mniejszość. Ale nawet jeden z nich stwierdził znamiennie, że to wszystko niby ładnie pisane, ale jest również przeintelektualizowane. No i ma rację. Intelektualizować można, ale z umiarem. Każda przesada jest nie dobra. A przesadą intelektualną jest mącić o naszej religii, tradycji i o tym co zostało kiedyś uznane i zatwierdzone.

Reklama

Wzruszył mnie za to pewien prosty kolejarz, który wszystko czyta i rozumie lepiej moje intencję niż ja sam. To daje wiarę, ale jest także incydentalne. Na publikacje w Kurierze Nowosądeckim nie mam także szans. Pan Prezydent zaangażował lepszych, a przeintelektualizowanego grafomana nie powinien nawet zatrudnić do redakcji gazetki ściennej. Tyle tych jednak gorzkich refleksji. Poszedłem przygnębiony w stronę biblioteki. Może jakaś ważna i ciekawa książka da mi radość i nadzieję.

Na parapecie prezydenckim leżała książka. Traktat logiczno-filozoficzny. Ludwig Wittgenstein. Od razu zrozumiałem intencje Pana Prezydenta. Wittgenstein mocno pisał o Znaczeniu. Odnosił się do języka. To w końcu on wypowiedział to słynne zdanie: Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata. Zły język może zaprowadzić w ślepą uliczkę. Przyszła mi od razu myśl, że i może ja na nią już wszedłem. Jest także zagrożenie przeintelektualizowania. Pan Prezydent chce mnie przestrzec przed tym. Ale co sam Wittgenstein o tym mówi i pisze…

Wedle Wittgensteina struktura języka prowadzi do struktury opisu, a to do zrozumienia struktury świata. Są zatem 3 struktury: Języka, Opisu i Świata. One powinny być równoznaczne. To założenie, ale i postulat. Czy są równoznaczne, to już inna sprawa. W świecie istnieją Przedmioty. Ich istniejący układ i relacje to jedna z możliwości – konkretyzacja formy istnienia. Jest bowiem Przestrzeń Logiczna, która dopuszcza istnienie wielu możliwości tkwiących w przedmiotach świata. Przestrzeń logiczna układu przedmiotów świata opisywana jest przez logikę i matematykę. Te zaś posługują się tautologiami i równaniami. To jak istnieją przedmioty, a raczej zaistniały, to fakt pozytywny. Istniejący świat to zbiór faktów pozytywnych. Fakty negatywne, to te, które nie zaistniały, ale mogły zaistnieć.

Dopiero teraz można pojąć kolejne słynne zdanie: Świat jest wszystkim, co jest faktem. Świat rozpada się na fakty. Przychodzi teraz do głowy pewna refleksja, że nasi radni na sesjach podają zawsze fakty, tylko nie zawsze wiadomo czy te pozytywne czy negatywne. Stadion miejski powstaje i to jest fakt pozytywny. Chociaż różni ludzie, a zwłaszcza krytycy chcą to zmącić. Owszem, bywają przejściowe problemy, ale to normalne na każdej budowie.

Wittgenstein sporo pisze o Obrazowaniu Świata a także konkretnej sytuacji. Ona zaś składa się z elementów jest faktem możliwym w przestrzeni logicznej. Obraz trzeba zestawić z rzeczywistością, aby ustalić – czy zaszło. To operacja obrazowania. Dokonywana jest ciągle w procesie percepcji człowieka. Świat opisywany jest przez zdania. Wittgenstein ujawnia, że istnieją 4 rodzaje zdań. Zdania sensowne przedstawiają fakty pozytywne bądź negatywne, czyli prawdziwe bądź nieprawdziwe, istniejące w przestrzeni logicznej. Czyli: to co zaszło, bądź mogło zajść. Gdy Pan Prezydent staje obok kolejnej wyremontowanej ulicy, no to właśnie to fakt pozytywny.

Zdania bezsensowne to tautologie, równania, twierdzenia logiczne. To może dziwić, bo jakże to równania i twierdzenia są bezsensowne? Wittgenstein uznał, że to jakby oczywistości, które nie przekazują „dodatkowego” sensu, więc dlatego są bez-sensowne.

Zdania z nauk szczegółowych to zdania z fizyki, chemii, biologii itp.  Istnieją tylko fakty. Nie ma praw ogólnych, są tylko prawa szczegółowe. Aby analizować fakty należy nałożyć narzędzie Siatki. Istnieją różne siatki  adekwatne do opisywania faktów. Te siatki, to takie jakby matryce, procedury analizowania faktów z nauk szczegółowych. No ale prawdziwy szok można zaliczyć, gdy Wittgenstein przechodzi doi definiowania Niedorzeczności. To na pewno nie spodoba się Księdzu Proboszczowi…

Niedorzeczności bowiem, to wszystkie zdania: filozofii, religii, etyki. Te twierdzenia, opinie  znajdują się poza faktami, poza światem. Ale te niedorzeczności dużo mówią o kondycji człowieka, o jego potrzebie dążenia do prawdy. Dla jasności, Wittgenstein uważał, że on nie uprawia filozofii. A ja dochodzę do wniosku, że w tym swoim pisaniu ocieram się o niedorzeczności.

Te zdania „niedorzeczne” pośrednio określają człowieka, jako podmiot dualny. Z jednej strony to zbiór faktów psychofizycznych. Z drugiej zaś strony, podmiot jest wolą, postawą. To takie Ja filozoficzne znajdujące się na granicach świata, które chce poznawać sens poza faktami i światem. Te „niedorzeczne” zdania, a także dążenia człowieka są jakąś próbą rozszerzania sensu faktów, ale jego wartość trudno ocenić. Te dążenia mogą prowadzić do Boga, do religii. Stają się wówczas sposobem postrzegania i przebywania w świecie. Istota języka odnosi się jednak do struktury świata. To jednak trudne zadanie. Dlatego odczytywano również znacznie Traktatu Wittgensteina jako terapeutyczne. Na mnie to niestety wpłynęło nico inaczej.

Człowiek podejmując wyzwanie rozumienia istoty języka i świata zrozumie niemożliwość i porażkę tych dążeń. A jeżeli zrozumie, to wyzwoli się z potrzeby rozumienia świata. Tak będzie łatwiej żyć … w świecie i spokojnie doczekać śmierci. No zrobiło się smutno. Mam teraz nieodmienną ochotę wysłuchać czegoś optymistycznego. Może to być kazanie Księdza Proboszcza, albo czwartkowych wystąpień Pana Prezydenta. Ale wcześniej pospaceruję bulwarami nad Kamienicą i popatrzę jak jest wznoszony nasz stadion miejski. A może nawet zażyję kąpieli w Kamienicy, która jeszcze płynie…

(Przepraszam, ale nie można tego łatwiej napisać. A może sam Wittgenstein jest przeintelektualizowany…)

PS

Czytajmy mądre książki!

Adam Kurek
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj