
CZĘŚĆ SETNA – ostatnia
Tak, to ostatnia już część cyklu – SOKRATES W NOWYM SĄCZU. Pisałem ciut ponad 2 lata. Wystarczy.
Zasięgi były całkiem niezłe. Przekroczyły 300 tysięcy odsłon. Oczywiście, bardzo trudno ekstrapolować, ilu było rzeczywistych czytelników. Ale sądząc, że teksty miały rozpoznawalny baner, to od pewnego czasu nie otwierali tych tekstów przeciwnicy takiego pisania, takiej tematyki i takich – dłużyzn.
Nie muszę pisać, że wszystko było fikcyjne i jedną wielką konfabulacją. Ale oprócz jednej sprawy. Prawdziwe były streszczenia zawartości książek. Tutaj chciałem być bardzo dosłowny i nie dodawać spinu i wymyślać czegoś, co tam nie było napisane. Starałem się również oddzielać treść książek od swoich interpretacji.
Muszę teraz przyznać, że sam sądecki Sokrates miał pewne odniesienie w rzeczywistości. Otóż pewnego dnia, jakieś 3 lata temu, czekałem na postoju taksówek późną nocą. Było całkiem pusto na sądeckim rynku i padał zjawiskowo śnieg. Podszedł do mnie człowiek, który ochrypłym głosem przedstawił się i oświadczył bez ogródek, że potrzebuje „5 złotych do flaszki”.
Twierdził, że się spieszy, bo na niego czeka kolega w mieszkaniu obok biblioteki publicznej. Zaintrygował mnie jego wigor i przedziwny rozmach. Wcale nie było źle z jego trzeźwością. Zapytałem go, jak mu się żyje w mieście. Odpowiedział, że kocha to miasto, kocha rynek i ulice Sącza. Najbardziej lubi wiosnę…
Po czym opowiedział o swoich rozległych kontaktach miejskich, nie tylko w półświatku, ale że zna większość radnych, że dyskutuje z nimi często. Ba, że zna prezydenta i także rozmawia o rozwoju miasta. Zaczął tak rozprawiać z dużym rozmachem. Rozgadał się. Snuł plany zmian w mieście. Był przy tym taki filozoficznie sentymentalny.
Można było również odczuć, że jest otrzaskany w takich rozmowach, gdy brakuje mu „5 złotych do flaszki”. Posiada know-how. Potrafił wyczuwać rozmówcę, a ja tą zimową nocą, przy tak padającym śniegu już samym oddechem zgłaszałem zapotrzebowanie na egzystencjalną magię.
Wydał mi się ów człowiek sympatycznym i bardzo znaczeniowo – pojemnym. Tak zrodziła się myśl, aby stworzyć cykl, gdzie zaistnieją: Sokrates, miasto, biblioteka, książki, wspomnienia i ekstrapolacje.
Innych bohaterów cyklu można podzielić na stałych i koniunkturalnych. Nie mają oni odwzorowania w rzeczywistości tak mocnego, jak Sokrates. Postacie są fikcyjne, ale można je jakoś przyporządkowywać. Ale co do Pana Prezydenta i Księdza Proboszcza, to bardziej inspirował mnie Mikołaj Rej ze swoim wójtem i plebanem.
Od pewnego czasu chodziło również o … „zjednoczonego” Księdza Proboszcza. Także o zjednoczonego Pana Prezydenta. Można się spierać, czy kreślona nadmierna doskonałość tych postaci działała na ich niekorzyść. Chodziło mi o to, aby Czytelnicy przy lekturze mogli nabrać sokratejskiego dystansu i ustrzec się pułapki nieomylności.
A Siostra Izydora? Ona jest fikcyjnym bytem, chociaż występowała osoba o takim imieniu w pewnym radiu w Toruniu. A Maciek? Kto z nas nie znał takiego Maćka, który zdawał się wiedzieć wszystko? I komu w młodych latach zazdrościliśmy otrzaskania…
Inne postacie pojawiały się i znikały. Miały być i były oniryczne i mgławicowe. I jakoś pasowały do konwencji. To miało w stworzyć wrażenie przygód w konkretnych miejscach, z osobami, książkami. Ważną role odgrywały dwie rzeki – Kamienica i Dunajec. Woda ma własność oczyszczającą.
Wszystko to miało być jak – rozszerzona rzeczywistość. Trochę z Kafki, trochę z Schulza. „Czarodziejska góra” po sądecku.
Tak powstał cykl, w którym miało nastąpić połączenie: edukacji, przygód, surrealizmu, dygresji, ze szczyptą liryzmu. Czy to się udało, to niech osądzą Czytelnicy.
Noszę się z zamiarem kontynuacji pisania, ale już luźno związanym z „Sokratesem”. Chociaż mający związek przyczynowo-skutkowy.
Kilka lat temu napisałem coś w rodzaju książki, której nie wydałem. Jej tytuł to: 100 opowiastek o świecie. Niezbędnik ¾ inteligenta.
Lubię okrągłe cyfry i liczbę 100. To materiał popularno-naukowy. Zdecydowanie chcę, aby była popularyzatorska. Te kwalifikacje są trochę niezręczne, bo współcześnie „naukowość” stygmatyzuje ujemnie. Poza tym nie jestem naukowcem w żadnej mierze.
Książka powstała wcześniej niż Sokrates. Ten cykl był niejako kontynuacją „Opowiastek„. To perwersyjne – czytać od końca.
W zasadzie Sokrates był skutkiem, a Opowiastki – przyczyną. Wiele opowieści zaczyna się od skutku. Większość filmów kryminalnych zaczyna się od zbrodni – skutku. A śledztwo odkrywa przestępcę – depozytariusza przyczyny.
Ale jest i praprzyczyna – przyczyny. Otóż, kiedyś chyba w 2016 roku spędzałem biesiadny czas z pewny profesorem nauk ścisłych. Na moje nieszczęście rozmowa przeszła na nauki ścisłe. No i co się okazało?
Moją wiedzę chemiczną streściłem bodaj w 5 minut, fizyczną w 10. A zagadnienia matematyczne sprowadziły się do … twierdzenia Pitagorasa. Reszta to były entropijne resztki po i tak ułomnej całości.
To mnie również zainspirowało do przeprowadzenia prywatnych badań nad zjawiskiem niewiedzy i nieuctwa. Okazało się, że znajomi określający się jako humaniści dysponują żenującym stanem znajomości zagadnień „ścisłych”, ale i znani mi ludzie „ściśli” dysponowali podobnym poziomem wiedzy w zakresie ogólnej humanistyki.
Moje badania wykazały także, że ta nieznajomość często staje się sprawą starannie skrywaną i głęboko intymną. Nie jest łatwo obnażyć się z zupełną bezradnością wobec zagadnień fundamentalnych. To wymaga odwagi, poniekąd sokratejskiej. Chociaż samemu Sokratesowi chodziło o coś jednak innego, gdy oświadczył – Wiem, że nic nie wiem.
Jest podobno takie podejście wśród naukowców, że jak czegoś nie wie, to … pisze się o tym książkę. To pozornie wydaje się sprzeczne, a nawet głupio bezczelne. Ale po namyśle, to nie jest takie bezsensowne. Wszak pole wiedzy ludzkiej poszerza się w wyniku ciekawości, która wynika z niewiedzy.
Tak też zrodził się pomysł napisania książki. Kosztowało mnie to kilka lat. Przesłuchałem setki wykładów mądrych ludzi. Przeczytałem wiele książek w przedmiocie, ściślej w wielu przedmiotach. Dokonałem zindywidualizowanej syntezy.
Uznałem, że jako dyletant mam „mandat” do napisania czegoś przydatnego dla innych dyletantów. Mój mandat wynika ze zrozumienia podstaw nierozumienia zasad funkcjonowania świata.
Dyletant posiada także dostateczny ładunek empatii, aby zrozumieć tych, którzy – nie rozumieją. Albert Einstein nie jest w stanie zrozumieć podstawowych deficytów w zakresie fizyki teoretycznej dyletanta. Najpewniej go przeszacuje. Ja uznałem, że potrzebna jest minimalistyczna adekwatność.
Tematykę książki podzieliłem na 8 części. Te uznaniowo potraktowałem jako – niezbędnik dla każdego człowieka, który chce zrozumieć świat. I tak zająłem się dyscyplinami: nauka, filozofia, matematyka, fizyka, aksjologia, prawo, genetyka, nauki społeczne.
Będą to fundamentalne zagadnienia dla tych dyscyplin. Lektura ma pomóc w uporządkowaniu podstawowej wiedzy odnośnie świata. Będą pisane przemiennie. To ma ustrzec przed znużeniem.
Nie staram się także podawać własnej interpretacji, bo to okaleczyłoby te teksty mocno. Czy dyletant może coś interpretować, aby inni to przyjmowali? Nie. Może się odnieść, ale w czytelny sposób, aby można było rozróżnić, co jest obiektywnie, a co sobie o tym myśli dyletant.
I tak powstał „niezbędnik” inteligenta. W Nowym Sączu istnieje zapewne wiele osób aspirujących do miana inteligenta, a może także do określenia – człowieka rozumiejącego.
W ostatnim czasie obserwujemy swoisty kryzys nauki. Jest ona podważana, zastępowana pseudonaukami, teoriami spiskowymi. Głoszą je często właśnie dyletanci albo cwaniacy. Ja nie chcę przyłączyć się do tej grupy ze swoimi kalekimi interpretacjami.
Pewien sądecki literat ironicznie zaapelował, aby pisać dalej Sokratesa i w odcinku 2143 zdradzić, kto stał za wielkim wybuchem. W tym cyklu także nie zdradzę, bo nie wiem. Zresztą są tacy co wiedzą.
Chciałem pisać tak, aby można było to zrozumieć każdemu – chcącemu zrozumieć. Czy to udało się, to tego nie wiem. Jeżeli nie uda się, to moja książka stanie się dowodem fiaska. A jeżeli w jakiejś części uda się, to będzie to sukces.
Dodałem do każdej ze stu opowiastek pewien nowy komponent. Otóż, na końcu każdej części wypowiadać się będą w pierwszej osobie: Pan Prezydent, Ksiądz Proboszcz, Maciek i Siostra Izydora.
To zapewni pewną kontynuację z Sokratesem, a może przy okazji element humorystyczny. Wielu Czytelników polubiło te postacie. One będą zatem nadal literacko żyć, ale…
Wypowiedzi tych czterech postaci odnosić się będą do każdej części. Ale tutaj jest pewne novum, a nawet niespodzianka…
Te wypowiedzi pisać będzie – Artificial Inteligence. Oczywiście, ona będzie przeze mnie starannie zaprojektowana, poprzez nadanie pewnej konwencji i cech tych wypowiedzi. Będzie w tym „palec Sokratesa”.
Pan Prezydent wygłaszać będzie mowy wiecowe. Ksiądz Proboszcz kazania. A Maciek będzie dyskutował z Siostrą Izydorą. Więcej napisać nie mogę, aby zapewnić suspens.
Z cyklem ruszę za tydzień albo dwa tygodnie. On będzie posiadał nową wizualizację. Ta multidyscyplinarność kieruje do odwołania się do ludzi Renesansu i samego Leonardo da Vinci.
PS
Jak mi wpadnie w rękę jakaś ważna książka, to Sokrates zostanie czasowo aktywowany.