Strona główna Twoje miasto

Sokrates w Nowym Sączu słucha „Symfonię pieśni żałosnych” Góreckiego

Reklama

CZĘŚĆ TRZYDZIESTA PIERWSZA

Upały się kończą. Nie będę pisał o Kasztanie. Nie będę pisał o wróblach. Nie będę nawiązywał do kampanii wyborczej. Odpocznijmy od polityki. Ale o czym będę pisał, to jeszcze nie wiem. To zależy co odnajdę na bibliotecznym parapecie.

Opowiem jednak, co wydarzyło mi się na Jagiellońskiej. Otóż, podszedł do mnie młody człowiek, taki przed 30-tką. Bez ogródek zaczął rozprawiać o Willard van Orman Quine. Podobno nastąpiło poruszenie wśród sądeckiej młodzieży liczonej do 40-tki. Podobno młodzi ludzie porzucają idealizm na rzecz pragmatyzmu. Podobno może to mieć wpływ na rozstrzygnięcia wyborcze w Nowym Sączu. Ale jak to się rozleje na cały okręg 14? No i wychodzi na to, że biblioteka publiczna, podrzucane mi książki i moje o nich pisanie mogą zaważyć wyborczo. Ale dość z polityką!

Reklama

A może ten młody człowiek zwyczajnie przesadzał? Może chciał mnie w coś wkręcić? Może tak być, ponieważ opowiedział o zdumiewających wprost wydarzeniach. Podobno na Falkowej powołano Ruch Blask-Znaczenia. Ten Ruch za patrona wziął sobie samego Ludwiga Wittgensteina. Ale nie dość tego, równocześnie ukonstytuowała się inna grupa na Helenie. Oni nazwali się: Koalicja Ofensywy Znaczenia. Nie inaczej, tylko ich patronem stał się właśnie Willard van Orman Quine.

A na osiedlu Kochanowskiego pewien Radny Miejski chce powołać gremialne towarzystwo fascynatów filozofii analitycznej. Prowadzą podobno jeszcze spór o nazwę swojego towarzystwa, no i patrona. Pan Radny obstaje za Gottlobem Frege. Młodzież chce Alfreda Tarskiego. Kobieca część upiera się przy Bertrandzie Russellu. Pewnie się dogadają. Falkowa i Helena już organizuje regularne spotkania, odczyty, pogadanki. To przyspieszy decyzje na o. Kochanowskiego. A gdy oni ruszą… Przecież to największe osiedle w naszym mieście.

Czy to jest w ogóle możliwe, aby w naszym mieście działy się takie rzeczy? A może to wszystko tylko mi się wydaje i przeniosłem się do świata fantasy? Świat staje się moim wyobrażeniem. A może to początek paranoi?

Jeżeli to wszystko prawda, to wychodzi na to, że filozofia analityczna zaistniała w Nowym Sączu pełną gębą. Młody człowiek z Jagiellońskiej zaproponował mi, abym stał się honorowym członkiem powstałych towarzystw. Odmówiłem. Ja nie nadaję się do żadnych honorów, do pierwszego szeregu. Jakżeby to wyglądało, aby taka łajza jak ja, świeciła publicznie swoją gębą i jeszcze paradując w tym znoszonym waciaku.

Zasugerowałem narwanemu młodzieńcowi, aby w rolach honorowych obsadzili sobie: Księdza Proboszcza w Ruchu Blask-Znaczenia. Pana Prezydenta zaś w Koalicji Ofensywy Znaczenia. Gdyby się tylko zgodzili, to wówczas nadałoby to dodatkowego rozmachu tym towarzystwom. Zasadniczo występować publicznie powinny osoby z ogładą i wprawą. Trzeba mieć także coś do powiedzenia. Czuje pobudzenie i ciekawość. Idę wprost pod elewację biblioteki publicznej.

Nie ma książki! Co się dzieje? Ludzie będą zawiedzeni. Czyżby biblioteka zmieniła strategię edukowania publicznego? A może chce dać odpocząć. A może za mało czasu jest na dogłębne zrozumienie Willarda van Ormana Quine? Tak to było mocne. Ludzie jeszcze czytają, analizują. Nie ma co wyjeżdżać z nową pozycją. To jest rozsądne. No ale jest na parapecie płyta. Pamiętamy, gdy Pan Prezydent pożyczył mi 24 koncert Mozarta. Ile miałem z tego radości.

No i jest zupełne zaskoczenie. III Symfonia pieśni żałosnych. Henryk Mikołaj Górecki. Antoni Wit prowadzi orkiestrę. Zofia Kilanowicz śpiewa sopranem. To leży na prezydenckim parapecie, czyli Pan Prezydent słucha polskiej muzyki współczesnej. To On musiał także wstrzymać dystrybucję filozofii analitycznej. Nie dlatego, że chce ten płomień zagasić w naszym mieście. W tym musi być większy zamysł. On przecież intencjonalnie pożycza mi Góreckiego!

Muzyka Góreckiego to minimalizm, repetycja. Podobnie minimalistyczna jest filozofia analityczna. To je łączy. To się rymuje! Niesamowite wyczucie posiada Pan Prezydent! Minimalizm to jednak nie jakaś prosta, nudna ramota. Powtarzanie motywu. Górecki dochodzi do maksymalnej ekspresji. Tylko on tak traktuje dynamikę. Wszystko staje się krańcowe. Jest zatem redukcja i wielka witalność tej muzyki. Takiego zabiegu dokonał przecież Quine. No dobrze, podobnej operacji.

Gdzie ja to odsłucham? Wstyd mi iść znowu do przybytku w rynku, bratać się znowu z podchmielonym Onufrym Zagłobą. Lubię chłopa, ale on jest jednak zbyt serdeczny. Ja nie mogę się odwzajemnić i mam wyrzut sumienia. Poza tym, oni tam preferują Mozarta. Słuchają codziennie Wesela Figara na zamianę z Don Giovannim. Górecki to jednak inny ciężar. Ten mikst metafizyczno-transcedentalny nie będzie im pasował, ich klientom także.

Muszę znaleźć jakiś inny przybytek. Chodzę po mieście codziennie. To musi być lokal, gdzie gra się muzykę nietuzinkową. Albo muzyka pełni inną ważną rolę. Kiedyś była taka pizzeria na Jagiellońskiej. Tam siadywałem sobie przy wejściu. Lubiłem wąchać zapach pizzy. Puszczali także muzykę, włoską operę. Podobno tam sam Pan Włoch serwował te pizze, lasagne. Nie stać mnie na takie luksusy, ale siedzieć przed wejściem i wąchać mi pozwalali. Ale teraz nie ma już tego lokalu, przynajmniej w tym miejscu.

III Symfonie słuchałem jeszcze w 1977, dokładnie 4 kwietnia. To była premiera! Słuchałem tego w radiu, bezpośrednio. Stefania Woytowicz ciągnęła sopran. Głos miała głęboki. Dreszcze przechodziły po plecach. Górecki napisał tę symfonie zainspirowany słowami, które młoda dziewczyna wyryła na ścianie katowni gestapo w Zakopanym w 1944. To jest treść śpiewana przez sopran. To robi wrażenie. Kiedyś ten koncert odtwarzali w Auschwitz. No i gdzie pójdę z taką muzyką? Kto mi ją puści? Klienci zamiast zamawiać pizza będę płakać. Może to być także pewną reklamą lokalu, ale to wszystko jest jednak kontrowersyjne.

Jest pewien lokal w okolicach Wałowej. A może nawet na Wałowej. On ma dobrze osadzony kontekst. Tam mieściło się kultowe akwarium – pijalnia piwa. Jeszcze mam przed oczami te wspaniałe portery zmęczonych życiem mężczyzn, pijących mętne piwo z oszczerbionych kufli. Pani Barmanka, w śnieżnobiałym kitlu, z plastikowym diademikiem na głowie, polewająca złocisty płyn – cienkim, czerwonym szlauchem (znanym u nas jako szlauf). Bywało się w tym miejscu, oj bywało. Atmosfera była zawsze frapująca. Wspomnienia, wspomnienia, milczcie wspomnienia…

Może gdy się powołam na to, że jestem starym wiarusem z akwarium, to coś wskóram. To poważny argument. Może pozwolą posłuchać mi Góreckiego z rana, jak nie ma klientów? Nie chcę straszyć gości tą bombą sentymentu i czystej żałości. Pan Prezydent z Księdzem Proboszczem słuchają podobno tej muzyki w milczeniu, pijąc krwistoczerwone porto z kryształowych kielichów. Tak, czerwień pasuje do III symfonii Góreckiego.

Idę na Wałową. Jest fikuśny budyneczek. Bistro. Podchodzę. Stoi kobieta przy wejściu. Twarz znajoma. Ale nie mogą sobie przypomnieć, skąd ja ją znam. Przedstawiam moją sprawę prosto z mostu. O dziwo idzie gładko. Zadziałał argument z pijalnią piwa akwarium, żem był klientem. Dobrze, że nie ma jeszcze gości w bistro. Jest 7 rano. Rześkie i rzadkie powietrze. Jakże brzmi symfonia Góreckiego z rana!

Pierwsza część symfonii to czysty kanon z inwokacją sopranu. Druga część to pieśń to lament z prostą budową ABABC. Trzecia część To XV-wieczny motyw. Wszystkie te części łączy tragiczność i cierpienie, czysta żałość rozlewa się z wolna, ale konsekwentnie wzbiera. Czaruje i osacza słuchającego. Ta muzyka kompletnie nie nadaje się do odtwarzania w lokalu gastronomicznym, ale w domu pogrzebowym owszem.

Słowa tych pieśni-lamentów są także tragiczne. Najbardziej to te słowa wyryte w celi przez osiemnastolatkę: „Mamo, nie płacz, nie. Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario”. No i to śpiewa Zofia Kilanowicz i wychodzi tak, jakby strugi miodu wpadały w mleko.

Słucham Góreckiego w towarzystwie szanownej Pani. Ona okazuje się właścicielką lokalu. Mnie zaczyna mi się wydawać, że to ona śpiewa sopranem, a nie Kilanowicz. Zaczynam teraz kojarzyć, że to ten lokal, gdzie…. O tym lokalu krążą po mieście nieprawdopodobne opowieści. Ja sam nie wiem, czy w to wierzyć. Oni wcześniej mieli lokalizację na Jagiellońskiej, tam gdzie siadywałem i wąchałem zapachu pizzy. Wszystko zatem idealnie się układa, jest kontynuacja.

Podobno w tym bistro zsynchronizowano kartę dań z ariami opery włoskiej. Ale w bardzo zajmujący sposób. Ktoś zamawia tagliatelle, to Pani Właścicielka wychodzi na środek lokalu w czerwonej sukni i śpiewa arię Madame Butterfly Un bel di, vedremo, A gdy ktoś zamawia tortellini, to Pan Włoch wychodzi na środek w smokingu i zapodaje arię Cavaradossiego z Tosca E lucavan le Stelle. Oni nie mogą zbankrutować. Mają pomysł na marketing. Lokale gastronomiczne nam się zamykają w Sączu, oni będą trwać, bo mają hybrydowy marketing.

A ja teraz słucham III symfonię Góreckiego w towarzystwie Pani Właścicielki. Ona zaczyna mi przypominać młodą Frederice von Stade, moją młodzieńczą, nieodwzajemnioną miłość. A wszystko przez to, że zaśpiewała… co ona nie śpiewała… Jakże ja chciałbym usłyszeć, jak Pani Właścicielka śpiewa Butterfly… Ale oni nie wpuszczą mnie do środka w tym waciaku, to pewne. Poza tym nie stać mnie na tagliatelle.

III symfonia nie zrobiła wielkiej kariery na początku, w latach 70-tych. Jej sława wybuchnęła z całą mocą w 1991. Odtwarzano ja ciągle, trafiła nawet na listy przebojów muzyki rozrywkowej w USA. To niesamowite. Jak można wyobrazić sobie amerykańskiego nastolatka w Arizonie, który zajeżdża na stację paliw kabrioletem i żując gumę tankuje, a z głośnika snuje się muzyka i żałosna pieśń śpiewana przez Stefanie Woytowicz ze słowami Mamo, nie płacz, nie… Czy to nie dysonans?

Jestem wdzięczy Panu Prezydentowi za tę płytę. On kolejny raz prezentuje: rozmach, nietuzinkowość, multimedialność, dywersyfikację tematyczną i dużą wrażliwość. Płytę oczywiście oddam w nienagannym stanie.

PS

Czytajmy mądre książki i słuchajmy wielkiej muzyki.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj