
CZĘŚĆ PIĘĆDZIESIĄTA PIERWSZA
Nowy Sącz zimą nie wygląda tak jak latem. Krajobraz jest szary. No chyba, że sypie świeży śnieg. Domy w mieście są jakieś mniejsze. Betonowe bloki-klocki nie prezentują się wzniośle. Są olbrzymie, ale jakby martwe. Nie uskrzydla ich zieleń drzew. I czuć wszędzie w mieście pomieszany zapach benzyny i smogu. Krajobraz jest mały. Brak mu majowego rozmachu. Nie lubię stycznia.
Namieszałem ostatnim tekstem. Podszedł do mnie na Jagiellońskiej młody człowiek i oświadczył, że odwołał swoje urodziny. Po przeczytaniu tekstu o Ebnerze popadł w nostalgię przemieszaną ze smutkiem. Inny człowiek opowiadał, że podobno w Porębie, przy tamtejszym kościele, powołano „towarzystwo dialogiczne” pod wezwaniem Ferdinanda Ebnera. Ciekawe, czy na Falkowej funkcjonuje jeszcze towarzystwo miłośników filozofii analitycznej imienia Willarda van Ormana Quine?
No i jeszcze miałem jedno ważne spotkanie. Podszedł do mnie, na środku rynku, bardzo poważny człowiek i nazwał mnie bez ogródek: sądeckim Don Kichotem. No i to mnie poruszyło jednak. Jestem Sokratesem. Oponowałem, wyjaśniałem… Ale nagle zrozumiałem, że Don Kichot i Sokrates mają wiele wspólnego. Obrona Sokratesa miała w sobie coś idealistycznego, na granicy naiwności. Ludzie praktyczni zachowują się zupełnie inaczej. Ale ja nie mogę być praktyczny, nie umiem, nie chcę… Godzę się nawet zostać „głupkiem wiejskim”-miejskim.
Idę pod bibliotekę. Byłem pewien, co tam odnajdę. Zapewne kolejnego dialogika. Może Rosenzweiga? A tutaj pełne zaskoczenie. Na prezydenckim parapecie leży sobie … płyta. Trudno wprost uwierzyć. Tristan und Isolde. Ryszard Wagner. Pan Prezydent, a jakże, proponuje najsłynniejsze, ikoniczne wykonanie z 1952. Prowadzi Wilhelm Furtwangler, Izoldę śpiewa wielka Kirsten Flagstad. Tristana prowadzi Ludwig Suthaus. Pan Prezydent posiada wyborny gust muzyczny. Tego już wcześniej dowiódł.
Co on jednak chce mi i nam przekazać? To nie jest takie sobie, że pożycza mi Wagnera bez przyczyny. Poszedłem nad Dunajec przeprowadzić śledztwo poszlakowe. Mnożyły się pytania. Ale skleiłem w końcu coś do kupy. Wydaje mi się, że Pan Prezydent chce wpłynąć na … politykę zagraniczną Polski. Nie jestem szaleńcem. Przyjąłem taki oto tok rozumowania…
Pan Prezydent chce wpłynąć na znanego Pana Posła. Zakłada, że on czyta te moje teksty, że przesłucha sobie Tristana Wagnera, potem się wzruszy. Jest bowiem melomanem. No i złagodzi, a może i uskuteczni swój stosunek wobec Niemiec w kontekście reparacji wojennych. Taki może być misterny plan Pana Prezydenta. Starannie zaplanowana gra z Panem Posłem, o w kontrapunkcie sprawy ważne. A może Pan Poseł uzyska nowe argumenty w dyskursie z Republiką Niemiecką? To moja hipoteza robocza. Teraz przeprowadzę dowód.
Tristan i Izolda to monumentalne dzieło kultury Zachodu. Jest także … niemieckie. Jest czymś znacznie większym niż historia miłosna. To dzieło stawia podstawowe pytania dotyczące tożsamości i egzystencji człowieka. Jest jednocześnie bardzo rewolucyjne, jeżeli idzie o stronę muzyczną. Kompozycja Wagnera, już od pierwszego akordu, jest emancypacją dysonansu muzycznego. Wagner wyprzedził tak o 50 lat innego Niemca – Arnolda Schönberga. W Tristanie Wagner manifestuje jako pierwszy odejście od tonalności.
Pan Poseł jest melomanem. Tę predylekcję można było zaobserwować na noworocznym koncercie w Starym Sączu. Nie byłem, ale mam szczegółową relację z tego wydarzenia. Można było odnieść wrażenie, że ten koncert został w ogóle zorganizowany z myślą o Panu Pośle.
Pan Poseł był tego koncertu honorowym uczestnikiem, wspaniałą jego ozdobą. Laudację obecności Pana Posła wygłosił już na początku koncertu Pan Burmistrz. Wielu wzruszyła także jego konferansjerka. Poszedł „odwróconym” Ibiszem, co nadawało jego słowom dodatkowego znaczenia. One krzyżowały się, aby wreszcie skanalizować się muzycznie.
Koncert noworoczny w Starym Sączu nawiązuje do koncertów we Wiedniu. Tam grają Filharmonicy Wiedeńscy. W Starym Sączu doskonale zaprezentowała się orkiestra dęta. Zaskoczyła dojrzałością wykonania i dykcją muzyczną. Trzeba przypomnieć, że orkiestra ze Starego Sącza to amatorzy. Filharmonicy Wiedeńscy to wytrawni zawodowcy. Orkiestra ze Starego Sącza odniosła się także do tradycji wiedeńskiej. Wszystko wyszło brylantowo.
Furtwangler także prowadzi orkiestrę z dużym wyczuciem. Jest spontaniczność. Jest także perfekcyjne opanowanie formy. Nie jest to łatwe, jeżeli prowadzi się Tristana i Izoldę. To trudne dzieło. Ale gdy się ktoś przez nie „przegryzie”, to otrzymuje wspaniały bonus wielkiego przeżycia muzycznego. Pan Prezydent musi to wiedzieć. Umyślnie, moimi rękami, zaserwował tę pozycję Panu Posłowi. Mógł także wiedzieć, jak wzruszonym był Pan Poseł na koncercie w Starym Sączu. Do niego mocno przemawia muzyka.
Obecność Pana Posła na sali koncertowej w Starym Sączu była także wyzwaniem dla orkiestry i Pana Dyrygenta. Ten orkiestrę prowadził z dużym czuciem. Ekspresja dyrygowania przywoływała trochę Herberta von Karajana, trochę Jerzego Maksymiuka. Ktoś dopatrzył się także wpływu Krzesimira Dębskiego. Orkiestra układała mu się jak pasjans. Z kolejnymi taktami wyczuwalne stawało się zjednoczenie orkiestry, jakby w jeden instrument.
Ja znam to wykonanie Tristana z 1952. Wtedy Kirsten Flagstad udowodniła, że jest zjawiskowa. Tak, można swoją anielską zjawiskowość udowodnić. Trzeba zaśpiewać tak Izoldę jak Flagstad. Bagatela! Można było również zauważyć pewną inspirację Flagstad u Pani Mezzosopranistki ze Starego Sącza. Dostrzegł to chyba także Pan Poseł, bo niespokojnie kręcił się w krześle.
Dało się dostrzec również, jak Pana Posła porusza Habanera Bizeta. On wie, że podczas słuchania tego „kawałka” można zrozumieć „das Ewigweibliche” – wszystko co wiecznie kobiece… jak pisał Goethe. Obok Pana Posła siedziała przemożnie Pani Małżonka. To ułatwiało Panu Posłowi wzruszone przeżycie Habanery. Pan Poseł musi również znać przecież Goethego. Faust powinien być mu również bliski…
Dlaczego Pan Prezydent nie był obecny w Starym Sączu, to tego nie wiemy. Ale teraz chce zabrać swój głos muzyczny, w jakże wyrafinowany sposób: Wagner, Tristan, Furtwangler, Flagstat. Prowadzi także subtelny dialog z Panem Posłem, on brzmi jak ta ulotna fraza fujarki w trzecim akcie…
Zresztą, ten trzeci akt jest powalający. Można tego słuchać bez końca. A słuchanie trzeciego aktu Tristana i jednoczesne czytanie Ferdinanda Ebnera, Heideggera, Sartre, Camus powinno być zakazane. To grozi w popadnięciem w chroniczny stan melancholii.
Sekcja instrumentów dętych drewnianych ze Starego Sącza przeszła także ciężką próbę, gdy Pan Poseł podczas walca Szostakowicza uniósł naglę rękę na wysokość czoła. Nie chodziło jednak, że nuta spadła, tylko Pan Poseł podrapał się wytwornie po skroni. Sekcja „blaszaków” pociągnęła pięknie przy dumce. Pan Poseł dyskretnie pokiwał głową z uznaniem. Sekcja perkusji wybrzmiewała rytmicznie przy marszu. Pan Poseł stukał w rytm placem wskazującym w prawe kolano. Widziano także „szkliste oko” u Pana Posła gdy zagrali Płoną góry…
Już sam początek Tristana – słynne preludium – zapowiada ekstrema muzyczne. Totalność i niejednoznaczność. Strumień emocji. Introdukcja to gra tylko trzech taktów. Trzy najsłynniejsze trzy takty, jakie bodaj kiedykolwiek skomponowano. Niesamowite wprost! Wagner pisał o tej muzyce, że to: „nieustanne wzmaganie i obracanie się przeciwko sobie jednego uczucia – nostalgii nieznającej ukojenia ani końca”. Te 3 takty przewijają się przez cały dramat muzyczny. A początek trzeciego aktu jest spektakularną wariacją na temat tych 3 taktów.
Jest jeszcze coś dziwnego w Tristanie. Opowieść o miłości wlecze się. Staje się jakoś mniej ważna. Jest kobieta i mężczyzna. Tristan i Izolda. Są uwikłani są w związek miłosny. On jest sprzeniewierzeniem się obyczajowi i honorowi. Izolda jest przeznaczona samemu królowi. Tristan jest wiernym paladynem, przyjacielem i wiernym sługą króla Marka. Kochankowie działają ponad narzucone tradycją ograniczenia. Tragicznie szukają przestrzeni dla własnej wolności i namiętności. Ostatecznie zostają rozdzieleni przez śmierć z miłości. Ach, ta Flagstad…
Tak sobie pomyślałem teraz, a gdyby tak kulturalny i artystyczny Stary Sącz szarpnął się i wystawił latem 2024 Tristana i Izoldę na starosądeckim rynku? Pan Burmistrz zaprosiłby na premierę Pana Posła, a może i nawet samego… Tak, wiadomo kogo. Pan Prezydent i Ksiądz Proboszcz także przybyliby wówczas na premierę. Pan Burmistrz wykonałby konferansjerkę. Gdy przybędzie wielu znamienitych gości, to laudacje i przywitania trwać będą jakąś godzinkę, ale Pana Burmistrza słucha się dobrze. Mówi spiżowym tenorem.
Ja aż się boję słuchać Tristana, szczególnie 3 aktu. Orkiestrowy początek jest niebywały. Jak można tak zawiesić ton? A gdy Izolda umiera z miłości nad trupem Tristana, to tego nie można spokojnie słuchać. Nie wiem, jak radzi sobie z tym Pan Prezydent. Boje się trochę o Pana Posła. Przy słuchaniu ostoją mu będzie Pani Małżonka.
No i napiszę to. Zaczynam sobie wyobrażać, jak w duecie śpiewają Pan Poseł Tristana, a Pani Małżonka Izoldę. Króla Marka pociągnie Pan Prezydent. Ich historia splata się również, snuje się od wielu lat. Wiele ich łączy. Jakież byłoby to plastyczne, zwłaszcza scena końcowa. Ale Wagnera śpiewa się trudno i mogą to uczynić tylko wybitne głosy.
Tristana i Izoldę napisano, skomponowano, zagrano. Działo się to w Niemczech. U nas w Polsce Mickiewicz napisał Świteziankę, Chopin skomponował niesamowitą balladę f-moll, a zagrał ją z dużym czuciem Kristian Zimmermann. Odczuwanie narodowych kompleksów niższości bądź wyższości jest wyrazem defektu intelektualno-emocjonalnego. Należy zdecydowanie i mocno postulować, aby docenić w większym stopniu Tristana Wagnera, niż niemieckie: mercedesy, bosche, siemensy…
Tristan und Isolde to dzieło szczególne. To dzieło zmieniło wiele w muzyce. Nic w muzyce nie mogło być jak wcześniej. Nawet odważnie można stwierdzić, że muzyka była przed Tristanem i po Tristanie. Moc płynąca z muzyki Wagnera porażała wszystkich następców. Nie ma w tym wielkiej przesady. Jak ktoś nie wierzy, to niech spyta Pana Prezydenta. On to z pewnością potwierdzi.
Tak, Stary Sącz powinien wystawić plenerowo Tristana und Isolde! Podpowiem także, że jest już wszystko gotowe. Wystawiano Tristana w Łodzi. To samo przedstawienie, które wystawiono w The Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Reżyserował Polak – Mariusz Treliński. Nowojorczycy byli zachwyceni. Pora zachwycić Tristanem i Izoldą Sądecczyznę!
Ile rynek w Bryjowie pomieści ludzi? Kilka tysięcy, ale w okolicznych uliczkach, gdyby wystawić telebimy, to na premierze można zebrać i 10 tysięcy widzów. To byłoby wydarzenie! Stary Sącz stałby się na jakiś czas kulturalną stolicą Małopolski.
Pan Prezydent wie, że Wagnerowska projekcja ekstremalnych uczuć musi nas poruszyć. To jest noworoczne wskazanie Pana Prezydenta. To jest jego prawdziwe orędzie. To jest równoczesny message do Pana Posła. Chce mu zaprezentować kulturę niemiecką, ale i europejską. To Pana Posła ma przekonać. To ma rozpocząć jego kontrapunkt intelektualny w anturażu muzycznym Wagnera.
Mamy liczne odniesienia u Wagnera do innych Niemców: Schopenhauera, Goethego, Heinego, Rilke, Schellinga. A to że Hitler słuchał także Wagnera, to jest niestety pośmiertną porażką Ryszarda Wagnera. Ten potwór nic nie zrozumiał z tego.
Gdzie ja tego będę słuchał? To ponad 4 godziny słuchania. Zagłoba tego nie wytrzyma, chyba, że mu dać beczkę piwa. Na Wałowej będą także kręcić nosem. A może tak pójść na plebanię, do Księdza Proboszcza? No dobrze, jak nie uda się tego przesłuchać, to zacznę odtwarzać muzykę w pamięci, będę rozgrywać te 3 takty. Kirsten Flagstad mi już śpiewa w uszach.
PS
Czytajmy mądre książki i słuchajmy wielkiej muzyki.