
CZĘŚĆ CZTERDZIESTA ÓSMA
Święta powtarzają się co roku i co roku poruszają wyobraźnię. Chodzę po ulicach miasta. Nowy Sącz jest zupełnie pusty. Jestem ja i mnóstwo świateł. Jest gloria wigilii w zupełnie pustym mieście pełnym cyrkowych iluminacji. Czy to nie paradoks?
Czy Wigilia to dobry czas aby pomyśleć o życiu? Strawy i prezenty pochłaniają głowy…
A ja tam lubię pomyśleć w wigilię o ludzkim życiu jako szkicu wieczności. Ale czy istnieje nieskończoność? Nie chce zaś myśleć, że życie jest wypchane nudną watą codzienności. Czasami tylko w życie wplatane są wydarzenia szczególne. Do takich należą na przykład święta Bożego Narodzenia ze swoimi wigiliami…
Spotkałem natomiast jednego człowieka, który przyszedł specjalnie na płytę sądeckiego rynku, aby mi zakomunikować, że pochodzi z Wólek. No i właśnie tam podobno powołano „sądeckie towarzystwo kwantowe” pod wezwaniem Hugh Erevetta. Pochłonęła ich mistyczna interpretacja teorii uniwersalnej falowości Erevetta. Nie zdziwiło mnie to szczególnie, chociaż sądziłem, że takie stowarzyszenie pojawi się na Falkowej. Tam mieszka Pan Prezydent i pewien zjawiskowy, prawie kwantowy Pan Radny.
Idę pod bibliotekę. Ciekawe, co i kto zaserwuje mi dzisiaj do czytania. Przeczytam to ja, a wraz ze mną może kilkunastu mieszkańców Nowego Sącza. Czy będzie to kontynuacja mechaniki kwantowej? Czy może jakieś nawiązanie do świąt, do wigilii? Nie zakładałem, że znajdę Opowieść wigilijną Dickensa, ale coś uduchowionego. A może nawet poruszającego i wstrząsającego. To moje chodzenie do biblioteki jest jak … skoki na główkę w strumienie wodospadu Niagara.
No i zaliczyłem pełne zaskoczenie. Po pierwsze, zauważyłem, że obciążony jest proboszczowy parapet. No i co? Wybór pism. Dietrich Boenhoffer. Znałem go doskonale z młodości. Na lekcjach religii Siostra Izydora wręcz zanudzała nas Boenhofferem. Miała do niego stosunek wprost miłosny. Proszę nie przypuszczać niczego złego. Ten stosunek miłosny Siostry Izydory był ukierunkowany wyłącznie do skrzydlatej myśli Boenhoffera.
Udałem się na ulicę Ducha i zacząłem łakomie czytać pisma Dietricha Boenhoffera. Śnieg poprzestał padać i było całkiem ciepło. Chociaż koksownik opalany błękitnym węglem byłby wskazany. Pan Prezydent jednak nie wystawił tych pożytecznych urządzeń. Szkoda.
Zadziwił mnie Ksiądz Proboszcz tą lekturą. Dietrich Boenhoffer to jeden z najbardziej oryginalnych teologów XX wieku, a i można zaliczyć wiek XXI. Boenhoffer rzucił przełomową myśl, a w zasadzie wezwanie do … „bezreligijnego chrześcijaństwa”. Tak, oddzielił wyraźnie religię i Jezusa Chrystusa. Boenhoffer chciał uwolnić swoją teologię od kościelnych ograniczeń i skierował swoją krytykę w stronę samego Kościoła. „Kościół staje się fioletowy, opiera się na nabożnych sloganach […]. Zanosi się na wielkie umieranie chrześcijaństwa”. Tak napisał.
Czytam także i inne mocne stwierdzenia…. że trwanie chrześcijaństwa w religijnym kieracie przebrzmiałych i skostniałych, metafizycznych koncepcji wyjaśniających Boga i jego relację do świata jest jałowe i naiwne. Że to właśnie religia „wypchnęła Boga ze świata”. Boenhoffer mocno apelował, aby wyzwolić Jezusa z religijnych miazmatów.
Może właśnie dzisiaj, w wigilię trzeba przeczytać Boenhoffera? I dlatego Ksiądz Proboszcz przewrotnie serwuje nam jego pisma. Przecież Ksiądz Proboszcz jest człowiekiem Kościoła i religii. Zapewne niełatwo czytało się takie antyreligijne stwierdzenia Księdzu Proboszczowi. Ale dobrze, że jest wyposażony w umysł krytyczny i on pozwala wytrzymywać krytykę w pokorze, wziąć ją na klatę.
Czy narodzony Jezus ze swoją niemowlęcą golizną może się stać symbolem czystej wiary? Tak, to ważne pytanie, dzisiaj w wigilię Bożego Narodzenia. Niech i ono padnie u nas w Sądecczyźnie, w Nowym Sączu.
Boenhoffer był księdzem, ściślej pastorem. Czyli … nie dość, że protestant, to jeszcze Niemiec. Czy ktoś taki może zyskać uznanie na naszej ziemi, w naszym mieście? Tutaj wszak wykwitła „myśl reparacyjna”, antyniemiecka, rozwijana przez pewnego polityka upadłej władzy. Nie może pomóc fakt niezłomnego życiorysu Boenhoffera i to, że Hitler go tępił i w końcu brutalnie zabił w obozie koncentracyjnym. Czy Niemiec nie może być jednak Polakowi bratem?
A Chrystus mówił, że … „Nie ma Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety… Pisali po tych słowach Jezusa: wszyscy bowiem jedno jesteście w Chrystusie Jezusie. To uważnie przeczytał Boenhoffer. Czy to nie jest odpowiedź na nacjonalizm? Czy zadeklarował feminizm? Czy Jezus był lewakiem? A mówi się po sądeckich wioskach, że Pan Jezus był Polakiem, a Matka Boska urodziła się pod Częstochową. No i te ludowe odpusty i płaczące krzyże…
Boenhoffer zadał dwa zasadnicze pytania: „Czym właściwie jest dzisiaj dla nas chrześcijaństwo, kim jest Chrystus?” I drugi zestaw pytań uszczegółowionych: „Jak świat, który stał się dorosły, może być światem Chrystusa?” ”W jaki sposób Chrystus może być Panem także bezreligijnych? Jeśli religia jest tylko szatą chrześcijaństwa […] to czy jest bezreligijne chrześcijaństwo?”
Bezreligijne chrześcijaństwo nie znaczy, że jest ono bez Boga. Przeciwnie, to chrześcijaństwo, gdzie w centrum jest krzyż, jest Chrystus. Jedną z kluczowych kategorii w teologii Dietricha Boenhoffera jest wspomniane „bezreligijne chrześcijaństwo”. Ważne jest jednak wezwanie do życia według moralnych zasad „tak, jakby Boga nie było„. Prawda, że jest to szokujące? Pamiętamy, co pisał Emmanuel Levinas o kunktatorskiej „ekonomii zbawienia”.
Boenhoffer znajdował wspólny język z ateistami. Można powiedzieć, że niechrześcijanie bywali bardziej chrześcijańscy niż chrześcijanie, dlatego szukał z nimi wspólnego języka. Boenhoffer uważał, że chrześcijaństwo powinno odnaleźć nowy paradygmat. Czy nie jest to aktualne także dzisiaj? A gdy pomyślimy o Polsce, to szczególnie jest to aktualne. Ciekawe, co o tym sadzi Ksiądz Proboszcz? To, że pożycza pisma Boenhoffera, nie oznacza, że zgadza się z jego diagnozą i receptą.
Zacząłem relacjonować myśl Boenhoffera od wątków teologicznych, ale ze względu na święta Bożego Narodzenia postanowiłem przyjąć taką kolejność właśnie. Kontynuuje zatem boenhofferowską krytykę religii. Ona ma oświeceniowy wymiar. Przedstawię założenia: Bóg religii jest silny i potężny. Tak go przedstawia tradycyjna religia. To jednak wytwór fantazji ludzkiej. Tak człowiek próbuje sobie poradzić z poczuciem przygodności swojej egzystencji. I to są właśnie złe założenia według Boenhoffera.
Według Boenhoffera ludzie zmieniają się poprzez dojrzewanie i pozbywanie się naiwności. Autonomiczny, nowy, dojrzały człowiek potrafi sam uporać się z własną egzystencją. Bez mitologicznych wyobrażeń i ciągłego odwoływania się do wieczności. Chodzi również o wizję „nieba”. Która ma uprawomocnić doczesne życie. To trzeba zmienić.
Boenhoffer pisze wprost: zmierzamy w kierunku całkowicie bezreligijnych czasów. Dzięki krytyce religii Boenhoffer na nowo odczytał chrześcijańskie przesłanie. Zarzucił Boga metafizyki i ulokował Boga w „centrum świata”. Po to aby dać przykład prawdziwego człowieczeństwa. „Nowym człowiekiem” okazał się Jezus Chrystus. Teraz zaczynam rozumieć już, dlaczego Ksiądz Proboszcz wręcza nam pisma Boenhoffera właśnie dzisiaj w wigilię Bożego Narodzenia…
Jezus narodził się do centrum egzystencji ludzkiej i „zagarnia człowieka w samym środku życia”, „rości sobie i Królestwu Bożemu prawo do całego życia ludzkiego, we wszystkich jego przejawach”. To mocno wybrzmiewa właśnie dzisiaj, w wigilię. Czytam i takie zdanie, jak powinno się mówić wedle Boenhoffer o Chrystusie: „nie na granicy, ale w samym centrum, nie w chwilach słabości, lecz siły, nie wobec śmierci i winy, lecz wobec życia i dobra ludzkiego”. Jezus Chrystus jest Bogiem – ludzkiej codzienności. Zdumiewające…
Dalej Boenhoffer snuje oczekiwania: „Dojrzałość świata nie będzie już powodem polemiki i apologetyki, tylko świat ten zostanie rzeczywiście lepiej zrozumiany, niż sam siebie rozumie, a mianowicie z perspektywy Ewangelii i Chrystusa”. Takie rozwiązanie dyktuje Dietrich Boenhoffer.
Według Boenhoffera Jezus Chrystus daje nam wskazania, że należy żyć, dawać sobie rady z życiem bez hipotezy metafizycznego Boga. Nie jest to ateizm. To boska obecność realizuje się inaczej, jako „obecna nieobecność”. „Bez-bożność” realizuje się – wobec Boga! To trochę pogmatwane jest, trzeba się intensywnie „wmyślić” w to i wtedy stanie się jasna myśl Boenhoffera.
No i teraz należy przedstawić filozoficzne konsekwencje tak rozumianej teologii Boenhoffera. To życie doczesne „wobec Boga” powinno mieć charakter etycznej Odpowiedzialności. Ta jest bardzo ważna, wedle Boenhoffera. Pisze: „…nasz stosunek do Boga jest nowym życiem w „byciu-dla -innych”, udziałem w bycie Chrystusa”. Potrzebna jest ciągła odpowiedzialność. To taka totalna odpowiedzialność. Jej istota jest zaś – Substytucja (Stellvertretung).
Substytucja to bycie „w miejsce” drugiego. Życie jest zawsze życiem w miejsce innych. Tych ludzi, którzy umarli i tych którzy się narodzą. Jest także dla tych, którzy są niesamodzielni – dzieci, słabszych, itd. Bonhoeffer był zadecydowanym humanistą.
Człowiek robi coś za innych, w miejsce innych. Bycie „za”, „zamiast” konstytuuje człowieka, jego odpowiedzialność – „za”. To kluczowa sprawa. Troska o innego. Służba drugiemu, to jest odpowiedzialność i substytucja. Ona jest ostatecznym sensem odpowiedzialności za innego. Inny staje się pragnieniem, a nawet obsesją. Levinas posunął się jeszcze dalej i poprzez substytucję definiował miłosierdzie.
Boenhoffer i Levinas to przedstawiciele „filozofii dialogu”. Pamiętamy, że Ksiądz Proboszcz pożyczał już Całość i nieskończoność Levinasa i Filozofię dramatu Józefa Tischnera. Tak, „dialogicy” mieli hopla na punkcie relacji „ja-ty”. Podobnie Boenhoffer pisał, człowiek istnieje dzięki Innemu, czyli dzięki „Ty”.
Ja i Ty są pojęciami wymiennymi. Każde Ty zakłada najpierw Ja. Boenhoffer pisze, że „Bóg jest nieprzeniknionym Ty”. Ale, aby dotrzeć do Ty-boskiego, to trzeba dotrzeć do Ty-człowieka. Tego człowieka, którego spotykamy. Każde ludzkie Ty jest odbiciem boskiego Ty.
Relacja Ja-Ty jest głęboką relacją etyczną. I tak Boenhoffer w sposób zaskakujący dochodzi do – Transcendencji. Ona ma charakter etyczny. Jest etyczną Transcendencją. Czy to nie jest zaskakujące? A intuicyjnie osadzamy transcendencje, gdzieś na obrzeżach świata fizycznego, materialnego. A tutaj masz! Transcendencja jest tuż obok i ona mieści się w – w drugim człowieku! Niesamowite! Boenhoffer był bardzo kreatywnym człowiekiem…
Taką brawurową koncepcję Transcendencji Boenhoffer sformułował w swojej pracy habilitacyjnej Akt und Sein. Ja teraz czytam jej fragmenty. Wciągam się coraz bardziej w świat Boenhoffera. A jest dzisiaj wigilia, a ja zamiast barszczu z uszkami konsumuję stwierdzenia, że Bóg nie może być przedmiotem poznania, bo pozostaje „zawsze za plecami człowieka”. No i to wstrząsające zdanie: „Bóg nie jest Bogiem naszej świadomości”.
Ksiądz Proboszcz uczynił mi wiele radości pożyczając mi pisma Boenhoffera i to właśnie dzisiaj. Nie jestem już samotny. Spaceruję po rozświetlonym mieście, a towarzyszy mi Dietrich Boenhoffer. Zaczynam się czuć podobnie, jakbym był w Opowieści wigilijnej Dickensa. Towarzyszy mi Boenhoffer, jako wigilijny duch. A może już wieczorem udamy się razem z Dietrichem na plebanię, nawiedzić Księdza Proboszcza?
Na razie jednak uparcie i ufnie poszukam pierwotnego obrazu, tej rozstrzygającej formy wszelkich rzeczy. Kiedy go odnajdę, to przyjdzie ratunek i ukojenie. Wtedy będzie można wyjaśnić źródła niemej rozpaczy. A wszystko przez pytania, na które nie ma odpowiedzi. A przecież Dietrich Bonhoeffer daje wiele optymizmu. Ale porusza także pewną intymną strunę wścibskiej wątpliwości.
Nie pójdę pod kwantowy stadion na Kilińskiego. Siądę sobie pod kasztanem. Może już usiadł na gałęzi ten czarny gawron, który fruwał nad rynkiem rano…
PS
Czytajmy mądre książki.