Wczoraj skradziono moją tożsamość! Nie dowód osobisty ani nie paszport, gorzej: wykorzystano moje imię i nazwisko, przeprowadzono ze mną wywiad którego nigdy nie było. Zapytacie jak to możliwe? Sama nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale przeczytajcie ten tekst do końca, a być może Wam nasunie się jakaś odpowiedź, bo mnie nadal nie mieści się to w głowie.
Zacznijmy od soboty… Wyobraźcie sobie miłe spotkanie z dawno nie widzianą koleżanką, jest kawa, jest ciastko i miła rozmowa, która zeszła na temat pracy. Koleżanka jest dziennikarką, więc pytanie o temat nad którym obecnie pracuje nasuwa się samo. Fajnie się składa, bo koleżanka akurat ma już gotowy artykuł, który czeka tylko na korektę (zapamiętajcie to słowo, bo być może nie jesteście świadomi jego praktycznego znaczenia). Chętnie przeczytałam rzeczony tekst, temat był ciekawy i ładnie podany, a że dotyczył nielegalnych wysypisk śmieci, to przypomniałam sobie że mam zdjęcie zrobione przed kilkoma miesiącami, które byłoby świetną ilustracją do tego artykułu. Zdjęcie oczywiście udostępniam i proponuję aby koleżanka podpisała siebie jako autora tej fotografii. Koniec rozmowy na ten temat.
Niedziela. Jestem w górach, nade mną czarne chmury, na horyzoncie błyskawice i zaczyna padać deszcz… wyłączam telefon. Wyprawa okazała się być bardzo udana, burza nas ominęła więc po zejściu na dół włączyłam telefon z powrotem, a tam kilka nieodebranych telefonów od koleżanki dziennikarki, która przepraszającym głosem tłumaczy mi co zrobił pan redaktor naczelny (z bardzo małej litery) „korygując” tekst, który czytałam dzień wcześniej.
Poniedziałek. Co zrobił ów (tfu) redaktorek? Przeprowadził ze mną wywiad! Koleżanka w swej uczciwości podpisała mnie jako autorkę zdjęcia, a pan redaktor (z jeszcze mniejszej litery) postanowił te dane wykorzystać. Tak mili Państwo, udzieliłam wywiadu nie udzielając go. Och jakaż jestem w tym tekście oburzona, jaka kiwająca głową nad ludzkim brakiem zrozumienia. Tak bardzo jestem poruszona tematem dzikich wysypisk, że wypowiadam się aż cztery razy (z imienia i nazwiska), nie mówiąc już o tym jaki szum musiałam wcześniej wywołać skoro media lokalne tak szybko zainteresowały się tą sprawą (z artykułu wynika, że na wysypisko natknęłam się przed kilkoma dniami podczas spaceru i nikogo nie dziwią łyse drzewa na zdjęciu).
Wspomniana wcześniej korekta to tak naprawdę brukowa samowolka, bo redaktor naczelny zmienia cały tekst lecz nie podpisuje się jako jego autor. Czy dzwoniłam do redaktorka chcąc wyjaśnić całe to zajście? Początkowo miałam taki zamiar, lecz postanowiłam wykorzystać bloga i fakt, że od jakiegoś czasu moje wpisy publikowane są na portalu „Twój Sącz”. Nie mam zamiaru rozmawiać z tym panem, tak samo jak i on nie pofatygował się aby zapytać mnie o zgodę na wykorzystaniem moich danych. Tylko moje dobre wychowanie i szacunek do osób pracujących w tej redakcji powstrzymują mnie przed ujawnieniem jego nazwiska, wspomnę tylko że zaczyna się na „m”, a kończy na „sz” (proszę nie mylić z redaktorem którego nazwisko kończy się na „cz”).
Tak wygląda koniec tej historii, a może to dopiero początek? Można oczywiście zastawiać się czy hałas jaki tu podnoszę jest adekwatny do tematu, który podjęty został w artykule, wszak zgadzam się ze „swoimi” wypowiedziami, z których wynika ni mniej ni więcej, że śmieci należy wrzucać do kosza, a nie do lasu. Razi mnie jednak bezczelność niektórych ludzi i ich brukowa moralność. Kupiłam gazetę, w której ukazał się ten „wywiad”, przeczytałam pozostałe teksty i zrobiło mi się smutno, bo wynikało z nich, że mieszkam w miejscu gdzie poza tragediami, zabójstwami, pijanymi kierowcami i górami śmieci nie ma tutaj nic więcej.
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na ten temat.
A.




![Linia kolejowa nr 104. Prace modernizacyjne w Nowym Sączu i Marcinkowicach [ZDJĘCIA] Prace w rejonie przejazdu kolejowo-drogowego na ul. Kościuszki w Nowym Sączu](https://twojsacz.pl/wp-content/uploads/2025/12/Prace-w-rejonie-przejazdu-kolejowo-drogowego-na-Kosciuszki2-100x75.jpg)

O co tyle hałasu? Gdyby to była przyjaciółka, a nie koleżanka, to zrozumiałe. Jeśli chodziłoby o telewizję, a przynajmniej radio, a to tylko jakaś gazetka. Skoro mowa była o dzikich wysypiskach śmieci, a nie o preferencjach wyznaniowych, seksualnych, albo chociaż o politycznych, O.K. Jeżeli pisałbym to co myślę, a nie żartował, to oburzenie byłoby oczywiste. A tak, to współczuję koleżanki; my chłopaki z takim kumplem wódeczki nie pijemy, i koleżance, bo jest na prostej drodze do manipulacyjnego dziennikarstwa, na zamówienie. Co do redakcji? Tabloidy, sensacja, obrazki – jakie społeczeństwo, takie tytuły. I jeszcze jedno. Radzę żądać sprostowania. „Chamstwu w życiu należy przeciwstawiać się siłom (…) i godnościom osobistom”, albo wężykiem.
Szanowna Pani
Wstydzić powinna się w pierwszym rzędzie koleżanka dziennikarka. Nawet jeśli redaktor to manipulant, to moim zdaniem jest niewiarygodne, że koleżanka o niczym nie wiedziała. Wygląda raczej na to, że podyktowała mu rozmowę z Panią. Przecież podała Pani nazwisko i pozwoliła wydrukować bez Pani wiedzy i zgody. Coś tu nie gra. Jeśli redaktor wywierał na nią presję i zmusił do złamania zasad etyki zawodowej, to tym bardziej sprawa wymaga wyjaśnienia. Proszę nie odpuszczać. Pozdrawiam
Nie komentowałam tematu w żaden sposób, zaproponowałam tylko udostępnienie zdjęcia. Wierzę, że jedyną winą koleżanki jest tylko jej brak doświadczenia. Sprawdziłam natomiast wątpliwą ścieżkę kariery pana m….sza i wzmianka o romansie z super expresem chyba wszystko wyjaśnia. Pozdrawiam