Reklama
W założeniach miał to być duet fotograficzny, ale – jak to w życiu – nie wyszło. Zostałem sam na „placu boju”. Stoję w pełnym świetle a zewsząd łypią na mnie okiem. Aparaty. Dzikie. Trzeba je oswoić. Trzeba je nauczyć, by robiły to, co wymyślę w mojej głowie. Muszę je wytresować, by były mi posłuszne. Żeby były przedłużeniem moich rąk. Żeby w moich dłoniach nie były tylko martwymi przedmiotami, ale żeby elastycznie reagowały na moje wizje.
Stoję w świetle, bo fotografia to „malowanie światłem”. Tresuje aparaty i siebie. Robię zdjęcia.
Reklama