Strona główna Wczoraj i dziś

W Sączu był kościół świętego Walentego

Przez kilkaset lat 14 lutego kojarzył się sądeczanom z małym kościółkiem pod patronatem świętego Walentego. Dziś, kojarzy się raczej z zakupami, prezentami i pielgrzymkami do galerii handlowych.

Święty Walenty z wykształcenia był lekarzem żyjącym w III wieku. Został jednak duchownym. W czasach jego posługi duszpasterskiej, cesarz rzymski zabronił młodym mężczyznom wchodzić w związki małżeńskie w wieku od 18 do 37 lat – panowie w tym wieku byli potrzebni w wojsku. Walenty tymczasem udzielał ślubów wszystkim, którzy go o to poprosili. Trafił do więzienia, gdzie zakochał się w niewidomej córce strażnika. Oczywiście uzdrowił swoją narzeczoną a cesarz, kiedy się o tym dowiedział, kazał go zamordować.

Reklama

Tak oto powiązano współcześnie Walentego z zakochanymi, których stał się patronem. Mało kto wie, że święty jest także specjalistą od leczenia epileptyków i opętanych. Epilepsja w Polsce była kiedyś nazywana chorobą świętego Walentego.

A teraz przenosimy się do średniowiecza, kiedy kult świętego okrzepł nie tylko w Europie ale także w Polsce i dotarł także do Nowego Sącza. Cały kompleks – kościół i szpital poświęcony Walentemu – znajdował się w rejonie dzisiejszych Plant, ulicy Konarskiego i Narutowicza. Niedaleko musiał się znajdować także cmentarz, bowiem była to ówczesna praktyka. Kilka lat temu odkopano kości przy ul. Narutowicza. Pochodzą one właśnie z zapomnianej nekropolii. Niedaleko znajdowała się także łaźnia dla podopiecznych szpitala. Wszystko było poza murami miasta, zgodnie z ówczesnymi standardami.

Drewniany kościół świętego Walentego wspomniany jest już w 1490 roku. Od początku znajdował się na przedmieściu węgierskim. Został konsekrowany w 1510 roku. W tym roku mieszczanie złożyli także datki na jego działalność. W 1539 roku przy szpitalu utworzono prepozyturę. Powstała ona specjalnie dla chorych, którzy narzekali na brak opieki duchowej w szpitalu. Utrzymanie kapłana na stałe sfinansował mieszczanin Jan Marek. Aktu fundacji i powołania dokonał biskup Piotr Gamrat, zaś zatwierdził go sam król Zygmunt Stary.

Kościół musiała spotkać jakaś tragedia (być może pożar), skoro w 1639 r. zbudowano nową świątynię, na miejscu starej. W czasie wizytacji starego kościoła pisano o nienajlepszej kondycji budynku: „także kościółek ledwie się nie rozwali, ciecze, kiedy deszcz do kościoła [pada]”. Budowę ufundował pleban z Barcic, ks. Stanisław Rewera. Nowa budowa zdecydowanie nie przypominała już kościoła a raczej kaplicę przyszpitalną. Dwa okna, dwa ołtarze i belka tęczowa z krucyfiksem – tak wyglądała świątynia. Czas był nieciekawy – ciągłe wojny, epidemie i pożary nie sprzyjały rozwojowi instytucji a tylko dostarczały potrzebujących pomocy.

Kolejnym tragicznym wydarzeniem był Potop Szwedzki. Świątynia została spalona w czasie walk ze Szwedami 13 grudnia 1655 roku. Kościół odbudował w 1678 r. pleban z Mystkowa ks. Wojciech Witewski.

Szpital powstał mniej więcej w tym samym okresie co kościół. Prawdopodobnie został przeniesiony bliżej miasta, ze starego murowanego kościółka św. Mikołaja, wówczas należącego do ojców norbertanów (rejon dzisiejszego starego cmentarza). Szpital św. Walentego – według Sygańskiego – ufundowali sądeccy mieszczanie w 1464 roku. Funkcjonował aż do zaborów i przebywali w nim głównie trędowaci.

kościół na Starym Cmentarzu w Nowym Sączu
W podobnym jak na zdjęciu otoczeniu mógł być usytuowany kościół pw. św. Walentego. Na fotografii zrobionej najprawdopodobniej w latach 50. fragment ulicy Jagiellońskiej i kaplica na Starym Cmentarzu w Nowym Sączu, do 1955 roku pod wezwaniem św. Mikołaja. Fot. archiwum Jacka Bassary / Twój Sącz

Szpital dla „krosowatych” – jak nazywano trędowatych – cieszył się fundacjami mieszczan. Mimo to, warunki w szpitalu były fatalne. U schyłku średniowiecza, w jednej izbie przebywało dziewięciu chorych. Szpital uchodził za jeden z lepszych w mieście, bowiem utrzymywał się z własnego, niewielkiego gospodarstwa. W niedzielę jadano mięso a na co dzień kuchcono „coś z tych legumin, które się im urodzą”. Sprawne funkcjonowanie szpitala nadzorowali prowizorzy instytucji, m.in. Witaliczewski. Uważał on, że „to wielka rzecz ubogimi Chrystusowymi się opiekować”.

Na podobnej zasadzie funkcjonował w mieście szpital św. Ducha. Pod koniec XVI wieku cieszył się nie najlepszą sławą. W mieście panoszyła się plotka, jakoby norbertanie zabierają ubogim i podopiecznym jedzenie a potrzebujących odsyłają do szpitala św. Walentego. Musimy nadmienić, że znaczenie słowa szpital w ówczesnych czasach nie oznaczało lecznicy. Była to instytucja z pogranicza dzisiejszych przytułków i hospicjów. Trafiali tam m.in. starsi ludzie wyrzucani z domów. Podopieczny szpitala, nowosądecki garncarz skarżył się w 1647 roku że wyrzuciła go z domu żona „albowiem mnie z domu pozbywszy, do szpitala św. Walentego wtrąciła”. Ot, takie czasy…

Co robiono, kiedy brakowało pieniędzy? Co prawda według zaleceń władzy prowizor powinien o pomoc zwrócić się do władz miasta lub biskupa. Praktyka wyglądała inaczej. Wysyłano jednego z pensjonariuszy na ulicę z puszką. Żebry były zawsze dobrym sposobem na podreperowanie budżetu. W samym szpitalu nie było źle. Każdy miał własne, czyste łóżko, swoją celę. Przestrzegano zasady, iż „dziadowie nie mają legać tam gdzie niewiasty”. Dbano o komunię i o spowiedź. Mimo to lokatorzy chyba lubowali się w przesądach i gusłach, skoro wizytator napominał ich przed takimi praktykami. Napominał także co do języka jakiego używali… Gdyby nie żyli przykładnie, za karę mogli trafić do komory lub oddawać datek do puszki. Za czary wyrzucano z przytułku. Obok szpitala znajdowała się łaźnia na wysokim poziomie. Nakazano „aby łaźnia była palona, żeby jako na duszy i tak i na ciele byli wszyscy omyci”.

Kościół rozebrano pod koniec XVIII wieku. Wiemy, że świątynia poświęcona św. Walentemu istniała jeszcze w 1781 roku. Wkrótce zniknął szpital, zapomniano o cmentarzu… Dziś już o świętym Walentym pamiętają tylko zakochani i historycy.

Łukasz Połomski
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj